OJCU, SYNOWI I DUCHOWI ŚWIĘTEMU

Kościół

Bp Bernard Fellay: Nowe miłosierdzie, bez konieczności skruchy ma uratować reformy soborowe

List do Przyjaciół i Dobroczyńców nr 84

Streszczenie: Podczas konferencji wygłoszonej 20 stycznia 2015 r. kard. Rodríguez Mardiaga stwierdził, że ​​miłosierdzie musi tchnąć nowego ducha w reformy wprowadzone przez II Sobór Watykański, po to, aby otworzyć Kościół na świat współczesny. Ma to być miłosierdzie bez pokuty, które, jak się zdaje, jest tylko pełnym samozadowolenia spojrzeniem na grzesznika i jego przewiny.

W związku z nadchodzącym Rokiem Świętym należy rozróżnić pomiędzy tym jednostronnym miłosierdziem a miłosierdziem prawdziwym, które w pełni zaprasza do nawrócenia, do odrzucenia grzechu. Nasze modlitwy i pokuta muszą w tym roku stanowić odpowiedź na prośbę Bolesnego i Niepokalanego Serca Matki Bożej wyrażoną w Fatimie, czego setną rocznicę będziemy obchodzić w 2017 r.

Drodzy Przyjaciele i Dobroczyńcy!

Doprawdy nie trzeba wiele się rozwodzić, aby skonstatować fakt, że Kościół – nasza święta Matka – jest pogrążony w kryzysie. A jednak w ostatnich miesiącach pojawiło się wiele niepokojących oznak, sugerujących, że oto znaleźliśmy się w jeszcze większych kłopotach i większym zamęcie. Utrata jedności w Kościele staje się coraz oczywistsza, zarówno w odniesieniu do wiary i moralności, jak i do liturgii i dyscypliny; można zatem założyć, że czekają nas ciężkie czasy. Jeśli nie wydarzy się cud, to należy się obawiać, że wierni będą jeszcze bardziej opuszczeni i że ze strony hierarchii jako całości nie będą już mieli żadnego wsparcia, choć jest ono konieczne.

Bp Bernard Fellay, przełożony generalny FSSPX

Nowe miłosierdzie ma uratować reformy soborowe

Oto przykład, mający zilustrować co mamy na myśli: konferencja kard. Oskara Andrzeja Rodrígueza Maradiagi, koordynatora grupy kardynałów, której papież Franciszek powierzył przedyskutowanie sprawy reformy Kurii Rzymskiej. Przemówienie to zostało wygłoszone 20 stycznia br. na kalifornijskim Uniwersytecie Santa Clara i jest o tyle pouczające, że pozwala przyjrzeć się poglądom inspirującym najbliższych doradców papieża. Po pierwsze, [papież] zamierza przeprowadzić swoje reformy – przez co powinniśmy rozumieć cały szereg reform podejmowanych od II Soboru Watykańskiego – w taki sposób, by stały się nieodwracalne. Nawiasem mówiąc zamiar, żeby nigdy się nie cofać, został wyrażony także w innych fragmentach tej konferencji.

Jednak już przeprowadzone reformy są w niebezpieczeństwie – jak przyznał honduraski kardynał – bowiem stały się przyczyną poważnego kryzysu w Kościele. Powodem jest fakt, że każda reforma musi być ożywiona przez ducha, który jest jej istotą, a wdrażając soborowe reformy nie szanuje się tej zasady. Wręcz przeciwnie, były one przeprowadzane – jak mówi kardynał – pozostawiając dawnego, tradycyjnego ducha w stanie nienaruszonym, co sprawiło, że niektóre z tych zmian nie zostały zrozumiane, prawie nigdy nie przyniosły efektów oczekiwanych przez reformatorów i spowodowały w Kościele coś w rodzaju schizofrenii.

Kard. Rodríguez twierdzi jednak, że nie ma powrotu. W jego opinii wciąż należy podsycać ducha właściwego dla tych reform, tak, aby je ożywiać i pobudzać. Tym duchem jest miłosierdzie. A papież właśnie ogłosił Święty Rok Miłosierdzia…

Prawdziwe miłosierdzie według Najświętszego Serca Pana Jezusa

O co dokładnie chodzi? Miłosierdzie samo w sobie jest słowem drogim sercu każdego katolika, gdyż oznacza najbardziej wzruszający przejaw miłości Boga do nas. Objawienia Najświętszego Serca w minionych wiekach nie były niczym innym jak jeszcze dobitniejszym okazaniem miłosierdzia Boga wobec ludzkości. To samo trzeba powiedzieć o kulcie Bolesnego i Niepokalanego Serca Maryi. Niemniej jednak prawdziwe miłosierdzie, które oznacza ten początkowy, bardzo wzruszający krok Boga ku grzesznikowi i Jego nędzy, ma miejsce w chwili nawrócenia stworzenia do Niego: „Żyję ja, mówi Pan Bóg, nie chcę śmierci bezbożnego, ale żeby się nawrócił bezbożny od drogi swej, a żył” (Ez 33, 11). Stąd Ewangelie podkreślają obowiązek nawrócenia, pokuty i wyrzeczenia. Nasz Pan posunął się aż do stwierdzenia, że „jeśli pokutować nie będziecie, wszyscy podobnie zginiecie” (Łk 13, 5).

To wezwanie do nawrócenia jest podstawową treścią Ewangelii; znajdujemy je u św. Jana Chrzciciela, jak również u św. Piotra. Kiedy grzesznicy, pod wpływem głoszonego Słowa Bożego, pytają, co muszą zrobić, słyszą tylko to polecenie: „Nawróćcie się i czyńcie pokutę”. Matka Boża w swych objawieniach w ostatnich stuleciach, czy to w La Salette, czy w Lourdes lub Fatimie, nie mówi o niczym innym, jak o modlitwie i pokucie.

Obecnie nowi głosiciele nowego miłosierdzia tak bardzo podkreślają ten pierwszy krok uczyniony przez Boga ku człowiekowi zatraconemu przez grzech, ignorancję, [duchową] nędzę, że zbyt często pomijają krok drugi, który musi pochodzić od stworzenia: pokutę, nawrócenie, odrzucenie grzechu. Ostatecznie nowe miłosierdzie jest niczym innym jak samozadowoleniem w grzechu. Bóg cię kocha… niezależnie od wszystkiego.

Nowe miłosierdzie bez konieczności skruchy

Niestety, przykłady miłosierdzia podane przez kard. Rodrígueza Maradiagę nie pozostawiają miejsca na wątpliwości. Tak więc twierdzi on, że chrześcijanie, którzy złamali przysięgę małżeńską i założyli „nowe rodziny”, mają pełne prawo do miejsca w życiu Kościoła, i to bez zbędnych ceregieli… On nawet głosi, że ci, którzy opuścili Kościół w stanie grzechu, osiągną niebo na równi ze świętymi. Kardynał oczywiście potępia sługi Kościoła za to, że zganili tych nieszczęśników… To jest to nowe miłosierdzie, ta nowa duchowość, które mają na wieki utrwalić reformy kościelnych instytucji i nauczania moralnego – zarówno te przeprowadzone po soborze, jak i te nowe, obecnie rozważane! To jest niezwykle poważna sprawa. Ale to może nam również pomóc zrozumieć, dlaczego jesteśmy tak bardzo przeciwni temu, co nazywa się „duchem soboru”. Rzeczywiście, reformy zostały wprowadzone w imię tego nowego ducha – ducha, który z pewnością nie jest tradycyjny. Możemy powiedzieć, że ten duch zepsuł wszystko na soborze, nawet te jego postanowienia, które mogą być rozumiane po katolicku… Ten duch jest dostosowaniem do świata, jest pełną samozadowolenia wizją własnych upadków i pokus w imię dobroci, miłosierdzia i miłości. Zatem na przykład ludzie nie mówią już, że inne religie są fałszywe, co przecież głosi Magisterium wszystkich czasów. Już nie naucza się o niebezpieczeństwach tego świata. W ciągu ostatnich 50 lat nawet diabeł niemal całkowicie zniknął z kościelnego słownika. Ten duch wyjaśnia obecne cierpienia Kościoła, którego autorytet maleje pomimo otwarcia na świat; każdego dnia traci więcej członków, więcej kapłanów, i stwierdza, że ​​ma coraz mniejszy wpływ na współczesne społeczeństwo. Irlandia, niegdyś tak katolicka, gdzie właśnie zalegalizowano „małżeństwa” osób tej samej płci, jest tego smutnym przykładem.

Czy można okroić miłosierdzie, odciąć je od niezbędnej pokuty, jak to czyni kard. Rodríguez, po to, aby nadać nowego ducha reformom soborowym i zerwać z duchem tradycyjnym? Zdecydowanie nie! Czy podczas tej konferencji, która miała miejsce trzy miesiące przed wydaniem bulli ogłaszającej Rok Święty, kardynał był interpretatorem myśli papieża Franciszka? To trudno orzec, ponieważ od dwóch lat komunikaty pochodzące z Rzymu są tak bardzo sprzeczne, co prywatnie przyznają niektórzy kardynałowie, a wielu watykanistów – publicznie.

Konieczność odróżniania miłosierdzia jednostronnego od prawdziwego

Czy zatem mamy pozbawić się łask Roku Świętego? Wprost przeciwnie. Kiedy źródło łaski wytrysnęło, wówczas musimy przyjąć ją w obfitości! Rok Święty jest wielką łaską dla wszystkich członków Kościoła. Przecież żyjemy dzięki prawdziwemu miłosierdziu, jak nas o tym pouczają wszystkie karty Ewangelii i tradycyjna liturgia. Zgodnie z „wstępnym rozeznaniem”1, na którym abp Lefebvre oparł prowadzenie Bractwa Świętego Piusa X, w tych czasach zamętu odrzucamy jednostronne miłosierdzie i żyjemy dzięki miłosierdziu w całej jego pełni.

Łacińskie słowo, które napotykamy tak często i które oczywiście musimy mieć na ustach, to miserere. Oznacza ono, że sami uznajemy naszą nędzę, ale jest ono także wołaniem o Boże miłosierdzie. Świadomość naszej nędzy sprawia, że prosimy o przebaczenie, napełnia nas skruchą i towarzyszy pragnieniu niepopełniania grzechów. Prawdziwa miłość, która do tego pobudza, sprawia że rozumiemy konieczność zadośćuczynienia za nasze grzechy – stąd zatem ofiara przebłagania i zadośćuczynienia. Wszystko to jest konieczne przy nawróceniu, aby uzyskać przebaczenie miłosiernego Boga, który rzeczywiście nie chce śmierci grzesznika, ale żeby ten się nawrócił i żył. Jeśli człowiek rości sobie pretensje do wiecznej szczęśliwości, jednak brak mu woli zerwania z grzesznymi przyzwyczajeniami, nie chce unikać okazji do grzechu i nie postanawia poprawy, to żyje w całkowitej fikcji.

Głoszenie miłosierdzia bez konieczności nawrócenia się grzeszników byłoby przesłaniem pozbawionym znaczenia ze względu na niebo, diaboliczną pułapką, która uspokaja świat w jego szaleństwie i jego coraz bardziej otwartym buncie przeciwko Bogu, podczas gdy dla niebios sprawa jest zupełnie jasna: „Nie błądźcie: Bóg nie pozwoli naśmiewać się z siebie” (Gal 6, 7). Życie człowieka w dzisiejszym świecie to wzywanie gniewu Bożego. Idąca w miliony masakra niewinnych dzieci w łonach matek, legalizacja związków sprzecznych z naturą oraz eutanazja – nie wspominając o innych niesprawiedliwościach – są zbrodniami, które wołają o pomstę do nieba.

Miłosierdzie według Bolesnego i Niepokalanego Serca Maryi

Potraktujmy ten apel do [Bożego] miłosierdzia tak poważnie, jak to zrobili mieszkańcy Niniwy! Idźmy w poszukiwaniu zagubionej owcy, módlmy się o nawrócenie dusz, czyńmy wszelkie dzieła miłosierdzia, jakie tylko możemy – te materialne, a szczególnie te duchowe, bowiem bardzo ich brakuje.

Jeśli Matka Boża ponad sto lat temu mogła powiedzieć, że to było wszystko, co mogła zrobić, żeby powstrzymać karzącą rękę swego Syna, to co powiedziałaby dzisiaj?

Gdy chodzi o nas, drodzy Bracia i Siostry w wierze, to musimy wykorzystać ten Rok Święty, aby prosić miłosiernego Boga o coraz głębsze nawrócenie ku świętości oraz błagać łask i odpustów płynących z Jego nieskończonego miłosierdzia. Przygotujmy się na setną rocznicę objawień Matki Bożej w Fatimie, praktykując nabożeństwo do Jej Bolesnego i Niepokalanego Serca oraz krzewiąc je ze wszystkich sił, tak, jak tego żądała.

Nieustannie będziemy błagać, żeby Jej prośbom stało się zadość – a w szczególności żeby poświęcenie Rosji zostało wreszcie właściwie przeprowadzone. Nie ma sprzeczności między myślami zwróconymi ku Maryi a tymi na Rok Miłosierdzia – wręcz przeciwnie! Nie dajmy rozdzielić tego, co Bóg chce, by było połączone: dwa Serca, Jezusa i Maryi – jak nasz Pan wyłożył to siostrze Łucji w Fatimie. Każdy dystrykt Bractwa będzie Was informować o konkretnych inicjatywach podejmowanych dla skorzystania ze wszelkich łask, które Boże Miłosierdzie zapewnia nam podczas tego Roku Świętego.

W ten sposób możemy zaoferować, tak dalece jak to tylko możliwe, naszą współpracę z miłosiernym Bogiem dla zbawienia wszystkich ludzi dobrej woli.

Niech Pan Wam błogosławi za Waszą hojność i, w tę Niedzielę Zesłania Ducha Świętego, obficie obdarzy łaskami wiary i miłości.

Bp Bernard Fellay

w Niedzielę Zesłania Ducha Świętego, 24 maja 2015 r.

Źródła

  1. „W praktyce nasze stanowisko powinno opierać się na wcześniejszym rozeznaniu (…): kiedy papież mówi coś, co pozostaje w zgodzie z Tradycją, przyjmujemy to; kiedy mówi coś, co pozostaje w sprzeczności z naszą wiarą lub zachęca do czegoś bądź zezwala na coś, co naszej wierze szkodzi, nie możemy tego przyjąć! Podstawową po temu przyczynę stanowi fakt, że Kościół, papież i hierarchia są na usługach wiary. To nie oni tworzą wiarę; oni muszą jej służyć. Wiara nie jest czymś, co się tworzy, jest niezmienna, stanowi przekaz” (abp M. Lefebvre, Oni Jego zdetronizowali, Warszawa 1997, s. 208).

 

Dwaj papieże, dwa nauczania — któremu powinniśmy wierzyć? – Michael Matt

„Udałem się do Turcji jako pielgrzym, a nie jako turysta. Kiedy wszedłem do meczetu, nie mogłem powiedzieć: «Teraz jestem turystą». Nie, miało to charakter całkowicie religijny. I wówczas wydarzyło się coś wspaniałego!” – powiedział papież Franciszek podczas konferencji prasowej w trakcie lotu powrotnego z Turcji do Rzymu, 30 listopada 2014 roku.

„Mufti udzielił mi obszernych wyjaśnień, z wielką pokorą i posiłkując się Koranem, który mówi o Maryi i Janie Chrzcicielu. Wyjaśnił mi to wszystko (…) W pewnym momencie poczułem potrzebę modlitwy. Zapytałem go: «Pomodlimy się przez chwilę?». A on odpowiedział: «Tak, tak». Modliłem się o pokój dla Turcji, za muftiego, za wszystkich ludzi i za siebie samego, tak jak dyktowało mi serce (…) Modliłem się serdecznie (…) Modliłem się przede wszystkim o pokój i mówiłem: «Panie, połóż kres wszystkim tym wojnom!». Tak więc była to chwila szczerej modlitwy (…)” – dodał papież Franciszek. Czytaj dalej

Franciszek umył nogi transseksualiście

W Wielki Czartek, kontynuując zwyczaj wyszydzania tego co zrobił Jezus swoim uczniom w dzień przed swoją męką, papież Bergoglio umył stopy między innymi dziecku i transseksualiście. Następnie transseksualista przystąpił do Komunii Świętej przyjmując z rąk kapłana Ciało Chrystusa. Ciekawe że nawet “postępowe” media całą sprawę przemilczały. Widocznie jest to na tyle jednoznaczny gest, że nawet one bały się go pokazać. Wygląda na to że jest jeszcze za wcześnie, ludzie są nieprzygotowani. Chyba reakcja wiernych i niektórych biskupów na ubiegłoroczną próbę przeforsowania komunii dla rozwodników pokazała że “siły postępu” w Kościele nie mają jeszcze wystarczającej przewagi. Ale program przyjęty gdzieś na wyżynach masonerii musi iść swoim tokiem. Lud jeszcze nie dojrzał, ale rewolucja musi trwać.

Transseksualista któremu papież Franciszek umył i pocałował nogi

Papież Bergoglio grzeszy pychą próbując być lepszym od Jezusa Chrystusa. Jezus obmył stopy swoim uczniom, Bergoglio idzie dalej, chce myć nogi wszystkim grzesznikom i tym, którzy jeszcze nie są uczniami. Kto będzie następny po muzułmance i transwestycie? Czy może w przyszłym roku Franciszek umyje nogi pedofilowi? Czym w przyszłym roku nas zaszokuje? A może w przyszłym roku nie będziemy się już niczemu dziwić? Może w tej “rewolucji” chodzi właśnie o to żebyśmy przestali się dziwić?

Tu film na YouTube w którym transseksualista opowiada o sobie i całym zdarzeniu.

Za: ‚Zapiski z kamiennego lasu’ (7 kwietnia 2015)

Judaizm przeciwko Mojżeszowi. Gnostycki mesjanizm Sabbataja Cwi – Hugon Hajducki

Trwa duchowa wojna pomiędzy Bogiem a Lucyferem. W trakcie tych zmagań książę ciemności niejednokrotnie zło nazywa dobrem, a nienawiść ukrywa w słowach głoszących miłość, tolerancję i pokój.

Zapowiedziane przez św. Jana zbiorowe nawrócenie Żydów jest od dawna wypatrywanym znakiem, potwierdzającym nadejście czasów ostatecznych i rychłą paruzję Chrystusa. Jest to jedna z wielkich tajemnic dotyczących losów całego świata. W jakich jednak okolicznościach nastąpi nawrócenie Żydów? W którym momencie porzucą oni swoje zgubne poglądy o nadejściu narodowego mesjasza, który przyjdzie tylko po to, by stworzyć kolejne ziemskie imperium? Czy będzie to związane z pojawieniem się kolejnego fałszywego mesjasza żydowskiego? Pytania, na które trudno udzielić jednoznacznej odpowiedzi, można by mnożyć.

Historia narodu żydowskiego po odrzuceniu i przelaniu krwi Zbawiciela jest historią pogrążania się w religijnych błędach i samouwielbieniu. Wbrew obiegowym poglądom, Żydzi nie pozostali wierni zasadom ortodoksyjnego judaizmu, dzieląc się na liczne i zwalczające się sekty. Do dziś sam judaizm jest zjawiskiem zróżnicowanym, a jego podział na żydowskich ortodoksów i zsekularyzowanych Żydów reformowanych jest bardzo dużym uproszczeniem. Jednym z odłamów dzisiejszego judaizmu (choć część samych Żydów traktuje ten ruch religijny jako heretycką sektę) jest wpływowy i działający do dziś w konspiracji sabbataizm. Warto zapoznać się z poglądami głoszonymi w łonie tej sekty, tym bardziej że zostały one przyjęte przez niektóre dzisiejsze odłamy judaizmu, jak również sekty (najczęściej protestanckie) o charakterze judeochrześcijańskim. Warto z jeszcze jednego powodu: ponieważ sabbataizm jest koncepcją religijną odpowiedzialną za liczne, fatalne w skutkach wydarzenia społeczne i polityczne na świecie dziejące się w ciągu ostatnich 200 lat, a które od XIX wieku przypisywano bez różnicy wszystkim Żydom. Niejednokrotnie sami sabbatajczycy gorliwie pomagali w szerzeniu antyżydowskiej propagandy, aby w ten sposób, łamiąc Prawo, przyśpieszyć osiągnięcie mesjańskiego czasu. Czytaj dalej

W I E L K A N O C  -  2015

Umarłeś na krzyżu,

Jezu – Zmartwychwstałeś!

Dla nas i dla wiecznej chwały…

A co przedtem było?

 

Co my zrobiliśmy -

Gdy nasze grzechy

Twoje ciało biczowały,

A wiara zmieniała w niewiarę,

Choć ramiona Twego krzyża

Z miłością nas oplatały?

 

Co my zrobiliśmy -

Gardząc Twoim obliczem,

Nie mieliśmy w sercu Boga,

Tylko biegnąc ścieżkami życia,

Dbaliśmy o majątek, zapominając,

Że bez Niego jesteśmy niczym?

 

Co my zrobiliśmy -

Ze słowami prawdy objawionej,

Zapisanymi  w Boskich słowach

Jezusa – nauczyciela naszych dusz,

Zmartwychwstałego, w Trójcy Jedynego,

Któremu wierzymy jako Bogu?

 

Co my zrobiliśmy -

To trudna odpowiedź z przeszłości

Dla ludzi Izraela, i dla nas – teraz,

Toczących syzyfowe kamienie wiary,

Coraz trudniej, coraz gorzej,

Trwonimy prawdę o Zmartwychwstaniu,

Tracąc jej sens, odległy od Boskiej miary?

 

Co my zrobiliśmy -

Co jeszcze zrobić musimy,

Według słowa wcielonego,

I płynącej z krzyża Jezusa

Nauki, żeby być – i codziennie

W Nim zmartwychwstawać?

 

 NY – Marian 44

 


 Resurrection

 Składam wszystkim serdeczne życzenia zdrowia, wielu łask Bożych i radosnych, pogodnych świąt.

CHRYSTUS  ZMARTWYCHWSTAŁ – PRAWDZIWIE  ZMARTWYCHWSTAŁ, ALLELUJA !!!

MARIAN 44

 

 

 

 

 

Wielki Czwartek

Dałem wam przykład

Liturgia Wielkiego Czwartku rozpoczyna Triduum Paschalne, które choć składa się z trzech dni, stanowi nierozerwalną jedność. O ile poranna celebracja ma miejsce tylko w katedrze, Msze Święte wieczorne sprawowane są we wszystkich parafiach. Mają bardzo uroczystą oprawę. Na pierwszy plan wybija się dziękczynienie za dar Eucharystii i kapłaństwa. Podkreśla to liturgia słowa.

Dzisiejsza wieczorna Eucharystia ma charakter bardzo uroczysty. Liturgia słowa przypomina wydarzenia z Wieczernika, nawiązuje do tradycji uczty paschalnej, w którą wpisuje się Ostatnia Wieczerza. Chrystus nadaje jej zupełnie nowy sens. Sam siebie czyni Barankiem paschalnym – Ofiarą, która odtąd będzie składana do końca świata za zabawienie świata. W nakazie skierowanym do apostołów: „To czyńcie na Moją pamiątkę”. Wielki Czwartek to też dzień ustanowienia służebnego kapłaństwa, którego zadaniem, poprzez sukcesję apostolską, będzie kontynuowanie przez wieki misji zleconej przez Mistrza. Z tej okazji polscy biskupi skierowali w tym roku do kapłanów specjalny list, w którym wzywają ich do odnowienia zażyłości ze Słowem Bożym, która może rozpocząć „nową duchową wiosnę” w Kościele w Polsce i na świecie. „Jedną z najbardziej subtelnych pokus, którą wabieni są także kapłani, jest myślenie, że słowa wzięte z ulicy mogą być bardziej „nośne” i bardziej skuteczne aniżeli Słowo Boże”, przestrzegają pasterze.
Szczególnym momentem Mszy św. Wieczerzy Pańskiej jest powtarzany za Chrystusem obrzęd umycia nóg przez kapłana celebrującego Eucharystię. Wyraża on prawdę, że Kościół, podobnie jak Chrystus, jest po to, aby służyć. Gest ten jest też ukazaniem istoty Eucharystii – gotowości do dawania siebie braciom poprzez ofiarę z siebie i życie dla innych.
Tego dnia po uroczystym „Gloria” milkną organy aż do momentu wyśpiewania radosnego „Alleluja” podczas Liturgii Wigilii Paschalnej. Ponieważ w Wielki Piątek i Wielką Sobotę nie sprawuje się Eucharystii, w Wielki Czwartek konsekruje się Hostię do Grobu Pańskiego i odpowiednią ilość komunikantów. Po Mszy św. Najświętszy Sakrament zostaje przeniesiony do tzw. ciemnicy – na pamiątkę faktu uwięzienia i odosobnienia Chrystusa po Jego pojmaniu. Następuje procesyjne przejście do ciemnicy, gdzie rozpoczyna się adoracja Najświętszego Sakramentu. Wymownym znakiem odejścia Jezusa jest ogołocenie centralnego miejsca świątyni, czyli ołtarza.
Wcześniej, bo w wielkoczwartkowy poranek, kapłani spotykają się w kościołach katedralnych poszczególnych diecezji, aby wraz ze swoimi biskupami uroczyście sprawować tzw. Mszę św. Krzyżma. Dziękują wówczas za dar powołania, odnawiają śluby wierności, czystości i posłuszeństwa, przypominają sobie najważniejszą prawdę o swojej misji: że są po to, aby służyć i dawać swoje życie dla innych – jak Chrystus. Tradycyjnie na poranną Eucharystię przybywają ministranci, służba liturgiczna, schole. W jej trakcie biskup uroczyście święci oleje święte, używane do sprawowania sakramentów. Stąd też pochodzi określenie Msza św. Krzyżma.
Tajemnica miłości Boga do człowieka zamyka się pomiędzy piłatowym „Ecce homo” – oto człowiek, a słowami św. Tomasza apostoła wypowiedzianymi po Zmartwychwstaniu: „Pan mój i Bóg mój!”. Przed nami święty czas, podczas którego można znaleźć odpowiedzi na wiele pytań. Dobrze go wykorzystajmy.

ks. Paweł Siedlanowski

www.naszdziennik.pl

Sto tysięcy katolików prosi papieża o „słowo przeciw rozmywaniu nauki Chrystusa”

Już ponad sto tysięcy wiernych podpisało się pod „synowską prośbą” do Ojca Świętego Franciszka. Sygnatariusze – wśród nich koronowane głowy, arystokraci i wybitni uczeni – proszą papieża o wypowiedź, która ucięłaby spekulacje narastające po ostatnim synodzie biskupów.

Katolicy na całym świecie podpisują list do Papieża Franciszka, w którym proszą Go o interwencję w związku z posynodalnym zamieszaniem. Niektórzy duchowni zgromadzeni na ostatnim synodzie twierdzili, że można zmienić nauczanie Chrystusa w kwestiach nierozerwalności małżeństwa i oceny związków homoseksualnych.

Synowski apel podpisali już m.in. kard. Jorge Medina Estévez, kard. Raymond Burke, kardynał Walter Brandmüller, arcybiskup Wolfgang Haas, biskup Atanazy Schneider, książę Armand de Merode, książę Michel de Rostolan, profesor Roberto de Mattei, dr Adolpho Lindenberg i dr Caio Xavier da Silveira (przewodniczący Federacji Pro Europa Christiana) i generał Carlos Alfonso Tafur Ganoza – były głównodowodzący peruwiańskiej armii. Spośród osobistości z Polski wśród sygnatariuszy znaleźli się już m.in. profesor Jacek Bartyzel, prof. Grzegorz Kucharczyk, prof. Michał Wojciechowski i prof. Ryszard Legutko.

„Wobec zbliżającej się kolejnej sesji Synodu ds. Rodziny, która ma się odbyć w październiku 2015 roku, z synowskim oddaniem zwracamy się do Waszej Świątobliwości, by wyrazić zarówno nasze obawy, jak i nadzieje dotyczące przyszłości rodziny. Nasze obawy wynikają z doświadczeń całych dekad rewolucji seksualnej, promowanej przez sojusz potężnych organizacji, sił politycznych oraz mediów, które ustawicznie działają przeciwko samej istocie małżeństwa jako podstawowej komórki społecznej. Począwszy od tzw. Rewolucji roku 1968, doświadczamy stopniowego narzucania praw i zwyczajów moralnych przeciwnych w tym względzie zarówno prawu naturalnemu, jak i Bożemu” – piszą autorzy synowskiej prośby do papieża Franciszka.

“Wasza Świątobliwość, za sprawą informacji rozpowszechnianych podczas ostatniego Synodu, z bólem zauważamy, że dla milionów wiernych katolików światło tej latarni zostało przyćmione przez wpływ rozmaitych lobby, promujących antychrześcijański styl życia. Zauważamy ogólne zamieszanie spowodowane wrażeniem, jakoby w nauczaniu Kościoła powstał wyłom, który mógłby doprowadzić do zaakceptowania cudzołóstwa poprzez dopuszczenie osób rozwiedzionych, żyjących w nowych związkach cywilnych, do Komunii Świętej. Nie dość tego, sugeruje się nawet, jakoby Kościół mógł w przyszłości zaakceptować jednoznacznie potępione, jako sprzeczne z Prawem Bożym i naturalnym, praktyki i związki homoseksualne” – czytamy.

W tej sytuacji zdecydowana interwencja mogłaby zakończyć zamęt narastający wśród wiernych. „Słowo Ojca Świętego zapobiegłoby rozmywaniu nauczania Jezusa Chrystusa i rozproszyło ciemności przesłaniające przyszłość naszych dzieci. Błagamy Cię, Ojcze Święty, o takie słowo! Czynimy to z sercem przepełnionym oddaniem dla Waszej Świątobliwości oraz wszystkiego, co Wasza Świątobliwość reprezentuje. Mamy pewność, że słowo Biskupa Rzymu nigdy nie wprowadzi rozdziału pomiędzy duszpasterską praktyką, a nauką ustanowioną przez Jezusa Chrystusa i przekazywaną przez Jego namiestników, bowiem to tylko powiększyłoby panujący chaos. Wszak nasz Zbawiciel nauczał z całą jasnością, iż musi istnieć zgodność pomiędzy głoszoną prawdą i praktyką życia . Przestrzegał nas także, że jedynym sposobem by nie upaść, jest wcielanie w życie Jego nauki (Mt 7, 24-27) – piszą sygnatariusze listu.

Ty również możesz podpisać się pod synowską prośbą do Ojca świętego. Wystarczy wejść na stronę www.ratujmyrodzine.pl

Synowska Prośba do Ojca Świętego Franciszka

Triduum Paschalne

Rozpoczynające się dziś Triduum Paschalne to dla chrześcijan najświętszy czas w roku. Od Wielkiego Czwartku do Niedzieli Zmartwychwstania Kościół wspomina najważniejsze wydarzenia w historii zbawienia: ustanowienie Eucharystii, mękę i śmierć Chrystusa oraz Jego zmartwychwstanie.

Wielki Czwartek

W Wielki Czwartek liturgia uobecnia Ostatnią Wieczerzę, ustanowienie przez Jezusa Eucharystii oraz kapłaństwa służebnego. Jeszcze przed wieczornym rozpoczęciem Triduum Paschalnego rankiem ma miejsce szczególna Msza św. We wszystkich kościołach katedralnych biskup diecezjalny wraz z kapłanami odprawia Mszę św. Krzyżma. Podczas niej biskup święci oleje (chorych, katechumenów i krzyżmo), które przez cały rok służą przy udzielaniu sakramentów chrztu, święceń kapłańskich, namaszczenia chorych. Kapłani koncelebrujący ze swoim biskupem odnawiają przyrzeczenia kapłańskie. Msza Krzyżma jest wyrazem jedności i wspólnoty duchowieństwa diecezji.

Wieczorem w kościołach parafialnych i zakonnych Mszą Wieczerzy Pańskiej rozpoczyna się Triduum Paschalne. Przed rozpoczęciem liturgii opróżnia się tabernakulum, w którym przez cały rok przechowywany jest Najświętszy Sakrament. Odtąd aż do Nocy Zmartwychwstania pozostaje ono puste.

Msza św. ma charakter bardzo uroczysty. Jest dziękczynieniem za ustanowienie Eucharystii i kapłaństwa służebnego. Ostania Wieczerza, którą Jezus spożywał z apostołami, była tradycyjną ucztą paschalną, przypominającą wyjście Izraelitów z niewoli egipskiej. Wszystkie gesty i słowa Jezusa, błogosławieństwo chleba i wina nawiązują do żydowskiej tradycji. Jednak Chrystus nadał tej uczcie nowy sens. Mówiąc, że poświęcony chleb jest Jego Ciałem, a wino Krwią, ustanowił Eucharystię. Równocześnie, nakazał apostołom: “To czyńcie na Moją pamiątkę”. Tradycja upatruje w tych słowach ustanowienie służebnego kapłaństwa, szczególne włączenie apostołów i ich następców w jedyne kapłaństwo Chrystusa.

W liturgii podczas śpiewu hymnu “Chwała na wysokości Bogu”, którego nie było przez cały Wielki Post, biją dzwony. Po homilii ma miejsce obrzęd umywania nóg. Główny celebrans, przeważnie jest to przełożony wspólnoty (biskup, proboszcz, przeor), umywa i całuje stopy dwunastu mężczyznom. Przypomina to gest Chrystusa i wyraża prawdę, że Kościół, tak jak Chrystus, jest nie po to, żeby mu służono, lecz aby służyć.

Po Mszy św. rusza procesja do tzw. ciemnicy. Tam rozpoczyna się adoracja Najświętszego Sakramentu. Wymownym znakiem odejścia Jezusa, który po Ostatniej Wieczerzy został pojmany, jest ogołocenie centralnego miejsca świątyni, czyli ołtarza. Aż do Wigilii Paschalnej ołtarz pozostaje bez obrusa, świec i wszelkich ozdób.

Wielki Piątek

Wielki Piątek to dzień Krzyża. Po południu odprawiana jest niepowtarzalna wielkopiątkowa Liturgia Męki Pańskiej. Celebrans i asysta wchodzą w ciszy. Przed ołtarzem przez chwilę leżą krzyżem, a po modlitwie wstępnej czytane jest proroctwo o Cierpiącym Słudze Jahwe i fragment Listu do Hebrajczyków. Następnie czyta się lub śpiewa, zwykle z podziałem na role, opis Męki Pańskiej według św. Jana.

Po homilii w bardzo uroczystej modlitwie wstawienniczej Kościół poleca Bogu siebie i cały świat, wyrażając w ten sposób pragnienie samego Chrystusa: aby wszyscy byli zbawieni. Szczególnie przejmujące są modlitwy o jedność chrześcijan, prośba za niewierzących i za Żydów.

Centralnym wydarzeniem liturgii wielkopiątkowej jest adoracja Krzyża. Zasłonięty fioletowym suknem Krzyż wnosi się przed ołtarz. Celebrans stopniowo odsłania ramiona Krzyża i śpiewa trzykrotnie: “Oto drzewo Krzyża, na którym zawisło zbawienie świata”, na co wierni odpowiadają: “Pójdźmy z pokłonem”. Obecnie odsłanianie koncentruje uczestnika liturgii na cierpieniu Syna Bożego. We wczesnej Tradycji na krzyżu nie było postaci ukrzyżowanego Chrystusa. Był on zrobiony ze złota i wysadzany drogocennymi kamieniami, tak by podczas odsłaniania wierni widzieli Chrystusa triumfującego. Pierwsze krzyże z postacią Jezusa przedstawiały go z otwartymi oczami i z dwoma koronami na głowie: cierniową i królewską.

Po liturgii Krzyż zostaje w widocznym i dostępnym miejscu, tak by każdy wierny mógł go adorować. Jest on aż do Wigilii Paschalnej najważniejszym punktem w kościele. Przyklęka się przed nim, tak, jak normalnie przyklęka się przed Najświętszym Sakramentem. Po adoracji Krzyża z ciemnicy przynosi się Najświętszy Sakrament i wiernym udziela się Komunii.

Ostatnią częścią liturgii Wielkiego Piątku jest procesja do Grobu Pańskiego. Na ołtarzu umieszczonym przy Grobie lub na specjalnym tronie wystawia się Najświętszy Sakrament w monstrancji okrytej białym przejrzystym welonem – symbolem całunu, w który owinięto ciało zmarłego Chrystusa. Cały wystrój tej kaplicy ma kierować uwagę na Ciało Pańskie. W wielu kościołach przez całą noc trwa adoracja.

W Wielki Piątek odprawiane są także nabożeństwa Drogi Krzyżowej. W wielu kościołach rozpoczyna się ono o godzinie 15.00, gdyż właśnie około tej godziny wedle przekazu Ewangelii Jezus zmarł na Krzyżu.

Wielka Sobota

Wielka Sobota jest dniem ciszy i oczekiwania. Dla uczniów Jezusa był to dzień największej próby. Według Tradycji apostołowie rozpierzchli się po śmierci Jezusa, a jedyną osobą, która wytrwała w wierze, była Bogurodzica. Dlatego też każda sobota jest w Kościele dniem maryjnym.

Po śmierci krzyżowej i złożeniu do grobu wspomina się zstąpienie Jezusa do otchłani. Wiele starożytnych tekstów opisuje Chrystusa, który “budzi” ze snu śmierci do nowego życia Adama i Ewę, którzy wraz z całym rodzajem ludzkim przebywali w Szeolu.

Tradycją Wielkiej Soboty jest poświęcenie pokarmów wielkanocnych: chleba – na pamiątkę tego, którym Jezus nakarmił tłumy na pustyni; mięsa – na pamiątkę baranka paschalnego, którego spożywał Jezus podczas uczty paschalnej z uczniami w Wieczerniku oraz jajek, które symbolizują nowe życie. W zwyczaju jest też masowe odwiedzanie różnych kościołów i porównywanie wystroju Grobów.

Wielki Piątek i Wielka Sobota to jedyny czas w ciągu roku, kiedy Kościół nie sprawuje Mszy św.

Wielkanoc – Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego

Wielkanoc zaczyna się już w sobotę po zachodzie słońca. Rozpoczyna ją liturgia światła. Na zewnątrz kościoła kapłan święci ogień, od którego następnie zapala się Paschał – wielką woskową świecę, która symbolizuje zmartwychwstałego Chrystusa. Na paschale kapłan żłobi znak krzyża, wypowiadając słowa: “Chrystus wczoraj i dziś, początek i koniec, Alfa i Omega. Do Niego należy czas i wieczność, Jemu chwała i panowanie przez wszystkie wieki wieków. Amen”. Umieszcza się tam również pięć ozdobnych czerwonych gwoździ, symbolizujących rany Chrystusa oraz aktualną datę. Następnie Paschał ten wnosi się do okrytej mrokiem świątyni, a wierni zapalają od niego swoje świece, przekazując sobie wzajemnie światło. Niezwykle wymowny jest widok rozszerzającej się jasności, która w końcu wypełnia cały kościół. Zwieńczeniem obrzędu światła jest uroczysta pieśń (Pochwała Paschału) – Exultet, która zaczyna się od słów: “Weselcie się już zastępy Aniołów w niebie! Weselcie się słudzy Boga! Niech zabrzmią dzwony głoszące zbawienie, gdy Król tak wielki odnosi zwycięstwo!”.

Dalsza część liturgii paschalnej to czytania przeplatane psalmami. Przypominają one całą historię zbawienia, poczynając od stworzenia świata, przez wyjście Izraelitów z niewoli egipskiej, proroctwa zapowiadające Mesjasza aż do Ewangelii o Zmartwychwstaniu Jezusa. Tej nocy powraca po blisko pięćdziesięciu dniach uroczysty śpiew “Alleluja”. Celebrans dokonuje poświęcenia wody, która przez cały rok będzie służyła przede wszystkim do chrztu. Czasami, na wzór pierwotnych wspólnot chrześcijańskich, w noc paschalną chrzci się katechumenów, udzielając im zarazem bierzmowania i pierwszej Komunii św. Wszyscy wierni odnawiają swoje przyrzeczenia chrzcielne wyrzekając się grzechu, Szatana i wszystkiego, co prowadzi do zła oraz wyznając wiarę w Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego.

Wigilia Paschalna kończy się Eucharystią i procesją rezurekcyjną. Procesja ta pierwotnie obchodziła cmentarz, który zwykle znajdował się w pobliżu kościoła, by oznajmić leżącym w grobach, że Chrystus zmartwychwstał i zwyciężył śmierć. Ze względów praktycznych w wielu miejscach w Polsce procesja rezurekcyjna nie odbywa się w Noc Zmartwychwstania, ale przenoszona jest na niedzielny poranek.

Oktawa Wielkiej Nocy

Ponieważ cud Zmartwychwstania jakby nie mieści się w jednym dniu, dlatego też Kościół obchodzi Oktawę Wielkiej Nocy – przez osiem dni bez przerwy wciąż powtarza się tę samą prawdę, że Chrystus Zmartwychwstał. Ostatnim dniem oktawy jest Biała Niedziela, nazywana obecnie także Niedzielą Miłosierdzia Bożego. W ten dzień w Rzymie ochrzczeni podczas Wigilii Paschalnej neofici, odziani w białe szaty podarowane im przez gminę chrześcijańską, szli w procesji do kościoła św. Pankracego, by tam uczestniczyć w Mszy św. Jan Paweł II ustanowił ten dzień świętem Miłosierdzia Bożego, którego wielką orędowniczką była św. Faustyna Kowalska.

Wielkanoc jest pierwszym i najważniejszym świętem chrześcijańskim. Apostołowie świętowali tylko Wielkanoc i każdą niedzielę, która jest właśnie pamiątką Nocy Paschalnej. Dopiero z upływem wieków zaczęły pojawiać się inne święta i okresy przygotowania aż ukształtował się obecny rok liturgiczny, który jednak przechodzi różne zmiany.

Obchody Triduum Paschalnego, choć trwają od Wielkiego Czwartku do Niedzieli Wielkanocnej, wbrew pozorom nie trwają cztery, lecz trzy dni. Jest to związane z żydowską rachubą czasu. Każde święto rozpoczyna się już poprzedniego dnia wieczorem po zachodzie słońca. Tak więc pierwszy dzień świętego Triduum (Trzech Dni) Paschalnego rozpoczyna się od Mszy Wieczerzy Pańskiej w czwartek a kończy Liturgią Męki Pańskiej w piątek jeszcze przed wieczorem. Jest to zgodne z Ewangelią, która mówi, że Ciało Jezusa spoczęło w Grobie jeszcze przed nastaniem szabatu. Drugi dzień to czas liturgicznej ciszy i smutku. Kościół nie sprawuje Mszy św., a Komunię św. mogą, w formie wiatyku, przyjmować jedynie umierający. Właściwie nie sprawuje się żadnych sakramentów, choć m.in. polskie doświadczenie uczy, że to czas wzmożonej posługi kapłanów sprawujących sakrament pojednania. Wieczorem kończy się “dzień żałoby”. Rozpoczyna się trzeci dzień, w którym Chrystus zmartwychwstał. Nastaje święta Noc Zmartwychwstania, podczas której powstaje z martwych Chrystus Pan – Słońce, które nie zna zachodu. Noc Paschalna oraz cała Niedziela Wielkanocna to największe święto chrześcijańskie, pierwszy dzień tygodnia, uroczyście obchodzony w każdą niedzielę przez cały rok.

Źródło: KAI

Za: PiotrSkarga.pl

Adam Kowalik – Kto podyktował Gibsonowi „Pasję”?

 

Kto podyktował Gibsonowi „Pasję”?

Historycy nie pozostawiają złudzeń – Męka Pana Jezusa mogła wyglądać tak, jak w filmie „Pasja” przedstawił ją Mel Gibson. Dwa tysiące lat temu stosowano bowiem dokładnie takie metody i narzędzia tortur, jak te zobrazowane w filmie. Nie opisuje ich jednak szczegółowo Pismo Święte. Hollywoodzki gwiazdor oparł scenariusz swego filmu na objawieniach dziewiętnastowiecznej mistyczki. Kim była niezwykła kobieta, której Pan Jezus pokazał ostatnie dni swojego życia?

 

Pod koniec 1890 roku, w domu zakonnym przy francuskim szpitalu w Izmirze, w ramach lektury duchowej czytano „Życie Najświętszej Maryi Panny” bł. Anny Katarzyny Emmerich. Siostry zaintrygowane sugestywnym opisem domku NMP w Efezie postanowiły poprosić ojców Lazarystów o skonfrontowanie opowiadania mistyczki, która notabene nigdy nie była w Ziemi Świętej, z realiami. Misjonarze zdecydowali się posłać w teren kilku członków zgromadzenia. Jakże było wielkie ich zdumienie i radość, gdy podążając za opisem bł. Anny Katarzyny odnaleźli zapomniany wówczas domek Maryi. Później jego autentyczność potwierdziły badania archeologiczne. Kim była kobieta, która nie ruszając się z Bawarii opisała wydarzenia biblijne, podając przy tym szczegółowe dane topograficzne?

 

Urodziła się w 8 września 1774 roku w wiosce Flamschen w Westfalii, w ubogiej, wielodzietnej rodzinie wiejskiej. Od dzieciństwa ciężko pracowała najpierw w gospodarstwie domowym, potem jako służąca i krawcowa. Wychowana w religijnej atmosferze domu rodzinnego odznaczała się głęboką pobożnością. Dużo modliła się, rozważała Mękę Pańską, z cierpliwością znosiła dolegliwości związane z licznymi chorobami jakie ją trapiły. Mimo fizycznej słabości znajdowała siły by troszczyć się o potrzebujących.

 

Już w dziecięcych latach miewała mistyczne doświadczenia duchowe. W 1802 roku wstąpiła do klasztoru sióstr augustianek w Dülmen. Rok później, w listopadzie 1803 roku, złożyła śluby zakonne. Za klasztornymi murami doznania mistyczne Anny Katarzyny jeszcze się nasiliły. Zwielokrotniły się także doświadczenia, które Bóg zsyłał na nią. W ten sposób zadość czynił prośbom zakonnicy, która rozważając Mękę Pana Jezusa, modliła się by mogła współuczestniczyć w Jego cierpieniach.

 

W wieku 24 lat siostra Emmerich otrzymała pierwszy stygmat. Po nadprzyrodzonym doświadczeniu koronacji wieńcem z cierni, na jej głowie pojawiły się charakterystyczne rany, jakby uczynione ostrymi kolcami. By nie wzbudzać niepotrzebnych emocji zasłaniała je opaską.  29 grudnia 1812 roku na rękach, nogach i boku siostry pojawiły się krwawiące rany. Ta ostatnia przybrała kształt krzyża. Tak sama wspominała tę chwilę: Rozważałam właśnie Mękę Pańską, prosząc Pana Jezusa, by mi pozwolił uczestniczyć w tych strasznych cierpieniach, a potem zmówiłam pięć Ojcze nasz na cześć pięciu świętych ran… Nagle ogarnęła mnie światłość. Widziałam Ciało Ukrzyżowanego, żywe, świetliste, z rozkrzyżowanymi ramionami, lecz bez krzyża. Rany jaśniały jeszcze silniejszym blaskiem niż reszta Ciała. W sercu czułam coraz większe pragnienie ran Jezusowych. Wtedy najpierw z Jego rąk, a potem z boku i nóg wyszły czerwone promienie, które niczym strzały przeszyły moje ręce, bok i nogi.

 

Niestety, dorosłe życie przyszłej Błogosławionej przypadło na lata rewolucji, czyli czas walki z Kościołem, rabowania dóbr duchownych, znoszenia wielu instytucji kościelnych, w tym klasztorów. Likwidacji uległ także dom zakonny w Dülmen. Schorowana mistyczka musiała przenieść się do wynajętego pokoiku w domu prywatnym. Zatrudniła się jako gospodyni u emigranta z Francji ks. J.M. Lamberta. Właśnie tam otrzymała wspomniane stygmaty. Nadzwyczajne znaki męki Pańskiej udawało się przez pewien czas trzymać w tajemnicy przed światem. W końcu jednak wszystko wyszło na jaw. Sprawą zainteresowały się także władze państwowe. Mimo całkowitego paraliżu, który Annę Katarzynę unieruchomił w łóżku, pozostawała pod nadzorem policji pruskiej. Lecz mylili się wszyscy wyznawcy „rozumu”, sądząc, że wystarczy porządnie zakonnicę zbadać, a na jaw wyjdzie jakaś mistyfikacja. Wniosek z uciążliwych, a dla zakonnicy często upokarzających obdukcji i eksperymentów na jej ranach, które trwały kilka lat, był dla sceptyków zaskakujący, wszystko wskazywało, że stygmaty są autentyczne. Co więcej, wiele osób wobec jawnego cudu, nawracało się. Tak było m.in. w przypadku doktora Franciszka Wesenera, który jako pierwszy badał mistyczkę. Gdy wezwano go do osłabionej chorobami i cierpieniami kobiety był niewierzący. Po spotkaniu z pacjentką stał się gorliwym katolikiem.

 

Anna Katarzyna wiedziała, że wizje życia i męki Pana Jezusa, nie są przeznaczone wyłącznie dla niej, ale także dla innych ludzi. Próbowała więc je opisywać.  Efekt nie mógł zadowalać. Była prostą, niewykształconą kobietą. Posługiwała się dialektem westfalskim. Bóg znalazł jednak dla niej nietuzinkowego sekretarza, którym został sławny niemiecki poeta i pisarz – Klemens Brentano. Wiedziony ciekawością przyjechał do Dülmen w 1818 roku. Pod wpływem świadectwa mistyczki przeszedł głęboką przemianę duchową, stając się gorliwym katolikiem. Z wielkim zaangażowaniem przystąpił do spisywania wyznań zakonnicy i czynił to do jej śmierci.

Dniem narodzin dla Nieba błogosławionej Anny Katarzyny Emmerich był 9 lutego 1824 roku. Pokorna służka Pana Jezusa, żyjąca przez ostatnie 11 lat jedynie Komunią Świętą i wodą, odeszła w końcu do swego Mistrza.

 

Pozostawiła po sobie owoce w postaci wielu osób nawróconych za jej przyczyną oraz zebrane przez Klemensa Brentano zapiski z widzeń mistycznych. Pisarz uporządkował je, zredagował 9 lat po śmierci świątobliwej zakonnicy opublikował pod tytułem: „Bolesna Męka Jezusa Chrystusa”. W 1852 wydał także drugą książkę opartą na wizjach Anny Katarzyny: „Życie Najświętszej Maryi Panny”. Polskie tłumaczenia obu dzieł ukazały się jeszcze w XIX wieku. Ta część dziedzictwa Anny Katarzyny Emmerich przynosi obfity owoc do dzisiaj. W tym miejscu należy przypomnieć  oparty częściowo na wizjach zakonnicy z Dülmen film Mela Gibbsona pt.: „Pasja” z 2004 roku i pozytywny ferment jaki wywołał, przyczyniając się do wielu nawróceń.

 

Prawie dwa wieki czekała Anna Katarzyna Emmerich na beatyfikację. Rozpoczęty jeszcze pod koniec XIX wieku proces, w okresie międzywojennym stanął w martwym punkcie. Ponowny impuls do jego uruchomienia dał cud, który za przyczyną mistyczki wydarzył się na początku lat 70 XX wieku. Ostatecznie na ołtarze wyniósł Annę Katarzynę Emmerich Ojciec Święty Jan Paweł II. Stało się to w Rzymie 3 października 2004 roku.

 

Zbliżający się okres Wielkiego Postu sprawi, że wiele osób sięgnie po lekturę „Bolesnej Męka Jezusa Chrystusa” bł. Anny Katarzyny Emmerich. Zachęcając do tego, należy jednak podkreślić, że książka jest przede wszystkim opowieścią o wielkiej miłości Boga do człowieka. W żadnym wypadku nie może zastąpić wykładów z archeologii, geografii czy historii. Obok szczegółów, które zaskakują zgodnością z realiami, zdarzają się również drobne błędy. Cóż, to tylko dzieło ludzkie i to poniekąd pochodzące z drugiej ręki. Należy jednak podkreślić, że ani jednym zdaniem, ani jednym słówkiem, błogosławiona nie sprzeniewierzyła się Doktrynie Kościoła.

 

Poruszająca treść książki może natomiast stanowić pomoc w wielkopostnych rozważaniach Męki Pana Jezusa Chrystusa. A ten rodzaj modlitwy szczególnie miły jest Zbawicielowi. Przywołajmy w tym miejscu świadectwo innej wielkiej niemieckiej mistyczki, św. Mechtyldy, która wspominała, że podczas jednego z objawień, Pan Jezus powiedział do niej: Ilekroć przy nabożnym rozpamiętywaniu męki Mojej serdecznie kto westchnie, tylekroć wdzięcznie łagodzi rany Moje. W tejże też chwili wypuszczam strzałę miłości w serce jego. Zaprawdę powiadam, że kto by z nabożeństwa ku męce Mojej choćby jedną łezkę uronił, tak mi jest miłym, jak gdyby za mnie by podjął męczeństwo.

 

 

Adam Kowalik

 

Read more: http://www.pch24.pl/kto-podyktowal-gibsonowi-pasje-,34866,i.html#ixzz3W08gvF45

Na usługach genderideologii – Tomasz M. Korczyński

Na usługach genderideologii

Kiedy atakowany jest Kościół i jego nauczanie, każdy katolik staje by go bronić, chociaż doskonale zdaje sobie sprawę z faktu, że Kościół Chrystusa i tak obroni się sam. Jednakże brak reakcji także jest postawą.

 

Ksiądz profesor Alfred Wierzbicki udzielił kolejnego już w ostatnim czasie wywiadu, w którym opowiedział się za genderową konwencją tzw. antyprzemocową, krytykując przy tym stanowisko biskupów na temat ideologii gender. Rozmowę przeprowadzili dziennikarze „Tygodnika Powszechnego”. Uważam, iż katolikowi nie wolno milczeć w sytuacji, gdy kapłan lub świecki, występujący ex cathedra jako nauczyciel korzystający z usłużnego medium, nie tylko degeneruje prawdy wiary i nauczanie Kościoła, ale także oficjalnie uprawia herezje i bluźni.

 

Tu reakcja powinna być natychmiastowa, chociaż nie uderzająca bezpośrednio w osobę, która głosi fałszywą naukę, ale w samą herezję. Niemniej, od dawna wiadomo, że największe szkody Kościołowi niosą nawet nie tyle totalitaryzmy czy ideologie (bo już nie z takimi zatrutymi prądami jak gender chrześcijaństwo sobie radziło), ale osoby, które przebrane za nauczycieli w rzeczy samej są wygłodniałymi wilkami w owczarni. Nie są to moje słowa, ale Chrystusa, powtórzone bardzo głośno przez Benedykta XVI, który prosił o modlitwę chroniącą jego posługę przed wilkami w owczarni. Dlatego, że ktoś te koncepcje tworzy, ktoś je dystrybuuje, ktoś wstrzykuje jak truciznę w żywą tkankę, szczególnie młodego pokolenia.

 

Uczona ignorancja?

Wystąpienia ks. Wierzbickiego nie są przypadkowe ani sporadyczne. Przypomnę, że dyrektor Instytutu Jana Pawła II KUL stanął w obronie ideologizacji nauki i wypaczania nauki katolickiej już dawno temu. Używał do tego dość kontrowersyjnych tez, co prawda błędnych, ale wywołujących tęczowy fetor. Na przykład, obwołał nie tak dawno Najświętszą Maryję Pannę „ikoną gender”.

 

Rezultaty swoich przemyśleń ogłasza zazwyczaj na łamach „Gazety Wyborczej”. Korzystając z platformy ex definitione antychrześcijańskiej, przemawiając na forum antykatolickim, ks. prof. Wierzbicki pisze, że „gender nie jest ideologią wrogą chrześcijaństwu, tylko nauką”.

 

Utytułowany duchowny zgodził się z pełną premedytacją na wykorzystanie swojej osoby, swojego nazwiska w wojnie z Kościołem. Wrzuca do jednego worka pojęcia kultury, sztuki, biologii, metodologii, nauki. Zniekształca nauczanie Stolicy Apostolskiej i tym samym sieje zamęt w głowach i sercach wiernych, podważa kompetencje polskich biskupów, legitymizuje lobby niebezpiecznych środowisk mniejszościowych, i jakby jeszcze tego było mało, wypowiada się nie jako osoba prywatna, ale dyrektor stojący na czele Instytutu św. Jana Pawła II. Nic innego jak jawną manipulację lub ignorancję oznacza bowiem twierdzenie, że gender (w tym przypadku gender studies) to nauka. W rzeczywistości gender studies są wyłącznie paradygmatem, metodą badawczą wypływającą zresztą z zatrutego źródła ideologicznego, jakim jest feminizm. I tak „Gazeta Wyborcza” zdobyła kolejny przyczółek w wojnie cywilizacyjnej, znajdując następnego „dyżurnego eksperta”. Natomiast ks. Wierzbicki w istocie dolewa paliwa do mechanizmu napędzającego nagonkę na Kościół w Polsce i głosi pochwałę paranauki.

 

W artykule umieszczonym na łamach magazynu „Gazety Wyborczej” (8 marca 2014), bluźnierczo zatytułowanym „Maryja, matka gender”, autor stawia szereg słabych do utrzymania, fałszywych tez. Zdroworozsądkowo myślący czytelnik zastanawia się w zdumieniu, czy nie jest to aby świadoma prowokacja, a jeśli tak, to czemu ma ona służyć?

 

Genderowy redukcjonizm

Przedstawię główną tezę ks. prof. Alfreda Wierzbickiego, dyrektora Instytutu Jana Pawła II KUL: „Jeśli uznamy, że gender jest zagrożeniem, to stracimy rdzeń chrześcijaństwa”. Będąca konsekwencją przyjęcia nauczania Kościoła oczywista odpowiedź na takie stwierdzenie jest oczywiście przeciwna. Jeżeli uznamy gender za zjawisko bezpieczne, to stracimy rdzeń chrześcijaństwa, ideologia ta podkopuje bowiem najważniejsze prawdy o człowieku jako takim, zarówno z punktu widzenia katolickiej teologii, jak i prawa naturalnego.

 

Zdaniem księdza, „człowiek to biologia, kultura i transcendencja, nie można widzieć tylko jednej strony”. To ewidentne przypisywanie fałszu Kościołowi, który nigdy nie postrzegał człowieka jednowymiarowo, nigdy nie redukował go do biologii, jak czynią to ewolucjoniści, albo do kultury, jak czynią to ideolodzy gender, albo wyłącznie do teologii. Przeciwnie, redukcjonizm, o jakim mowa, charakteryzuje właśnie reprezentantów ideologii gender. Stając w ich obronie ks. Wierzbicki zajmuje stanowisko wrogie nauczaniu Kościoła, odrywa jego trzon, rdzeń, jak to robią właśnie genderyści, czy ewolucjoniści, którzy negują prawdę chrześcijaństwa głoszącego, obok czynników kulturowych i biologicznych, także element transcendencji wpisanej w istotę ludzką. Stając po stronie gender, atakuje się zasadniczą i głęboką prawdę o człowieku.

 

Dalej ks. Wierzbicki pyta: „Gender zauważa i promuje wymianę ról. Co to oznacza w praktyce? Kobieta realizuje się w życiu zawodowym i nie przestaje być kobietą, a mężczyzna może opiekować się dzieckiem, biorąc urlop tacierzyński zarezerwowany wcześniej dla kobiet. Czy przez to przestaje być mężczyzną?”. Fakt, mężczyzna nie przestaje być w takim przypadku mężczyzną, ale idea urlopu macierzyńskiego nie ma na względzie ani dobra mężczyzny, ani dobra kobiety, lecz dziecka. Ks. Wierzbicki wchodzi w grę ideologów równouprawnienia, zazwyczaj kierujących się w realizacji założeń gender egoizmem i paradygmatem walki płci.

Zapoznanie perspektywy dziecka, które przede wszystkim w pierwszym okresie swego rozwoju potrzebuje przede wszystkim matki, nie ojca, jest podstawowym błędem, jaki tak często popełniają feministki, dopuszczające się dodatkowo brutalnej manipulacji, głosząc na przykład hasło: „mój brzuch, moja wolność”.

 

Twierdzenie, że dla dziecka nie ma żadnej różnicy, kto jest mu najbliższy na pierwszym etapie życia, to fałszowanie rudymentarnych zasad rozwoju małego człowieka. A jeżeli wprowadzić w czyn zasadę równouprawnienia, upraszczając slogany genderowców – tata zastępujący rolę mamy, a mama wchodząca w rolę taty – to jeśli już pozwolimy sobie na ten bałagan w imię równości, za chwilę konsekwentnie zgodzimy się, aby dziecko wychowywał tata i tata lub mama i mama, w końcu do tego dąży także ruch gender.

 

W dalszej części wywiadu ks. Wierzbicki jest coraz ostrzejszy: „Jeżeli Kościół będzie chciał się trzymać patriarchalnego modelu, w którym podstawową rolą kobiety jest prowadzenie domu, to świat nam ucieknie. Bo cywilizacja wymusza albo umożliwia kobiecie pracę i małżonkowie w naturalny sposób wymieniają się tradycyjnymi dotąd rolami”. Myślę, że nie tyle świat ucieknie Kościołowi, co w ostateczności ks. Wierzbicki ucieknie od Kościoła i jego podstawowej nauki. Smutne to, bo jednak utrata kapłana zawsze jest dla wspólnoty bolesna.

 

Dalej ks. Wierzbicki zapytuje: „Czy nie wyszłoby na dobre cywilizacji, gdyby kobiety stały się bardziej ‘męskie’, a mężczyźni – ‘kobiecy’?”. Mówiąc wprost: nie, nie sądzę. A to, że jak stwierdził dalej ks. Wierzbicki, „kobiety są bardziej od mężczyzn nastawione na długofalową współpracę, empatyczne, przyjacielskie, mężczyźni świetnie potrafią zmobilizować się do jakiegoś jednego zadania i są bardziej ambitni, zorientowani na siebie”, nie wynika z kultury, ale z biologii i uwarunkowań psychicznych, duchowych, nie kulturowych, i wszelkie sztuczności kończą się nie tylko kompromitacją, ale zgubą bądź niebezpiecznymi eksperymentami.

Sprawiedliwość i dowartościowanie to podstawy gender, zabrzmiał głos intelektualisty. Zacznijmy od tego, że jeszcze nie tak dawno „Gazeta Wyborcza” starała się przekonać opinię publiczną w Polsce, iż zjawisko gender nie istnieje. Nagonka na Kościół i wielokrotne powtarzanie zarzutu, że wymyślił on sobie wroga, była brutalna, zaś kampania ośmieszająca liderów Kościoła – ostra.

 

Teraz ksiądz Wierzbicki mówi wprost, ze gender to jednak fakt, a „GW” tę prawdę dystrybuuje. Mało tego, podstawą gender są rzekomo sprawiedliwość i dowartościowanie. Mnie natomiast wydaje się, że to raczej podstawą chrześcijaństwa jest miłość, solidarność, sprawiedliwość, dowartościowanie, szacunek, ochrona słabszego, pomoc i wsparcie. Wystarczy trzymać się tych zasad, i to najlepiej bez gender, którego promocja (co przemilcza ks. Wierzbicki) oznacza brutalną agresję w zwalczaniu Kościoła, ośmieszanie jego ludzi i katolicyzmu w ogóle, antagonizowanie płci, wprowadzanie związków jednopłciowych, związków partnerskich, aborcji, antykoncepcji i innych patologii.

 

Dalej wywiad przynosi nam już herezje przeplatane subiektywnymi nonsensami o „genderowym przesłaniu Ewangelii”, o Kościele, który jest instytucją, państwem feudalnym, o tym, że Kościół boi się kobiet. Na tej bazie argumentacji niedługo może powstać nowe pojęcie: feminofobia.

 

Najbardziej jednak boli wykrzywienie i zniesławienie Matki Bożej, a także obrażenie osoby Jej męża, Józefa. Dodatkowo utrzymywanie, że Maryja jest jakąś ikoną gender to profanacja (artykuł, przypomnę został zatytułowany: „Maryja, matka gender”. O ile pamiętam z lekcji religii, Maryja była matką Jezusa…).

 

Maryja, osoba cicha, skromna, pobożna, posłuszna, zajmująca się domem, otwarta na macierzyństwo, ciepła i czuła, podległa mężowi, który nakazuje nagle, w noc, wyruszyć w podróż z małym dzieckiem, bo przypomnę (znów z lekcji religii), że to Józef, a nie Maria otrzymał polecenie ucieczki do Egiptu. Ponadto Józef to człowiek mocny, odpowiedzialny, dobry i szlachetny, zaś oskarżanie go o próbę „wymigania się” jest nikczemne. „Jak mogliśmy zapomnieć o genderowym przesłaniu Ewangelii?”, pyta nagle ks. Wierzbicki, może dlatego, że takiego nigdy nie było?

 

Zatruta studnia

Uznanie, iż bez kobiet nie byłoby Kościoła, bez Edyty Stein, Katarzyny ze Sieny czy Hildegardy z Bingen jest manipulatorskim sugerowaniem, że ktoś w ogóle podnosi w wątpliwość ich doniosłą rolę. Przecież Kościół nigdy tego nie głosił i nie wiem, skąd ta sugestia? Twierdzenie to wynika zatem albo ze złej woli, albo z ignorancji, albo z chęci świadomej manipulacji.

 

W rzeczywistości wszelkie dokumenty i nauka społeczna katolicka Kościoła walczą o godność kobiety, o sprawiedliwość, o praworządność, o jej dobro i bezpieczeństwo. Stojąc zaś po stronie gender nie można uniknąć apologii tych, którzy kobietę chcą ograbić z jej kobiecości właśnie, a dodatkowo głoszą hasła swobody „aborcji”, życia bez zobowiązań, promują homoukłady, związki partnerskie i tak zwane wyzwolenie seksualne.

„Nikt nie mówiłby o gender, gdyby równouprawnienie mężczyzn i kobiet było faktem” – twierdzi rozmówca „Tygodnika”, a ja sądzę, że nikt by nie mówił o gender, gdyby nie było mężczyzn albo kobiet.

 

„Z gender jest trochę tak jak z teorią ewolucji, która sama w sobie nie jest ateistyczna. Ale kiedy nada się jej interpretację ateistyczną, to widzimy ją jako poważne zagrożenie dla wiary” – konstatuje ksiądz profesor Wierzbicki To kolejna nieprawda, założenia Darwina były od samego początku ateistyczne, wynaturzały dodatkowo człowieka, redukując go do roli zwierzęcia.

 

Niewątpliwie wypowiedzi ks. Wierzbickiego są antykatolickie i szkodliwe. Powrócę do pytania czemu służą? Bardzo możliwe, że autor sam udzielił nam odpowiedzi: „Liczę na to, że gender zajmą się katolickie ośrodki uniwersyteckie”.

 

Tekst z okazji komunistycznego święta kobiet jest kolejnym odważnym krokiem do realizacji dalekosiężnego planu wprowadzenia gender studies na Katolicki Uniwersytet Lubelski, co byłoby instalacją zatrutego źródła w ważnym ośrodku intelektualnym, finansowanym przez polskich katolików – czyżby na własną zgubę? Zatruta studnia w miejscu, które ex definitione ma za zadanie kształcić sumienia, umysły i intelekt młodych ludzi, stałaby się maszyną do demontażu prawd wiary.

 

Artykuł ks. prof. Alfreda Wierzbickiego głęboko zasmuca. Sprawia wrażenie, jak gdyby Kościół był podzielony. Ukazuje też strategię skoku na KUL i jego ducha. O ile ks. Wierzbicki ma prawo wyrażać swoje poglądy, to konsekwencje ich głoszenia dla wiernych i całego Kościoła są szkodliwe i stawiają autora w bardzo złym świetle.

 

 

Tomasz M. Korczyński -

Copyright by

STOWARZYSZENIE KULTURY CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

IM. KS. PIOTRA SKARGI

 

Najnowsze komentarze
    Archiwa
    056556