OJCU, SYNOWI I DUCHOWI ŚWIĘTEMU

Dzieje gospodarczej głupoty w Polsce

Dzieje gospodarczej głupoty w Polsce

Jeśli coś złego dzieje się z Polską – już kiedyś z pewnością się wydarzyło. A skoro tak – to zostało opisane przez Aleksandra Bocheńskiego.

W jednej ze swych najważniejszych, chociaż najrzadziej komentowanych prac, „Przemyśle polskim w dawnych wiekach” – mój świętej pamięci Mistrz opisał m.in. mechanizm, który wypchnął Polskę poza główny nurt rozwoju gospodarczego czasów nowożytnych.

Leseferyzm zabijał Polskę

Myśląc o zapóźnieniu ekonomicznym ziem polskich – ludzi powierzchowni i głupi lubią zadowalać się opowieściami o „dziedzictwie komunizmu” i co najwyżej wszechwiecznym „Kryzysie”.

Nie dość głębocy, choć nie tak głupi – gotowi są uznawać dłuższą jeszcze niezmienność położenia Polski i uważać ją za taki sam margines Europy w wieku, powiedzmy, X – co u szczytu jagiellońskiej potęgi w stuleciu XVI, gdy nasze społeczeństwo należało do najbogatszych w świecie, bez żadnych jednak długofalowych skutków gospodarczych.

Bocheński, jak to miał w zwyczaju – pisał do tych chcących sięgać głębiej i widzieć więcej – a także czynić coś ze zdobytą wiedzą. Każdą zaś poprawna analiza zacząć się winna od opisu i oceny postępków własnych (w tym przypadku, rzecz jasna, narodowych, a ściślej narodowej klasy rządzącej dotyczących).

Po pierwsze więc, uznając zresztą błąd ten za wymuszony obiektywnymi warunkami – za jedną z pierwszych przyczyn gospodarczego upadku I Rzeczypospolitej Bocheński uważał szlachecki leseferyzm, zabójczy mix odrzucania samej idei podatków z nieograniczoną niechęcią do inwestowania nadwyżek kapitałowych – ale przede wszystkim przy miażdżącym założeniu, że jakikolwiek przemysł własny jest po prostu zbędny, skoro wszystko, co klasie rządzącej potrzebne i miłe – wygodniej można sprowadzić z zagranicy. A działo się to już wówczas, kiedy państwa wcale nie bogatsze od Rzeczypospolitej – kładły podwaliny pod przyszłe potęgi przemysłowe inwestycjami państwowymi i bezwzględną ochroną celną…

Dalej – nieszczęściem drugim był towarzyszący pro – liberalizmowi szlacheckiemu – nadmierny fiskalizm obciążający wieś polską. Nie pańszczyzna bowiem, wbrew utartym schematom, choć faktycznie upokarzająca, uciążliwa i niegodna – ale podatki gotówkowe i ekwiwalentne wysysały wieś, niegdyś bogatą i napędzającą wymianę handlową tak z pieniądza, jak i produktów.

W podobny sposób, w dodatku także handlarstwem szlacheckim i żydowskim zniszczono i miasta, cierpiące nie tylko od tegoż nierównego fiskalizmu, dotykającego słabszych, a pozostawiającego nietkniętymi bogatych i nadmiernie wręcz płynnych.

Ciążyło również i to, że wszelki kapitał polski – czy to szlachecki, czy nawet (do czasu…) mieszczański, miast inwestować – uciekał we własność ziemską, bezpieczną, prestiżową i długo (do początków XVIII wieku, do pojawienia się konkurencji rosyjskiej i obniżenia kosztów produkcji rolnej Zachodu) dającą niewyobrażalnie szybką i wysoką stopę zwrotu.

Z kolei zaś bodajże jeszcze większy, całkiem już wolny kapitał żydowski – był wyprowadzany wprost na Zachód, do kantorów Amsterdamu i Londynu.

„Co raz było – ciągle się powtarza…”

Czy zaczynacie już państwo wyłapywać powtarzalność procesu? Jak okrutnie wyliczył Aleksander Bocheński – aż 80 proc. społeczeństwa I Rzeczypospolitej… w ogóle nie stanowiło rynku, rynku wewnętrznego, najważniejszego dla rozwoju gospodarczego kraju.

Przecież to już zupełnie jak dzisiaj! Nie miejmy złudzeń – również i dziś nie może być mowy o żadnym otworzeniu masowej produkcji przemysłowej w Polsce, bynajmniej nie (tylko) ze względu na globalizację i uwarunkowania cywilizacyjne. Nie będzie w Polsce przemysłu (mniejsza, rodzimego czy obcego – BO NIE MA RYNKU! Nie ma podatków od konsumpcjonistycznych pożeraczy, wysyłających tym sposobem kolejne nadwyżki finansowe zagranicę – a ogół, faktyczna biedota, dusi się od ucisku fiskalnego i kosztów, od niedoboru pieniądza. Kapitały zaś – swobodnie odpływają…

Tymczasem wiedząc, że bogactwo bierze się z handlu – musimy też rozumieć, że nie z każdego i nie zawsze w takim samym stopniu. Bo też choćby dla państw ościennych, pozbawionych handicapu kolonii – mechanizm wygenerowania własnego bogactwa opierał się na dwóch podstawowych krokach: zamknięciu granic cłami i budowy własnego przemysłu ze środków państwowych. I niczego lepszego przez następne stulecia (nawet rzekomo leseferystyczne, a w istocie nader bariero-celne XIX) nie wymyślono.

Bądźmy zresztą szczerzy – czy względny skok PRL-u, przedsięwzięta wówczas forsowna industrializacja – nie dały efektów właśnie dzięki politycznej, ale i ekonomicznej izolacji Bloku Wschodniego? Czy nie tak rodziła się nie tylko w XIX stuleciu potęga USA, ale i XXI-wieczna wielkość Chin?

Tak pisał nie tylko w pierwszej połowie XIX wieku wielki Niemiec, Fryderyk List, ale i 100 lat przed nim Szkot, James Stueart, a przed nimi dwoma… Polak, Stefan Garczyński… Wszyscy oni trzej widzieli korzyści z handlu, w tym oczywiście z dodatniego bilansu handlowego – ale też rozumieli, że nie tylko zyski, ale zdrowie ekonomiczne i potencjał gospodarczy wynikają przede wszystkim z rozwiniętego rynku wewnętrznego. Ideałem miałoby więc być „społeczeństwo ludzi produkujących dużo i dużo zarabiających by dużo kupować [i]” – podsumowywał Bocheński, trafnie zauważając, że musiały minąć stulecia, by nauka ekonomii powtórnie odkryła coś, co ochrzczono mnożnikiem inwestycyjnym Keynesa i Kaleckiego…

Pułapka (anty)rozwojowa, którą sami sobie wybudowaliśmy – miała, rzecz jasna, więcej jeszcze sideł, z chronicznym… niedoborem rezerw ludzkich, w stosunku do wielkości państwa. To także czynnik znany – Fryderyk Wielki nie musi już bowiem porywać w Polsce chłopów, sami wyjeżdżają, m.in. na ziemie jego dawnych poddanych.

Przede wszystkim jednak, obok powtarzaniem tych samych mechanizmów antyrynkowych (czasem zresztą udrapowanych na „liberalizm”) – przez wieki ciążył nam i ciąży jeden element, który Bocheński (śledząc swym zwyczajem wiele jednostek wybitnych, pomysłowych, a nawet w pewnej skali skutecznych) – podsumował krótko:

„Wyniszczenie gospodarcze – pogłębiła martwota intelektualna”[ ii].

I to też się do dziś, niestety, w Polsce nie zmieniło.

Konrad Rękas

[i] Aleksander Bocheński, Przemysł polski w dawnych wiekach, Warszawa, 1984, str. 261
[ii] Op. cit. str. 248

Najnowsze komentarze
    Archiwa
    056038