Wiara
Rozumowe dowody na istnienie Boga – ks. Jan Jenkins, FSSPX
Wstęp
Captatio benevolentiae
Drodzy wierni, drodzy słuchacze,
Na początek chciałbym zwrócić uwagę na fakt, że tytuł niniejszej konferencji składa się w istocie z dwóch twierdzeń, które współczesne społeczeństwo w coraz większym stopniu neguje. Po pierwsze, przynajmniej w praktyce, ignorowany jest sam fakt istnienia Boga. Po drugie, negowana jest zdolność ludzkiego intelektu do udowodnienia tego faktu.
Religia, zwłaszcza w czasach obecnych, jest często traktowana jako coś czysto emocjonalnego, czysto metafizycznego, równie odległego od intelektu, jak uczucie. Jest to w znacznej mierze wpływ współczesnego, fałszywego ekumenizmu. Ślepe dążenie do jedności wszystkich religii oraz redukowanie i pomniejszanie wszelkich różnic pomiędzy nimi w sposób konieczny doprowadzić musiało do pozbawienia każdej religii tego, co w niej było racjonalnego.
Idee religijne redukowane są do poziomu „wiary” czy subiektywnego przekonania, których przesłanki – o ile w ogóle istnieją – są bardzo słabe – a to ze względu na fakt, że dogmat ma ze swej natury charakter dzielący. Intelekt, z samej swej natury, dzieli opinie na prawdziwe i fałszywe. W inspirowanym przez modernistów „poszukiwaniu jedności w różnorodności tradycji religijnych” nie istnieje podział idei pod względem ich stosunku do prawdy, ideą przewodnią staje się mglista i nieokreślona jedność, bazująca na rzekomego wrodzonej u człowieka potrzebie boskości. Owa ekumeniczna „jedność” nie ma więc nic wspólnego z jednością prawdziwą, będącą wynikiem posiadania tej samej prawdy. Zazwyczaj, gdy mówimy o jedności, mamy na myśli jedność we wierze w te same rzeczy. Kiedy religia pozbawiona zostaje elementu racjonalnego, staje się jedynie zbiorem pustych słów, czymś niegodnym rozumnej istoty ludzkiej. Dlatego, by przywrócić należne miejsce religii, musimy wpierw rehabilitować sam intelekt, podstawowe prawa logiki oraz zdolność człowieka do poznawania świata naturalnego.
Do zanegowania zdolności poznawczej ludzkiego intelektu prowadzi jednak również negowanie prawdy nadprzyrodzonej. Sceptycyzm i agnostycyzm są w swej najbardziej prymitywnej formie po prostu zaprzeczeniem zdolności ludzkiego intelektu do poznania otaczającego nas świata, a zwłaszcza poznania czegokolwiek co dotyczy Boga. Te dwie rzeczy są jednak ze sobą ściśle powiązane: z twierdzenia, że nie można poznać, czy Bóg istnieje, wyciąga się w sposób naturalny wniosek, że religia jako taka nie jest oparta na przesłankach racjonalnych, ale jest czymś w rodzaju ślepego przekonania. Jeśli intelekt ludzki nie jest w stanie stwierdzić niczego pewnego w dziedzinie religii, traktowanej przez wielu jako najważniejszy i najbardziej elementarny aspekt życia człowieka, wówczas również wiedza dotycząca faktów z wszelkich innych dziedzin staje się wątpliwa. Jeśli cel ostateczny człowieka określa nie intelekt, a emocje, wkrótce również wszystkie inne rzeczy utracą sens istnienia i staną się kwestią emocjonalnego przekonania. Sam rozum, błądzący w kwestii ostatecznego celu człowieka i jego ostatecznej szczęśliwości, szybko staje się bezużyteczny nawet w odniesieniu do tych rzeczy, które powinny prowadzić nas do szczęścia, innymi słowy do rzeczy tego świata. Czytaj dalej
SURSUM CORDA
Przysięga antymodernistyczna – Św.Piusa X
Ja N. przyjmuję niezachwianie, tak w ogólności, jak w każdym szczególe, to wszystko, co określił, orzekł i oświadczył nieomylny Urząd Nauczycielski Kościoła.
Najpierw wyznaję, że Boga, początek i koniec wszechrzeczy, można poznać w sposób pewny, a zatem i dowieść Jego istnienia, naturalnym światłem rozumu w oparciu o świat stworzony, to jest z widzialnych dzieł stworzenia, jako przyczynę przez skutki. Czytaj dalej
Chwała Bogu
Cud Eucharystyczny w Lanciano
Cud Eucharystii
Bóg jest Ojcem!
Stan duchowej rebelii, w jakim znajdują się ludzie i całe społeczności, jest skierowany przede wszystkim przeciwko obowiązkowi posłuszeństwa wobec Boga. Ludzie, negując naturalny dla stworzeń stan zależności od Stwórcy, sprowadzają sami na siebie bałagan, chaos i nieszczęścia. Widać to zarówno w skali globalnej — w życiu społecznym, politycznym, ekonomicznym — jak i w mikroskali, w życiu indywidualnym — na poziomie intelektualnym, duchowym, rodzinnym i emocjonalnym. Czytaj dalej
O biskupach, chwiejności i frajerstwie
Przed rokiem 1992, w którym Stolica Święta opublikowała Katechizm Kościoła Katolickiego, V przykazanie kościelne brzmiało: „W czasach zakazanych zabaw hucznych nie urządzać”. Kiedy przypadały owe „czasy zakazane”? Jak poucza nas sapieżyński Katechizm Religii Katolickiej wydany w Krakowie w 1945 r. „Czasy zakazane trwają od pierwszej niedzieli Adwentu do Bożego Narodzenia włącznie i od środy Popielcowej do Wielkiejnocy włącznie”. Ani jednego słowa o wszystkich piątkach roku! Piątkowa wstrzemięźliwość od mięsa – owszem, bo to regulowało przykazanie III, w którym prawodawca polecał „posty nakazane zachowywać”, ale o zabawach ani słowa Czytaj dalej
Chodzi tylko o wiarę
Prawdziwy kryzys, jaki przechodzi świat, nie ma nic wspólnego z ekonomią. To kryzys wiary. I ten niełatwy moment rezygnacji papieża kładzie snop światła na ten fakt”.
Tych słów nie wypowiedział żaden z biskupów Bractwa Świętego Piusa X.
Ich autorem jest niedawny szef jednej z watykańskich agend (obecnie rozwiązanej, w związku z abdykacją papieża, Rady ds. Nowej Ewangelizacji), abp. Bruno Fisichella.
Ogromny wstrząs, jakim była abdykacja następcy św. Piotra spowodował, że niektórzy ludzie Kościoła mówią otwarcie i wprost o tym, o czym milczano od czasów soboru.
Słowo kryzys nie miało prawa pojawić się w żadnych oficjalnych wypowiedziach, na żadnych sympozjach, czy seminaryjnych wykładach. Oficjalnie panowała wiosna, podczas, gdy naprawdę w Kościele szalały śnieżne burze i wichury wyrywające drzewa z korzeniami.
O kryzysie nikt nie chciał słyszeć. Bractwo św. Piusa X oskarżane było o czarnowidztwo, diagnozy przedstawiane przez jego kapłanów uważane były za opinie odosobnione, podyktowane zamknięciem i izolacją w Kościele.
Wyjątkiem był Benedykt XVI. On nie usiłował nie dostrzegać alarmujących sygnałów o stanie wiary.
„Więcej – kontynuuje abp. Fisichella – efektem kryzysu wewnątrz Kościoła jest brak wiary w społeczeństwach. Jakąż ponosimy odpowiedzialność!”.
Słowa te są tak szokujące – nie ze względu na ich oryginalność, bo odkrywcze nie są, tylko na fakt, że padają z ust watykańskiego hierarchy – że czasopismo, które je opublikowało (katolicki tygodnik) zdecydowało się zareklamować tekst, w którym padają: „Potrzeba papieża radości”. Czyli – reakcja całkowicie zgodna z dogorywającą właśnie konwencją nieustającej wiosny Kościoła, festiwalu młodości, baloników z podobiznami papieża, wiwatujących tłumów, skocznych piosenek zaczynających się od słów: „Hej, Jezu…”, dowcipów rzucanych z ambon i innych, zupełnie nie śmiesznych, a niezmiernie przygnębiających objawów pogubienia.
Jeden z komentatorów, wobec faktu, że za dwa dni rozpoczyna się konklawe, i – jak gazeta głosi – „jest w kim wybierać”, zapewnia beztrosko: „A osobowości są fascynujące – poligloci, muzycy, a nawet pilot”.
Ten styl mówienia o Kościele jakby był akademią ciekawych osobowości, wesołym miasteczkiem, czy wybiegiem dla modelek, które można podziwiać wśród sztucznie pompowanej do głów radości, nie jest tylko wykwitem nowych obyczajów.
Zakorzenił się m.in. dzięki oficjalnemu przyjęciu – przed pięćdziesięciu laty – zbliżenia się Kościoła do świata, w rezultacie – do świeckiej kultury. Rezonowanie całym tym świeckim hałasem i sztucznością, przyniosło Kościołowi dramatyczne wymieszanie ze świeckością – i błędem obecnym w świeckiej filozofii – tego, co święte, i co powinno być odizolowane od sfery profanum, najściślej chronione. Tego co jest największym skarbem Kościoła. Prawdy o Bogu.
Dlaczego było to możliwe? Przecież Kościół nigdy nie ulegał modom i ideologiom. Walczył z każdą herezją. Miał zawsze tę samą odpowiedź dla próżności, światowości, przemijalności. Odrzucał je. Wskazywał na niebo. Ukazywał wieczność.
Wyłom nastąpił, gdy w wyniku błędów popełnionych podczas soboru odrzucono filozofię św. Tomasza jako podstawę teologii, podstawą myślenia o Bogu. Filozofia realistyczna, filozofia bytu została praktycznie wyłączona. Uznano, że trzeba zrobić miejsce bardziej nowoczesnym teoriom filozoficznym: heglizmowi, fenomenologii.
Tradycyjną definicję prawdy – a mianowicie, że jest nią zgodność rzeczy i intelektu – zastąpiono definicją subiektywną, w myśl której prawdziwe jest to, co zakłada zgodność rzeczywistego sądu z życiem.
Ta teza jest ściśle modernistyczna. Aż do soboru, była przez Kościół potępiana.
Pokusa świata stała się ciałem. Prawda stała się w ustach coraz liczniejszej rzeszy ludzi w Kościele, ulegających tej nachalnie modernistycznej atmosferze, czymś zmiennym, czymś co „staje się” – bo życie niesie zmienność, świat jest w ciągłym ruchu i intelekt powinien to respektować, dostosowując się do owej zmienności. Tak jak i wszelki postęp (np. w nauce), który rozwija się, tworzy, obejmuje coraz to nowe obszary. Prawda nie może być więc niczym ustalonym raz na zawsze, w sposób trwały. Nie może być definiowana według bytu, lecz według działania.
Doskonałą pożywką dla tego rodzaju myślenia jest ewolucjonizm, który stopniowo stawał się coraz bardziej akceptowany przez teologów dotkniętych modernistycznym skażeniem. Skoro życie wciąż ewoluuje, skoro działanie świata i człowieka wciąż podlega zmienności, prawda „nie może stać w miejscu”!
Taki był początek i najgłębszy sens owej ciężkiej choroby, w wyniku której umiera dziś wiara. W Kościele i poza nim. Umysł ludzki bowiem zawsze buntuje się przeciw kłamstwu. Instynktownie omija je, ucieka przed nim i wreszcie obojętnieje zupełnie na wymiar nadprzyrodzony, gdy zamiast prawdy – tam, gdzie powinien ją otrzymać - otrzymuje jej zaprzeczenie lub gdy musi akceptować sprzeczności, które są nie do pogodzenia.
Święty papież Pius X charakteryzował w następujący sposób modernistów: „z gruntu wywracają niezmienne określenie prawdy”.
Jak zauważył wielki dominikański teolog i filozof o. Reginald Garrigou – Lagrange, autorzy modernistycznych zmian w nauczaniu Kościoła – a zaznaczały się one jeszcze na wiele lat przed soborem (w seminariach, na wykładach, w książkach i pismach naukowych) – nie porzucali nauczania św. Tomasza, „oni po prostu nigdy go nie uznawali ani nie rozumieli”.
Zamiast prawdziwości dogmatów, czy ustalonych przez Magisterium tez teologicznych, zaczęto mówić o ich „aktualności”.
Do ludzi spragnionych nowinek i żyjących sensacjami dnia, docierano sloganami, zdolnymi zainspirować tylko bardzo powierzchowne umysły, np: „teologia, która nie jest już aktualna, nie jest już prawdziwa”.
W ten sposób wykreślano z nauczania Kościoła wszystko, co się światu, z jego płycizną i pychą, nie podobało: naukę o grzechu, prawdę o grzechu pierworodnym, nauczanie o wieczności kar piekielnych. A nade wszystko – o rzeczywistej obecności Chrystusa w Eucharystii. (Tłumacząc to tak jak się tłumaczy, gdy chce się zbyć natręta, a nie ukazać istotę rzeczy, np: „nauczanie o wieczności kar piekielnych, jak się wydaje, nie jest już aktualne, zatem nie jest prawdziwe…”).
O. Garrigou – Lagrange zauważa, że w ujęciu modernistów „akt chrześcijańskiej wiary nie jest rozumiany jako nadprzyrodzone i pozbawione błędu przylgnięcie do prawd objawionych >propter auctoritatem Dei revelantis< (>ze względu na autorytet objawiającego Boga<), lecz jako pogląd na temat ogólnego kształtu rzeczywistości. Jest to postrzeganie tego, co możliwe i bardziej prawdopodobne, ale czego nie da się udowodnić. Wiara staje się zespołem prawdopodobnych opinii…”
W tej sytuacji problemy z wiarą musiały stać się problemami całego świata chrześcijańskiego, nie wyłączając ludzi Kościoła.
Jeżeli dziś tak często podkreśla się, że pontyfikat Benedykta XVI – wbrew zapowiedziom – nie był kontynuacją poprzedniego pontyfikatu (w Polsce zauważył to np. abp. Sławoj Leszek. Głodź), to właśnie dlatego, że ostatni papież miał umysł trzeźwy i zdawał sobie sprawę ze stanu rzeczy. Wiedział, że kryzys, jaki nęka Kościół trzeba precyzyjnie określić, trzeba go nazwać. Kryzys Kościoła jest kryzysem wiary. (A nie efektem działania „lobby homoseksualistów” w łonie Kościoła, jak nam się nieustannie wmawia).
Ale jaka jest przyczyna upadku wiary?
Gdyby Benedykt XVI ją znał oparłby się na swoich teologach, by upadek ten zażegnać. On tymczasem rozpoczął rozmowy z Bractwem św. Piusa X na tematy doktrynalne. Z jedyną formacją w Kościele (choć znajdującą się poza strukturami kanonicznymi), która nie odrzuciła filozofii św. Tomasza!
Papież, jak można dziś sądzić, potrzebował Bractwa do wyjaśnienia przyczyn upadku wiary. Fakt, że Benedykt XVI przystał na taką a nie inną formułę rozmów – przypomnijmy, bez żadnych warunków wstępnych, bez ograniczeń formalnych – w której teologowie Bractwa dokonali przeglądu stanu wiary w Kościele w oparciu o konfrontację niezmiennego Magisterium z posoborowymi zmianami, wskazuje, że Benedykt XVI de facto przyznał: „Mam kłopot z upadkiem wiary, widzę ten dramat w wymiarze powszechnym, pomóżcie mi ten problem rozwiązać”.
Czy każdy z nas nie ma dziś podobnego problemu? Czy nie widzimy wokół siebie, nawet w środowiskach, wydawałoby się, najbardziej jak tylko to możliwe katolickich, coraz większej liczby ludzi, o których powiedzielibyśmy, że są „całkowicie pozbawieni serca”? Błędy w nauczaniu na temat prawdy mają straszliwe konsekwencje. Czyż w Ewangelii nie ma zapowiedzi, że przyjdą czasy, gdy „oziębnie miłość wielu” i że ludzie będą bezbronni wobec kłamstwa, że zostaną zwiedzeni błędnymi naukami?
Między życiem i myśleniem poza prawdą, a brakiem miłości istnieje ścisły związek.
Z decyzji Benedykta XVI, nawiązania rozmów doktrynalnych z Bractwem św. Piusa X, można wyczytać przekonanie papieża, że gdyby filozoficzna wykładnia wiary biskupów i kapłanów Bractwa nie wyjaśniała przyczyny upadku wiary, do rozmów by nie doszło. One były bardziej potrzebne Benedyktowi XVI niż Bractwu – z którym nie prowadzono przecież żadnego dialogu ekumenicznego.
A brak dialogu oznacza, że papież uznał je za wewnętrzną strukturę Kościoła.
Bractwo nigdy nie przyjęło nauczania Kościoła narzucanego przez sobór i posoborowego stylu, coraz silniejszego upodobnienia się do świata.
Dziś żaden poważny teolog, żaden liczący się w świecie naukowym watykanista nie powie, że przyczyny obecnego upadku wiary znajdują się w zupełnie innej sferze niż cały ten niesłychany doktrynalny i teologiczny zamęt, który rozpoczął się od ostatniego soboru (przypomnijmy, soboru, który nie był soborem dogmatycznym tylko pastoralnym, co nie znaczy bynajmniej, że można go zanegować, czy zlekceważyć wiele jego niezwykle pozytywnych dokonań). Jego pierwszym i podstawowym owocem byłą zmiana języka teologicznego. Starym pojęciom nadano nową treść. Język Kościoła stał się niejasny, dwuznaczność osiągnęła status oficjalnego stylu nauczania.
I choć rozmowy, zakończone w ub. roku, nie przyniosły definitywnego rozwiązania w postaci zmiany sytuacji kanonicznej Bractwa, Benedykt XVI stworzył warunki do pełnego uznania tej struktury w Kościele. Wydaje się także, że głębszy i bardziej podstawowy cel rozmów – poważna naukowa diagnoza stanu Kościoła – pozwoli wielu ludziom Kościoła uporządkować hierarchię ważności problemów, przed jakimi staje Kościół – u progu konklawe, a potem nowego pontyfikatu.
Przyszły papież zapewne nie będzie „papieżem entuzjazmu, papieżem radości”, jak chciałyby środowiska próbujące prawdziwe problemy Kościoła sprowadzić do radzenia sobie z psychologią tłumu, dla którego Głowa Kościoła jest niczym więcej jak maskotką. Zacząć trzeba od fundamentu. Od prawdy. Od prawdziwej filozofii. Od tego, Kim jest Bóg, który się objawił.
Katolicy na całym świecie będą mieli wówczas szansę – z pomocą duchowieństwa nieskażonego błędami modernizmu i dzięki życiu sakramentalnemu – wyjść ze sceptycyzmu, z pogardy wobec scholastyki i metafizyki, z indywidualizmu, z relatywizmu, z tego wszystkiego, co powoduje osłabienie wiary…A przede wszystkim z infantylizmu, w jaki nieuchronnie, niczym w ciężką chroniczną chorobę duszy, wpędziło ich rozpoczęte na soborze „otwarcie” Kościoła na świat.
Świat, który – warto to przypomnieć – w latach 60. XX przeżywał początek fascynacji kolejną rewolucją – neomarsistowską.
Ewa Polak-Pałkiewicz
______________________________________
Korzystałam z opracowania „Dokąd zmierza >nowa teologia< ?” o. Reginald Garrigou – Lagrange OP za „La nouvelle teologie ou va – t – elle?” w „Angelicum” 23 (1946r.) Tłum. Łukasz Paczuski.
Paweł VI – Encyklika „Mysterium Fidei”
Do Czcigodnych Braci Patriarchów, Prymasów, Arcybiskupów, Biskupów i innych Ordynariuszy, pozostających w pokoju i łączności ze Stolicą Apostolską, do Duchowieństwa i wiernych całego świata, jak również do wszystkich ludzi dobrej woli, w sprawie nauki o Najświętszej Eucharystii i jej kultu Czcigodnym Braciom Pozdrowienie i Apostolskie Błogosławieństwo! Kościół katolicki zawsze jak najcenniejszego skarbu strzeże: Tajemnicy Wiary, czyli niewysłowionego daru Eucharystii, otrzymanego od Chrystusa, swego Oblubieńca, jako porękę niezmierzonej miłości, i na drugim Soborze Watykańskim złożył jej nowe i bardzo uroczyste wyznanie wiary i czci. Ojcowie Soboru bowiem, obradując nad odnową świętej Liturgii, nie widzieli pilniejszego zadania w swej pasterskiej trosce o cały Kościół nad zachęcanie wiernych, by z nieskażoną wiarą i gorącą pobożnością brali czynny udział w sprawowaniu tej Przenajświętszej Tajemnicy, oraz składali ją Bogu w darze wraz z kapłanem za swoje własne i całego świata zbawienie i posilali się nią jako pokarmem duchowym. Bo jeśli Liturgia święta zajmuje czołowe miejsce w życiu Kościoła, to sercem niejako i ośrodkiem tejże świętej Liturgii jest tajemnica Eucharystyczna, ponieważ ona stanowi źródło życia, w którym oczyszczeni i umocnieni żyjemy nie sobie, lecz Bogu i zespalamy się nawzajem w najściślejszej miłości. W celu zaś uwidocznienia tej nierozerwalnej więzi między wiarą i pobożnością, Ojcowie Soborowi potwierdzają naukę, której Kościół zawsze się trzymał i nauczał, a którą Sobór Trydencki uroczyście określił, uznali za słuszne przeprowadzić omawianie Przenajświętszej Tajemnicy Eucharystii następującym streszczeniem prawd: „Zbawiciel nasz podczas Ostatniej Wieczerzy, tej nocy, kiedy został wydany, ustanowił, Eucharystyczną Ofiarę Ciała i Krwi swojej, aby w niej na całe wieki, aż do swego przyjścia utrwalić Ofiarę Krzyża i tak umiłowanej Oblubienicy Kościołowi powierzyć pamiątkę swej Śmierci i Zmartwychwstania; Sakrament Miłosierdzia, znak jedności, więź miłości, ucztę paschalną, w której spożywa się Chrystusa, dusza napełnia się łaską i otrzymujemy zadatek przyszłej chwały” (KL 47) Słowa te podkreślają zarówno Ofiarę, która należy do istoty odprawianej codziennie Mszy św., jak i Sakrament, którego uczestnicy przez Komunię św. pożywają Ciało Chrystusa i piją Chrystusową Krew, otrzymując łaskę, która jest zaczątkiem życia wiecznego oraz „lekarstwem nieśmiertelności” wedle słów Pańskich: „Kto pożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym” (J 6,54) Żywimy przeto mocną nadzieję, że z odnowienia Świętej Liturgii wypływać będą obfite owoce pobożności Eucharystycznej, by Kościół Święty przez wywyższanie tego zbawiennego znaku pobożności z dniem każdym postępował naprzód, aż do osiągnięcia doskonałej jedności (por. J 17,25) a wszystkich, którzy się zwą chrześcijanami, zapraszał do zjednoczyła w wierze i miłości i łagodnie ich, do tego pociągał za sprawą łaski Bożej. Odnosimy wrażenie, że owoce te już dostrzegany i jakby ich pierwociny zbieramy przez tę spontaniczną radość i ochoczą gotowość, z jaką synowie Kościoła katolickiego przyjęli Konstytucję o świętej Liturgii i jej odnowę, a niemniej też przez wiele i starannie opracowanych publikacji wydawanych celem głębszego przestudiowania i owocniejszego zrozumienia nauki o Najświętszej Eucharystii, zwłaszcza tego, co dotyczy jej związków z tajemnicą Kościoła. Jest to powodem niemałej dla nas pociechy i radości. Niezmiernie miło jest podzielić się nią z Wami, Czcigodni Bracia, byście i Wy składali razem z nami podziękę Bogu, dawcy wszelkiego dobra, który przez Ducha swego sprawuje rządy nad Kościołem i uzdalnia go do wzrostu w cnotach. POWODY PASTERSKIEJ TROSKI I NIEPOKOJU Nie brak jednak, Czcigodni Bracia, w tej właśnie omawianej dziedzinie powodów do głębokiej troski pasterskiej i niepokoju, których również nie możemy przemilczać, świadomi obowiązku Apostolskiego urzędu. Jest nam bowiem dobrze wiadomo, że wśród tych, co ustnie lub pisemnie rozprawiają o tej Najświętszej Tajemnicy, znajdują się i tacy, którzy szerzą tego rodzaju poglądy co do prywatnie odprawianych Mszy św., dogmatu o przeistoczeniu oraz co do kultu Eucharystycznego, iż powodują niepokój w duszach wiernych, a w umysły ich wnoszą poważny zamęt w sprawach wiary, jak gdyby każdemu wolno było puszczać w niepamięć naukę raz przez Kościół dokładnie określoną lub tak ją wyjaśniać, że właściwe znaczenie słów lub ogólnie przyjęte znaczenie pojęć ulega osłabieniu. Nie godzi się przecież – aby rzecz zilustrować przykładami – tak wysoko stawiać tzw. „Mszę wspólnotową” by ujmować znaczenia Mszom odprawianym prywatnie, albo taki kłaść nacisk na aspekt znaku sakramentalnego, jakby symbolizm, który w Najświętszej Eucharystii wszyscy uznają, w całości wyrażał i wyczerpywał pojęcie obecności Chrystusa w tym Sakramencie; albo rozprawiać o tajemnicy przeistoczenia, nie czyniąc wcale wzmianki o zadziwiającej przemianie całej substancji chleba w Ciało, a całej substancji wina w Krew Chrystusa, o której mówi Sobór Trydencki, jakby ta przemiana polegała jedynie na „zmianie oznaczenia” (transsignificatio), i „zmianie celu” (transfinalisatio), albo wreszcie wysuwać i w praktyce stosować zdanie, wedle której w konsekrowanych Hostiach, pozostających po skończeniu ofiary Mszy św. nie ma już więcej obecności Chrystusa. Każdy widzi, że te i tym podobne rozpowszechniane zapatrywania w nie małym stopniu naruszają wiarę w Eucharystię i jej kult. Żeby więc przez posiew fałszywych opinii nie doznała udaremnienia wyłaniająca się pod wpływem Soboru nadzieja na nowy blask Eucharystycznej pobożności, która opromienić ma cały Kościół, postanowiliśmy przemówić do Was, Czcigodni Bracia, w tej kwestii, i na mocy powagi apostolskiej ukazać nasz na nią pogląd. Oczywiście nie odmawiamy szerzycielom tych dziwnych opinii chwalebnej dążności do zgłębiania tak wielkiej Tajemnicy i wyłuszczania jej niewyczerpanych bogactw oraz uprzystępnienia ludziom naszego wieku jej zrozumienia; owszem uznajemy ową dążność i pochwalamy; lecz na same poglądy przez nich głoszone nie możemy się zgodzić i zmuszeni jesteśmy przestrzec Was przed wynikającymi z nich poważnymi niebezpieczeństwami dla prawowitej wiary. NAJŚWIĘTSZA EUCHARYSTIA JEST TAJEMNICĄ WIARY Przede wszystkim chcemy przypomnieć Wam rzecz wprawdzie dobrze znaną, lecz ogromnie potrzebną dla obrony przed jadem wszelkiego racjonalizmu, prawdę, której dali świadectwo krwią własną głośni męczennicy, a przesławni Ojcowie i Doktorzy Kościoła nieustannie ją Wyznawali i nauczali, mianowicie, że Eucharystia jest bardzo wielką tajemnicą, a nawet – według wyrażenia świętej Liturgii – jest ona w sposób szczególny tajemnicą wiary. „W niej jednej bowiem – jak bardzo trafnie powiada nasz Poprzednik, śp. Leon XIII – zawiera się w jakiejś niezwykłej pełni i różnorodności cudów to wszystko, co wznosi się ponad naturę”(1). Musimy zatem do tej szczególnej tajemnicy podchodzić z pokorną uległością, kierując się nie ludzkimi pojęciami, które mają zamilknąć, lecz trzymając się mocno Bożego Objawienia. Św. Jan Złotousty, który, jak Wam wiadomo, z takim polotem wymowy, i z takim zrozumieniem pobożności wypowiadał się na temat Tajemnicy Eucharystycznej, pouczając kiedyś swych wiernych w tej materii, posłużył się tymi bardzo trafnymi słowami: „Bądźmy zawsze ulegli Bogu, nie sprzeciwiajmy się Jemu, choćby to, co On mówi, wydawało się sprzeczne z naszym rozumem i naszymi pojęciami. Niech Jego mowa przeważy nad rozumem i pojęciami naszymi. Postępujmy tak również, gdy chodzi o tajemnicę (Eucharystyczną), uwzględniając nie tylko to, co podpada pod zmysły, lecz trzymając się mocno Jego słów. Wszak słowo Jego nie może mylić”(2). Podobne wypowiedzi znajdujemy nierzadko i u Doktorów scholastycznych. Obecność prawdziwego Ciała Chrystusowego i prawdziwej Krwi w tym Sakramencie, jak mówi św. Tomasz, można pojąć nie zmysłami, lecz jedynie przez wiarę, która opiera się na powadze Bożej. Stąd odnośnie słów Łukasza 22,19; To jest Ciało moje, które za was będzie wydane, powiada św. Cyryl: „Nie powątpiewaj, czy to prawda, lecz raczej przyjmij słowa Zbawiciela z wiarą, skoro bowiem jest Prawdą, nie kłamią”(3). Stąd w ślad za samym Doktorem Anielskim lud chrześcijański bardzo często śpiewa: „Wzrok, dotyk, smak o Tobie nic nie mówią do mnie, Słuchowi wierzy tylko me serca niezłomnie; We wszystko, co Syn Boży rzekł, wierzę w pokorze, Nic nad to słowo prawdy brzmieć pewniej nie może!” Św. Bonawentura twierdzi: „To, że Chrystus jest obecny w sakramencie jako w znaku, nie stanowi żadnej trudności, ale to, że jest w sakramencie prawdziwie, tak jak w niebie, przedstawia najwyższą trudność; a więc wierzyć w to jest rzeczą najbardziej zasługującą”(4). Na to samo zresztą wskazuje Ewangelia św., gdy opowiada, że wielu uczniów Chrystusowych po wysłuchaniu mowy o pożywaniu Jego ciała i picia Jego krwi wycofało się i opuściło Pana mówiąc: Twarda jest ta mowa i któż może jej słuchać? Piotr jednak na zapytanie Jezusa, czy i oni dwunastu chcą odejść skwapliwie i mocno zapewnił o swej i wszystkich innych Apostołów wierze, dając temu zdumiewającą odpowiedź: Panie, do kogoż pójdziemy? Ty masz słowa żywota wiecznego (J 6,61 – 69). Wniosek więc z tego taki, byśmy w badaniu tej tajemnicy, jak za gwiazdą, szli za Nauczycielskim Urzędem Kościoła, któremu Boski Zbawiciel powierzył Słowo Boże, zarówno pisane, jak i ustnie przekazane, aby go strzegł i tłumaczył będąc przekonani, że „choćby żaden rozum tego nie zbadał, żadna mowa nie wyjaśniła, to, jednak prawdą jest to, co z dawien dawna w całym Kościele się głosi i wierzy prawdziwą katolicką wiarą”(5). Ale nie dosyć na tym. Zachowując nieskażoną wiarę, trzeba również przestrzegać odpowiedniego sposobu wyrażania się, żeby na skutek używania przez nas niezdyscyplinowanych słów nie nasuwały się, broń Boże, błędne zapatrywania, co do wiary w najwyższe rzeczy. Mocno przed tym ostrzega św. Augustyn, zastanawiając się nad odmiennym sposobem mówienia, którym posługują się filozofowie, a tym którego winni używać chrześcijanie. „Filozofowie – powiada – mają sposób wyrażania się swobodny i nie obawiają się obrazić uszu pobożnych w sprawach najtrudniejszych do zrozumienia. My jednak winniśmy się trzymać ustalonego sposobu wyrażania się, żeby nieskrępowane słowa nie zrodziły bezbożnych zapatrywań na samą treść, którą chcemy tymi słowami wyrazić”(6). Należy więc święcie przestrzegać sposobu mówienia, który Kościół ustalił wielowiekowym wysiłkiem nie bez pomocy Ducha Świętego i zatwierdził powagą Soborów, a który nieraz stał się hasłem i sztandarem prawowierności. Nikt niech nie ośmiela się zmieniać go według swego upodobania lub pod pretekstem nowości naukowych. Bo jakże można tolerować, aby używane przez Sobory Powszechne Formuły dogmatyczne o tajemnicach Trójcy Najświętszej i wcielenia oceniano jako nieprzydatne dla ludzi naszego wieku i w miejsce ich nierozważnie wprowadzono inne? Tak samo nie można tolerować, by ktokolwiek na własną rękę naruszał formuły, w których Sobór Trydencki podał do wierzenia Tajemnicę Eucharystyczną. Bo przecież te formuły jak również i inne, których Kościół używa dla określenia dogmatów wiary wyrażają pojęcia, które nie są związane z żadnym określonym typem kultury, ani z żadnym etapem rozwoju nauki ani z tą czy inną szkołą teologiczną. Owe formuły zawierają to, co umysł ludzki w swym powszechnym i koniecznym doświadczeniu dostrzega o rzeczach i co wyraża w stosownych i jednoznacznych słowach, zaczerpniętych z mowy potocznej lub ze słownictwa ściślej wypracowanego. Toteż są one przystosowane do ludzi każdego miejsca i czasu. Można je w prawdzie jaśniej i bardziej przystępnie wyłożyć – co jest z wielką korzyścią – zawsze jednak tylko w tym znaczeniu w jaki zostały użyte, żeby w miarę rozwoju zrozumienia, wiary, sama prawda wiary pozostała niezmieniona. Albowiem wedle nauki Soboru Watykańskiego I, co do dogmatów „trzeba się trzymać zawsze tego znaczenia, jakie raz określiła Święta Matka Kościół i nigdy nie wolno od tego znaczenia odstępować pod pozorem i w imię głębszego zrozumienia”(7). TAJEMNICA ECHARYSTYCZNA DOKONUJE SIĘ W OFIERZE MSZY ŚW. A teraz dla wspólnego zbudowania i radości pragniemy, Czcigodni Bracia, przypomnieć naukę o Tajemnicy Eucharystycznej, którą Kościół katolicki otrzymał drogą Tradycji i którą jednomyślnie głosi. W pierwszym rzędzie dobrze jest przypomnieć to, co stanowi jakby streszczenie i szczyt tej nauki, mianowicie, że przez Tajemnicę Eucharystyczną Ofiara Krzyża dokonana raz na zawsze na Kalwarii, w podziwu godny sposób się uobecnia; nieustannie się przypomina, a jej zbawczą moc stosuje się na odpuszczenie codziennie przez nas popełnianych grzechom”(8). Ustanawiając bowiem Tajemnicę Eucharystyczną Chrystus Pan Krwią swoją opieczętował Nowe Przymierze, którego jest pośrednikiem, jak kiedyś Mojżesz krwią cielców opieczętował Stare (por. Wj 24,8). Jak bowiem opowiadają Ewangeliści, w czasie Ostatniej Wieczerzy wziąwszy chleb, dzięki czynił i łamał i dał im mówiąc: to jest ciało moje, które za was jest wydane, to czyńcie na moją pamiątkę. Podobnie i kielich po wieczerzy, mówiąc: Ten jest kielich. Nowy Testament we krwi mojej, która za was będzie przelana (Łk 22,19 – 20; por. Mt 26,26 – 28; Wj 14,22 – 24). Nakazując zaś Apostołom czynić to na swoją pamiątkę, chciał wznawiania tej czynności po wieczne czasy. Pierwotny Kościół spełniał to wiernie, trzymając się wytrwale nauki Apostołów i schodząc się na odprawianie Ofiary Eucharystycznej. Trwali w nauce apostolskiej – świadczy pilnie św. Łukasz – w uczestnictwie łamania chleba i modlitwach (Dz 2,42). Tak wielką czerpali stąd wierni gorliwość, iż można było o nich powiedzieć; mnóstwo wierzących miało jedno serce i jedną duszę (Dz 4, 32). Paweł Apostoł zaś, który nam bardzo wiernie przekazał to, co otrzymał od Pana (1 Kor 11,23 nn.), wyraźnie mówi o Ofierze Eucharystycznej, wskazując, że chrześcijanie nie powinni uczestniczyć w pogańskich ofiarach, skoro stali się uczestnikami stołu Pańskiego: Kielich błogosławieństwa, który błogosławimy, czyż nie jest uczestniczeniem we krwi Chrystusa? A chleb, który łamiemy, czyż nie jest udziałem w ciele Chrystusa? Nie możecie pić z kielicha Pańskiego i z kielicha demonów, nie możecie zasiadać przy stole Pańskim i przy stole demonów (1 Kor 10,16,21). Tę nową Ofiarę Nowego Przymierza, którą przepowiedział Malachiasz (1,11), Kościół w myśl nauki Pana i Apostołów zawsze składał „nie tylko za grzechy, za kary, za zadośćuczynienie i inne potrzeby wiernych żyjących, lecz też za zmarłych w Chrystusie, którzy jeszcze nie zostali całkowicie oczyszczeni”(9). Jedno tu przypominamy świadectwo, z pominięciem innych, mianowicie św. Cyryla Jerozolimskiego, który urabiając neofitów w wierze chrześcijańskiej, wypowiedział te pamiętne słowa: „Po spełnieniu duchowej ofiary, bezkrwawego obrzędu, upraszamy Boga nad tą żertwą przejednania o powszechny pokój w Kościołach, o należyty ład w świecie, za cesarzy, żołnierzy i sprzymierzeńców, za niemocą złożonych, za uciśnionych i w ogóle za wszystkich potrzebujących pomocy modlimy się wszyscy i składamy tę ofiarę… a następnie (modlimy się) również za zmarłych Ojców świętych, biskupów i w ogóle wszystkich, co wśród nas dokonali żywota, w tej wierze, że będzie to najskuteczniejszym wsparciem dla tych dusz, za które zanosi się modły w tej właśnie chwili, gdy przed nami leży święta i drżeniem przejmująca żertwa”. Na potwierdzenie tej nauki św. Doktor posługuje się przykładem wieńca, który splatano dla cesarza, aby okazał łaskawość skazanym na wygnanie, i następująco kończy swe przemówienie: „Tak i my, zanosząc modlitwy do Boga za zmarłych, choćby i grzesznych, nie wieniec splatamy, lecz Chrystusa zabitego za nasze grzechy ofiarujemy usiłując przebłagać i zjednać miłosiernego Boga zarówno dla nich, jak i dla siebie”(10). O istnieniu w Kościele Rzymskim zwyczaju składania „ofiary naszego okupu” również za zmarłych, świadczy Św. Augustyn(11), który przy tym nadmienia, że zwyczaju tego strzeże cały Kościół jako spuścizny po Ojcach(12). Ale jest jeszcze coś innego, co pragniemy tu dodać, bo znakomicie się przyczynia do wyjaśnienia tajemnicy Kościoła, a mianowicie, że Kościół spełniając razem z Chrystusem rolę kapłana i żertwy, składa cały Ofiarę Mszy świętej i cały się w niej ofiaruje. Gorąco sobie życzymy, aby wciąż na nowo objaśniano i głęboko w dusze wiernych wpajano tę godną zaiste podziwu naukę, której niegdyś uczyli Ojcowie(13), którą też przed niewielu laty wyłożył nasz Poprzednik, śp. Pius XII(14), a świeżo wyraził Sobór Watykański II w Konstytucji o Kościele, omawiając kwestię Ludu Bożego (KK 11). Głosząc ją należy oczywiście zachować różnicę nie tylko stopnia, ale i istoty, jaka zachodzi między kapłaństwem powszechnym a kapłaństwem hierarchicznym (por. KK 10). Nauka ta nadaje się bardzo do rozniecenia pobożności Eucharystycznej, do podkreślenia godności wszystkich wiernych, a także do przynaglania ich dusz, by sięgały po szczyty świętości, co równa się całkowitemu oddaniu Majestatowi Bożemu przez wspaniałomyślną ofiarę z siebie. Ponadto trzeba przypomnieć wypływający stąd wniosek o publicznym i społecznym charakterze każdej Mszy (KL 27). Każda bowiem Msza, choćby prywatnie odprawiana przez kapłana, nie jest jednak prywatną, lecz jest czynnością Chrystusa i Kościoła. Składając tę Ofiarę, Kościół uczy się składać w niej samego siebie jako ofiarę powszechną i całemu światu na zbawienie przydziela jedyną i nieskończoną moc odkupieńczą ofiary Krzyża. Każdą bowiem odprawianą Mszę ofiaruje się nie tylko na zbawienie niektórych, lecz również całego świata. Wynika stad, że chociaż, z natury rzeczy wypadałoby raczej, aby wierni brali liczny i czynny udział w odprawianiu Mszy św., to jednak nie należy ganić, lecz przeciwnie pochwalać Mszę, którą ze słusznej przyczyny odprawia kapłan prywatnie wedle przepisów i uznanych zwyczajów świętego Kościoła, choćby tylko sam ministrant usługiwał i odpowiadał. Z niej przecież wypływa wcale niemała, lecz niezmienna obfitość szczególnych łask zbawczych tak dla kapłana, jak dla wiernego ludu i całego Kościoła, jak też dla całego świata; a łask tych nie otrzymuje się równie obficie przez samą Komunię. Po ojcowsku więc i usilnie polecamy kapłanom, którzy w sposób szczególny są Naszą radością i Naszą chwałą w Panu, by świadomi otrzymanej od wyświęcającego ich Biskupa władzy składania Bogu ofiary oraz odprawiania w imię Pana Mszy św. tak za żywych, jak i za umarłych (por. Pontificale Romanum), codziennie godnie i nabożnie odprawiali Mszę św., ażeby i oni sami i wszyscy inni wierni Chrystusowi cieszyli się z udziału w przeobfitych owocach wypływających z Ofiary Krzyża. W ten sposób przyczyniają się również wielce do zbawiania rodzaju ludzkiego. W OFIERZE MSZY ŚW. CHRYSTUS STAJE SIĘ SAKRAMENTALNIE OBECNY To, cośmy w skrócie powiedzieli o Ofierze Mszy św. zachęca nas do przedłożenia niektórych punktów nauki o Sakramencie Eucharystii, ponieważ jedno i drugie, Ofiara i Sakrament, należy do tego samego misterium i jedno od drugiego oddzielić się nie da. Bo wtedy to ofiaruje się Pan bezkrwawo w ofierze Mszy św. uobecniającej ofiarę Krzyża i udzielającej zbawczej mocy tej ofiary, gdy przez słowa konsekracji zaczyna być obecny sakramentalnie pod postaciami chleba i wina, jako duchowy pokarm dla wiernych. Wszyscy wiemy, że nie jeden jest sposób obecności Chrystusa w swym Kościele. Dobrze więc będzie zastanowić się nieco dłużej nad tą tak bardzo radosną sprawą, którą zwięźle wyłożyła Konstytucja o Świętej Liturgii (por. KL 7), Obecny jest Chrystus w swoim modlącym się Kościele, ponieważ On sam jest tym, „który za nas się modli, który w nas się modli i do którego my się modlimy; modli się za nas jako nasz kapłan, modli się za nas jako nasza głowa, modlimy się my do Niego jako do naszego Boga”(15), sam przecież przyrzekł: Gdzie bowiem dwaj albo trzej są zgromadzeni w imię moje, tam jestem pośród nich (Mt 18,20). Obecny jest w swoim Kościele świadczącym dzieła miłosierdzia, nie tylko dlatego, że czyniąc coś dobrego dla jednego z Jego najmniejszych braci czynimy to dla samego Chrystusa (por. Mt 25,40), ale i z tej racji, że Chrystus jest tym, który te dzieła spełnia przez Kościół, spiesząc nieustannie ludziom na pomoc ze swą Boską miłością. Obecny jest w swoim Kościele pielgrzymującym i pragnącym dotrzeć do portu wiecznego życia, gdyż sam przez wiarę mieszka w sercach naszych (por, Ef 5,17) i wlewa w nie miłość przez Ducha Świętego, którego nam daje (por. Rz 5,5). W inny wprawdzie sposób, a przecież całkiem prawdziwie obecny jest w swoim Kościele nauczającym, ponieważ głoszona Ewangelia jest słowem Bożym, a głosi się ją tylko w imię i w oparciu o powagę Chrystusa, wcielonego Słowa Bożego, oraz przy Jego pomocy, ażeby była „jedna trzoda bezpieczna pod jednym pasterzem”(16). Obecny jest w swoim Kościele sprawującym rządy nad ludem Bożym, gdyż święta władza pochodzi od Chrystusa, a za wykonującymi ją pasterzami stoi Chrystus, „Pasterz pasterzy”(17), wedle danej Apostołom obietnicy. Ponadto obecny jest Chrystus, i to w sposób wyższy, w swoim Kościele składającym Ofiarę Mszy św. w Jego imieniu oraz udzielającym sakramentów, Na temat obecności Chrystusa w akcie składania Ofiary Mszy św. dobrze będzie przypomnieć to, co św. Jan Złotousty, zdjęty podziwem, powiedział równie prawdziwie jak wymownie: „Chcę dodać coś zgoła zdumiewającego, tylko się nie dziwcie ani nie zmieszajcie. Cóż takiego? Ofiara jest ta sama bez względu na to, kto ją składa, czy Paweł, czy Piotr; jest ta sama, którą Chrystus dał uczniom, a którą teraz składają kapłani; ta w niczym nie jest mniejsza od tamtej, bo jej nie uświęcają ludzie, lecz ten sam, który i tamtą uświęcił. Bo jak słowa wypowiedziane przez Boga są tymi samymi, które wymawia teraz kapłana tak samo ofiara, jest ściśle tą samą”(18). „Wie również każdy, że sakramenty są czynnościami Chrystusa, który spełnia je przez ludzi. Dlatego sakramenty są same z siebie święte i dotykając ciała mocą Chrystusa wlewają do duszy łaskę. Te sposoby obecności napełniają rozum zdumieniem i wprowadzają go w kontemplację tajemnicy Kościoła. Ale odmienne jest i to w najwyższy sposób, w jaki Chrystus pozostaje obecny w swoim Kościele ale w sakramencie Eucharystii, który też z tego względu pośród reszty Sakramentów jest „dla pobożności milszy, dla zrozumienia pilniejszy, przez swą zawartość świętszy”(19), zawiera bowiem samego Chrystusa i stanowi „jakby pełnię życia duchowego i cel wszystkich sakramentów”(20). Ta obecność wszakże nazywa się „rzeczywistą” nie w sensie wyłączności, jakby inne nie były „rzeczywiste”, ale przez szczególną doskonałość bo jest substancjalna. Przez nią mianowicie obecny staje się Chrystus cały, Bóg i człowiek(21). Opacznie więc tłumaczyłby ktoś ten sposób obecności, przypisując tzw. „pneumatyczną” naturę uwielbionemu Ciała Chrystusa wszędzie obecną, lub sprowadzając tę obecność do ram symbolizmu, jakby ten najczcigodniejszy Sakrament nie zawierał nic poza skutecznym znakiem „duchowej obecności Chrystusa i jego wewnętrznego zjednoczenia z wiernymi członkami w Ciele Mistycznym”(22). Zapewne, na temat symbolizmu Eucharystycznego, zwłaszcza gdy chodzi o jedność Kościoła, wiele się wypowiadali zarówno Ojcowie, jak i Doktorzy scholastyczni; a Sobór Trydencki streszczając ich naukę pouczał, że Zbawiciel nasz zostawił w swoim Kościele Eucharystię „jako symbol” tej jedności i miłości, w jakiej chciał, aby wszyscy „jako symbol” tej jedności i miłości i zjednoczenia, a więc symbol tego jednego ciała, którego sam jest głową”(23). U samych początków literatury chrześcijańskiej nieznany autor dzieła zatytułowanego „Didache, czyli nauka dwunastu Apostołów”, napisał odnośnie tej kwestii następująco: „Co się tyczy Eucharystii, to tak składajcie podziękowanie: … jak ten połamany chleb był rozsypany po górach, a został zebrany w jedno, tak niech się z krańców ziemi zbierze twój Kościół w królestwo twoje”(24). Podobnie św. Cyprian, akcentując mocno przeciw schizmie jedność Kościoła, powiada: „W końcu również same ofiary Pańskie wyraźnie wskazują na jednomyślność chrześcijańską zawartą w sobie przez mocną i nierozłączną miłość. Bo gdy Pan Ciałem swoim zowie chleb wytworzony przez połączenie wielu ziaren, wskazuje na lud nasz zjednoczony, który On sam podtrzymywał; a gdy z gron i mnóstwa jagód winnych wytłoczone i w jedno zebrane wino krwią swoją nazywa, również trzodę naszą oznacza, gdzie wielość niezmierna scala się w jedność”(25). Wszystkich zresztą uprzedził Apostoł pisząc do Koryntian: Bo wielu was jest jednym chlebem i jednym ciałem wszyscy, którzy jednego chleba uczestnikami jesteśmy (1 Kor 10,17). Chociaż symbolizm Eucharystyczny naprowadza nas trafnie na zrozumienie właściwego temu Sakramentowi skutku, jakim jest jedność Ciała Mistycznego, to przecież nie wyjaśnia, nie wyraża natury tego Sakramentu, która go wyróżnia od innych. Bo odwieczne nauczanie Kościoła katolickiego, dawane katechumenom, przeświadczenie ludu chrześcijańskiego, nauka określona przez Sobór Trydencki i same słowa Chrystusa ustanawiającego Najświętszą Eucharystię każą nam wyznawać, że „Eucharystia jest Ciałem naszego Zbawcy Jezusa Chrystusa, które cierpiało za nasze grzechy, a które Ojciec wskrzesił w swojej łaskawości”(26). Do tych słów św. Ignacego z Antiochii wolno dorzucić te, z którymi Teodor z Mopswestii, wierny świadek wiary Kościoła w tej materii, zwrócił się do ludu: „Przecież Pan nie powiedział: To jest symbol ciała mego, a to symbol krwi mojej, lecz To jest Ciało moje i Krew moja. Uczy nas nie zwracać uwagi na naturę rzeczy przedłożonej zmysłom; ponieważ przez dziękczynienie i wypowiedziane nad nią słowa została ona zmieniona w ciało i krew”(27). W oparciu o tę wiarę Kościoła, Sobór Trydencki „otwarcie i z prostotą wyznaje, ze w czcigodnym sakramencie świętej Eucharystii po konsekracji chleba i wina, pod postacią owych rzeczy widzialnych znajduje się prawdziwie, rzeczywiście, substancjalnie Pan nasz Jezus Chrystus prawdziwy Bóg i człowiek. Dlatego nasz Zbawca pozostaje obecny wedle swego człowieczeństwa nie tylko po prawicy Ojca, naturalnym sposobem istnienia, lecz równocześnie także w Sakramencie Eucharystii „takim sposobem istnienia, który wprawdzie słowami ledwie zdołamy wyrazić, mimo to jako możliwy u Boga możemy pojąc rozumem oświeconym wiarą, a winniśmy wierzyć weń niezachwianie”(28). CHRYSTUS PAN JEST OBECNY W SAKRAMENCIE EUCHARYSTII PRZEZ PRZEISTOCZENIE Żeby zaś nikt nie pojmował mylnie tego sposobu obecności, który wykracza poza prawa natury i stanowi cud w swoim rodzaju największy ze wszystkich(29), musimy z uległością iść za głosem nauczającego i modlącego się Kościoła. A ten głos, wieczne echo głosu Chrystusa, upewnia nas, że Chrystus nie inaczej staje się obecny w tym Sakramencie, jak przez przemianę całej substancji chleba w ciało, a całej substancji wina w Jego krew; tę wprost zadziwiającą i osobliwą przemianę Kościół katolicki nazywa trafnie i właściwie przeistoczeniem(30). Po dokonanym przeistoczeniu postacie chleba i wina nabierają nowego bez wątpienia znaczenia i nowego zadania, ponieważ nie są już pospolitym chlebem i pospolitym napojem, lecz znakiem rzeczy świętej i znakiem duchowego pokarmu; ale dlatego przybierają nowe znaczenie i nowy cel, że zawierają nową „rzeczywistość”, którą słusznie nazywamy ontologiczną. Pod wspomnianymi bowiem postaciami nie kryje się już to, co było przedtem, lecz coś zupełnie innego, a to nie tylko ze względu na przeświadczenie wiary Kościoła, ale w rzeczy samej, ponieważ po przemianie substancji, czyli istoty chleba i wina w ciało i krew Chrystusa, nie pozostaje już nic z chleba i wina poza samymi postaciami, pod którymi przebywa Chrystus cały i nieuszczuplony, w swej fizycznej „rzeczywistości”, obecny nawet ciałem, chociaż nie w ten sam sposób, w jaki ciała są umiejscowione w przestrzeni. Z tego powodu Ojcowie wielce troszczyli się o ostrzeganie wiernych, by w rozważaniu tego najczcigodniejszego Sakramentu nie polegali na zmysłach, przekazujących tylko właściwości chleba i wina, lecz na słowach Chrystusa, które posiadają tak wielką moc, iż zmieniają, przekształcają, „przepierwiastkowują” (transelementent) chleb i wino w Jego ciało i krew; wszakże, jak to niejednokrotnie powiadają ci sami Ojcowie, moc, która to sprawia, jest tą samą mocą wszechmocnego Boga, która od początku czasu stworzyła z niczego wszechświat. „Pouczony o tym i pełen niezachwianej wiary – mówi św. Cyryl Jerozolimski, kończąc swe kazanie o tajemnicach wiary – że to, co się zdaje być chlebem, nie jest chlebem, chociaż takie wrażenie daje smak, lecz ciałem Chrystusa, a co się zdaje być winem, nie jest winem, choć się tak smakowi wydaje, ale krwią Chrystusa – umocnij serce twoje, pożywając ten chleb jako duchowy i rozwesel oblicze twej duszy”(31). Św. Jan Złotousty mówi z naciskiem: „Nie człowiek to sprawia, że dary ofiarne stają się ciałem i krwią Chrystusa, lecz sam Chrystus który został za a nas ukrzyżowany. Kapłan jako figura Chrystusa wypowiada owe słowa, ale moc i łaska jest z Boga. To jest ciało moje – mówi. Słowo to przekształca złożone w ofierze dary(32). Z Biskupem Konstantynopola Janem dziwnie się zgadza Biskup Aleksandryjski Cyryl, który w swym komentarzu do Ewangelii św. Mateusza tak pisze: „Dobitnie przecież powiedział: To jest ciało moje, i to jest krew moja, byś tego, co widzisz, nie uważał za figurę lecz byś był przekonany, że złożone dary zostały rzeczywiście przemienione przez Boga wszechmogącego w jakiś tajemniczy sposób w ciało i krew Chrystusa, i że przez udział w nich otrzymujemy ożywczą i uświęcającą moc Chrystusa” (33). Ambroży zaś, Biskup Mediolanu, wypowiadając się jasno w kwestii przemiany Eucharystycznej, powiada: „Przyjmijmy, że to już nie to, co natura ukształtowała, lecz to, co błogosławieństwo poświęciło. Większa jest siła błogosławieństwa niż natury, gdyż przez błogosławieństwo nawet sama natura się zmienia”. Chcąc zaś podbudować prawdę tajemnicy, przytacza wiele przykładów cudów opowiadanych w Piśmie Św., między innymi samo narodzenie Chrystusa z Maryi Panny, a przeszedłszy do dzieła stworzenia powiada na zakończenie! „Czyż więc mowa Chrystusa, która zdoła z niczego stworzyć coś, czego nie było, nie potrafi to, co już istnieje przemienić w to, czym nie było? Przecież nadanie rzeczom ich natury nie jest mniejszym dziełem niż przemiana tej natury”(34). Nie ma wszakże potrzeby mnożyć świadectwa. Pożyteczniej będzie przypomnieć nieugiętość wiary, z jaką Kościół jednomyślnie przeciwstawił Berengariuszowi, który pierwszy poważył się zaprzeczyć przemianie Eucharystycznej, kapitulując przed trudnościami ze strony rozumu ludzkiego; Kościół zagroził mu wielokrotnie potępieniem w razie, gdyby się nie opamiętał. Toteż Poprzednik nasz św. Grzegorz VII nakazał składanie przysięgi ujętej w następujące słowa: „Wierzę sercem i wyznaję ustami, że składane na ołtarzu chleb i wino przemieniają się substancjalnie przez tajemnicę świętej modlitwy i słowa naszego Zbawcy w prawdziwe i własne oraz ożywcze ciało i krew Jezusa Chrystusa Pana naszego, i że po konsekracji są prawdziwym ciałem Chrystusa, tym, które się narodziło z Dziewicy, które ofiarowane dla zbawienia świata, zawisło na krzyżu i które siedzi po prawicy Ojca, oraz prawdziwą krwią Chrystusową, która wypłynęła z Jego boku, a to nie tylko poprzez znak i moc sakramentu, lecz we właściwej swej naturze i w prawdziwej substancji”(35). Z tymi słowami zgadza się, stanowiąc zdumiewający przykład stałości wiary katolickiej, to, czego Sobory Powszechne: Lateraneński, Konstancjański, Florencki, wreszcie Trydencki stale nauczały o tajemnicy przemiany Eucharystycznej, czy to przez wyjaśnianie Nauki Kościoła, czy przez potępienie błędów. Po Soborze Trydenckim zaś nasz Poprzednik Pius VI mocno przestrzegał przed błędami synodu w Pistoi, polecając by proboszczowie pełniący obowiązek nauczania nie uchylali się od przypominania przeistoczenia, które zalicza się do artykułów wiary(36). Podobnie nasz Poprzednik śp. Pius XlI przypomniał granice, których w głębszych rozprawach o tajemnicy przeistoczenia przekraczać nie wolno(37). My zaś sami w czasie Włoskiego Narodowego Kongresu Eucharystycznego, który odbył się niedawno w Pizie w poczuciu Naszego Apostolskiego obowiązku otwarcie i uroczyście daliśmy świadectwo wierze Kościoła(38). Zresztą Kościół katolicki dochowywał wiary w obecność ciała i krwi Chrystusowej w Eucharystii nie tylko przez nauczanie, ale i przez życie, gdyż w każdym czasie oddawał tak wielkiemu Sakramentowi kult uwielbienia, należny jedynie Bogu. Św. Augustyn tak o tym mówi: „W tym ciele (Pan) tutaj chodził i to samo ciało dał nam do pożywania ku zbawieniu, nikt zaś tego ciała nie pożywa bez oddania mu wpierw hołdu uwielbienia i nie tylko nie grzeszymy uwielbiając ja, ale grzeszylibyśmy, gdybyśmy go nie uwielbiali”(39). KULT UWIELBIENIA (LATRIAE) NALEŻNY SAKRAMENTOWI EUCHARYSTII Ten kult uwielbienia, należny Sakramentowi Eucharystii, okazywał zawsze i okazuje Kościół katolicki nie tylko w czasie obrzędów Mszy św., ale i poza nią, przez jak najstaranniejsze przechowywanie konsekrowanych Hostii, wystawianie ich do publicznej czci wiernych i obnoszenie w procesjach wśród radości tłumnie zebranego ludu. W sprawie tej czci starodawne dokumenty kościelne dostarczają niejednego świadectwa. Pasterze bowiem Kościoła pilnie napominali wiernych, aby Eucharystię, którą mieliby u siebie w domach, z największą troskliwością przechowywali. „Ciało bowiem Chrystusa maja wierni pożywać, a nie lekceważyć je”, jak mocno napomina św. Hipolit(40). I rzeczywiście wierni uważali się za winnych i to całkiem słuszne, jak wspomina Orygenes, jeżeli po otrzymaniu ciała Pańskiego i przechowywaniu go z wszelką ostrożnością i czcią, cośkolwiek z niego przez niedbalstwo upadło(41). Że zaś ci sami pasterze surowo karcili wkradające się jakiekolwiek niedociągnięcia należnej czci, świadkiem w tej sprawce wiarogodnym jest Nowacjan, będący zdania, że na potępienie zasługuje ten, kto „wyszedłszy po nabożeństwie niedzielnym i niosąc jeszcze ze sobą, jak to było w zwyczaju, Eucharystię… obnosił święte ciało Pańskie”, śpiesząc na widowiska, a nie do swego domu(42). Św. Cyryl Aleksandryjski odrzuca nawet jako obłęd opinię tych, którzy twierdzili, że Eucharystia nie ma wartości uświęcającej, jeśli zostało z niej coś do dnia następnego. „Ani Chrystus – powiada – nie ulega zmianie, ani się Jego święte ciało nie zmienia, lecz siła i moc pochodząca z błogosławieństwa oraz ożywcza łaska trwa w nim nieprzerywalnie(43). I nie wolno zapominać, że w dawnych wiekach wierni, czy to uciskani grozą prześladowań, czy to przebywający na odludziu z zamiłowania do życia pustelniczego, posilali się nawet każdego dnia Eucharystią, biorąc ją własnymi rękoma, gdy nie było kapłana lub diakona(44). Nie dlatego o tym mówimy, by zmieniać coś w sposobie przechowywania Eucharystii i przyjmowania Komunii św. przepisanym później przez prawa kościelne i teraz jeszcze będącym w mocy, lecz dlatego by się wspólnie radować z wiary Kościoła, która zawsze jest jedna i ta sama. Z tej to jednej wiary wzięło również początek święto Bożego Ciała, obchodzone po raz pierwszy w diecezji leodyjskiej (Liege), głównie za sprawą bł. Juliany z Mont Cornillon, które Poprzednik nasz Urban IV rozszerzył na cały Kościół, oraz wiele dzieł pobożności Eucharystycznej, które pod tchnieniem łaski Bożej wzrastały z każdym dniem i przez która Kościół katolicki stara się jakby na wyścigi okazywać cześć Chrystusowi, składać Mu dzięki za tak wielki dar i wypraszać zmiłowanie. ZACHĘTA DO SZERZENIA KULTU EUCHARYSTYCZNEGO Prosimy Was zatem. Czcigodni Bracia, byście wśród ludu powierzonego waszej czujnej pieczy, zachowali czystą i bez uszczerbku tę wiarę, która niczego nie pragnie, jak dochowania całkowitej wierności słowom Chrystusa i Apostołów, z całkowitym wykluczeniem jakichkolwiek błędnych i zgubnych zapatrywań; oraz byście nie szczędząc słów i trudu szerzyli kult Eucharystyczny, do którego wszystkie inne formy pobożności mają ostatecznie zmierzać, by w nim znaleźć swe uwieńczenie. Niechaj za waszym usilnym staraniem wierni coraz lepiej poznają i coraz bardziej doświadczają tego, o czym mówi św. Augustyn: „Kto chce żyć, ma gdzie żyć, ma czym żyć, Niech się zbliży, niech wierzy, niech się włączy w ciało, by zostać ożywionym. Niech się nie odsuwa od wspólnoty członków, niech nie będzie zgniłym członkiem zasługującym na odcięcia, ani zniekształconym, który by przynosił wstyd; niech będzie pięknym, przydatnym, zdrowym, niech tkwi w ciele, żyje dla Boga z Boga; niech się teraz na ziemi trudzi, by potem w niebie królował”(45). Pożądane jest, by codziennie i jak najliczniej uczestniczyli wierni czynnie w ofierze Mszy św. i posilali się Komunią św. w czystości i świętości serca, a za tak wielki dar składali Chrystusowi Panu stosowne dziękczynienie. Winni mieć w pamięci te słowa: „Pragnienie Jezusa Chrystusa i Kościoła, by wszyscy wierni chrześcijanie codziennie przystępowali do świętej uczty, ku temu w szczególności zmierza, by zjednoczeni z Bogiem przez Sakrament czerpali stąd siłę, do opanowania namiętności, do zmywania codziennych, lekkich win i do zapobiegania cięższym grzechom, na które słabość ludzka jest narażona”(46). Ponadto niech nie zaniedbują w ciągu dnia nawiedzenia Najświętszego Sakramentu, który należy przechowywać w kościołach wedle przepisów liturgicznych w miejscu najdostojniejszym i z największą czcią, jako że jest ono dowodem wdzięczności, poręką miłości i obowiązkiem należnej czci względem Chrystusa Pana w tymże Sakramencie obecnego. Nie uchodzi niczyjej uwagi, że Boska Eucharystia nadaje chrześcijańskiemu ludowi godność, której nie podobna należycie ocenić. Chrystus bowiem jest rzeczywiście Emanuelem, czyli „Bogiem z nami” nie tylko w czasie składania ofiary i sprawowania Sakramentu, lecz również po złożeniu ofiary i po dokonaniu Sakramentu, gdy Eucharystię przechowuje się w kościołach i kaplicach. Jest bowiem dniem i nocą w pośrodku nas, mieszka między nami pełen łaski i prawdy (por, J 1,14); urabia nasze obyczaje, zasila cnoty, pociesza smutnych, umacnia słabych i pobudza wszystkich, którzy się do Niego zbliżają, by Go naśladowali, by za Jego wzorem uczyli się być cichymi i pokornego serca i nie szukać własnych korzyści, lecz Bożych. Ktokolwiek więc odnosi się do Świętej Eucharystii ze szczególną pobożnością i kochającemu nas Chrystusowi stara się ochoczo i wielkodusznie miłością odwzajemniać, ten doświadcza do głębi i rozumie, nie bez wielkiej radości i pożytku dla duszy, jak cenne jest życie ukryte z Chrystusem w Bogu (por. Kol 5,5) i jak wielką wartość ma prowadzenie rozmowy z Chrystusem, nad co nic nie ma na tej ziemi milszego, nic skuteczniejszego w podążaniu drogami świętości. Wiecie ponadto, Czcigodni Bracia, że Eucharystia przechowywana jest w świątyniach czy w kaplicach jako duchowy ośrodek społeczności zakonnej lub wspólnoty parafialnej, a nawet całego Kościoła i całej ludzkości, jako że zawiera ona pod osłoną postaci Chrystusa, niewidzialną Głowę Kościoła, Zbawcę świata, centrum wszystkich serc, przez którego wszystko i my przez Niego (1 Kor 8,6). Dlatego to kult Boskiej Eucharystii ogromnie pobudza duszę do wyrabiania w sobie miłości „społecznej”(47), dzięki której dobro wspólne przenosimy ponad dobro prywatne, angażujemy się w sprawy wspólnoty parafii i całego Kościoła i rozciągamy miłość na cały świat, bo wszędzie rozpoznajemy członki Chrystusa. Ponieważ więc, Czcigodni Bracia, Sakrament Eucharystii jest znakiem i przyczyną jedności Chrystusowego Ciała Mistycznego i wzbudza w tych, którzy Go czczą gorętszym sercem tzw. czynnego ducha „kościelnego”, nigdy nie przestawajcie nakłaniać waszych wiernych, by przystępując do Eucharystycznego misterium, uczyli się sprawę Kościoła uważać za własną, nieprzerwanie błagać Boga i składać siebie w miłej ofierze Panu za pokój i jedność Kościoła i by wszyscy synowie Kościoła stanowili jedno i byli jednomyślni, żeby nie było między nim rozłamów, lecz żeby byli doskonale jednego ducha i jednej myśli, jak to poleca Apostoł (por. 1 Kor 1,10); wszyscy zaś nie zespoleni jeszcze z Kościołem katolickim w doskonałej wspólnocie, ze względu na swe oddzielenie od niego, ale ozdobieni i szczycący się imieniem chrześcijańskim, żeby co prędzej za wsparciem łaski Bożej, cieszyli się razem z nami tą .jednością wiary i zespolenia, która z woli Chrystusa ma cechować Jego uczniów. To błaganie Boga i oddawanie się Jemu w ofierze za jedność Kościoła niech uważają za swe szczególne zadanie osoby zakonne, zarówno mężczyźni jak kobiety, bo oni w specjalny sposób poświęcają się adoracji Najświętszego Sakramentu, a przez złożenie ślubów stają się niejako Jego najbliższym orszakiem na tej ziemi. Pragnienie jedności wszystkich chrześcijan, nad które nie miał Kościół i nie ma nic dawniejszego i droższego, chcemy jeszcze raz wyrazić tymi słowami, w których ujął je kiedyś Sobór Trydencki w zakończeniu Dekretu o Najświętszej Eucharystii: „Na koniec święty Sobór ojcowskim sercem upomina, zachęca, prosi i zaklina przez wnętrzności miłosierdzia Boga naszego (Łk 1, 78), żeby wszyscy razem i każdy z osobna noszący imię chrześcijan, połączyli się i zjednoczyli nareszcie w tym znaku jedności, w tej związce miłości, w tym symbolu zgody. A mając w pamięci tak wielki majestat i tak ogromną miłość Jezusa Chrystusa, Pana naszego, który umiłowaną duszę swoją oddał na okup za nasze zbawienie i ciało swoje „dał nam na pokarm” (por. J 6,48 nn,), niech te święte tajemnice ciała i krwi Jego przyjmują z taką stałością i mocą wiary, niech w nie wierzą i cześć im oddają z takim nabożeństwem i pobożnością, żeby ten chleb nadprzyrodzony (supersubstantialem Mt 6,11) mogli często przyjmować, a on był dla nich prawdziwie życiem duszy i stałym zdrowiem umysłu, aby wzmocnieni Jego siłą (3 Krl 19,8) po przebyciu tej drogi nędznego pielgrzymowania zdołali dojść do niebieskiej ojczyzny, gdzie ten sam „Chleb Anielski” (Ps 77, 25), który teraz pożywają pod świętymi zasłonami, pożywać będą bez żadnych już zasłon(48). Oby najłaskawszy Zbawiciel, Który bezpośrednio przed śmiercią modlił się do Ojca, by wszyscy, którzy Niego uwierzą, byli jedno jak On i Ojciec stanowią jedno (por, J 17,20 – 21), co prędzej raczył wysłuchać tej najgorętszej prośby naszej i całego Kościoła, byśmy wszyscy jednymi usty i jedną wiarą święcili Tajemnicę Eucharystyczną, a stawszy się uczestnikami Chrystusowego Ciała, tworzyli jedno ciało (por, 1 Kor 10,17) zespolone tymi samymi węzłami, które z Jego woli miały je kształtować. Z uczuciem braterskiej miłości zwracamy się nadto do tych, co należą do czcigodnych Kościołów Wschodu, które wydały tylu przesławnych Ojców, świadectwa ich wiary w Eucharystię wspomnieliśmy z radością w tej Naszej encyklice. Serce nasze doznaje ogromnej radości, kiedy myślimy o waszej wierze w Eucharystię która jest i naszą, kiedy słuchamy waszych modlitw liturgicznych, którymi wysławiacie tę tak wielką Tajemnicę, gdy patrzymy na kult Eucharystyczny oraz czytamy teologów wykładających naukę o tym Najświętszym Sakramencie lub jej broniących. Niech się wstawi do Ojca zmiłowania Najświętsza Maryja Panna, z której Chrystus Pan wziął to ciało, które „zawiera się, ofiaruje i jest spożywane” w tym Sakramencie pod postaciami chleba i wina oraz wszyscy święci i święte Boże, zwłaszcza ci, którzy pałali gorętszym nabożeństwem do Boskiej Eucharystii, by ze wspólnej wiary i kultu Eucharystycznego wyrosła i utrzymała się doskonała jedność wspólnoty między wszystkimi, którzy noszą imię chrześcijan. Utkwiły nam w duszy słowa św. męczennika Ignacego, przestrzegającego Filadelfijczyków przed nieszczęściem rozłamów i schizm, na które lekarstwo jest w Eucharystii: „Starajcie się zatem – mówi – używać jednej Eucharystii. Jedno jest bowiem ciało Pana naszego Jezusa Chrystusa i jeden kielich w jedności krwi Jego, jeden ołtarz, jeden biskup…”(49). Umocnieni błogą nadzieją korzyści, jakie spłyną na cały Kościół i na cały świat ze wzmożenia kultu Eucharystycznego, całym miłością przepełnionym sercem udzielamy Apostolskiego Błogosławieństwa jako zadatku niebieskich łask, Wam, Czcigodni Bracia, kapłanom, osobom zakonnym i wszystkim, którzy Wam pomagają oraz wszystkim wiernym, pieczy Waszej powierzonym.
Dan w Rzymie u św. Piotra, dnia 3 września, w uroczystość św. Piusa X papieża, roku 1965 a trzeciego naszego pontyfikatu. PAULUS PP. VI
Copyright © 2006-2007 SANCTUS.pl – Wszelkie prawa zastrzeżone