OJCU, SYNOWI I DUCHOWI ŚWIĘTEMU

Sacrum

Wakacyjne wspomnienie

Czy tatuaże są dozwolone? – ks. Peter R. Scott, FSSPX

Uzależnienie od tatuażu nie jest nowym zjawiskiem w historii ludzkości. Oszpecanie własnego ciała było spotykane w wielu prymitywnych społecznościach jako znak męstwa, osiągnięć, jako prawdziwy znak honoru.

Czy jednak współczesna praktyka stosowania tatuaży jest możliwa do porównania?

Tatuaże podlegają pod pojęcie samookaleczenia. Samookaleczenie jest oczywiście dopuszczalne wtedy, gdy dokonywane jest dla dobra całego ciała, zgodnie z zasadą całości, oznaczającą iż część istnieje dla całości. To zdroworozsądkowe zrozumienie podkreślone zostaje słowami Naszego Pana:

Jeśli więc prawe twoje oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało być wrzucone do piekła.

(Mt. 5, 29)

W związku z tym, nikt nie podważa możliwości poddania organów czy ciała okaleczeniu, zniekształcaniu zewnętrznego wyglądu, będących skutkiem leczenia poważnej lub zagrażającej życiu chorobie, na przykład nowotworu. Jednakże tatuaże są zniekształcaniem ciała skierowanym nie dla jakiegokolwiek dobra, czy to dla dobra ciała czy też duszy. Czy dopuszczalne jest zatem przeprowadzenie takiej kosmetycznej deformacji bez jakiegokolwiek obiektywnego celu, jedynie z tego powodu, iż ktoś po prostu chce tego dokonać?

Moralność zależy od władzy człowieka nad swoim ciałem. Zgodnie ze współczesnym myśleniem, człowiek ma absolutną władzę nad swoim ciałem i może czynić z nim wszystko czego sobie zażyczy. Nie jest to jednak nauczanie Kościoła, gdyż aczkolwiek rozporządzamy naszym ciałem, to należy ono do Wszechmogącego Boga. Nasze panowanie nad naszym ciałem jest ograniczone do używania go do celów, dla jakich zostało stworzone. Było to przedmiotem wyraźnego nauczania papieża Piusa XI, który w encyklice dotyczącej małżeństw chrześcijańskich, potępił samookaleczenie sterylizacji:

Jest to zresztą nauką chrześcijańską i także wynikiem ludzkiego rozumowania, że poszczególny człowiek częściami swego ciała tylko do tych celów rozporządza, do których przez przyrodę są przeznaczone. Nie można ich niszczyć lub kaleczyć lub w jaki inny sposób udaremniać naturalnego ich przeznaczenia, chyba że tego wymaga zdrowie ciała całego.

Casti Connubii – Encyklika Piusa XI

Na zarzuty mówiące, iż tatuaże nie powodują szkody w funkcjonowaniu ciała, należy odpowiedzieć, że każde działanie człowieka musi mieć swój cel opierający się moralności. Nie ma czegoś takiego jak czyn moralnie obojętny. Czyn, który nie jest dobry, jest z konieczności zły. Jeśli nie ma celu w robieniu tatuażu, to mamy do czynienia co najmniej z próżnością, brakiem respektu dla człowieka, żądzą przyciągnięcia ku sobie uwagi lub zaszokowania innych. Ale w każdym z tych przypadków mamy do czynienia z nieuporządkowanymi motywami. Jeśli tatuaż nie jest szlachetny bądź umiarkowany, to jest zły, gorszący i grzeszny. Ten grzech może być powszedni, jeśli tatuaż nie atakuje Boga lub religii, lub nie jest niemoralny w swojej symbolice i  jeśli dokonany został w akcie próżności, sam przez się jest powszednim nieuporządkowaniem. Może jednak być grzechem śmiertelnym, jeśli tatuaż jest bluźnierczy lub zaprzeczający religii, lub zastosowany jako bezpośredni atak na Boską władzę nad ciałem człowieka.

Czasami podnoszone są zarzuty, iż nawet żarliwi katolicy mają tatuaże z symbolami krzyży czy innymi symbolami świętymi. W takich przypadkach tatuaż może być wyrażeniem wiary i zewnętrznym zademonstrowaniem świętości ciała, konsekrowanego Wszechmogącemu Bogu poprzez chrzest. Czytamy więc, że św. Jane Frances Fremiot de Chantal wycięła na swojej klatce piersiowej gorącym żelazem święte imię Jezusa Chrystusa. Jednak jest to nadzwyczajna inspiracja świętej. W naszych czasach, najczęściej te symbole są zastosowane jako forma przedrzeźniania i są bardziej symbolem desakralizacji tej świątyni Boga, którą jesteśmy, niż w celu przeciwnym. Odnoszą się najczęściej do subkultury – ateistycznej a czasem pogańskiej. Zniżają one człowieka do poziomu zwierzęcia i mają czysto utylitarne znaczenia.

W tym właśnie tkwi prawdziwe moralne podłoże tatuaży. Stosowane są one w duchu rebelii i generalnie przedstawiają jeden lub więcej aspekt tej rebelii, czasem nieczystej, ordynarnej, brutalnej, wstrętnej, przerażającej, odrażającej, jeśli nie otwarcie bluźnierczej czy diabolicznej. To jest dokładnie ta rebelia przeciw naturalnemu porządkowi, odrzucająca podporządkowanie się człowieka swojemu Stwórcy. Rebelia ta symbolizowana jest w tatuażach, przez które człowiek udaje posiadanie pełnej władzy nad swoim ciałem, oszpeca ciało, które Bóg w swej dobroci powierzył człowiekowi. To jest ta rebelia przeciwko zasadom, przeciwko skromności, rebelia przeciwko wszystkim społecznym oczekiwaniom, przeciwko społecznemu charakterowi człowieka. Właśnie w związku z tym, ten symbol opozycji wobec naturalnego porządku, został zabroniony w przykazaniach Starego Prawa:

Nie będziecie nacinać ciała na znak żałoby po zmarłym. Nie będziecie się tatuować. Ja jestem Pan!

Kpł. 19, 28

Jakkolwiek prawa te nie są same w sobie wiążące dla sumienia, to jednak nie były one przypadkowe. Przykazanie aby nie „uszkadzać swojego ciała” jest wymienione razem z takimi zabronionymi czynami, jak konsultowanie się z czarownikami czy wróżbitami, wróżenie ze snów, czy hańbienie swojej córki, nakłaniając ją do nierządu.

Jest zatem aktem rebelii przeciwko nadprzyrodzonemu porządkowi, gdyż tatuowanie symbolizuje człowieka trwającego w swoich prawach do czynienia cokolwiek mu się podoba, bez oddawania czci Swojemu Zbawicielowi. […] Tatuowanie symbolizuje odrzucenie świętości ciała człowieka. Jest symbolem najwyższej rozpaczy tak charakterystycznym dla współczesnego społeczeństwa mówiącego, że nasze życie cielesne jest końcem samym w sobie i nic już poza nim nie ma.

Ks. Peter R. Scott

The Angelus, Journal of Roman Catholic Tradition, Volume XXXII, Numer 2, luty 2009

Tłumaczył Lech Maziakowski

 

 

Cześć dla Najświętszego Sakramentu nie może mieć granic!

W Polsce nie jest najgorszej. Jeszcze. Na Zachodzie przyjmowanie Komunii Świętej do rąk jest normą. U nas wciąż – na szczęście – rzadkością. I nie warto takiego stanu zmieniać. Więcej – o cześć dla Pana Jezusa, realnie obecnego w Najświętszym Sakramencie, należy nieustannie zabiegać. Furtek profanacji otwierać nie wolno. Z żadnego powodu.

Każdy człowiek, nawet nie mając fachowego wykształcenia teologicznego, wie i czuje w sercu, że postawa klęcząca jest godniejsza niż stojąca, tak samo jak stojąca mocniej niż siedząca wyraża szacunek. Język gestów znany jest nie tylko z Kościoła. Uczniowie wstają, gdy do sali wchodzi nauczyciel. Podobna etykieta obowiązuje w sądach.

Dokonana na Zachodzie kilka dekad temu zmiana sposobu udzielania Komunii Świętej w sposób oczywisty wpłynęła na ludzką świadomość, wiarę w realną obecność Pana Jezusa w konsekrowanej Hostii oraz cześć wobec Najświętszego Sakramentu.

Dzisiaj Kościół na Zachodzie przeżywa ogromny kryzys. Apostazja całych narodów i kiepska kondycja katolicyzmu w Europie wynika między innymi z upadku czci dla Najświętszego Sakramentu i osłabienia wiary w realną obecność Pana Jezusa w Eucharystii. Chyba nie chcemy iść ich tą drogą zagłady?

Komunia do rąk jest jednak nie tylko mniej pobożna. Takie rozwiązanie grozi profanacją, która – nawet jeśli jest niezamierzona – nigdy nie powinna mieć miejsca.

„Jeśli chodzi o profanacje mimowolne, przy Komunii do ust, dzięki użyciu pateny, puryfikaterzy przewidzianych przez mszał oraz dzięki naturalnej dbałości przy udzielaniu i przyjmowaniu świętej Hostii, ryzyko prawie nie istnieje. W przypadku Komunii na rękę potrzebny byłby cud, żeby przy każdej Komunii jakaś cząstka nie upadła na ziemię lub nie została na dłoni wiernego” – zauważa ks. biskup Juan Rodolfo Laise OFMCap w książce pt. „Komunia św. na rękę?” wydanej w Polsce przez Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi oraz Fundację Świętego Benedykta.

W naszym kraju w ostatnim czasie miały miejsce dwa cuda eucharystyczne – w roku 2008 w Sokółce i w roku 2013 w Legnicy. Powinno dać nam to do myślenia i skłonić zarówno wiernych jak i pasterzy Kościoła w Polsce do jeszcze silniejszej troski o godne udzielanie sakramentów, w tym Najświętszego Sakramentu.

Tymczasem w parafiach Ostrowa Wielkopolskiego z powodu lokalnego wzrostu zachorowań na wirusowe zapalenie wątroby wiernym zasugerowano, że mogą przyjmować Ciało Chrystusa do rąk. Teoretycznie ma to zmniejszyć ryzyko zachorowania, jednak nikt nie ma pewności, że udzielanie Komunii Świętej w sposób tradycyjny, a więc wprost na język, może sprzyjać zapadaniu na WZW. Wszak nikt nie mówi o epidemii, a Powiatowy Zespół Zarządzania Kryzysowego i Powiatowa Inspekcja Sanitarna proszą, by nie ulegać panice.

Nigdy nie można akceptować umniejszania czci dla Najświętszego Sakramentu, dlatego zachęta do przyjmowania Pana Jezusa na rękę z powodu wątpliwych przesłanek nie jest rozwiązaniem trafnym. Oswaja bowiem wiernych z popularną na Zachodzie formą przystępowania do Komunii Świętej, która utrudnia wiarę w realną obecność i grozi profanacjami.

Michał Wałach

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2017-05-31)


Więcej Wielkanocy!

Kwieciście kwiecień się mai,

I wszyscy podnoszą głowy
Opłukani wielkanocną pokutą,
Patrzą, stęsknieni,  z wiarą,
Że wreszcie to się stało, co jest
Niewyobrażalne, niezwykłe,
Co daje nam nadzieję…
I co teraz z tym zrobić?
Jak żyć, aby temu sprostać
I nie zawieść, nie uciec,
Do pustych słów,miazmatów,
Które już dziś nic nie znaczą
A są jedynie lichą mrzonką,
Która podnieść się nie może,
Choć wie, że trzeba wybierać
Między chcieć, a mieć.
Naznaczeni stygmatem Wielkanocy-
My wiemy, jak ważne dla Boga
Jest nasze życie, skromne,
Ale skierowane do Niego,
W swojej radości życia.
Marian Retelski
Warszawa,kwiecień 2017

Upadek czci dla Najświętszego Sakramentu – przejaw kryzysu cywilizacji

Najświętszy Sakrament to niewyobrażalna świętość i zarazem największy dostępny człowiekowi w życiu doczesnym Skarb. Dziś jednak spotyka się On często z tragicznym i gorszącym brakiem poszanowania. Już zanik w wielu wspólnotach zbawiennej spowiedzi, udzielanie Komunii świętej do ręki czy w postawie siedzącej, brak klęczników czy paten są wyrazem zwątpienia w realną obecność Pana Jezusa. Tymczasem ta prawda, jakkolwiek trudna, stanowi fundament religii katolickiej i opartej na niej cywilizacji.

Upadek czci dla Najświętszego Sakramentu – przejaw kryzysu cywilizacji

„Eucharystia jest szczytem religii katolickiej, najwyższą formą obcowania z sacrum”, pisze Romano Amerio. „Wobec niej wszystkie pozostałe sakramenty to raczej sakramentalia, jawiące się poniekąd jako obrzędy przygotowawcze”, dodaje. Eucharystia stanowi ponadto najwyższy przejaw Bożej mądrości, w przedziwny sposób decydującej się na obecność pod postacią zwykłego ludzkiego pokarmu.

To jednak także, kontynuuje autor „Iota Unum”, najwyższy przejaw miłości Stwórcy. Owa miłość i mądrość udzielają się także czcicielom Najświętszego Sakramentu. Wbrew dzisiejszej kulturze obrazu, pozwalają bowiem wznieść się ponad to, co dostrzegalne tylko gołym okiem. Co więcej „(…) Eucharystia przymnaża miłości przyjmującemu ją człowiekowi – tak, iż staje się on zdolny odpowiedzieć na nieskończoną Miłość Boga swoją miłością”.

O tradycyjnej teologii Eucharystii można by wiele pisać. Najważniejsze jest jedno: Ciało Chrystusa w Przenajświętszym Sakramencie pozostaje prawdziwie obecne – zarówno po Konsekracji, jak i już po zakończeniu Mszy. Głosił to Sobór Trydencki, powtórzył choćby Paweł VI w Mysterium fidei. Mówił o tym też sam Chrystus Pan w Wielki Czwartek.

Co ciekawe, prawdzie o realnej obecności Pana Jezusa nie zaprzeczył nawet Marcin Luter. „Tekst jest zbyt mocny” – powiedział o słowach Chrystusa „to jest Ciało Moje”. Z tego też powodu część słuchaczy opisanych na kartach Ewangelii świętego Jana uznało naukę Chrystusa za „twardą mowę”. W dosłowny sposób rozumiano ją zresztą już od czasów pierwotnego chrześcijaństwa.

Tymczasem w drugiej połowie XX wieku, na fali źle rozumianego entuzjazmu posoborowego, pojawiły się próby zmiany znaczenia odwiecznej nauki. Przykład szczególnie doniosły: Katechizm holenderski z 1966 roku. Jego twórcy stwierdzili, że podczas konsekracji dochodzi do zmiany celu i znaczenia Hostii, która rzekomo przestaje być pożywieniem podtrzymującym życie cielesne i jest od tej pory wyłącznie pokarmem służącym życiu duchowemu.

Ta pozornie głęboka intelektualnie teoria oznaczała de facto krok wstecz w stosunku do wcześniejszego nauczania. „W przypadku (…) Przeistoczenia Chrystus daje siebie na pokarm; z miłości staje się żertwą ofiarną”, zauważa Romano Amerio. „A ofiarowanie swojej własnej istoty (substancji) jest przecież wznioślejszym i bardziej ofiarnym aktem niż nadanie innego znaczenia tej samej substancji”, dodaje teolog.

Tego typu zmiany doktrynalne, jakkolwiek odrzucone przez władze Kościoła, nie pozostały bez konsekwencji. Jedną z nich okazało się porzucenie praktyki adoracji Najświętszego Sakramentu. Jeśli uznaje się Ciało Chrystusa jedynie za symbol, to oddawanie Mu czci poza liturgią traci sens. Jak bowiem zauważa szwajcarski myśliciel, trudno oddawać hołd metaforze. Do odejścia od adoracji przyczyniła się także ogólna pogarda dla pozaliturgicznych form pobożności. W efekcie na Zachodzie rzadko dochodzi do wystawienia Hostii, rzadko odprawia się też nabożeństwa czterdziestogodzinne.

Kryzys ma wiele przejawów

Zanik pobożności eucharystycznej wiąże się także z innymi nadużyciami. W niektórych krajach Zachodu zanika w zasadzie praktyka spowiedzi indywidualnej. Wprowadzona przez IV Sobór Laterański jest – jak zauważył ojciec Maciej Zięba – przejawem docenienia wartości każdej osoby i jej sumienia. Ograniczenie się do spowiedzi powszechnej stanowi symptom cofnięcia się w stronę  kolektywizmu. Przede wszystkim jednak naraża dusze na świętokradztwo w przypadku przyjmowania Komunii świętej. Wspólne wyznanie grzechów nie wystarcza bowiem w normalnych warunkach do zgładzenia ciężkich win.

Przejawem braku czci do Najświętszego Sakramentu są także wspomniane przez Romano Amerio przypadki wysyłania konsekrowanych Hostii pocztą, a także wykonywanie komunikantów ze… słodkich mas lub kremów. To już skutkuje nieważnością konsekracji.

Ponadto post eucharystyczny skrócono tak mocno, jak tylko to możliwe. Jeszcze na początku lat 50. minionego wieku wstrzemięźliwość od pokarmów obowiązywała od północy do momentu przyjęcia Komunii. Następnie Pius XII skrócił ją do 3 godzin. Obecnie u zdrowych to zaledwie godzina.

Sposób obchodzenia się z Najświętszym Sakramentem także budzi uzasadnione oburzenie. Niekiedy, zwłaszcza przy okazji masowych Mszach świętych odprawianych na zewnątrz, jest przechowywany w plastikowych kubkach albo rozdawany ponad głowami wiernych, bez zachowania elementarnej ostrożności. Coraz bardziej podczas celebry ograniczany jest czas na dziękczynienie po Komunii.

Zmiany znalazły swój wyraz również w wystroju świątyń. Tabernakula, tradycyjnie powiązane z ołtarzem położonym na wzniesieniu, obecnie są spychane z dala od centrum, niekiedy wręcz do bocznych kaplic. Tymczasem wszystkie kościoły, w tym najpiękniejsze katedry – klejnoty Christianitas – służyły przede wszystkim jako dom dla Eucharystii. Mówiono wręcz, że kościoły same się modlą. Kryzys architektury sakralnej to zatem kolejna konsekwencja upadku czci dla Najświętszego Sakramentu.

Równie niepokojące jest odejście od procesji w Boże Ciało, odprawianych tradycyjnie w ciągu dnia. Romano Amerio ubolewa, że często organizuje się je wieczorami, jakby w ukryciu. W Polsce szczęśliwie na razie do tego nie doszło, podobnie jak i do niektórych innych nadużyć. To, czy kolejne zgorszenia staną się również naszym udziałem, zależy jednak od religijnej wrażliwości zarówno osób duchownych, jak i wiernych świeckich.

Na stojąco i na rękę

Postawa przyjmującego Komunię świętą oraz sposób, w jaki to czyni, są bodaj najczęściej poruszanym problemem związanym z upadkiem czci dla Najświętszego Sakramentu. Obecna w Kościele starożytnym praktyka udzielania Komunii świętej do rąk zanikła pod wpływem troski o należne poszanowanie Ciała Pańskiego. Przez wiele stuleci podawano je wiernym wyłącznie do ust. Jednak 29 maja 1969 roku watykańska Kongregacja do spraw Kultu dopuściła przyjmowanie Komunii świętej na rękę w przypadku wyrażenia takiej woli przez co najmniej 2/3 składu Episkopatu danego kraju. Nie była to jednak inicjatywa Watykanu, lecz odpowiedź na samowolną praktykę stosowaną w Holandii, Belgii, Francji czy Niemczech. Episkopat Polski zaakceptował ewentualność udzielania Komunii na rękę w 2004 roku. Na szczęście, w większości kościołów pozostaje to wręcz niespotykanym obyczajem.

Znacznie bardziej rozpowszechnione w naszym kraju stało się przyjmowanie Najświętszego Sakramentu w pozycji stojącej. Tymczasem istnieją poważne argumenty przemawiające za powrotem do – nadal obecnej w niektórych świątyniach – praktyki Komunii w pozycji na kolanach. Sięgnijmy do Pisma Świętego, spotkamy w nim wiele przykładów klękania, a nawet padania na twarz przed Bogiem. Skoro w Najświętszym Sakramencie obecny jest także prawdziwy Bóg i Człowiek, to jedyną odpowiednią wydaje się również postawa klęcząca.

Kolejne nadużycie wiąże się z zanikiem używania paten chroniących Hostię przed upadkiem na ziemię. Naczynia te, często piękne i wykonane z kunsztownych kruszców, to niekiedy prawdziwe dzieła sztuki. Jednak nawet prosta patena jest wyrazem troski o Najświętszy Sakrament. Tymczasem obecnie tych paramentów używa się coraz rzadziej. Niekiedy jednemu kapłanowi towarzyszy ministrant z pateną, a drugiemu już nie. Zapewne zazwyczaj nie wynika to ze złej woli, obiektywnie jednak mamy do czynienia z pewną nonszalancją w podejściu do największego skarbu naszej wiary.

Duchowni i Ostatnia Wieczerza

Brak należnej czci dla prawdziwej obecności Pana Jezusa w Mszy świętej wiąże się w dużej mierze z kryzysem kapłaństwa. Wszak to ksiądz, w odróżnieniu od świeckiego, ma moc dokonywać konsekracji. Tymczasem, w duchu egalitaryzmu i źle pojętej wspólnotowości, zapomina się o tej podstawowej prawdzie. Romano Amerio opisuje przypadki, gdy wierni wypowiadali słowa konsekracji razem z celebransem, jak gdyby posiadali również „moc” przemiany chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa. To dalekie pokłosie Reformacji, wydarzenia zasługującego raczej na opłakiwanie i pokutę niż na celebrację.

Deprecjonowanie kapłaństwa prowadzi do zaniku powołań, a w konsekwencji do rozpowszechnienia instytucji świeckich szafarzy Eucharystii. To zaś, zgodnie z logiką, skutkować musi dalszą deprecjacją kapłaństwa i zniechęcać potencjalnych kandydatów do seminarium. Rola księdza wydaje się nieatrakcyjna, skoro to samo „może” czynić świecki.

Wielki Czwartek to dzień ustanowienia Eucharystii i kapłaństwa. Romano Amerio zwraca uwagę na wypaczone rozumienie tego wydarzenia przez teologicznych postępowców. W niektórych krajach modne stały się tak zwane agapy.

Polegają one na sprawowaniu Najświętszej Ofiary w sposób radosny, przyjacielski, a de facto gwałcący i tak rozluźnione w minionym wieku przepisy liturgiczne. Samo oderwanie Liturgii od kontekstu Ofiary, od Wielkiego Piątku to błąd.

Jednak, jak podkreśla autor „Iota Unum”, także „radosne” rozumienie Ostatniej Wieczerzy kłóci się z faktami. Ten „kulminacyjny akt miłości Boga” do człowieka miał wszak charakter tragiczny. Uczta „odbywała się w przeczuciu, że oto Bóg zostanie zabity. W cieniu zdrady, której zapowiedź wielce zatrwożyła uczniów Jezusa. Rozważali oni w sercach, czy zdołają dochować wierności swemu Nauczycielowi. Podczas owej wieczerzy przeżywał już rozterkę, którą osiągnie szczyt w Ogrójcu, kiedy to na ciele Boskiego Mistrza wystąpi krwawy pot. Sztuka chrześcijańska zawsze przedstawiała Ostatnią Wieczerzę jako wydarzenie tragiczne, nigdy jako radosną biesiadę”.

Wielkość pod pozorem małości

Najświętszy Sakrament to Wielkość ukryta pod niepozornymi „przypadłościami” drobnego chleba. Cześć dla Niego wymaga pewnego ucywilizowania, zdolności abstrakcyjnego myślenia, wzniesienia się ponad świat zmysłów. Tam, gdzie duchowy ślepiec dostrzeże jedynie kawałek chleba, wierny rozpozna największy Skarb.

Niestety, duchowa ślepota to problem wielkiej liczby współczesnych ludzi. Uwięzieni w świecie zmysłów, niczym kajdaniarze w platońskiej jaskini, nie dostrzegają światła Prawdy. Prawdy mieszkającej na ziemi i niepozornie ukrytej w Tabernakulach. „Świat” dostrzegający jedynie to, co wielkie i wspaniałe na pierwszy rzut oka, nie potrafi uczcić Hostii, podobnie jak nie potrafi uszanować dziecka poczętego. Ono także, toutes proportion gardees, stanowi wielkość ukrytą w małości. Jednak, skazuje się je tak często na śmierć, gdyż nie wygląda tak jak dorosły. Miliony mordowanych dzieci poczętych i profanacje Hostii to symptom tego samego zła: upadku cywilizacji chrześcijańskiej.

Marcin Jendrzejczak

 

Romano Amerio – głos przeciw reformie liturgii

 Reforma liturgiczna po Soborze Watykańskim II to temat wzbudzający liczne kontrowersje. Jedni chwalą większą zrozumiałość liturgii i jej zbliżenie do ludu. Inni dopatrują się desakralizacji i protestantyzacji. Romano Amerio zaliczał się do tej drugiej grupy. Wskazywał na opłakane skutki odejścia od łaciny, nadmiernej kreatywności i zniszczenia tradycyjnej architektury sakralnej.

Jak przekonuje Romano Amerio, posoborowa reforma liturgiczna nie wynikała ze wskazań Soboru Watykańskiego II. Czyż bowiem obecnie realizuje się zalecenie soborowej Konstytucji o liturgii, zalecającej utrzymanie posługiwania się łaciną w obrządkach łacińskich?

Któż pamięta o słowach świętego Jana XXIII z konstytucji apostolskiej „Veterum sapientia”? „Niechaj żaden nowinkarz nie ośmieli się pisać przeciwko używaniu łaciny w świętych obrzędach (…)” – czytamy u papieża. Przeciw odejściu od łaciny wypowiedział się też Paweł VI w liście apostolskim „Sacrifitium laudis”.

Dzisiejsi „nowinkarze” często krytykują łacinę jako język nieprzystępny i niezrozumiały dla ludu. Zapomina się przy tym o jej precyzji i problemach związanych z przekładami. Cóż z tego, że wierny zrozumie słowa, skoro będą one niejasno wyrażały oryginał. Lub wręcz kłóciły się z nim?

Garść przykładów: w tłumaczeniu na włoski błędnie przetłumaczono nawet formuły konsekracji. Zamiast słów mówiących o Krwi „która za was i za wielu będzie wylana”, mówi się o „Krwi, która za was i za wszystkich będzie wylana”. To niejedyny przykład podany przez Romano Amerio. W przypadku tłumaczeń na języki afrykańskie „arbitralne ingerencje” wypaczające sens oryginału są, zdaniem filozofa, bardzo liczne.

Tymczasem, jak zauważali katoliccy uczeni, wartość starożytnego języka w liturgii nie ogranicza się do precyzji. Uwydatnia także stałość wiary i jedność wśród chrześcijan. Nie bez znaczenia okazuje się także poczucie wzniosłości i tajemniczości. Ze znaczenia liturgicznego użytku starodawnego języka doskonale zdają sobie sprawę żydzi i muzułmanie. Niestety w Kościele świadomość tego faktu zanika. Osoby pragnące uczestniczyć w łacińskiej liturgii uznawani są za „dewotów” lub „estetów”.

Obiektywizm czy kreatywność

„Nowa liturgia jest bardziej psychologistyczna niż ontologistyczna. Wyraża nie tyle transcendentną tajemnicę, co odczucia wiernych: to, jak postrzegają oni ową tajemnicę. Innymi słowy, liturgia stała się w większym stopniu antropologiczna niż teologiczna” – twierdzi Romano Amerio.

Efektem tej przemiany jest nacisk na kreatywność. W mniemaniu nowatorów chodzi o wyrażenie specyficznej kultury przez wspólnotę czy też celebransa. Do czego prowadzi ta rozbuchana kreatywność? Niekiedy ogranicza się do stworzenia specyficznej atmosfery skupionej na personie kapłana. Kiedy indziej jednak – do dowolności w strojach, opuszczaniu fragmentów czytań czy używania zwykłego chleba do konsekracji – co powoduje jej nieważność. Romano Amerio wspomina także o innych nadużyciach. Choćby… lekturze świeckiej prasy w miejsce czytań biblijnych.

To wszystko kłóci się z tradycyjną wizją liturgii. Ta nie polega na jej żywotności, zmienności czy indywidualnej kreatywności. Sacrum posiada bowiem „absolutnie obiektywny charakter”.

Architektura sakralna

Odejście od starego rytu oznacza nie tylko zmiany w rycie Mszy Świętej, lecz także w architekturze sakralnej. Trudno to uznać za błahą sprawę. Wszak, jak twierdzi Romano Amerio, „przestrzenie, w których przebywamy, są też przestrzeniami nasyconymi emocjami i wartościami, gdyż kosmos, będący siedliskiem wszystkich bytów cielesnych, daje się określać nie tylko poprzez swoje cechy fizyczne, lecz także poprzez znaczenia pozafizyczne, będące podłożem symbolizmu – on zaś jest, co warto podkreślić, uchwytnym dla umysłu wymiarem sacrum. Na przykład przód to nadzieja, a tył to nieufność; prawica oznacza łaskę, a lewica niełaskę; to co w górze jest Boskie, a to co w dole podłe i złe (…)”.

Tradycyjnie Kościół rozumiał ogromne znaczenie symboliki. Dlatego też często kazał budować świątynie na górach. W ich wnętrzu zaś ołtarz znajdował się w najwyższym i najlepiej widocznym miejscu. Symbolizował bowiem „abrahamową górę widzenia”. Był nieruchomy, często wykonany w kunsztowny sposób, co również uwydatniało jego znaczenie. Jeszcze istotniejszą rolę odgrywało jego trwałe powiązanie z Tabernakulum.

Obecnie po wyburzeniu lub usunięciu w cień starych ołtarzy, Tabernakula znajdują się niekiedy w bocznych kaplicach. Jeśli zaś pozostały na dawnym miejscu, to celebrans podczas odprawiania odwraca się do nich plecami. Ongiś było to nie do pomyślenia. Dawne ambony umieszczano z boku nawy, aby uniknąć zwrócenia kapłana tyłem do nich.

Co więcej, w nowych świątyniach, ołtarze, zamiast znajdować się na najwyższym miejscu, usytuowane są często najniżej. Sprawia to wrażenie, jakoby człowiek znajdował się na świeczniku, a Bóg „pełzał po ziemi”. Oto casus katedry Nerviego we włoskim Tarencie.

Nowocześni projektanci architektury sakralnej zagubili katolicką koncepcję sacrum, skoncentrowaną na Najświętszym Sakramencie. Zgodnie z nią „Eucharystia jest rzeczą świętą par excellance: z niej wynika i do niej się odnosi jakakolwiek przestrzeń sakralna, jakikolwiek święty czas, święta czynność i osoba. Tylko poprzez Eucharystię czynnik boski może być zlokalizowany”.

Tymczasem postępowi architekci, zamiast skupić się na świętości Eucharystii i wokół Niej budować świątynie, głoszą świętość całej przyrody, w czym zbliżają się do panteistów. Architektoniczne odbicie tego poglądu polega na tworzeniu prześwitów w sklepieniach katedr. Niektórzy, jak pewien architekt działający za czasów Pawła VI, posuwają się wręcz do proponowania kościołów bez ścian. Mają one wyrażać otwarcie na całą naturę.

Współczesna architektura sakralna cechuje się także przekonaniem o prymacie funkcjonalności. Jest pod tym względem radykalnie i całkowicie anty-średniowieczna. W wiekach wiary bowiem, jak przypomina autor „Iota Unum”, artysta ukrywał kunsztowne dzieła sztuki w wysokich wnękach i nieoświetlonych zakamarkach. Niedostępne dla wzroku ludzi służyły czystej chwale Boga. Wyrażało to przekonanie, że kościoły służą nie tylko modlitwie obecnych w nim ludzi, ale same „się modlą”.

Protestantyzacja?

Jednym z owoców reformy liturgicznej jest, zdaniem Romano Amerio, jej protestantyzacja. Autor „Iota Unum” twierdzi, że Msza Święta w „nowym rycie” stała się możliwym obiektem kultu dla protestantów. Świadczą o tym coraz częstsze przypadki koncelebrowania Mszy przez księży i pastorów. A także analizy autorów takich jak Michael Davies, autor „Nowej Mszy papieża Pawła”.

Źródło: Romano Amerio, Iota Unum.

Książkę można zamówić w Wydawnictwie ANTYK, 05-806 Komorów, Klonowa 10a, tel. 227580359, antyk@wolfnet.pl

Marcin Jendrzejczak

 

 

Komunia na rękę – Michael Davies

Nie mam wątpliwości, że zwyczaj nie umieszczania tych sakramentów z rękach wiernych zaprowadzony został w wyniku dwojakiego przesądu: po pierwsze, wynikało to z fałszywej czci, jaką chciano okazać temu sakramentowi, drugim zaś powodem była nikczemna arogancja kapłanów, przypisujących sobie godność wynoszącą ich ponad lud Chrystusowy, a to ze względu na olej używany podczas święceń.
Martin Bucer

 

Praktyka udzielania Komunii na rękę narzucona została katolikom większości krajów Zachodu w sposób typowy dla całej rewolucji liturgicznej. Inicjatywa ta nie należała bynajmniej do programu cieszącego się aprobatą papieską Ruchu Liturgicznego. Wzmianki o niej nie znajdujemy również w dokumentach II Soboru Watykańskiego. W okresie przedpoborowym myśl o podobnej innowacji była przytłaczającej większości duchowieństwa oraz wiernych całkowicie obca. Tam, gdzie praktyka ta została wprowadzona, mówić można o legalizacji tego, co zainicjowane zostało jako akt buntu, ponieważ jednak bunt ten zgodny był z duchem soboru, nadużycie to zostało ostatecznie zaaprobowane i dołączone do oficjalnych praktyk Kościoła.

Swego czasu napisałem szczegółowe, 52-stronicowe studium dotyczące kulisów wprowadzania Komunii na rękę, dlatego nie ma potrzeby powtarzania w tym miejscu wszystkich zamieszczonych tam informacji. Zwolennicy tej praktyki wskazują, że podczas Ostatniej Wieczerzy Apostołowie otrzymali Komunię do rąk, nie dodają jednak, że chwilę wcześniej Apostołowie ci zostali konsekrowani na biskupów. Rzeczywiście istnieją świadectwa, że praktyka umieszczania Hostii na dłoniach świeckich była w starożytnym Kościele szeroko rozpowszechniona, choć przynajmniej w niektórych miejscach pod koniec wieku VI świeccy przyjmowali ją do ust. W roku 650 synod w Rouen potępił przyjmowanie przez świeckich Komunii na rękę jako nadużycie, co dowodzi, iż zwyczaj przyjmowania jej do ust stanowił w tym rejonie silnie już zakorzenioną praktykę. Rytuał Rzymski z IX wieku traktuje Komunię do ust jako normę.

Badacze nie są pewni, w którym momencie nastąpiła zmiana w sposobie udzielania Komunii – przedstawiane są różne, mniej lub bardziej prawdopodobne tego wyjaśnienia. Dokładny powód nie jest ważny. Ważne jest, że zmiana ta dokonała się z pewnością z ważkiego powodu i z natchnienia Ducha Świętego. Jako jedną z przyczyn wymienia się zwyczaj używania niekwaszonego chleba, niekiedy mówi się o niebezpieczeństwach nadużyć, ks. Jungmann natomiast za powód decydujący uznaje „rosnącą cześć dla Eucharystii.

Wnikliwa analiza źródeł patrystycznych i wczesnośredniowiecznych wskazuje na stale rosnącą cześć dla Eucharystii jako prawdziwego Ciała i Krwi Chrystusa – nie tylko przyjmowanego, ale też stanowiącego obiekt adoracji – oraz na coraz lepsze zrozumienie Mszy jako uroczystej ofiary, której głównym celem jest adoracja Wszechmocnego Boga. Do ważności ofiary wymagana była obecność ważnie wyświęconego kapłana, chleb pszeniczny, oraz wino, a składający ją ksiądz występował in persona Christi. Świeccy posiadali przywilej uczestniczenia w liturgii – która jednak w naturalny a zarazem logiczny sposób akcentowała przede wszystkim rolę kapłana oraz świętość samej  Ofiary. Broszura propagandowa na rzecz przywrócenia Komunii na rękę The Body of Christ, wydana przez Komisję Liturgiczną episkopatu USA, pisze o tym, jako o czymś zasługującym na potępienie:

W ósmym i dziewiątym wieku świeccy byli prawie zupełnie wykluczeni z celebracji Mszy. Nie zanosili już  – jak to było wcześniej – ofiar do ołtarza; śpiew był wykonywany tylko przez chór (schola); zanikły intencje ogólne; wierni nie mogli już widzieć, co działo się na ołtarzu, ponieważ stał przed nim kapłan, czasami zupełnie niewidoczny za ikonostasem; Kanon odmawiano po cichu i wszystko odbywało się w milczeniu, albo w języku słabo zrozumiałym przez wiernych”.

Brzmi to jak lista zarzutów formułowanych przez XVI-wiecznych reformatorów, nie sposób też nie zauważyć, że słowa powyższe stanowią potępienie obecnych praktyk liturgicznych Kościołów Wschodnich. By udowodnić, jak bałamutne są twierdzenia zawarte w tej broszurze oraz w całej propagandzie na rzecz Komunii na rękę wystarczy przypomnieć, że – jak pisał przełożony Oratorium Londyńskiego ks. Napier – sama idea, że wierni muszą widzieć „co dokonuje się na ołtarzu” była dla chrześcijaństwa pierwszych wieków całkowicie obca. Trzeba też zaznaczyć, że od momentu, gdy po raz pierwszy zaczęto wznosić chrześcijańskie świątynie, powszechnym niemal zwyczajem było sprawowanie Mszy w kierunku wschodnim, tak więc kapłan zawsze stał przed ołtarzem, zwrócony tyłem do wiernych (patrz rozdz. XIX).

Trzeba podkreślić, że praktyka narzucana obecnie wiernym nie jest zgodna ze zwyczajem starożytnego Kościoła. Kobiety nie otrzymywały Hostii bezpośrednio do ręki, ale musiały okrywać ją lnianą chustą zwaną dominical. Dla usprawiedliwienia tej praktyki przytaczany jest najczęściej fragment mowy przypisywanej św. Cyrylowi Jerozolimskiemu, został on jednak w zatwierdzonych przez hierarchię dokumentach propagandowych starannie przeredagowany. Trzeba tu podkreślić, że oficjalna propaganda nie przedstawia Komunii na rękę po prostu jako opcję, ale jako praktykę preferowaną, stosowną dla „dojrzałego” katolika.

Św. Cyryl był biskupem Jerozolimy, a obecnie znany jest głownie z obszernej serii mów (katechez), jakie wygłosił wobec kandydatów do chrztu (który miał mieć miejsce na Wielkanoc, prawdopodobnie w roku 350). Mowy wstępne i kolejnych 18 katechez są klasycznymi dokumentami teologicznymi, zawierającymi niezwykle jasne i przekonujące wyjaśnienie głównych punktów wiary katolickiej. Niektóre manuskrypty, w których mowy te dotarły do naszych czasów, obejmują również pięć dalszych – najprawdopodobniej wygłoszonych wobec tego samego audytorium w Oktawie Wielkanocy – mów, wprowadzających kandydatów we wielkie tajemnice chrztu, bierzmowania i Eucharystii (stąd owych pięć mów nosi tytuł Katechezy Mistagogiczne). Zachowane manuskrypty przypisują je różnym autorom, a późniejsi pisarze dołączyli je po prostu do wcześniejszego zbioru mów św. Cyryla. Współcześni badacze podzieleni są w kwestii ich autentyczności. Niezależnie od tego, kto jest ich prawdziwym autorem, to właśnie jedna z tych mów o wątpliwej autentyczności przytaczana jest obecnie jako usprawiedliwienie praktyki Komunii na rękę. Przyjmijmy jednak, że jest ona autentyczna, tym bardziej, że istnienie  zwyczajów opisanych przez św. Cyryla potwierdzają również inne źródła patrystyczne. Lektura całego odnośnego fragmentu owej mowy pokazuje wyraźnie, że jej autor posiadał jasną i przekonująco uargumentowaną wiarę w ofiarną naturę Mszy oraz w substancjalną obecność Chrystusa  pod postaciami chleba i wina – czym wprawił w nie lada zakłopotanie XVI-wiecznych reformatorów protestanckich. Mówi on nawet o zmianie substancji materii na sposób przypominający doktrynę o transsubstancjacji.

A oto pełny tekst odnośnego fragmentu:

„Zbliżając się więc, nie podchodź z wyciągniętymi dłońmi, ani z rozpostartymi palcami, ale z lewej (ręki) uczyń tron dla prawej, gdyż ta właśnie dłoń ma przyjąć Króla. Nadstawiając dłoń, przyjmij Ciało Chrystusa, dodając «Amen». Następnie, ostrożnie uświęcając swe oczy poprzez dotknięcie ich świętym Ciałem, spożyj Je, dbając o to, abyś nie utracił żadnej cząstki. Bo jeżeli utracisz jakąś cząstkę, to tak jakbyś poniósł stratę, tak jakby to był jeden z twoich członków. Powiedz, gdyby ktoś dał Ci złoty piasek, czyż nie troszczyłbyś się oń ze wszelką ostrożnością, dbając o to, by nie stracić żadnej jego cząstki, ani ponieść żadnej straty? Czyż nie powinieneś być zatem dużo bardziej ostrożny dbając o to, aby żadna okruszyna nie wypadła z tego, co szlachetniejsze jest niż złoto i drogie kamienie? Tak więc, gdy już spożyjesz Ciało Chrystusa, podejdź także po kielich Krwi. Nie wyciągaj rąk, lecz trzymaj je nisko, tak jak miałbyś się pokłonić lub uczynić głęboki akt czci. Powiedz «Amen» i uświęć się spożywając także Krew Chrystusa. Gdy wciąż jeszcze wilgoć czujesz na swoich wargach, dotknij ich rękoma i uświęć swoje oczy, swoje czoło i wszystkie pozostałe zmysły. Na koniec, czekaj na modlitwę i dziękuj Bogu, który uznał ciebie godnym takich tajemnic”.

Praktyka polegająca na dotykaniu Hostią narządów zmysłów i namaszczania ich Przenajświętszą Krwią może się nam wydawać nieszkodliwa, niosła ona jednak za sobą poważne niebezpieczeństwa. Mogła prowadzić do niezdrowego, zabobonnego nabożeństwa komunikującego wobec konkretnej Hostii oraz do różnych wypaczonych form kultu. Takie sytuacje rzeczywiście miały miejsce, a praktyka całowania Hostii stała się z czasem bardzo rozpowszechniona. Św. Cyryl Aleksandryjski porównywał namaszczanie narządów zmysłów Krwią Baranka ofiarowanego w Eucharystii do namaszczania krwią zabitych baranków progów domów przez Żydów uchodzących z Egiptu. Twierdził, że podobnie jak zwyczaj ten ochronił niegdyś Żydów, tak też namaszczanie narządów zmysłów [Krwią Pańską] chroni je przed pokusami zmysłowymi.

Dalszych dowodów na szerokie rozprzestrzenienie się tej dziwnej praktyki dostarcza nam żyjący w I połowie V wieku Teodoret z Cyrrhus w Syrii, który pisał o zwyczaju całowania Hostii:

Należy rozważyć, jak podczas świętego misterium bierzemy członki Oblubieńca, całujemy je, obejmujemy je i dotykamy nimi naszych oczu”.

Nie był to przykład odosobniony. Praktyka całowania Hostii, możliwa dzięki przyjmowaniu jej na rękę i prowadząca do zniekształcenia doktryny o Rzeczywistej Obecności, przetrwała co najmniej do końca VIII wieku. Zaświadcza o tym św. Jan Damasceński (675-749):

Przyjmujmy Ciało Ukrzyżowanego, dotykając nim naszych oczu, naszych ust i czoła, i spożyjmy boski płonący węgiel”.

Biorąc pod uwagę takie ekscesy nie powinno nas dziwić, że Duch Święty natchnął Kościół do wprowadzenia zmiany zapewniającej stosowny szacunek wobec Najświętszego Sakramentu, tj. do umieszczania Hostii na języku komunikowanych.

W połowie XIII wieku istniała już silnie zakorzeniona tradycja, że kontakt z Najświętszym Sakramentem może mieć jedynie to, co zostało konsekrowane. Św. Tomasz z Akwinu (1225-1274) pisał:

Rozdawanie Ciała Chrystusa należy do kapłana z trzech powodów. Po pierwsze, ponieważ, jak było powiedziane powyżej, dokonał on konsekracji w osobie Chrystusa. Ale tak jak Chrystus konsekrował swoje Ciało podczas Ostatniej Wieczerzy, tak również dał je innym, aby je spożywali. Analogicznie, tak jak konsekracja Ciała Chrystusa należy do kapłana, podobnie i rozdawanie należy do niego. Po drugie, ponieważ kapłan jest wyznaczonym pośrednikiem pomiędzy Bogiem a ludźmi, więc tak jak do niego należy ofiarowanie darów człowieka Bogu, tak i do niego należy przekazywanie konsekrowanych darów ludziom. Po trzecie, ze względu na cześć dla tego sakramentu, nic nie może się z nim stykać, lecz tylko to, co jest konsekrowane, stąd też i korporał i kielich są konsekrowane, a podobnie i ręce kapłana. Nie jest zatem uprawnione, aby ktokolwiek inny tego dotykał, chyba że w stanie konieczności, gdyby np. miało upaść na ziemię, lub w innych nie cierpiących zwłoki przypadkach”.

Propaganda na rzecz Komunii na rękę wielokrotnie odwołuje się do twierdzenia, że święcenia nie dają kapłanowi specjalnych przywilejów w kwestii udzielania Komunii św. Wydana za zgodą episkopatu USA Broszura Take and Eat stwierdza:

Choć w ostatnich czasach bardzo podkreślano świętość dłoni kapłana, należy jednak zaznaczyć, iż namaszczenia rąk podczas ceremonii święceń nie można łączyć ze szczególnym przywilejem do dotykania Eucharystii”.

Cóż, św. Tomasz z Akwinu z pewnością dostrzegał taki związek – i to na setki lat zanim ktoś pomyślał o istnieniu Ameryki – nie ulega też wątpliwości, że za jego czasów praktyka ta stanowiła zwyczaj powszechny. Być może nie był to dokładny i jedyny powód jej wprowadzenia, jednak twierdzenie, że zwyczaj, do którego przywiązywano szczególne znaczenie przez niemal tysiąc lat nie posiada w istocie tego szczególnego znaczenia, oznaczałoby pozbawienie słowa „symbol” jakiegokolwiek sensu. Warto również przypomnieć, że znajdujący się w Pontyfikale Rzymskim tradycyjny ryt święceń kapłańskich zawiera następującą wzmiankę o władzy nadawanej wyświęcanym przez biskupa:

Bądźcie świadomi tego, co dokonujecie, kształtujcie się wedle tego, czego dotykacie, a celebrując tajemnicę śmierci Pana pilnujcie, by ciała wasze były całkowicie obumarłe dla wszelkich występków i cielesnych przyjemności”.

Jest to wyraźne odniesienie do faktu, że nowo wyświęceni kapłani będą wkrótce dotykać Ciała Chrystusa, co traktowane jest ewidentnie jako przywilej. Gdyby każdemu katolikowi wolno było dotykać Najświętszego Sakramentu, nie byłoby powodu czynić o tym szczególnej wzmianki.

Take and Eat stwierdza dalej:

Specjalne namaszczenie dłoni kapłana symbolizuje jego publiczną posługę wobec innych”.

Naprawdę? Ciekawe, jaki cytat mogliby przytoczyć autorzy na poparcie tego nonsensu. Pracę listonoszy, lekarzy, śmieciarzy, nauczycieli, zamiataczów ulic i żołnierzy również traktować można jako „służbę publiczną” – tak więc być może i im powinno się namaszczać dłonie.

Kolejnym dowodem na to, że namaszczenie nie daje specjalnej władzy do dotykania Eucharystii jest natura posługi diakonów, która zawsze wiązana była z Eucharystią, a jednak dłonie diakonów nigdy nie były namaszczane”.

Można by w tym miejscu zauważyć, że przynajmniej w pewnych miejscach dłonie diakonów były konsekrowane – jak tego dowodzą pochodzący z VI wieku List Gildasa oraz datowany na VIII wiek Pontyfikał Egberta z Yorku. Pomimo, że w pochodzących ze starożytności dokumentach znaleźć można pojedyncze przykłady udzielania przez diakonów Komunii pod postacią chleba, tradycyjnie związek diakona z Eucharystią wyrażała piecza, jaką sprawował on nad kielichem. Widać to wyraźnie w przytoczonym fragmencie Summy św. Tomasza z Akwinu, który jednoznacznie wykluczał możliwość udzielania przez diakona (w normalnych okolicznościach) Komunii pod postacią chleba. Cathilic Encyclopedia stwierdza:

Aż do czasów współczesnych kielich powierzony był zawsze szczególnej opiece diakona. Nawet obecnie rubryki nakazują, by podczas ofiarowania kielicha we Mszy uroczystej diakon podtrzymywał jego stopę lub też ramię kapłana i powtarzał razem z nim słowa: «Offerimus tibi, Domine, calicem salutaris etc.». Uważne studium pierwszego Ordo Romanus pokazuje, że podczas Mszy papieskiej kielichem zajmował się zasadniczo archidiakon, to on sam i towarzyszący mu diakoni okazywali wiernym – po przyjęciu przez nich Komunii pod postacią chleba – calicem ministerialem z Krwią Pańską.

Warto również zauważyć, że sam Jan Paweł II akceptuje istnienie związku pomiędzy namaszczaniem dłoni kapłana oraz dotykaniem Eucharystii. W liście apostolskim Dominicae cenae z 24 lutego 1980 roku zauważył on, że obrzęd święceń kapłańskich odnosi się do faktu, iż kapłan dotyka Najświętszego Sakramentu. Jak pisał:

Naszym najwyższym zaszczytem jest – poza obowiązkiem posłannictwa ewangelicznego – że możemy sprawować tę tajemniczą władzę nad Ciałem Odkupiciela i temu wszystko w nas musi być stanowczo podporządkowane. Musimy też stale pamiętać, że dla tej władzy – posługi zostaliśmy sakramentalnie poświęceni, że zostaliśmy wyjęci spośród ludzi i zarazem postanowieni dla ludzi. Powinniśmy pamiętać o tym, szczególnie my, Kapłani Kościoła Rzymskiego łacińskiego, który do obrzędu święceń dołączył w ciągu wieków praktykę namaszczania rąk Kapłana. W niektórych krajach przyjęła się praktyka Komunii świętej na rękę. Praktykę taką postulowały poszczególne Konferencje Episkopatów i na ich wniosek zyskała ona zatwierdzenie Stolicy Apostolskiej. Dały się jednak słyszeć głosy o rażących wypadkach nieposzanowania Najświętszych Postaci, co bardzo obciąża nie tylko osoby bezpośrednio winne takiego postępowania, ale również Pasterzy Kościoła, którzy jakby mniej czuwali nad zachowaniem się wiernych względem Eucharystii”.

Widzimy więc, że papież nie tylko potwierdza związek pomiędzy namaszczaniem dłoni kapłana i rozdzielaniem Eucharystii – ale też silnie podkreśla jego znaczenie, czyniąc przy tym jasną aluzję, że wolałby, aby rozdzielanie Komunii św. pozostało domeną kapłanów:

Nie należy jednakże zapominać o podstawowym urzędzie Kapłanów, którzy w czasie święceń zostali konsekrowani, aby reprezentowali Chrystusa Kapłana: dlatego też ich ręce, tak jak ich słowa i ich wola, stały się bezpośrednim narzędziem Chrystusa. Właśnie dlatego, tzn. jako szafarze Eucharystii, oni mają główną i całkowitą odpowiedzialność za Święte Postacie: ofiarują te Święte Postacie uczestnikom zgromadzenia, którzy pragną je przyjąć. Diakoni mogą tylko zanosić na ołtarz dary ofiarne wiernych i rozdawać je, gdy zostaną już konsekrowane przez Kapłana. Jakże wymowne zatem, chociaż późniejsze, jest w naszych święceniach łacińskich namaszczenie rąk, jak gdyby tym właśnie rękom potrzebna była szczególna łaska i moc Ducha Świętego! Dotykanie Świętych Postaci, podejmowanie ich własnymi rękami jest przywilejem tych, którzy mają święcenia, co wskazuje na czynny udział w szafarstwie Eucharystii”.

 

Reformacja protestancka

O ile nie zamierzamy stwierdzić, że Duch Święty opuścił Kościół,  przyjąć trzeba, że przejście od praktyki udzielania Komunii na rękę do obecnej formy jej przyjmowania było skutkiem Bożego natchnienia, był to prawdziwy rozwój liturgiczny. Promulgowana przez Pawła VI instrukcja Memoriale Domini wyjaśnia:

(…) po dokładnym  zbadaniu rozumienia tajemnicy Eucharystii, jej znaczenia i obecności w niej Chrystusa, z  uwagi na poczucie czci dla Najświętszego Sakramentu i pokorę, której jego przyjmowanie wymaga, wprowadzono zwyczaj, iż sam szafarz kładzie kawałek konsekrowanego chleba  na języku komunikanta”.

Protestanccy reformatorzy negowali fakt, że Konsekracja eucharystyczna przemienia w jakikolwiek sposób chleb i wino, twierdzili, że nadaje im ona jedynie nowe znaczenie, wskutek czego stają się symbolami Ciała i Krwi Chrystusa. Jak nauczali – Chrystus jest jedynie w niebie, stąd okazywanie czci chlebowi i winu (kult chleba) jest zwykłym bałwochwalstwem. Martin Bucer wyraził powszechną opinię protestantów w tej kwestii w krytycznej analizie Prayer Book z roku 1549 (Censura), postulując usunięcie z liturgii wszystkich modlitw i obrzędów, które mogłyby sugerować katolicką wiarę w Rzeczywistą Obecność czy ofiarny charakter Mszy. O tym, do jakiego stopnia Cranmer podzielał poglądy swego mentora świadczy fakt, że większość z postulowanych przez niego zmian została uwzględniona w kolejnej edycji Prayer Book z roku 1552. Bucer podnosił m.in. zastrzeżenie co do rytu Komunii, wedle którego przewodniczący liturgii powinien używać tylko takiej ilości chleba i wina, jaka była wystarczająca dla ludzi przystępujących do Stołu Pańskiego. Jak wyjaśniał:

Stwarza to pożywkę dla przesądu (…), że jeśli jakaś ilość chleba i wina pozostaje po Komunii, nie wolno używać ich do zwykłych celów, jak gdyby nawet wówczas, gdy są one używane poza Komunią, było w nich coś duchowego czy świętego, wskutek czego sądzą oni [przewodniczący liturgii – przyp. tłum.] , że niezależnie od tego, ile chleba i wina pozostaje po Komunii, powinni sami je spożyć. Ludzie powinni być więc nauczani, że Chrystus Pan nie jest ofiarowany w chlebie i winie, ale – poprzez Jego słowa i te symbole – w pobożnych sercach,  a więc chleb i wino, które umieszczane były na Stole Pańskim, gdy używa się ich poza ustanowioną przez Pana Komunią, nie są wcale bardziej święte, niż każdy inny chleb i wino (…) Gdy widzimy, jak skutecznie i z jak wielką szkodą, działający w rzymskich antychrystach przez tak wiele stuleci szatan zmuszał ludzi do oddawania czci chlebowi zamiast Chrystusowi naszemu Zbawcy, okradając Go w ten sposób z należnej czci, tym bardziej poczuwamy się do obowiązku usuwania ze wszystkich kościołów  – na ile tylko starczy nam sił i przy zachowaniu całej czystości doktryny – wszelkich form kultu chleba, jakie pragną oni [papieże – przyp. tłum.] zakorzenić wśród antychrystów [fałszywych chrześcijan – tj. katolików – przyp. tłum] i wszczepić w serca prostego ludu (…) Chleb i wino są symbolami Ciała i Krwi Chrystusa, w których składa się On za nas w ofierze. Poza tą okolicznością są one jak każdy inny chleb i wino, gdyż w ich naturze nie następuje żadna zmiana, a Chrystus Pan nie jest ofiarowany w nich, ale w sercach silnych we wierze.

Cranmer zareagował na ten krytycyzm usuwając z obrzędów Komunii z roku 1522 rubryki, co do których Bucer wysunął obiekcje i dołączając zalecenie, że jeśli po Komunii pozostanie jakiś chleb czy wino, przewodniczący liturgii powinien zabrać je do domu na swój użytek.

Wszyscy protestanci, włączając w to Lutra, nauczali, że święcenia są jedynie publiczną autoryzacją wymaganą do sprawowania funkcji przewodniczącego liturgii. W ich opinii nie ma więc zasadniczej różnicy między człowiekiem posiadającym święcenia i ich nie posiadającym, święcenia nie nadają żadnej władzy, jakiej człowiek by wcześniej nie posiadał, nie ma mowy o wyciskaniu przez nie jakiegoś niezatartego znamienia. Z tego powodu praktyka umieszczania Hostii na języku wiernych postrzegana była przez Bucera jako wyraz wiary, że chleb Eucharystyczny nie jest zwykłym chlebem i że jedynie kapłanowi wolno go dotykać, jako temu, kto posiada władzę, jakiej świeccy są pozbawieni. Skrytykował więc obrzędy Komunii z Prayer Book z roku 1549, zarzucając im pozostawienie praktyki, w której przewodniczący liturgii umieszczał Hostię na języku przystępującego do Stołu Pańskiego. Cranmer dostosował się do jego żądań i w nowych obrzędach Komunii z roku 1522 wprowadził zwyczaj udzielania Komunii na rękę. Powody, dla których Bucer nalegał na tę zmianę, były jednoznaczne:

Nie mam wątpliwości, że zwyczaj nie umieszczania tych sakramentów z rękach wiernych zaprowadzony został w wyniku dwojakiego przesądu: po pierwsze, wynikało to z fałszywej czci, jaką chciano okazać temu sakramentowi, drugim zaś powodem była nikczemna arogancja kapłanów, przypisujących sobie godność wynoszącą ich ponad lud Chrystusowy, a to ze względu na olej używany podczas święceń. Pan jednak bez wątpienia dał te swe święte symbole w ręce Apostołów i nikt, kto czytał dokumenty starożytnego Kościoła nie może wątpić, że zwyczaj ten praktykowany był aż do nadejścia rzymskiego antychrysta.

Ponieważ więc nie wolno tolerować żadnych przesądów rzymskiego antychrysta, przywracając na ich miejsce pierwotną prostotę [zwyczajów] Chrystusa, Apostołów oraz starożytnego Kościoła, pragnę, by pasterze i nauczyciele ludu wiernie nauczali, iż przesądem i błędem jest uważać, że ręce tych, którzy prawdziwie wierzą w Chrystusa, są mniej czyste niż ich usta, albo że ręce kapłanów są  świętsze niż ręce świeckich, że złą czy niestosowną rzeczą jest – jak uprzednio błędnie wierzyli ludzie prości – przyjmowanie tych sakramentów przez świeckich na rękę – oraz by usunięte zostało wszystko, co mogłoby stanowić pożywkę dla tych błędnych przekonań, takie jak zarządzenia, że tylko sam kapłan może dotykać sakramentów i że powinien udzielać ich wiernym im do ust – co sprzeczne jest nie tylko ze zwyczajem ustanowionym przez Pana, ale i ze zdrowym rozsądkiem.

W ten sposób wszyscy dobrzy ludzie będą mogli zostać z łatwością przekonani do przyjmowania świętych symboli na rękę, zachowana zostanie zgodność tej praktyki (ze sposobem jej ustanowienia – przyp. tłum.), ponadto stanowić to będzie przeszkodę dla dalszych nadużyć sakramentów. Gdyż pomimo faktu, że dopuszczalne jest pewne tymczasowe ustępstwo względem tych, których wiara jest jeszcze słaba, i udzielanie im wedle życzenia Komunii do ust, jeśli tylko zostaną oni należycie pouczeni, wkrótce dostosują się do zwyczaju reszty Kościoła i będą przyjmowali sakramenty do ręki”.

Trzeba tu zauważyć, że Bucer postrzegał namaszczanie dłoni kapłana jako akt odnoszący się do przywileju dotykania Hostii, co negują teksty propagandowe w rodzaju Take and Eat. Fakt, że protestanccy reformatorzy wprowadzili Komunię na rękę jako wyraz odrzucenia katolickiej nauki o kapłaństwie i Rzeczywistej Obecności Chrystusa w Eucharystii, nadał tej praktyce znamię jednoznacznie antykatolickie – i od tej pory stała się ona zwyczajem niedopuszczalnym w kulcie katolickim. Współcześni protestanci z pewnością nie wprowadziliby praktyki przyjmowania Komunii do ust, by dostosować się do zwyczajów panujących wśród katolików, dlatego więc, w imię fałszywego ekumenizmu, to katolikom kazano przyjąć praktykę specyficznie dziś protestancką – aby usunąć wszelkie pozostałe oznaki zewnętrznego kultu wobec Najświętszego Sakramentu, gorszące dla tych wszystkich, który uważają go jedynie za zwykły chleb. Nie powinno nas to dziwić – jest to logiczna konsekwencja procesu, który rozpoczął się od zniszczenia Mszy św. Piusa V.

 

Nieposłuszeństwo i kłamstwa

Komunia na rękę zaczęła upowszechniać się ponownie w Kościele katolickim wkrótce po zakończeniu II Soboru Watykańskiego. Proces ten rozpoczął się od Holandii, gdzie przybrał postać otwartego buntu wobec rozporządzeń prawomocnej władzy. Wbrew obowiązującym normom liturgicznym w niektórych kościołach Komunia zaczęła być rozdzielana w sposób będący od czasu reformacji praktyką specyficznie protestancką. Było to nadużycie, z którym biskupi powinni rozprawić się szybko i skutecznie – księża, którzy nie chcieliby stosować się do prawa Kościoła, powinni zostać bezzwłocznie zasuspendowani. Tak się jednak nie stało – i wkrótce praktyka ta przyjęła się również w Niemczech, Belgii oraz Francji, których biskupi sprzeniewierzyli się swemu urzędowi, tolerując coraz szersze jej upowszechnianie. W ten sposób praktyka, która już wówczas była dla katolików niedopuszczalna ze względu na przyjęcie jej przez protestantów i fakt, że stanowiła wyraz odrzucenia przez nich katolickiego nauczania o Eucharystii, stała się również symbolem kwestionowania autorytetu Kościoła ze strony liberalnych duchownych.

Konsekwencje tego buntu stały się tak poważne, że papież skonsultował się z biskupami  całego świata i po zasięgnięciu ich opinii ogłosił w roku 1969 instrukcję Memoriale Domini. Jej nauczanie streścić można w następujących punktach:

  • Biskupi z całego świata są w przytłaczającej większości przeciwni tej innowacji
  • Tradycyjny sposób udzielania Komunii powinien zostać zachowany
  • Jest on oznaką szacunku [wobec Najświętszego Sakramentu] i nie pomniejsza w niczym godności przystępujących do Komunii
  • Innowacja ta mogłaby prowadzić do braku uszanowania, profanacji i wypaczania prawdziwej doktryny eucharystycznej.

Dlatego:

Stolica Apostolska, usilnie napomina (…) biskupów, kapłanów i wiernych, aby gorliwie przestrzegali tego prawa, ważnego i ponownie potwierdzonego, zgodnie z osądem większości katolickich biskupów, w formie zgodnej z obecnym rytem świętej liturgii, co jest niezbędne dla powszechnego dobra Kościoła”.

Popełniono jednak katastrofalny w skutkach błąd. Zgodzono się, że w sytuacji, gdy praktyka zdążyła się już „zakorzenić”, Konferencje Episkopatu mogą przeprowadzić głosowanie i po uzyskaniu większości 2/3 głosów wystąpić do Stolicy Apostolskiej o zgodę na zalegalizowanie tego nadużycia. W sposób oczywisty sformułowanie „zakorzeniła się już” odnosiło się do 28 maja 1969 roku. Nie dotyczyła więc krajów, w których praktyka ta nie upowszechniła się przed datą ogłoszenia instrukcji – a do kategorii tej należały wszystkie państwa anglojęzyczne. Liberalni księża odebrali to jednak jako sygnał, że jeśli konsekwentnie łamać będą obowiązujące prawo, Stolica Apostolska ostatecznie ustąpi i dostosuje legislację do ich żądań. Jak się okazało, mieli rację – i to nie tylko w kwestii Komunii na rękę. Jednak sytuacja przed i po ogłoszeniu Memoriale Domini różniła się pod jednym ważnym względem. Biskupi, którzy do maja 1969 najpierw tolerowali, później aprobowali, a obecnie starają się narzucić to nadużycie, w sposób jawny lekceważą wyraźną wolę Pawła VI – a jednak równocześnie nie wahają się posługiwać argumentem lojalności wobec papieża odmawiając zgody na celebrację Mszy św. Piusa V! Stworzyli w ten sposób własne kryterium dotyczące tego, jak stosować się należy do życzeń papieża: tolerują sytuacje, gdy lekceważone są one z uszczerbkiem dla wiary, interweniują natomiast wówczas, gdy motywem nieposłuszeństwa jest obrona katolickiej prawdy.

We wielu krajach instrukcja Memoriale Domini w ogóle nie została opublikowana, tamtejsi wierni nie zdawali więc sobie sprawy z rzeczywistych intencji papieża. Nie mieli też podstaw do opierania się oficjalnej propagandzie mającej na celu narzucenie im protestanckiej praktyki, wbrew silnie zakorzenionej tradycji liturgicznej i wyraźnie wyrażonej woli Ojca Świętego. Głównym narzędziem tej propagandy była wydana w USA broszura The Body of Christ. Serię kazań, mających na celu zaprezentowanie jej treści w języku przystępnym dla wiernych znaleźć można w broszurze ks. Josepha M. Champlina Preaching and Teaching about the Eucharist. Kazania te umożliwiały księżom parafialnym „sprzedawanie” tej nowinki parafianom na sposób podobny do metod, jakimi posługują się obnośni sprzedawcy. Oto próbka wyjaśnień proponowanych przez ks. Champlina:

Podczas II Soboru Watykańskiego pewni katolicy, stosując się do norm liturgicznych zaaprobowanych przez biskupów, rozpoczęli starania o przywrócenie w formie opcji zwyczaju przyjmowania Komunii na rękę. W miarę, jak pragnienia te się nasilały, papież zasięgnął opinii biskupów całego świata, czy pożądanym byłoby przywrócenie tego zwyczaju, jako alternatywny dla Komunii przyjmowanej bezpośrednio do ust. W odpowiedzi na ich uwagi Ojciec święty zdecydował, że dotychczasowy zwyczaj powinien zostać zachowany, jednak biskupi w danych krajach mogą przeprowadzić głosowanie w kwestii wprowadzenia Komunii na rękę jako opcji. W przeciągu kilku lat głosowania takie przeprowadzili biskupi z 54 krajów świata, w tym również biskupi amerykańscy.

Jest to propaganda wedle najlepszej tradycji Trzeciej Rzeszy. Sam Joseph Goebbels  nie zrobiłby tego lepiej. Zwróćmy uwagę, że powyższy fragment nie zawiera żadnych kłamstw. Ks. Champlin zaleca mówić wiernym, iż pewni katolicy pragnęli przywrócenia starożytnej praktyki – nie dodaje jednak, że katolicy owi wskrzesili ją nie czekając na stosowne pozwolenie. Papież rzeczywiście „zasięgnął opinii” biskupów z całego świata, ks. Champlin nie uznał jednak za stosowne poinformować wiernych, że biskupi ci w przytłaczającej mierze opowiedzieli się przeciwko wspomnianej innowacji. Czy można przypuszczać, by zwykły katolik, nie posiadający żadnych dodatkowych informacji, nie wyciągnął z tych słów wniosku, że opinia biskupów była pozytywna? Memoriale Domini rzeczywiście przyznawała lokalnym Konferencjom Episkopatu prawo do głosowania nad legalizacją tego nadużycia (nie mogli oni „wprowadzać Komunii na rękę”, gdyż praktyka ta mogła być legalizowana jedynie tam, gdzie zwyczaj ten zakorzenił się wcześniej nielegalnie) – jednak ks. Champlin nie uważa, by wiernych należało informować, iż koncesja ta stosuje się jedynie do krajów, w których nadużycie to zakorzeniło się przed majem 1969. Uznał również za rozsądne nie informować ich, iż Ojciec Święty napominał usilnie biskupów, kapłanów i wiernych, by przestrzegali tradycyjnej praktyki i że przestrzegał przed zagrożeniami, do jakich może prowadzić ta innowacja. Najbardziej biski kłamstwu był ks. Champlin wówczas, gdy stwierdzał, iż buntownicy, którzy zainicjowali to nadużycie „postępowali zgodnie z normami liturgicznymi zatwierdzonymi przez biskupów podczas II Soboru Watykańskiego”. Pozbawiony dodatkowych informacji świecki mógł wyciągnąć z tych słów wniosek, że jeśli nawet jeśli praktyka ta nie została bezpośrednio nakazana przez Vaticanum II, to przynajmniej stanowiła przedmiot dyskusji obecnych na soborze biskupów. Jednak Konstytucja o liturgii nie wspomina ani jednym słowem ani o tej, ani jakiejkolwiek z podobnych innowacji. Sama myśl o nich wzbudziłaby u większości ojców soborowych przerażenie. O tym, jak dalecy byli oni od zatwierdzania podobnych praktyk dowodzi fakt, że przeważająca ich część wypowiadała się przeciwko nim w roku 1969. Słowa ks. Champlina stanowią jeszcze jeden dowód na słuszność tezy, jaką postawiłem w rozdziale XVI książki Pope John’s Council, a mianowicie, że zalążki posoborowych nadużyć odnaleźć można w samej Konstytucji; były to sprytnie wkomponowane w jej tekst dwuznaczności, które eksplodować miały po soborze jako swoiste „bomby zegarowe” – podłożone przez „ekspertów”, będących autorami przedstawianych pod głosowanie dokumentów.

Ks. Joseph M. Champlin jest typowym przykładem propagandysty, usiłującego dostosować katolicką liturgię do praktyk protestanckich. Owa ekumeniczna intencja ukrywana jest jednak przed wiernymi, których zapewnia się, że prawdziwym celem jest wskrzeszenie praktyk starożytnego Kościoła. Był to standardowy argument protestanckich reformatorów. Powoływanie się na starożytny Kościół jest cechą charakterystyczną herezji.

W roku 1947 Pius XII ogłosił encyklikę Mediator Dei, w której usilnie przestrzegał przed ludźmi, usiłującymi podkopywać wiarę pod pretekstem powrotu do starożytnych praktyk.  Ostrzegał w niej, że „(…) tego rodzaju zdrożne zamysły i poczynania prowadzą do tego, że osłabiają i wyjaławiają uświęcające działanie św. liturgii, którym ona zbawiennie wiedzie dzieci przybrania do Ojca Niebieskiego”. Jak wyjaśniał:

Owszem, liturgia dawnych wieków jest niewątpliwie godna szacunku. Nie należy jednak mniemać, iż dawny zwyczaj, dlatego tylko że tchnie starożytnością, jest przydatniejszy i lepszy, czy to sam przez się, czy to w odniesieniu do późniejszych czasów i nowych warunków. Także nowe obrzędy liturgiczne są godne szacunku i zachowania, gdyż powstały pod natchnieniem Ducha Świętego, który w każdym czasie aż do końca świata jest obecny w Kościele (…) Nie jest rzeczą ani mądrą, ani godną pochwały wszystko i w każdy sposób cofać do starożytności. I tak, aby użyć przykładu, błądzi kto chce ołtarzom przywrócić pierwotny kształt stołu; kto chce wykluczyć czarny kolor z szat kościelnych; kto nie dopuszcza w kościele posągów i świętych obrazów (…) Taki sposób myślenia i postępowania aż nadto przypomina ów zbytni i niezdrowy entuzjazm dla starożytności, wzbudzony przez nielegalny synod w Pistoi oraz usiłuje wznowić owe rozliczne błędy, które były przyczyną zwołania tego synodu i które po nim z wielkim uszczerbkiem dla dusz się uwydatniły, a które Kościół, jako czujny zawsze stróż «depozytu wiary», powierzonego mu przez Boskiego Założyciela, słusznie potępił”.

To jednak, co słusznie potępione zostało w roku 1947, narzucone zostało katolikom przez ich własną hierarchię w roku 1977. Pius XII nie wspominał o praktykach tak szokujących jak świeccy szafarze czy Komunia na rękę: nawet najbardziej fanatyczni zwolennicy protestatyzacji jego czasów nie wyobrażali sobie, by kiedykolwiek mogli osiągnąć taki sukces!

 

Starożytne obrzędy i zwyczaje

Nawet najbardziej pobieżne studium pierwszych ośmiu wieków historii Kościoła ujawnia istnienie niezliczonych obrzędów i zwyczajów, które zostały następnie zarzucone. Kandydaci do chrztu musieli stawiać się na badanie przez siedem kolejnych dni, leżeć krzyżem podczas wielkiego egzorcyzmu, kapłan namaszczał ich wargi i uszy śliną, namaszczani byli od stóp do głów egzorcyzmowanym olejem (w stosunku do kobiet obrzęd ten wykonywały diakonisy), po chrzcie kandydaci namaszczani byli pachnidłami, po pierwszej Komunii dawano im niekiedy łyk mleka z miodem. Podczas Mszy katechumenom nakazywano opuszczać kościół po Liturgii Słowa (Mszy Katechumenów), chrzczonym niemowlętom podawano Komunię pod postacią wina. Za pewne grzechy nakładane były długie i uciążliwe pokuty – penitentom nie wolno było wchodzić do kościołów i musieli pozostawać na zewnątrz w worach pokutnych i popiele prosząc o modlitwy, Wielki Post był czasem surowej pokuty, postu i wstrzemięźliwości, zwłaszcza dziewice i wdowy zachęcane były do częstych postów i modlitwy w intencji Kościoła. Bardzo surowe reguły obowiązywały tych, którzy pragnęli zaprosić na posiłek wdowę. „Niech będą dojrzali w latach – pisał św. Hipolit – i niech odeślą je z powrotem przed zmierzchem”. Na kandydatów do chrztu nie dopuszczano rzeźbiarzy, malarzy, aktorów i nikogo, kto brał udział w przedstawieniach teatralnych, woźniców rydwanów, rozrzutników, eunuchów, ludzi parających się czarami, szarlatanów ani żołnierzy. Dopuszczano natomiast konkubiny, o ile pozostawały one wierne swemu panu.

Listę tę można by wydłużać w nieskończoność. Co ciekawe, gdy przeanalizuje się te z owych praktyk, które po zarzuceniu zostały po wiekach wskrzeszone, wspólnym motywem ich reanimacji okazuje się być dostosowywanie kultu katolickiego do zwyczajów sekt protestanckich. Mam tu na myśli zjawiska takie, jak zastępowanie ołtarzy stołami, Komunia pod obiema postaciami, liturgia w językach narodowych, usuwanie czarnych szat liturgicznych, modlitw wyrażających ofiarnych charakter Mszy, tradycyjnych komunikantów mszalnych – szczegółowe informacje na ten temat znaleźć można w rozdziale XXV niniejszej książki. Przedstawiłem tu wystarczająco dużo dowodów, że obecna rewolucja liturgiczna, choć nie identyczna z cranmerowską, budzić powinna odrazę każdego miłującego wiarę katolika. Na ironię zakrawa jednak fakt, że nawet Cranmer zachował na tyle silne przekonanie o dostojeństwie Komunii św.  – pomimo faktu, że negował Rzeczywistą Obecność Chrystusa w Eucharystii – że zastrzegł prawo do jej rozdawania dla samych tylko wyświeconych księży. Nawet on nie posunął się do wprowadzenia świeckich szafarzy!

 

Nieprawidłowości proceduralne

Instrukcja Memoriale Domini jednoznacznie stwierdza, że praktyka udzielania Komunii na rękę tolerowana może być jedynie w tych krajach, w których zakorzeniła się ona przed majem 1969 roku. Ostatecznie jednak Watykan ugiął się pod presją i zgodził się udzielać stosownego indultu wszędzie, gdzie tylko praktyka ta się rozwinęła – nie precyzując przy tym w żaden sposób, co należy przez te słowa rozumieć. Czy miało to oznaczać jednego kapłana udzielającego Komunii na rękę jednemu wiernemu na całym terytorium USA? A może chodziło o 50% parafii w każdej diecezji?

Na tę niezwykle ważną kwestię zwrócił uwagę bp Blanchette z Joliet w stanie Illinois. Gdy w roku 1977 Konferencja Episkopatu USA debatowała nad przywróceniem Komunii na rękę, bp Blanchette wyjaśnił, że zgodnie z procedurą określoną przez Watykan Stolica Apostolska mogłaby udzielić zgody jedynie wówczas, gdyby na terytorium USA przeważał inny zwyczaj udzielania Komunii. Podkreślał, że biskupi nie mogą przejść do kolejnego etapu zanim nie stwierdzą, że ten warunek wstępny rzeczywiście został spełniony:

Powiedziałem: będziemy teraz dyskutowali i prawdopodobnie głosowali nad ewentualną petycją do Stolicy Apostolskiej, a nie ustaliliśmy jeszcze, czy inny zwyczaj jest rzeczywiście dominujący. Jak powiedziałem, najprostszym sposobem na weryfikację tego twierdzenia jest poproszenie ordynariuszy o odpowiedź na pytanie, czy na terenie ich diecezji istotnie można mówić o dominowaniu innej praktyki. Ordynariusz powinien to wiedzieć, jest przecież pasterzem diecezji. Zarówno on sam jak i jego księża składali śluby posłuszeństwa, jeśli więc ktokolwiek może udzielić precyzyjnych informacji, to właśnie on. Poprosiłem więc o dodanie tego punktu do harmonogramu obrad, by umożliwić weryfikację twierdzenia, że pierwszy warunek – czyli dominacja innego zwyczaju – został w istocie spełniony. W przypadku uzyskania odpowiedzi twierdzącej, moglibyśmy przejść do kolejnych punktów [procedury]. Jeśli jednak nie zostało to zweryfikowane, jak – logicznie rzecz biorąc – możemy przechodzić do kolejnego etapu? Taki postawiłem wniosek.

Wniosek bpa Blanchette’a poparło na piśmie pięciu innych biskupów, podtrzymał go również przewodniczący Konferencji Episkopatu. Zgodnie z obowiązującymi zasadami głosowanie nad nim powinno być tajne, jednak zwolennicy innowacji w głosowaniu przez podniesienie rąk wymusili na przewodniczącym odstępstwo od regulaminu. Nawet kard. Król potępił później wykorzystywanie tego narzędzia walki parlamentarnej do odrzucenia wniosku w tak istotnej kwestii. Uzasadnione jest więc pytanie: czy głosowanie to było zgodne z prawem?

Również podczas głównego głosowania doszło do wielu nieprawidłowości. Pozbawiono prawa głosu biskupów emerytowanych, a gdy nadal nie można było osiągnąć większości 2/3 głosów większości, umożliwiono głosowanie biskupom nieobecnym, aż wymagana większość została ostatecznie osiągnięta. Ci, którzy podnosili zastrzeżenia wobec tej praktyki, krytykowani byli za robienie zamieszania w tak „błahej” sprawie. Cóż, jeśli sprawa ta była tak „błaha”, środki, do jakich uciekli się ludzie pragnący ją przeforsować, były naprawdę niezwykłe.

Pewne jest, że w Anglii i Walii o dominacji innego zwyczaju mówić można było jedynie w bardzo niewielu miejscach. Jest wysoce nieprawdopodobne, by na terenie całego kraju istniało wówczas więcej niż kilkadziesiąt parafii czy ośrodków, w których można by mówić o zakorzenieniu się tego nadużycia. Większość katolickiej populacji z całą pewnością nie była nim zainteresowana i nie pragnęła jego wprowadzenia. Anglicy mają jednak własne sposoby postępowania w takich sytuacjach. Biskupi wydali stosowną zgodę w tajemnicy, wskutek czego o ich decyzji wiedziało niewielu tylko księży diecezjalnych oraz świeckich wiernych. W ten sposób biskupi uniknęli konieczności publicznego tłumaczenia się z faktu, że zaaprobowali zwyczaj, który bynajmniej nie był dominujący. Było to dla nich najwygodniejsze rozwiązanie, ponieważ – jak już wspomniałem – przypadki dominacji innego zwyczaju dotyczyły wówczas jedynie kilku ognisk buntu. Zachowanie to zasługuje na potępienie niezależnie od tego, czy zwyczaj ten był dominujący, czy też nie – i odnosi się również do sytuacji we wszystkich innych krajach. Jeśli rzeczywiście był on dominujący, biskupi ponoszą winę za nie powstrzymanie szerzącego się buntu przeciwko Stolicy Apostolskiej; jeśli dominujący nie był, winni są wprowadzenia w błąd papieża i starania o indult pod fałszywymi pretekstami. Jeśli angielscy biskupi stwierdzili w swej petycji, że praktyka ta była szeroko rozpowszechniona, lub nawet że istniały liczne żądania jej wprowadzenia, wówczas nie ma wątpliwości co do tego, że mamy tu do czynienia z oszustwem i że indult powinien być traktowany jako nieważny w rozumieniu kanonu 40.

Podobnie było w Kanadzie. Znajduję się w posiadaniu zebranego przez pewnego kanadyjskiego księdza obszernego dossier, znakomicie obrazującego sposób, w jaki praktyka ta została tam wprowadzona. Kanadyjscy biskupi odmówili publicznego ujawnienia przesłanek, jakie skłoniły ich do wysunięcia prośby o indult:

W prasie pojawiły się doniesienia, że o zgodę wystąpiono, ponieważ pewni wierni wyrazili pragnienie powrotu do starożytnego chrześcijańskiego sposobu przyjmowania Komunii. Jeśli tak było naprawdę, zmuszeni jesteśmy zapytać: ile osób się tego domagało? Z pewnością nie więcej niż jedna na dziesięć tysięcy. Nikt nie słyszał o żadnych sondażach. Dwunastu proboszczów, którzy w pewnej archidiecezji dyskutowali nad tą kwestią stwierdziło, że nigdy nie słyszeli o podobnych prośbach. W pewnej diecezji liczącej ponad 150 parafii Komunia na rękę udzielana była jedynie w 2 czy 3 kościołach. Idea ta zrodziła się w seminariach, domach rekolekcyjnych, na uniwersytetach i w collegach. Nawet po wprowadzeniu indultu niektórzy kanadyjscy biskupi w dalszym ciągu nie udzielali zgody na przyjmowanie Komunii na rękę. Inni czynili to niechętnie. Niektórzy stawiali warunki, np. że osoba przyjmująca Komunię na rękę musi być bierzmowana. Pewien arcybiskup udzielając zezwolenia powiedział: «Z tego co wiem, nie można mówić o powszechnym żądaniu zaprowadzenia tej praktyki ze strony biskupów, duchowieństwa czy świeckich». Niektórzy  mówili nawet, że są rozczarowani faktem udzielenia zgody albo tłumaczyli swe ustępstwo tym, że została ona wprowadzona w sąsiednich diecezjach, a ludzie muszą przyzwyczaić się  zwyczajów, które mogą napotkać gdzie indziej”.

Widzimy więc pewien wspólny schemat: oto do Rzymu wysyłana jest prośba o indult legalizujący nadużycie, podczas gdy nie podejmuje się jakichkolwiek starań, mających na celu określenie, czy zjawisko to jest na tyle powszechne, by spełniało warunek wstępny uzyskania indultu. Jeśli badania wykazują, że inny zwyczaj nie jest dominujący, dane te są zatajane. Ludzie mający skłonność do tajemnicy często mają coś do ukrycia.

Biskupi Anglii i Walii posunęli się jeszcze dalej, zatajając sam fakt wystąpienia o indult. Przeważająca część wiernych nie była świadoma tego, że został on udzielony aż do chwili, gdy wzięli do ręki katolickie czasopisma z 21 maja 1976 roku, gdzie obok stosownego komunikatu znaleźli również stek sloganów propagandowych mających usprawiedliwić wprowadzenie tej protestanckiej praktyki. W międzyczasie Catholic Truth Society przygotowywała broszury i plakaty mające wesprzeć kampanię prasową, zbieżne w treści z wydanym właśnie ogłoszeniem. W niektórych diecezjach duchowieństwo parafialne poinformowane zostało zaledwie 1 lub 2 dni wcześniej, wielu księży dowiedziało się jednak o tym fakcie w tym samym czasie, co świeccy. Potwierdziło to kilkudziesięciu księży, z którymi kontaktowałem się osobiście. Pewien kapłan z diecezji na północy pisał: „O tym, że biskupi zdecydowali się zezwolić na tę praktykę, dowiedziałem się z wiadomości telewizyjnych. Był to dla mnie szok”.

Trudno opisać cierpienia, jakich narzucenie tej praktyki przysporzyło wielu dobrym księżom diecezjalnym. Pewien kapłan z archidiecezji Westminsteru powiedział mi, że legalizacja tego nadużycia i sposób, w jaki zostało to przeprowadzone  – za plecami duchowieństwa  – sprawiły, że poczuł, iż pięćdziesiąt lat jego kapłaństwa było jedynie farsą. Nie wszyscy świeccy świadomi są ścisłych więzi, łączących biskupa z jego księżmi. Zachowanie biskupów w tej kwestii porównać można do sytuacji, w której ojciec rodziny zmienia pracę i decyduje się sprzedać dom rodzinny nie wspominając o niczym żonie ani dzieciom, stawiając ich przed faktem dokonanym i dając im zaledwie kilka godzin na spakowanie się i wyprowadzkę. Posiadam informacje o dziesiątkach kapłanów, którzy woleli przejść na emeryturę, niż zaakceptować narzucone zmiany. Trzeba pamiętać, że choć świeckim – przynajmniej teoretycznie – pozostawiono swobodę wyboru co do sposobu, w jaki pragną przyjmować Komunię, wyboru takiego nie pozostawiono kapłanom. Biskupi nakazali udzielać im Komunię na rękę każdemu wiernemu, który tego zażąda. Bóg pokierował jednak sprawami tak, że wielu spośród tych księży odprawia obecnie Mszę Trydencką dla różnych grup tradycyjnych katolików. Inni woleli przejść na emeryturę, niż narazić się na uczestnictwo w akcie pociągającym za sobą takie nieuszanowanie wobec Najświętszego Sakramentu. Jeszcze inni zmuszeni zostali do ustąpienia, gdyż odważyli się na publiczną krytykę tej praktyki. Pewien angielski kapelan klasztorny usunięty został za czytanie zakonnicom instrukcji Memoriale Domini, pomimo faktu, że sam zgodził się ostatecznie na udzielanie Komunii na rękę. Pragnął jedynie uświadomić siostrom, że Paweł VI wyraził pragnienie zachowania tradycyjnej praktyki. Pewien amerykański ksiądz poinformował mnie, że jego biskup kazał mu przejść na emeryturę, ponieważ udostępniał swym parafianom moją książkę „O Komunii na rękę i podobnych nadużyciach”. „Nie masz prawa do osobistej opinii” – powiedział. Wielu innych księży zdecydowało się podporządkować dyktatowi kurii i pozostać w swych parafiach pomimo faktu, że każda Msza była dla nich udręką. Ich odczucia doskonale podsumował ks. John E. Koramr w liście do „Our Sunday Visitor” z 23 października 1977 roku:

W sytuacji gdy nam – tradycyjnie nastawionemu duchowieństwu – narzucona została praktyka udzielania Komunii na rękę, bez żadnego względu dla naszych uczuć czy szacunku dla naszych opinii, uważam za stosowne wyrażenie specjalnych «podziękowań» wszystkim katolickim «progesistom».

Często udaje się wam przeforsować własne poglądy, zmusiliście wszystkich kapłanów do przyjęcia waszego stanowiska, niezależnie od tego, czy się nam to podoba, czy też nie, jeśli zaś wyrażamy zastrzeżenia, mówi się nam, że musimy akceptować to wszystko ze względu na śluby posłuszeństwa wobec hierarchii (w którą większość z was nie wierzy).

Tak też uczyniłem i ja, obecnie jednak muszę powiedzieć o moich odczuciach. W obecnej sytuacji bycie kapłanem nie jest już dla mnie czymś specjalnym, stało się to po prostu «pracą», rodzajem rutyny. Nie jest to już to kapłaństwo, które znałem i kochałem. Nie jest to kapłaństwo, dla którego studiowałem i któremu poświęciłem swe życie wiele lat temu.

Z całą pewnością nie porzucę kapłaństwa dla nikogo ani niczego, jednak praca w tych nowych okolicznościach będzie dla mnie doświadczeniem bardzo odmiennym od dotychczasowego.

Tak więc progresiści, możecie sobie pogratulować, udało się wam pozbawić mnie całej radości i miłości jakie dawało mi moje kapłaństwo, pozostawiając mi jedynie poczucie  pustki i zgorzknienia. Wciąż będę się za was modlił, w tej jednak intencji: byście nie wyrządzili dalszych szkód Kościołowi”.

W Anglii, co zakrawa już niemal na rozmyślną zniewagę, Catholic Information Office stwierdziła, że wśród duchowieństwa i świeckich prowadzone były szerokie konsultacje! Bezprzykładna intryga, przy pomocy której angielskim biskupom udało się narzucić to nadużycie, sprowokowała nawet krytyczne komentarze ze strony organu najbardziej radykalnych zwolenników innowacji liturgicznych „Music and Liturgy”. Wyrażając stosowny entuzjazm wobec wprowadzenia Komunii na rękę, editorial z lata 1976 stwierdzał równocześnie:

Zostało to wprowadzone w niefortunny sposób (…) Krajowa Komisja Liturgiczna była oczywiście przygotowana na protesty, nie ma innego wyjaśnienia dla dziwacznej atmosfery tajemnicy, jaka otaczała ten projekt (księża poinformowani zostali zaledwie kilka dni przez wprowadzeniem nowych regulacji, otrzymując przy tym ścisłe instrukcje, by nikomu o tym nie wspominać, np. «nie ogłaszać przed godziną 00:01 takiego a takiego dnia»). Te same podejrzenia nasuwać musi przydługa i mówiąc szczerze dość nudna broszura CTS, zwykłe zestawienie argumentów i tekstów źródłowych, przekonująca do tej samej kwestii wciąż na nowo, bezsprzecznie pomyślana jako narzędzie mające wytrącić broń z ręki «opozycji», zanim miała ona jakąkolwiek szansę na podjęcie dyskusji. Szkoda więc, że ów materiał propagandowy zawierał poważne błędy dotyczące faktów oraz błędne cytaty, które zostały skwapliwie wykorzystane przez oponentów, a dla zwolenników stały się powodem do cynicznych żartów”.

Najpoważniejszym błędem, jaki znalazł się w broszurze The Reception of Holy Communion In the Hand było twierdzenie, że zwyczaj udzielania Komunii na rękę zachował się w Kościołach Wschodnich. Jest to całkowity nonsens, ponieważ w Kościołach Wschodnich, zarówno unickich jak prawosławnym, świeccy przyjmują Komunię pod dwiema postaciami, a Sakrament umieszczany jest na języku komunikowanego przy pomocy łyżeczki. Pod koniec liturgii prawosławnej wśród zgromadzonych rozdzielany jest również niekiedy pobłogosławiony chleb. Nie jest on uprzednio konsekrowany i przyjmuje się go do rąk, stąd ludzie nie znający prawosławia nabrać mogą fałszywego przekonania, że jego wyznawcom Komunia udzielana jest na rękę. Fakt, że broszura ta napisana została przez ks. Anthony’ego Boylana, Sekretarza Generalnego Komisji Liturgicznej Anglii i Walii  doskonale ilustruje ignorancję ludzi, pozujących na ekspertów liturgicznych.

Kwestię fałszywych twierdzeń, jakie znalazły się w broszurze CTS, podnosiłem w listach do wielu wpływowych prałatów, w tym również Delegata Apostolskiego. Sekretarz tego ostatniego potwierdził z ubolewaniem, że owo twierdzenie dotyczące Kościołów Wschodnich rzeczywiście było fałszywe – i że broszura powinna zostać wycofana. Było to w sierpniu 1976 roku – jednak broszura pozostaje w sprzedaży po dziś dzień!

 

Urabianie wiernych

Propaganda, jaką posłużono się do promowania Komunii na rękę, okazała się być bardzo skuteczna. Lekceważy ona co prawda podstawowe normy etyki naturalnej (nie mówiąc już o etyce chrześcijańskiej), jednak skuteczność propagandy nie zależy od standardów etycznych. Naziści udowodnili, że konsekwentne powtarzanie fałszywych lub zmanipulowanych informacji jest w stanie przekonać o ich prawdziwości  zwykłego Niemca, który nie był w stanie, lub – co bardziej prawdopodobne – nie zadał sobie trudu zweryfikowania ich w oparciu o inne źródła. Również Stalin zauważył, że większość ludzi nie posiada zmysłu krytycznego. Przeważająca część populacji przyjmuje, że podawane przez oficjalne źródła informacje są prawdziwe. Kierując się tą zasadą, „The Universe” (najpopularniejszy brytyjski tygodnik katolicki) z 21 maja 1976 roku informował swych czytelników, że:

Paweł VI udzielił zgody na udzielanie Komunii na rękę przekonany, podobnie jak większość biskupów, że praktyka ta uwypukla sakralną naturę przyjmującego sakrament – jako przybytku Ducha Świętego, oraz sakralny charakter Eucharystii – jako Ciała i Krwi Pańskiej”.

Przeciętny katolik po przeczytaniu tych słów nie zada sobie pytania: „Czy to prawda?”. Przyjmuje to za prawdę, ponieważ przeczytał o tym w „The Universe” – i oczekiwanie od niego innej reakcji byłby przejawem braku realizmu. W ten sposób pozostanie on nieświadomy faktu, że Paweł VI wyraził jednoznaczne życzenie, by wierni zachowali tradycyjny sposób przyjmowania Komunii, że nowinkę tę starała się przeforsować jedynie garstka angielskich biskupów oraz że tradycyjny sposób przyjmowania Komunii nie umniejsza godności ochrzczonego chrześcijanina jako przybytku Ducha Świętego, ale w istocie uwypukla naturę Najświętszego Sakramentu jako Ciała i Krwi Chrystusa. Protestanccy reformatorzy znieśli tradycyjną praktykę by dać wyraz swej wierze, że Eucharystia nie jest w istocie Ciałem Chrystusa, a pomimo to „The Universe” stwierdza, bez słowa wyjaśnienia, że nowinka ta w rzeczywistości uwypukla doktrynę o Rzeczywistej Obecności, pewny, że to bezzasadne i nonsensowne twierdzenie nie zostanie zakwestionowane, a gdyby nawet do tego doszło, protesty te można zlekceważyć i zataić przed czytelnikami.

Broszura The Body of Christ zawiera cały szereg całkowicie bezzasadnych twierdzeń dotyczących rzekomych korzyści z udzielania Komunii na rękę. Wysuwanie takich nieuzasadnionych twierdzeń odnosi zamierzony skutek w sytuacji, gdy nie można ich w żaden sposób zakwestionować, lub gdy podnoszone zastrzeżenia zataić można przed większością zainteresowanych. Świadomi tego faktu autorzy The Body of Christ piszą:

Przyjmowanie Pana na rękę uwypukla prawdę, że jesteśmy przez te obrzędy oczyszczeni i uświęceni, że mamy udział w kapłaństwie Jezusa oraz w nowym stworzeniu”.

Właściwą reakcją na to nonsensowne twierdzenie byłoby pytanie: „W jaki sposób uwypukla to ową prawdę? Kto twierdzi, że tak jest? Dlaczego tradycyjny sposób przyjmowania Komunii nie uwypukla tej prawdy równie wyraziście? Jeśli tak jest naprawdę, dlaczego Duch Święty zezwolił na pojawienie się praktyki przyjmowania Komunii do ust i jej kontynuację przez ponad tysiąc lat? Dlaczego Duch Święty pozwala, by prawda ta była po dziś dzień przyciemniana w Kościołach obrządków wschodnich? Dlaczego wybitni kapłani należący do Ruchu Liturgicznego nie zalecali wprowadzenia Komunii na rękę? Dlaczego nie ma o niej żadnej wzmianki w dokumentach II Soboru Watykańskiego? Dlaczego Paweł VI zalecił w Memoriale Domini zachowanie praktyki, która rzekomo prawdę tę zaciemnia? Dlaczego Jan Paweł II zakazał udzielania Komunii na rękę w Rzymie? Dlaczego, jak zaświadcza „The Pilot” z 19 października 1979, konsekwentnie odmawiał on udzielania Komunii na rękę podczas swej wizyty w Ameryce w roku 1979?”.

Pytania takie zadawane będą jednak rzadko, ponieważ zwykli katolicy rzadko kwestionują to, co nakazują im biskupi, nie posiadają również stosownej wiedzy, pozwalającej im na weryfikowanie różnego rodzaju bezzasadnych twierdzeń. Zadając niewygodne pytania ryzykują, że zostaną napiętnowani jako podżegacze i schizmatycy. Przyjmowanie Komunii na rękę traktowane jest obecnie wyraz dojrzałości, wierności nauczaniu Vaticanum II oraz praktyka zgodna z koncepcją pielgrzymującego Ludu Bożego – i biada tym, którzy nie dotrzymują kroku temu trendowi. Obecnie, gdy zwyczaj ten został oficjalnie zaaprobowany, nie spotka się już prawdopodobnie z żadnym poważniejszym sprzeciwem. Pomimo faktu, że liczba ludzi sprzyjających tej nowince była początkowo minimalna, a wręcz mikroskopijna, dla kampanii propagandowej liberałów jest to fakt bez znaczenia. Rewolucjoniści nie potrzebują masowego poparcia, a jedynie słabej opozycji. Liczba katolików, którzy zaangażują się w zwalczanie tego nadużycia będzie bardzo skromna, nawet wśród tych, którzy są jej zasadniczo przeciwni. Tzw. konserwatyści wyrażają zazwyczaj ubolewanie przy pojawianiu się każdego kolejnego nadużycia, ostatecznie je jednak akceptują. Paradoksalnie ci sami ludzie, którzy narzucili ową rodzącą podziały wśród wiernych praktykę, nie mają najmniejszych oporów przed piętnowaniem jej krytyków jako szerzycieli zamętu i niezgody. Eucharystia, źródło i znak katolickiej jedności, stała się źródłem konfliktów rozgrywających się przy samych balaskach ołtarza (w tych rzadkich przypadkach, gdy nie zostały one rozebrane).

Zdecydowanym przeciwnikiem udzielania Komunii na rękę był prof. Dietrich von Hildebrand. Rozdział ten zakończymy jego słowami, które nie wymagają żadnego dodatkowego komentarza.

Niestety, w wielu miejscach Komunia udzielana jest obecnie na rękę. W jaki sposób ma to prowadzić do odnowy i pogłębienia pobożności? Czy pełna drżenia cześć, z jaką przyjmujemy ten przekraczający nasze pojęcie dar, wzrosła poprzez przyjmowanie go w nasze nie konsekrowane dłonie, zamiast z konsekrowanych rąk kapłana?

Nietrudno jest zauważyć, że nieporównywalnie wzrosło niebezpieczeństwo upuszczenia na ziemię partykuł konsekrowanej Hostii, a ryzyko ich zbezczeszczenia czy straszliwego świętokradztwa stało się ogromne.  I jakież ma to nieść z sobą korzyści? Twierdzenie, że kontakt z dłonią czyni Hostię bardziej [dla nas] realną jest czystym nonsensem. Chodzi tu bowiem nie tyle o realność materii Hostii, ale o świadomość, którą zyskujemy jedynie poprzez wiarę, że Hostia stała się rzeczywiście Ciałem Chrystusa. Pobożne przyjmowanie Ciała Chrystusa  do ust, z konsekrowanych rąk kapłana, o wiele bardziej wzmacnia tę świadomość, niż przyjmowanie Go w nasze własne, nie konsekrowane dłonie. Visus, tactus, gustus in te fallitur, sed auditu solo tuto creditur, mówi św. Tomasz z Akwinu we wspaniałym hymnie Adoro te (Mylą się, o Boże, w Tobie wzrok i smak,
Kto się im poddaje, temu wiary brak)
.

Michael Davies

tłum. Scriptor

 

 

 

 

 

Jubileuszowy Akt Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana

Jubileuszowy Akt Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana

19 listopada w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach będzie miała miejsce wyjątkowa uroczystość.  Jej kulminacyjnym punktem będzie liturgia Mszy św. o godz. 12.00. Przed Panem Jezusem wystawionym w Najświętszym Sakramencie zostanie proklamowany Jubileuszowy Akt Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana. Oto jego tekst:

Nieśmiertelny Królu Wieków, Panie Jezu Chryste, nasz Boże i Zbawicielu! W Roku Jubileuszowym 1050-lecia Chrztu Polski, w roku Nadzwyczajnego Jubileuszu Miłosierdzia, oto my, Polacy, stajemy przed Tobą [wraz ze swymi władzami duchownymi i świeckimi], by uznać Twoje Panowanie, poddać się Twemu Prawu, zawierzyć i poświęcić Tobie naszą Ojczyznę i cały Naród.

 

Wyznajemy wobec nieba i ziemi, że Twego królowania nam potrzeba. Wyznajemy, że Ty jeden masz do nas święte i nigdy nie wygasłe prawa. Dlatego z pokorą chyląc swe czoła przed Tobą, Królem Wszechświata, uznajemy Twe Panowanie nad Polską i całym naszym Narodem, żyjącym w Ojczyźnie i w świecie.

 

Pragnąc uwielbić majestat Twej potęgi i chwały, z wielką wiarą i miłością wołamy: Króluj nam Chryste!

 

–       W naszych sercach  – Króluj nam Chryste!

 

–       W naszych rodzinach – Króluj nam Chryste!

 

–       W naszych parafiach – Króluj nam Chryste!

 

–       W naszych szkołach i uczelniach – Króluj nam Chryste!

 

–       W środkach społecznej komunikacji – Króluj nam Chryste!

 

–       W naszych urzędach, miejscach pracy, służby i odpoczynku – Króluj nam Chryste!

 

–       W naszych miastach i wioskach – Króluj nam Chryste!

 

–       W całym Narodzie i Państwie Polskim – Króluj nam Chryste!

 

Błogosławimy Cię i dziękujemy Ci Panie Jezu Chryste:

 

–       Za niezgłębioną Miłość Twojego Najświętszego Serca ­– Chryste nasz Królu, dziękujemy!

 

–       Za łaskę chrztu świętego i przymierze z naszym Narodem zawarte przed wiekami – Chryste nasz Królu, dziękujemy!

 

–       Za macierzyńską i królewską obecność Maryi w naszych dziejach – Chryste nasz Królu, dziękujemy!

 

–       Za Twoje wielkie Miłosierdzie okazywane nam stale – Chryste nasz Królu, dziękujemy!

 

–       Za Twą wierność mimo naszych zdrad i słabości – Chryste nasz Królu, dziękujemy!

 

Świadomi naszych win i zniewag zadanych Twemu Sercu przepraszamy za wszelkie nasze grzechy, a zwłaszcza za odwracanie się od wiary świętej, za brak miłości względem Ciebie i bliźnich. Przepraszamy Cię za narodowe grzechy społeczne, za wszelkie wady, nałogi i zniewolenia. Wyrzekamy się złego ducha i wszystkich jego spraw.

 

Pokornie poddajemy się Twemu Panowaniu i Twemu Prawu. Zobowiązujemy się porządkować całe nasze życie osobiste, rodzinne i narodowe według Twego prawa:

 

–       Przyrzekamy bronić Twej świętej czci, głosić Twą królewską chwałę –  Chryste nasz Królu, przyrzekamy!

 

–       Przyrzekamy pełnić Twoją wolę i strzec prawości naszych sumień –  Chryste nasz Królu, przyrzekamy!

 

–       Przyrzekamy troszczyć się o świętość naszych rodzin i chrześcijańskie wychowanie dzieci – Chryste nasz Królu, przyrzekamy!

 

–       Przyrzekamy budować Twoje królestwo i bronić go w naszym narodzie – Chryste nasz Królu, przyrzekamy!

 

–       Przyrzekamy czynnie angażować się w życie Kościoła i strzec jego praw – Chryste nasz Królu, przyrzekamy!

 

Jedyny Władco państw, narodów i całego stworzenia, Królu królów i Panie panujących! Zawierzamy Ci Państwo Polskie i rządzących Polską. Spraw, aby wszystkie podmioty władzy sprawowały rządy sprawiedliwie i stanowiły prawa zgodne z Prawami Twoimi.

 

Chryste Królu, z ufnością zawierzamy Twemu Miłosierdziu wszystko, co Polskę stanowi, a zwłaszcza tych członków Narodu, którzy nie podążają Twymi drogami. Obdarz ich swą łaską, oświeć mocą Ducha Świętego i wszystkich nas doprowadź do wiecznej jedności z Ojcem.

 

W imię miłości bratniej zawierzamy Tobie wszystkie narody świata, a zwłaszcza te, które stały się sprawcami naszego polskiego krzyża. Spraw, by rozpoznały w Tobie swego prawowitego Pana i Króla i wykorzystały czas dany im przez Ojca na dobrowolne poddanie się Twojemu panowaniu.

 

Panie Jezu Chryste, Królu naszych serc, racz uczynić serca nasze na wzór Najświętszego Serca Twego.

 

Niech Twój Święty Duch zstąpi i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi. Niech wspiera nas w realizacji zobowiązań płynących z tego narodowego aktu, chroni od zła i dokonuje naszego uświęcenia.

 

W Niepokalanym Sercu Maryi składamy nasze postanowienia i zobowiązania. Matczynej opiece Królowej Polski i wstawiennictwu świętych Patronów naszej Ojczyzny wszyscy się powierzamy.

 

Króluj nam Chryste! Króluj w naszej Ojczyźnie, króluj w każdym narodzie – na większą chwałę Przenajświętszej Trójcy i dla zbawienia ludzi. Spraw, aby naszą Ojczyznę i świat cały objęło Twe Królestwo: królestwo prawdy i życia, królestwo świętości i łaski, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju.

 

*  *  *

Oto Polska w 1050. rocznicę swego Chrztu
uroczyście uznała królowanie Jezusa Chrystusa.

Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu, jak była na początku, teraz i zawsze, i na wieki wieków. Amen. 

 

 Źródło: episkopat.pl

 

 

Jubileuszowy Akt Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana Wszechświata

Król PolskiJubileuszowy Akt Przyjęcia
Jezusa Chrystusa za Króla i Pana

Podczas 372. Zebrania Plenarnego Konferencji Episkopatu Polski, które miało miejsce w dniach 14-16 kwietnia 2016 r. w Gnieźnie i Poznaniu, zatwierdzono treść Aktu Intronizacyjnego, który zostanie uroczyście dokonany w sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach w sobotę przed uroczystością Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata. Oto jego treść:

Nieśmiertelny Królu Wieków, Panie Jezu Chryste, nasz Boże i Zbawicielu! W Roku Jubileuszowym 1050-lecia Chrztu Polski, w roku Nadzwyczajnego Jubileuszu Miłosierdzia, oto my, Polacy, stajemy przed Tobą [wraz ze swymi władzami duchownymi i świeckimi], by uznać Twoje Panowanie, poddać się Twemu Prawu, zawierzyć i poświęcić Tobie naszą Ojczyznę i cały Naród.

Wyznajemy wobec nieba i ziemi, że Twego królowania nam potrzeba. Wyznajemy, że Ty jeden masz do nas święte i nigdy nie wygasłe prawa. Dlatego z pokorą chyląc swe czoła przed Tobą, Królem Wszechświata, uznajemy Twe Panowanie nad Polską i całym naszym Narodem, żyjącym w Ojczyźnie i w świecie.

Pragnąc uwielbić majestat Twej potęgi i chwały, z wielką wiarą i miłością wołamy: Króluj nam Chryste!

- W naszych sercach – Króluj nam Chryste!

- W naszych rodzinach – Króluj nam Chryste!

- W naszych parafiach – Króluj nam Chryste!

- W naszych szkołach i uczelniach – Króluj nam Chryste!

- W środkach społecznej komunikacji – Króluj nam Chryste!

- W naszych urzędach, miejscach pracy, służby i odpoczynku – Króluj nam Chryste!

- W naszych miastach i wioskach – Króluj nam Chryste!

- W całym Narodzie i Państwie Polskim – Króluj nam Chryste!

Błogosławimy Cię i dziękujemy Ci Panie Jezu Chryste:

- Za niezgłębioną Miłość Twojego Najświętszego Serca – Chryste nasz Królu, dziękujemy!

- Za łaskę chrztu świętego i przymierze z naszym Narodem zawarte przed wie-kami – Chryste nasz Królu, dziękujemy!

- Za macierzyńską i królewską obecność Maryi w naszych dziejach – Chryste nasz Królu, dziękujemy!

- Za Twoje wielkie Miłosierdzie okazywane nam stale – Chryste nasz Królu, dziękujemy!

- Za Twą wierność mimo naszych zdrad i słabości – Chryste nasz Królu, dziękujemy!

Świadomi naszych win i zniewag zadanych Twemu Sercu przepraszamy za wszelkie nasze grzechy, a zwłaszcza za odwracanie się od wiary świętej, za brak miłości względem Ciebie i bliźnich. Przepraszamy Cię za narodowe grzechy społeczne, za wszelkie wady, nałogi i zniewolenia. Wyrzekamy się złego ducha i wszystkich jego spraw.

Pokornie poddajemy się Twemu Panowaniu i Twemu Prawu. Zobowiązujemy się porządkować całe nasze życie osobiste, rodzinne i narodowe według Twego prawa:     – Przyrzekamy bronić Twej świętej czci, głosić Twą królewską chwałę – Chryste nasz Królu, przyrzekamy!

- Przyrzekamy pełnić Twoją wolę i strzec prawości naszych sumień – Chryste nasz Królu, przyrzekamy!

- Przyrzekamy troszczyć się o świętość naszych rodzin i chrześcijańskie wychowanie dzieci – Chryste nasz Królu, przyrzekamy!

- Przyrzekamy budować Twoje królestwo i bronić go w naszym narodzie – Chryste nasz Królu, przyrzekamy!

- Przyrzekamy czynnie angażować się w życie Kościoła i strzec jego praw - Chryste nasz Królu, przyrzekamy!

Jedyny Władco państw, narodów i całego stworzenia, Królu królów i Panie panujących! Zawierzamy Ci Państwo Polskie i rządzących Polską. Spraw, aby wszystkie podmioty władzy sprawowały rządy sprawiedliwie i stanowiły prawa zgodne z Prawami Twoimi.

Chryste Królu, z ufnością zawierzamy Twemu Miłosierdziu wszystko, co Polskę stanowi, a zwłaszcza tych członków Narodu, którzy nie podążają Twymi drogami. Obdarz ich swą łaską, oświeć mocą Ducha Świętego i wszystkich nas doprowadź do wiecznej jedności z Ojcem.

W imię miłości bratniej zawierzamy Tobie wszystkie narody świata, a zwłaszcza te, które stały się sprawcami naszego polskiego krzyża. Spraw, by rozpoznały w Tobie swego prawowitego Pana i Króla i wykorzystały czas dany im przez Ojca na dobrowolne poddanie się Twojemu panowaniu.

Panie Jezu Chryste, Królu naszych serc, racz uczynić serca nasze na wzór Najświętszego Serca Twego.

Niech Twój Święty Duch zstąpi i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi. Niech wspiera nas w realizacji zobowiązań płynących z tego narodowego aktu, chroni od zła i dokonuje naszego uświęcenia.

W Niepokalanym Sercu Maryi składamy nasze postanowienia i zobowiązania. Matczynej opiece Królowej Polski i wstawiennictwu świętych. Patronów naszej Ojczyzny wszyscy się powierzamy.

Króluj nam Chryste! Króluj w naszej Ojczyźnie, króluj w każdym narodzie – na większą chwałę Przenajświętszej Trójcy i dla zbawienia ludzi. Spraw, aby naszą Ojczyznę i świat cały objęło Twe Królestwo: królestwo prawdy i życia, królestwo świętości i łaski, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju.

 

 

* * *

 

Oto Polska w 1050. rocznicę swego Chrztu
uroczyście uznała królowanie Jezusa Chrystusa.

 

 

 

 

Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu, jak była na początku, teraz i zawsze, i na wieki wieków. Amen.

 

Hańba Smoleńska

Już VI lat przyszło nam żyć z myślą, że może uda się wyjaśnić przebieg tej straszliwej zbrodni, którą dla celów, jakie tej tragedii  stawiano, umiejscowiono na lotnisku w Smoleńsku.

Próbował zmierzyć się z tym problemem Zespół Parlamentarny, pod przewodnictwem obecnego Ministra Obrony Narodowej, Pana Antoniego Macierewicza, który pewnie nie zdaje sobie sprawy, że zmałpowany po czasach PRL-u tytuł – narodowej- zobowiązuje do czegoś więcej, niż zapraszanie obcych wojsk na terytorium Polski. Już to wielokrotnie przerabialiśmy, z wiadomym skutkiem. Zespół ten, chyba nieprzypadkowo, nie otrzymał odpowiednich uprawnień śledczych, a więc marnował czas i bałamucił propagandowo Polaków, udając, że coś bada i wyjaśnia.Efekty tego są raczej mizerne, żeby nie powiedzieć  żadne. Zaświtała jednak  nadzieja na „zmianę” tej sytuacji, kiedy znękany Naród, oddał władzę większościową  w ręce PiS – u, który obiecywał, na comiesięcznych manifestacjach, że tę zbrodnię, zwaną wcześniej katastrofą, następnie po kilkuletnim namyśle, zamachem,ale nadal koniecznie „Smoleńskim”. J.Kaczyński, używał  określenia, że prawda może, czy jest, porażająca. Ale jaka to prawda, Panie Prezesie? Czy my nie powinniśmy jej znać, a choćby rodziny zamordowanych?

Minęły miesiące, kiedy wiarygodność i uczciwość PiS-u została  poddana próbie, bo przecież powołanie jakiejś „podkomisji” nie spełnia tego zadania, jakie choćby mogłaby spełnić komisja parlamentarna, ze wszystkimi uprawnieniami procesowymi. Co stoi temu na przeszkodzie- nie wiadomo, kogo teraz o to pytać, kiedy nikt nie myśli poważnie o wyjaśnieniu tej tragedii i ukaraniu winnych.

Znów przetoczą się przez Polskę rocznicowe obchody, msze,marsze, i inne uroczystości ponownie zniewolonego Narodu, któremu tą zbrodnią wypowiedziano wojnę.Pozostaje pytanie – kto? Widać, że jeszcze na odpowiedź  przyjdzie nam długo czekać, niestety.A kiedy się już pojawi,  będzie  dla nas za późno, i pewnie właśnie o to chodzi.

Wydawać by się mogło, ze sprawa jest dziecinnie prosta, wystarczy uważnie przyjrzeć się jednemu z wielu zdjęć. Widać wyraźnie, że jest to tylny statecznik, uprzednio rozczłonkowany i rzucony z góry w krzaki.Przy odrobinie wyobraźni można założyć, zdaniem inscenizatorów, że ten ciężki kawałek metalu pędził z prędkością ponad 200 km/godz, upadł w krzaki /nie uszkadzając żadnego/i jeszcze zdążył, tak jak wiele innych elementów samolotu,

pokropić się dość równomiernie błotem. To dopiero trzeba być naiwnym, żeby tak niechlujnie wykonaną inscenizację uznać za zdarzenie realne. To właśnie jest hańba, że dajemy sobie wmówić coś, czego tam nie było, i powtarzanie tego choćby tysiące razy, nic tu nie zmieni, obraz nie kłamie, w odróżnieniu od wszystkich komisji i ekspertów.

Pozostaje nam jedynie modlić się za dusze pomordowanych, i prosić Boga, aby był dla nas miłosierny i oszczędził nam takich tragedii, a naszym wrogom, dzieciom szatana, pokrzyżował  zbrodnicze plany.

 

aa

Najnowsze komentarze
    Archiwa
    059246