OJCU, SYNOWI I DUCHOWI ŚWIĘTEMU

marian44

Piers Compton c/d – Krzywy Krzyż

“Kiedy prałat z Rzymu pojawi się na prowincji, by przewodniczyć w jakiejś funkcji publicznej, konieczne jest, by natychmiast poznać jego charakter, jego poprzedników, jego temperament, jego wady – zwłaszcza jego wady. Daj mu charakter, który musi przerażać młodych ludzi i kobiety, opisz go jako okrutnego, bezdusznego lub krwiożerczego; opowiedz jakąś okrutną transakcję, która spowoduje sensację między ludźmi. Zagraniczne gazety dowiedzą się i skopiują te fakty, które będą wiedzieć jak je ozdobić zgodnie z ich zwyczajem … ”

 7. Niezależnie od wcześniejszych wskazań, główny cel spisku przejęcia kontroli nad papiestwem, ujawnił we Florencji przeciwnik tajnych stowarzyszeń o nazwisku Simonini, który doniósł wieść o ich zamiarze Piusowi VII. Ale Kościół mógł zrobić coś więcej w kwestii obrony niż przyjąć ostrzeżenia; podczas gdy karbonariusze, umocnieni pozytywnymi deklaracjami wypowiedzianymi przez Alta Vendita, wykorzystali okazję do ataków.

Kilka lat po sporządzeniu tego dokumentu, Mały Tygrys zwrócił się do filii towarzystwa w Piedmoncie w następujący sposób: “Katolicyzm musi zostać zniszczony na całym świecie. Pograsujcie po katolickiej  owczarni i złapcie pierwszego baranka, który spełnia wymagane warunki. Idźcie nawet do głębokości klasztorów. Za kilka lat młody kler będzie, siłą zdarzeń, obejmował wszystkie funkcje. Będą rządzić, administrować i sądzić. Oni będą wezwani do wyboru papieża, który będzie panował, i papież, podobnie jak większa część jego rówieśników, będzie zawsze przepojony zasadami, które zamierzamy wprowadzić do obrotu.

“Jest to małe ziarenko gorczycy, które umieścimy na ziemi, ale słońce sprawiedliwości będzie rozwijać je, by stało się wielką siłą, a pewnego dnia zobaczycie, jakie obfite żniwo to małe nasionko przyniesie”.

Zasadę infiltracji już wprowadzono w życie, a Mały Tygrys wkrótce stwierdził, że nowy gatunek księży, młodych, utalentowanych ludzi, którzy prawdopodobnie zajdą wysoko w hierarchii, został wyszkolony do przejęcia i zniszczenia Kościoła. I to nie była pusta przechwałka, kiedy w 1824 roku powiedział Nubiusowi: “Istnieją pewni członkowie duchowieństwa, zwłaszcza w Rzymie, którzy połknęli przynętę, haczyk, linkę i ciężarek”.
Wytrwałość, sumienność, i jeden cel stowarzyszeń, których, tak wtedy jak i teraz, nie można było znaleźć poza nimi, w co nigdy nie wątpiono. “Niech kler maszeruje pod waszym sztandarem w przekonaniu, że maszerują pod sztandarem Stolicy Apostolskiej. Nie bójcie się wślizgnąć do wspólnot religijnych, w sam środek ich stada. Niech nasi agenci ostrożnie badają personel tych ludzi z bractwa, umieśćcie ich pod pastoralną opieką jakiegoś cnotliwego księdza, dobrze znanego, ale łatwowiernego i łatwo dającego się oszukać. Potem przelewajcie truciznę w te wybrane serca; infiltrujcie je małymi dawkami niby przypadkiem”.

Wkrótce potem przeprowadzono pewną siebie ocenę inwazji, które towarzystwa już osiągnęły. “We Włoszech w swoich szeregach mają liczbę ponad 800 kapłanów, wśród nich wielu profesorów i prałatów, jak również pewnych biskupów i kardynałów!” Twierdzono, że byli w tym liczni hiszpańscy duchowni.

Ale, jak ciągle powtarzał Nubius, wszystkie tymczasowe zwycięstwa będą puste aż kiedy papież, który był częścią ich ostatecznego projektu zajmował tron Piotra. “Kiedy to osiągniemy”, napisał w 1843 roku, “będziecie mieli siedzibę rewolucji kierowaną przez tiarę i pluwiał (ceremonialna peleryna); rewolucji osiągniętej niewielką siłą, ale która rozpali ogień w czterech kątach świata”.

W powietrzu czuło się zmianę, zmianę, która przejdzie poza granice Kościoła i przekształci wiele aspektów życia. Mały Tygrys podsumował to pełen nadziei Nubiusowi w 1846 roku: “Wszyscy czują, że stary świat pęka”. I trzymał palec na pulsie wydarzeń, gdy dwa lata później, starannie wybrany organ tajnych inicjowanych, nazywających się Ligą 12 Sprawiedliwych Illuminati, sfinansował Karola Marksa, żeby napisał Manifest Komunistyczny, i po kilku miesiącach Europa zatrzęsła się od rewolucji.

Ale Nubius nie żył wystarczająco długo, żeby skosztować mających nastąpić korzyści. Pojawiły się plotki, prawdziwe czy nie, że pozwalał sobie na zbyt swobodny język, i Wszystko-Widzące-Oko obróciło się w jego kierunku i Nubius dostał dawkę trucizny.

Nasze pokolenie przeżyło, i nadal boryka się z politycznymi i religijnymi następstwami walki, której przyczyny ukryto przed tymi, którzy byli świadkami jej wczesnego stadium, tak jak robią to przed nami, którzy po omacku ​​szukają drogi w jej następnych etapach. Jej sprawcy i ich działania są maskowane przez tajemnicę, tajemnicę tak stałą i głęboką, że żadna nie może jej dorównać.

Gdy francuski pisarz, Cretineau-Joly, przyniósł złowieszczy import Alta Vendita do wiadomości papieża Piusa IX (1846-78), który pozwolił by jego nazwisko było gwarancją jego władzy, zdarzenie, które powinno wołać o fanfary srebrnych trąb, a utonęło przez nic nie znaczący szum parlamentarnej swady i hipokryzji. A kiedy Adolphe Cremieux, minister sprawiedliwości, jak podano w paryskich Les Archives, w listopadzie 1861 roku, wyraził opinię, że “Narodowości muszą zniknąć, religia musi być zniesiona”, kręgi, które formowały takie oświadczenia, zobaczyły, że nigdy nie myślano o nich jak o prognozie stanu, o powszechnej akceptacji tego o co będą wołać za niecałe sto lat.

Znowu czytelnik The Times, w wiktoriańskiej Anglii, mógłby zauważyć, być może z wyspiarskim niesmakiem wobec wszystkiego co łacińskie, niepokoje, które wybuchały od czasu do czasu w Hiszpanii, Portugalii, Neapolu i Państwach Kościelnych. Szukając wyjaśnienia, być może nasuwało się słowo “dagos”. Ale jedno jest pewne. Nigdy by nie pomyślał, że człowiekiem, który zorganizował te zawirowania, był nikt inny niż lord Palmerston, królewski minister spraw zagranicznych w latach 1830-51, premier w 1855 roku i ponownie w 1859 roku, aż do śmierci w roku 1865.

Za tymi parlamentarnymi tytułami, dla kolegów-konspiratorów, był znany jako Wielki Patriarcha Iluminatów, a więc kontroler wszystkich złożonych złowrogich tajnych stowarzyszeń. Rzut oka na niektóre z ich planów politycznych – osiągnięcie zjednoczonych Włoch w ramach dynastii sabaudzkiej, aneksja terytorium papieskiego; odtworzenie państwa polskiego; utrata Austrii, a w konsekwencji powstanie Cesarstwa Niemieckiego.

Każdy z tych celów, bez względu na czas, był określony w planach Illuminati. Każdy z nich został osiągnięty, a Benjamin Disraeli, który był dobrze poinformowany o spisku i kontr-spisku, niewątpliwie myślał o machinacjach Palmerstona, kiedy powiedział w 1876 roku: “Rządy w tym kraju muszą się zmierzyć nie tylko z rządami, królami i ministrami, ale także z tajnymi stowarzyszeniami, elementami, które muszą być brane pod uwagę, które w ostatniej chwili mogą doprowadzić wszystkie plany do fiaska, które mają wszędzie agentów, którzy zachęcają do zamachów, i być może, jeśli to konieczne, doprowadzą do masakry”.

Przywódcy włoskiej rewolucji, Mazzini, Garibaldi i Cavour byli sługami Oka, a ówcześni monarchowie tacy jak Wiktor Emanuel II i Napoleon III byli również w jego promieniu.

Przez pozostałą część wieku, atak na ortodoksję wzrastał. W 1881 roku premier Francji, Leon Gambetta, mógł otwarcie zadeklarować: “Klerykalizm, to jest wróg”. Bardziej popularny mówca ryknął: “Pluję na gnijące ciało papiestwa”. Ten sam rok dał wiele dowodów wrogości gotowej do ujawnienia się w najbardziej nieoczekiwanych częściach kontynentu. Kiedy ciało Piusa IX przenoszono z Bazyliki Watykańskiej do kościoła St Lawrence-outside-the-Walls [za murami], kondukt zaatakował tłum uzbrojony w pałki. Wśród wykrzykiwanych przez nich przekleństw wybuchła uliczna bitwa, zanim można było zapobiec wpadnięciu ciała zmarłego papieża do Tybru. Władze, stając po stronie protestujących, nie podjęły żadnych działań.

Więc w ten sposób, i wieloma krętymi ścieżkami, kontynuowano walkę w czasach wczesnego chrześcijaństwa i średniowiecza. Ale teraz wrogowie Kościoła zmienili swoje ataki z otwartej wojny do pokojowej penetracji, która była bardziej zgodna z duchem czasu.

“Czego podjęliśmy się”, głosił markiz de Franquerie w połowie ubiegłego wieku, “to korumpowanie ludzi przez kler, i kleru przez nas, korumpowanie, które prowadzi do kopania przez nas grobu Kościołowi”.

Jeszcze bardziej przekonujące przewidywanie, i na nowy sposób, powstało jakieś 60 lat później: “Szatan musi zapanować w Watykanie. A papież będzie jego niewolnikiem”.
Potwierdzenie tego, i tymi samymi słowami, miało być przekazane w objawieniu otrzymanym przez troje niepiśmiennych dzieci w wieku 9, 8 i 7 lat, w miasteczku Fatima w Portugalii w 1917 roku. Przybrało kształt ostrzeżenia, które o tej porze dnia, wydawało się, szczerze, śmieszne: “szatan będzie rządził nawet w najwyższych miejscach. Wejdzie nawet na najwyższe stanowisko w Kościele”. [autor cytuje pozorną wersję Trzeciej Tajemnicy z lat 1980; oryginalna wersja, nie opublikowana przez Watykan do czerwca 2000 r., nie zawiera tych uwag].

Pewne wskazanie proroczych lub starannie przygotowanych projektów tajnych stowarzyszeń, można odczytać w piśmie skierowanym do Mazziniego z 15 kwietnia 1871, i skatalogowanym w Bibliotece British Museum. W tym czasie prowadzono wojny w skali stosunkowo niewielkiej i ograniczonej, ale ten list, napisany ponad 40 lat przed rozpoczęciem pierwszego konfliktu światowego, można interpretować jako prognozę II wojny światowej, wraz z bardziej możliwą podpowiedzią trzeciej i jeszcze większej katastrofy, która jest jeszcze przed nami. Cytuję ją tutaj:

“Wykorzystamy nihilistów i ateistów, i sprowokujemy groźną katastrofę społeczną, która, w całym jej horrorze, pokaże jasno narodom skutki absolutnego ateizmu, pierwotnej dzikości i najbardziej krwawego niepokoju.

“Wtedy wszędzie obywatele, zobowiązani bronić się przed większością światowych rewolucjonistów, wytępią niszczycieli cywilizacji; a tłum, zawiedziony chrześcijaństwem, którego deistyczne duchy odtąd nie będą miały kompasu, żądny ideału, ale nie wiedząc, na co skierować swoje uwielbienie, otrzyma prawdziwe światło za pośrednictwem powszechnej manifestacji czystej doktryny Lucyfera, wystawionej w końcu na widok publiczny, manifestacji, która będzie wynikać z ogólnego ruchu rewolucyjnego, po którym nastąpi zniszczenie chrześcijaństwa i ateizmu, obu podbitych i zniszczonych w tym samym czasie”.

Powyżej, jak również w dalszej części tekstu, używam określenia, które wymaga klaryfikacji. Trzeba zrozumieć, że wrogowie Kościoła nie byli ateistami, zgodnie z powszechnie przyjętym znaczeniem. Oni odrzucili religię reprezentowaną przez chrześcijańskiego Boga, którego nazywają Adonai, istotę, która, jak mówią, skazała ludzkość na cykliczne rundy cierpienia i ciemności.

Ale ich inteligencja wzywa ich do uznania Boga, i znaleźli go w Lucyferze, synu jutrzenki i nosicielu światła, najjaśniejszym z archaniołów, który prowadził niebieską rewolucję, po to by stać się równym Bogu.

Wysoko rozwinięta religia lucyferiańska, do końca wojny 1939 roku, kierowana była na cały świat ze Szwajcarii. Od tego czasu jej siedziba mieści się w Budynku Harolda Pratta w Nowym Jorku.

Choć można nazwać takie miejsca, to nigdy nie przełamano welonu tajemniczości otaczającego wewnętrzny krąg rządu światowego. Nic na świecie nie pozostało tak ukryte, tak nietknięte; a istnienie takiego kręgu wewnętrznego nie było uznane przez człowieka mniej ważnego niż Mazzini, który, będąc jednym z arcy-spiskowców, zmuszony był przyznać, w liście napisanym na krótko przed śmiercią do dr Breidensteine’a:

“Tworzymy stowarzyszenie braci we wszystkich punktach świata. Ale jest jedno niewidzialne, którego nie można dotknąć, ale na nas ciąży. Skąd pochodzi? Gdzie jest? Tego nikt nie wie, a przynajmniej, nikt o nim nie mówi. To stowarzyszenie jest tajne nawet dla nas, weteranów tajnych stowarzyszeń”.

The Voice, powszechne czasopismo bractwa, opublikowane po raz pierwszy w Anglii w 1973 roku, później przeniesione do Somerset West, prowincji Cape, Południowa Afryka, to ma o nim do powiedzenia:

“Starsi Bracia Rasy zwykle poruszają się po świecie incognito. Nie chcą uznania, wolą służyć za kulisami”.

W często przywoływanej książce 1984, George Orwell mówi o wewnętrznej partii, czy powszechnym bractwie, i jak, oprócz tajemniczości, fakt, że nie jest to organizacja w normalnym znaczeniu, czyni ją niezniszczalną.

Sir Winston Churchill, w pracy Great Contemporaries [Wielcy współcześni], mówi:

“Kiedy aparat władzy będzie w rekach Braterstwa, wszelka opozycja, wszelkie przeciwne opinie, muszą zostać usunięte przez śmierć”.

I jest tyle dziwnych zgonów odnotowanych nawet na tych stronach, żeby się nad tym zatrzymać.
8. Wprowadzenie szatana jako nowego elementu walki, spotkało się z mniejszą reakcją w heretyckiej Anglii, niż na kontynencie. Bo tam, wiarę w pozytywną moc zła, i przypadki opętania, nie zawsze uznawano za urojenia. To co miało miejsce w klasztorze Urszulanek w Louviers, Normandia, oraz w innym (również Urszulanek) w Aix-en-Provence, w regionie Marsylii, w XVII wieku, mogłoby nadal wywoływać nerwowe oglądanie się za siebie.

W Louviers, młode zakonnice i nowicjuszki brały udział w czarnych mszach, podczas których Hostię poświęcano nad intymnymi częściami kobiety leżącej na ołtarzu. Kawałki tej Hostii wkładano w te części. Jeden z franciszkańskich zakonników posługujących w klasztorze, handlował napojem miłosnym sporządzanym z sakramentalnego opłatka zanurzonego w krwi menstruacyjnej i zamordowanych dzieci.

W drugim z klasztorów, młoda dziewczyna wiła się na ziemi, odsłaniając każdą część swojego ciała, i wykrzykiwała bluźnierstwa związane z sodomią i kanibalizmem. Inni członkowie społeczności twierdzili, że ich ciała i umysły były dręczone przez Belzebuba, demona czczonego przez Filistynów, tzw Pana Much,  bo pojawił się ociekający krwią ofiarną, która przyciągała tłumy latających owadów. W obu przypadkach zły wpływ dotarł do zainspirowanych przez szatana kapłanów, którzy zginęli na stosie. Częścią dowodów na rozprawie jednego z nich, był pakt z szatanem podpisany krwią księdza.

Później w tym samym stuleciu Abbé Guibourg obchodził tego samego rodzaju udawane obrzędy religijne, czasami z pomocą Madame de Montespan, jednej z blaknących kochanek Ludwika XIV, która uczestniczyła w nich z nadzieją ożywienia do niej pasji króla. Tam znowu krew zamordowanego dziecka, i nietoperza, mieszała się ze spermą celebransa, w celu wzmocnienia wina mszalnego.

Powszechne było to, że udający celebrans na takie okazje ubierał się w szaty kardynalskie. Czarne świece stały na ołtarzu. Widoczny był krzyż, ale odwrócony, i były obrazy pokazujące krzyż tratowany przez kozę. Gwiazda, czarny księżyc i wąż widniały na erotycznych malowidłach na ścianach; a jedynym imieniem wymawianym z uwielbieniem, było Lucyfera. Inicjowani często otrzymywali komunię w normalnych kościołach, ale Hostię trzymali tylko w ustach, a później dawali ją zwierzętom i myszom.

W 1895 roku, w Rzymie założono typowy ośrodek czarnej magii. Grupie ciekawskich ludzi udało się przedostać nieco dalej niż za próg, i to co zobaczyli, opisał jeden z nich,  Domenico Margiotta [5]:

“Boczne ściany były udrapowane wspaniałym czarnym i czerwonym adamaszkiem [6]. Na przeciwległej ścianie był wspaniały haft z figurą szatana, a u jego stóp ołtarz.

“Tu i ówdzie były ułożone trójkąty, kwadraty i inne symboliczne znaki. Dookoła stały złocone krzesła. W oparciu każdego z nich zainstalowano szklane oko, którego wnętrze było oświetlane przez energię elektryczną, natomiast w środku świątyni stał ciekawy tron, Wielkiego Szatańskiego Papieża”.

Przeraziło ich coś w cichej atmosferze pomieszczenia, i wyszli szybciej niż weszli.

Kiedy Illuminati podnieśli głowę ponownie, nawet w tak odległych miejscach jak Rosja, pojawiły się oznaki, że ich wpływ przeniknął najwyższy poziom Kościoła. Zrobił to w osobie kardynała Mariano Rampolla (1843-1913), jednej z tych znaczących, ale tajemniczych, przeważnie nieznanych osób, które można znaleźć tylko w tajnych kartach watykańskiej historii.

Z pochodzenia Sycylijczyk o liberalnych poglądach, wstąpił do papieskiej służby za pontyfikatu Leona XIII, i był sekretarzem propagandy, zanim został sekretarzem stanu.

Anglikiem, który twierdził, że go znał i zapoznał go z okultyzmem, był Aleister Crowley, który urodził się w Leamington w 1875 r., i poprzez Cambridge, stał się jednym z najbardziej kontrowersyjnych postaci w świecie tajemnic. Inteligentni ludzie wciąż kręcą głowami próbując odpowiedzieć na takie pytania, jak czy był mistrzem czarnej magii, amatorem, czy tylko udawał. Somerset Maugham, który znał go dobrze, powiedział swoje zdanie, że ​​Crowley był fałszywy, “ale nie całkowicie fałszywy”.

Z pewnością był, jak pokazują jego prace, mistrzem korupcji. Co można miłosiernie nazwać jego duchowymi aspiracjami, było hamowane przez rażący sensualizm. To poprzez ciało wszedł w posiadanie tajemnic. Obrazy, które dostawały się do jego umysłu, wychodziły zdeformowane, często z  konotacjami seksualnymi, a także, podobnie jak inni mu podobni, którzy wędrują na granicy tego, co nieznane, pocieszenie znajdował w ukrywaniu się za różnymi fantastycznymi nazwiskami, takimi jak Therion, hrabia Władimir Swaroff, książę Chiva Khan, lord Boleskin, tytuł, któremu starał się sprostać poprzez noszenie kiltu. Dla matki był Wielką Bestią (z Apokalipsy). Crowley odpowiadał nazywając ją bezmyślną bigotką.

Poprzez spiłowanie dwu zębów ocznych zrobił z nich kły, co pozwoliło mu składać wampirskie pocałunki na szyi lub nadgarstku każdej kobiety, która miała nieszczęście go spotkać. Ożenił się z Rose Kelly, siostrą malarza Sir Geralda, który później został prezesem Akademii Królewskiej.

Była słabym, sub-normalnym stworzeniem, które wyraźnie mogłoby przeoczyć jego miły sposób wieszania do góry nogami kochanki w szafie, tak jak mogła zgodzić się na nadanie przez niego imion ich córce, Nuit Ahotoor Hekate Safona Jezebel Lilith.

Czy były, czy nie było żadnych konkretnych związków między Rampolla i Crowley, stały awans kardynała w hierarchii pokazywał solidny kontrast z daremnym zaabsorbowaniem Crowleya z towarzystwami Złotego Brzasku i Templariuszami Wschodu, do którego należały takie organizacje jak Rycerze Ducha Świętego, Kościół Okultystyczny Świętego Grala, Hermetyczne Bractwo Światła, Zakon Enocha, Obrządek Memfis, i Obrządek Mizraim.

Kiedy w 1903 zmarł Leon XIII i zwołano konklawe w celu wybrania jego następcy, wiadomo  było, że Rampolla miał szansę. Najbliższym jego rywalem był patriarcha Wenecji, kard. Sarto, mniej imponująca postać, jak mówi świat, ale z aurą dobroci, a nawet naturalną świętością, których Rampolla brakowało.

Po pierwszym liczeniu, dwadzieścia pięć głosów było na jego korzyść, podczas gdy Sarto zdobył tylko pięć. Kiedy głosowania trwały, szanse drugiego stale wzrastały, ale Rampolla nadal zdobywał głosy. To, wydawało się, ustanowiło szablon głosowania, i, jakby przyspieszyć oczywisty wynik, francuski minister spraw zagranicznych podjął niezwykły krok z prośbą do rodaków-kardynałów o wsparcie Rampolla.

Czy pociągano niewidzialnymi sznurkami? Z pewnością tak. A jeśli tak, to przeciwnicy Sycylijczyka, którzy być może wiedzieli o podejrzeniach, że należy do Illuminati, w ostatniej chwili wysunęli sprzeciw, który przerwał jego zamiary. Cesarze Austrii, których nadal uważano za spadkobierców nieistniejącego Świętego Cesarstwa Rzymskiego, mieli dziedziczne prawo korzystania z weta w sprawie kandydata na tron papieski, który dla nich był nie do przyjęcia.

Weto wyraził kardynał Krakowa (miasto wtedy należące do Austrii), w imieniu cesarza Austrii, Franciszka Józefa. Niektórzy mówili, że było to weto Ducha Świętego. Nadzieje Rampolla uleciały, i głosy konklawe przechyliły się na stronę jego najbliższego rywala, Sarto, który został papieżem Piusem X.

Ale nie było powszechnego przekonania, by weto wyrażone przez “bardzo katolickiego” cesarza Austrii, samo było odpowiedzialne za zagrodzenie drogi Rampolla, choć on nigdy, nawet po konklawe, nie odgrywał żadnej znaczącej roli w Rzymie.

Po jego śmierci, dokumenty Rampolla przeszły w posiadanie Piusa X. Po przeczytaniu ich, odłożył je z komentarzem: “nieszczęśliwy człowiek! Spalić je”. Dokumenty położono na ogniu w obecności papieża, ale przetrwała ich wystarczająca ilość, żeby na ich podstawie napisać artykuł opublikowany w La Libre Parole, w 1929 roku w Tuluzie.

Niektóre z nich pochodziły z tajnego stowarzyszenia, Zakonu Świątyni Wschodu, i pokazały dowód na to, że Rampolla działał na rzecz obalenia Kościoła i państwa. Notatnik odkryty w tym samym czasie rzuca zadziwiające światło na możliwy związek z Aleisterem Crowleyem, gdyż poznano kilka stowarzyszeń współpracujących ze Świątynią Wschodu, takie jak Kościół Okultystyczny Świętego Grala i Obrządek Mizraim, w których Crowley miał wielki wpływ.

Więc mogło być tak, żeby w ostatnich dniach pokoju na świecie, tajne stowarzyszenia doszły bardzo blisko do realizacji, przez Rampolla, ich wielowiekowego celu – posiadania własnego papieża.

9.  Narastający chaos, i zastąpienie tradycyjnych wartości tymi należącymi do nowego porządku, a które były wymiernymi skutkami wojny 1914 roku, przejęli jako zapewnienie korzystnych możliwości ci, którzy nigdy nie przestali uważać Kościoła za jednego wielkiego wroga. Na początku 1936 roku w Paryżu zorganizowano konwencję tajnych stowarzyszeń, i chociaż obecność była ściśle ograniczona do “wtajemniczonych”, angielskim i francuskim obserwatorom udało się w niej uczestniczyć. Ich relacje ze spotkania pojawiły się w Catholic Gazette w lutym 1936 roku, a kilka tygodni później w paryskim tygodniku Le Réveil du Peuple.

Nikt nie mógł nie zauważyć, jak blisko uczucia i tematy, które tam poruszano, zgadzały się z przedstawionymi przez Nubiusa oraz w Alta Vendita ponad sto lat wcześniej. Poniżej znajduje się nieco skrócona kopia wersji angielskiej:

“Tak długo, jak pozostaje moralna koncepcja porządku społecznego, a wszelka wiara, patriotyzm i godność nie zostaną wykorzenione, nie nadejdzie nasze panowanie nad światem. Wykonaliśmy już część pracy, ale nie możemy stwierdzić, że wykonaliśmy ją w całości. Mamy jeszcze wiele do zrobienia, zanim będziemy mogli obalić naszego głównego przeciwnika, Kościół Katolicki.

“Musimy zawsze pamiętać, że Kościół Katolicki jest jedyną instytucją, która stała, i będzie stała, tak długo jak istnieje, na naszej drodze. Kościół Katolicki, ze swoją metodyczną pracą i budującą nauką moralną, będzie zawsze trzymać swoje dzieci w takim stanie umysłu, by mieli tyle godności, by nie poddać się naszej dominacji. To dlatego chcieliśmy odkryć najlepszy sposób na zachwianie Kościołem Katolickim do samych fundamentów. Szerzyliśmy ducha buntu i fałszywy liberalizm wśród narodów, aby odciągnąć ich od wiary, a nawet by wstydzili się wyznawania nakazów swojej religii, i przestrzegania przykazań ich Kościoła.

“Doprowadziliśmy wielu z nich do tego, żeby chwalili się, że są ateistami, a nawet więcej, żeby chlubili się tym, że są potomkami małpy! Daliśmy im nowe teorie, niemożliwe do realizacji, takie jak komunizm, anarchizm i socjalizm, które teraz służą naszym celom. Oni przyjęli je z największym entuzjazmem, nie zdając sobie sprawy z tego, że te teorie są nasze, i że to oni stanowią najsilniejsze narzędzie przeciwko sobie.

“Oczerniliśmy Kościół Katolicki najbardziej haniebnymi oszczerstwami, splamiliśmy jego historię i zhańbiliśmy nawet najszlachetniejszą jego działalność. Przypisaliśmy mu krzywdy wyrządzone jego wrogom, i doprowadziliśmy do tego, żeby ci ostatni stanęli bardziej po naszej stronie. Tak bardzo, że jesteśmy obecnie świadkami, dla naszej największej satysfakcji, rebelii przeciwko Kościołowi w wielu krajach. Jego duchownych uczyniliśmy obiektami nienawiści i kpin, poddaliśmy ich nienawiści tłumu. Spowodowaliśmy to, żeby praktyki religii katolickiej uznawano za nieaktualne i za stratę czasu. Założyliśmy liczne tajne stowarzyszenia, które pracują dla naszych celów, pod naszymi rozkazami i naszymi wskazówkami.

“Do tej pory rozważaliśmy naszą strategię ataków na Kościół z zewnątrz. Ale to nie wszystko. Wyjaśnijmy, jak posuwa się dalej nasza praca aby przyspieszyć upadek Kościoła Katolickiego, oraz jak weszliśmy do jego najbardziej zamkniętych kręgów, i zdobyliśmy nawet niektórych jego duchownych, żeby byli pionierami naszej sprawy:

“Oprócz wpływu naszej filozofii, podjęliśmy inne kroki w celu zapewnienia rozłamu w Kościele Katolickim. Pozwólcie mi wyjaśnić, jak to zostało zrobione. Wprowadziliśmy niektóre z naszych dzieci w struktury Kościoła Katolickiego z wyraźnym zamiarem, że powinny działać w sposób jeszcze bardziej skuteczny w rozpadzie Kościoła, poprzez kreowanie wewnętrznych skandali.

“Jesteśmy wdzięczni protestantom za ich lojalność wobec naszych życzeń, choć większość z nich, w szczerość ich wiary, jest nieświadoma swojej lojalności wobec nas. Jesteśmy im wdzięczni za wspaniałą pomoc, jaką dają nam w naszej walce z twierdzą cywilizacji chrześcijańskiej, i w naszych przygotowaniach do nadejścia naszej władzy nad całym światem.

“Do tej pory udało nam się obalić większość tronów Europy. Reszta nastąpi w najbliższej przyszłości. Rosja już świętowała nasze rządy. Francja jest pod naszym kciukiem. Anglia z jej zależnością od naszych finansów, jest pod naszą piętą, a jej protestantyzm jest naszą najlepszą nadzieją na zniszczenie Kościoła Katolickiego. Hiszpania i Meksyk są tylko zabawkami w naszych rękach. I wiele innych krajów, w tym Stany Zjednoczone Ameryki, już wpadły w nasze plany.

“Ale Kościół Katolicki wciąż żyje. Musimy go zniszczyć jak najszybciej i bez litości. Większość prasy jest pod naszą kontrolą. Zintensyfikujmy nasze działania. Szerzmy ducha rewolucji w umysłach narodów.

“Musimy ich zmusić do pogardy wobec patriotyzmu i miłości do rodziny, by uważali swoją wiarę za bzdury, a posłuszeństwo Kościołowi za poniżającą służalczość, tak aby mogli stać się głusi na wezwania Kościoła, i ślepi na jego ostrzeżenia przed nami. Ale przede wszystkim, uniemożliwiajmy chrześcijanom spoza Kościoła Katolickiego ponownego zjednoczenia się z nim, albo nie-chrześcijanom przyłączenia się do Kościoła; w przeciwnym razie nigdy nie osiągniemy naszego panowania nad nimi”.

 

[1] Lord Macaulay o “Political History of the Popes” [Historia polityczna papieży], von Ranke, 1840.
[2] Skomplikowana sprawa z udziałem udaremnionej pasji kardynała, impersonacji i podrabianych listów. Dobrze potraktowany przez  Hilaire Belloc w książce “Marie Antoinette”, zniszczony przez skandal.
[3] Dosłownie “stary sklep” lub “stara sprzedaż”. Spotkania tajnych stowarzyszeń często udawały aukcje, by uniknąć podejrzeń.[4] Starożytni historycy uważali, że przełęcze alpejskie były zbyt wąskie na przejście armii Hanibala z jego słoniami, oraz że musiał używać gorącego octu do rozbijania skał.
[5] “La Croix du Dauphine” [Krzyż Dauphine], 1895.
[6] Kolory często wspominane w tej książce, zwłaszcza podczas inicjacji papieża Jana XXIII.

 

tłumaczenie Ola Gordon

BLOG COMMENTS POWERED BY DISQUS

Ukryta ręka w Watykanie – Piers Compton (1983)

 

Co pozostanie kiedy zginie Rzym?

 

Kiedy Rzym upadnie – świat.

 

Virgil. Byron

To co twierdził było potworne. Przechodziło ludzkie pojęcie. Twierdził, że jest boskim i władczym głosem na ziemi; i nauczał, wydawał wyroki, i zapewniał, zawsze tym samym ważnym tonem, przekonany, że jego przekaz przeżyje przejściowe zjawisko zwątpienia, zmiany i sprzeczności. Czuł się bezpieczny, gmach prawdy za murami prawdy, która przeciwstawiała się wielu różnym atakom przez jej wrogów. Twierdził, że ma moc, która nie była mocą jego samego, siłę życia i wigor nadane przez siłę, której nie można znaleźć gdzie indziej, a ponieważ nie można porównać jej do żadnej ziemskiej rzeczy, wywoływał strach, zdumienie, drwiny, a nawet nienawiść.

Ale przez wieki nigdy się nie zachwiał, nigdy nie porzucił jednego elementu swojego wspaniałego dziedzictwa, nigdy nie pozwolił by najmniejsze rozdarcie nie pojawiło się na bardzo wyśmiewanym płaszczu nietolerancji. Inspirował oddanie i podziw nawet u tych, którzy gardzili jego dyscypliną umysłową. Wzrósł ponad przypuszczenie, podobieństwo, prawdopodobieństwo, gdyż Słowo, na którym został zbudowany był również gwarancją jego trwałości. Dawał jedną odpowiedź na odwieczne pytanie – co to jest prawda?

Jeden z naszych eseistów powiedział [1] to co wiedziało wielu naszych uczniów, o jego miejscu w historii; jak widział początek, i prawdopodobnie zobaczy koniec naszych światowych systemów, i jak, w nadchodzących czasach, złamany łuk London Bridge może stać się przyczółkiem, z którego podróżnik ‘będzie mógł szkicować ruiny katedry św. Pawła’.

Ale on wciąż będzie stał monumentalny, unikalny prezentujący, jak dotąd, symbole wytrwałości w tym życiu i dopuszczenia do wieczności poza nim – Skałę i Klucz. Czytaj dalej

Co się stało z sakramentem Ostatniego Namaszczenia? – ks. Karol Stehlin FSSPX

Wejrzyj, prosimy Cię, Panie, na sługę Twego N., dotkniętego chorobą ciała, i orzeźwij duszę, którąś stworzył, aby oczyszczona cierpieniem, Tobie jednemu przypisywała zbawienie swoje

Rytuał Ostatniego Namaszczenia


I. Od sakramentu Ostatniego Namaszczenia do Namaszczenia Chorych

Rozważając najważniejsze i ostateczne rzeczy człowieka, Kościół zawsze szczególną troską otaczał ostatnią godzinę jego życia, która nazywaną „agonią”. Jest to słowo greckie i znaczy tyle, co „walka”: walka życia ze śmiercią, walka duszy z pokusami szatana, walka – od której zależy ostateczny los ludzkiej duszy. Takim lękiem przedśmiertelnym był ogarnięty Pan Jezus w Ogrodzie Oliwnym tuż przed rozpoczęciem Swojej Męki, a anioł z nieba wysłany został, ażeby Go pokrzepić. Ale też właśnie dlatego Jezus Chrystus chciał człowiekowi przyjść z pomocą w tej doniosłej i trudnej chwili. Dlatego ustanowił na tę rozstrzygającą chwilę życia osobny sakrament: Ostatniego Namaszczenia.

Udzielając sakramentu Ostatniego Namaszczenia, Kościół nie tylko podsumowuje niejako swoją naukę o Rzeczach Ostatecznych zastosowanych do konkretnego życia umierającego człowieka, ale także wypełnia w najdoskonalszym stopniu swoje posłannictwo: przygotować ludzi do wieczności, otworzyć im bramy nieba.

Zmiany posoborowe dotknęły także ten sakrament, i to do tego stopnia, że zmieniono nawet jego nazwę. Nowatorzy podkreślają „teologiczną ważność” owych zmian, mających prowadzić do „zmiany mentalności zarówno ze strony kapłanów, jak i wiernych”. „Odnowiony” sakrament został przedstawiony w Apostolskiej Konstytucji Pawła VI Sacram unctionem infirmorum 30 listopada 1972 roku. Nowy Rytuał Chorych z 7 grudnia 1972 został zaprezentowany przez ks. prałata Martimort, konsultanta Kongregacji ds. Kultu Bożego 18 stycznia 19731. Poniżej postaramy się przedstawić przyczyny głębokich zmian co do skutku, podmiotu, materii i formy tego sakramentu.

Przeanalizujemy po kolei owe 4 istotne punkty, najpierw przedstawiając tradycyjną naukę Kościoła, a następnie porównując ją z nowym obrzędem. Czytaj dalej

Judaizm przeciwko Mojżeszowi. Gnostycki mesjanizm Sabbataja Cwi – Hugon Hajducki

 Trwa duchowa wojna pomiędzy Bogiem a Lucyferem. W trakcie tych zmagań książę ciemności niejednokrotnie zło nazywa dobrem, a nienawiść ukrywa w słowach głoszących miłość, tolerancję i pokój.

Zapowiedziane przez św. Jana zbiorowe nawrócenie Żydów jest od dawna wypatrywanym znakiem, potwierdzającym nadejście czasów ostatecznych i rychłą paruzję Chrystusa. Jest to jedna z wielkich tajemnic dotyczących losów całego świata. W jakich jednak okolicznościach nastąpi nawrócenie Żydów? W którym momencie porzucą oni swoje zgubne poglądy o nadejściu narodowego mesjasza, który przyjdzie tylko po to, by stworzyć kolejne ziemskie imperium? Czy będzie to związane z pojawieniem się kolejnego fałszywego mesjasza żydowskiego? Pytania, na które trudno udzielić jednoznacznej odpowiedzi, można by mnożyć.

Historia narodu żydowskiego po odrzuceniu i przelaniu krwi Zbawiciela jest historią pogrążania się w religijnych błędach i samouwielbieniu. Wbrew obiegowym poglądom, Żydzi nie pozostali wierni zasadom ortodoksyjnego judaizmu, dzieląc się na liczne i zwalczające się sekty. Do dziś sam judaizm jest zjawiskiem zróżnicowanym, a jego podział na żydowskich ortodoksów i zsekularyzowanych Żydów reformowanych jest bardzo dużym uproszczeniem. Jednym z odłamów dzisiejszego judaizmu (choć część samych Żydów traktuje ten ruch religijny jako heretycką sektę) jest wpływowy i działający do dziś w konspiracji sabbataizm. Warto zapoznać się z poglądami głoszonymi w łonie tej sekty, tym bardziej że zostały one przyjęte przez niektóre dzisiejsze odłamy judaizmu, jak również sekty (najczęściej protestanckie) o charakterze judeochrześcijańskim. Warto z jeszcze jednego powodu: ponieważ sabbataizm jest koncepcją religijną odpowiedzialną za liczne, fatalne w skutkach wydarzenia społeczne i polityczne na świecie dziejące się w ciągu ostatnich 200 lat, a które od XIX wieku przypisywano bez różnicy wszystkim Żydom. Niejednokrotnie sami sabbatajczycy gorliwie pomagali w szerzeniu antyżydowskiej propagandy, aby w ten sposób, łamiąc Prawo, przyśpieszyć osiągnięcie mesjańskiego czasu. Czytaj dalej

Odnowić wszystko w Chrystusie — zwłaszcza dziś!

Drodzy Czytelnicy!

„Ubogim się urodziłem, ubogim żyłem i ubogim chcę umrzeć” – te słowa napisał papież św. Pius X w swoim testamencie. Krótko, prosto, prawdziwie. Również jako papież miał wyjątkowo skromne wymagania, o czym świadczą choćby zachowane do dziś przedmioty codziennego użytku, z których korzystał. Jego testament jest wyrazem gorącego pragnienia, aby do końca życia poprzestawać na małym. I tego całe życie się trzymał.

Powinniśmy jednak zwrócić uwagę nie tylko na materialny aspekt sposobu życia Piusa X, ale również na jego duchową głębię, na ewangeliczne usposobienie jego duszy. Odpowiada to doskonale pierwszemu z Ośmiu Błogosławieństw naszego Pana Jezusa Chrystusa: „Błogosławieni ubodzy duchem, albowiem ich jest królestwo niebieskie” (Mt 5, 3). Święty Papież pragnął nie być i nie był przywiązany do niczego na tym świecie. Był całkowicie wolny dla Boga. Pragnął gorliwie pełnić wolę Bożą i zupełnie poświęcić się spełnianiu swoich obowiązków. Czytaj dalej

Tadeusz Żychiewicz: Rzecz o śmierci, rzecz o życiu

Święto Umarłych. Ogniki zniczów, łuna świateł nad cmentarzami, zapach butwiejących liści szeleszczących pod stopami, swąd świec. Już nawet nie smutek, lecz coś mniejszego: taki sobie melancholijny smuteczek. A bardzo rzadko przelotna myśl, że przecież istnieją imiona, które pochłonęła ziemia zapomnieniem, i nikt już nie zapali ogieńka nad popiołami.

I dobrze, że tak. Umarli przystanęli w swoim przerwanym czasie, żywi idą dalej, pochwyceni nieuchronnym pochodem wydarzeń, godzin, dni, lat. Na pamięć nasuwa się miłosierna mgiełka oddalenia. Dobrze, że tak. Bo gdyby nie to, może czasem trudno byłoby żyć. Nie każdy potrafi ufać mocno, że umarli ukryci są w czasie przyszłym, w nieuchronności Dnia Przemienienia wszechrzeczywistości – przed nami, nie zaś za nami. Dla bardzo wielu liczy się bolące „dziś”. Więc może dobrze, ze to „dziś” odchodzi w oddalenie.

Uładzamy sobie dorzeczność świata, dorzeczność nas samych: dziecinną układankę z bardzo wielu powykradanych kawałków przeżyć, doznań, prac; a także z naszej wiary, nadziei i miłości. Jeśli się je złoży – a przecież pasują do siebie, niechby nawet ze szczerbami – wychodzi niejednokrotnie obrazek całkiem sensowny. Lecz potem umiera ktoś bliski, z kim byliśmy serdecznie związani; ktoś, kto wrósł w nas. Uderzamy nosem w ścianę i jakże często układanka rozsypuje się nam w palcach, a gdzieś w najtajniejszym zakątku – niechciany, nie przywoływany, odpychany – wstaje absurd. Czytaj dalej

Rewolucja francuska w Kościele katolickim – ks. prof. Michał Poradowski

Przez przeszło dwieście lat, rewolucja francuska daremnie usiłowała rozciągnąć się także i na Kościół katolicki, a osiągnęła to dopiero w czasie Drugiego Soboru Watykańskiego (DSW). Co więcej, osiągnęła nie tylko pewne wpływy na obrady tegoż Soboru, ale także i oczywiste triumfy. Już na początku Soboru, wśród jego uczestników, wyraźnie zamanifestowały się trzy pozycje: gorących entuzjastów ideologii rewolucji francuskiej, zdecydowanych wrogów tejże, oraz osób niezdecydowanych. Tak entuzjaści, jak i wrogowie ideologii rewolucyjnej usiłowali pozyskać owych niezdecydowanych.

Ale kim byli ci “niezdecydowani”? Byli to prawie wyłącznie biskupi z krajów pozaeuropejskich, a więc azjatyckich, afrykańskich, amerykańskich, australijskich, czyli osoby, które niewiele wiedziały o historycznej roli rewolucji francuskiej, a przede wszystkim o jej zdecydowanie antychrześcijańskim charakterze. Czytaj dalej

„Wesoło żyć, z rozpaczą umierać…”, czyli polscy obrońcy Szóstego Przykazania

Panowie – mówił Chateaubriand w pewnym towarzystwie uczonych – proszę położyć rękę na sercu. Wyznajcie szczerze: czy mielibyście odwagę nie wierzyć, gdybyście mieli odwagę czysto żyć?

Francois-Rene Chateaubriand
Francois-Rene Chateaubriand

Podobnie rzecz ujął Blaise Pascal: Jeśli chcesz się przekonać o wiecznych prawach, nie gromadź dowodów, lecz poskramiaj swoje namiętności. *)

„Jestem w związku!”, oświadczają dziś na facebookach z dumą tysiące nastolatków. „Są w związku!”, mówią znajomym z solenną powagą o swoich dzieciach i ich partnerach rodzice, nierzadko chodzący do kościoła. Bez rumieńca wstydu. To standard, to obyczajowa norma. Wszyscy tak mówią, wszyscy tak żyją. Szóste przykazanie nie obowiązuje!, mogliby powiedzieć wszyscy ci ludzie, z odcieniem triumfu. Ale komu przejdzie dziś przez usta powoływanie się na Dekalog, nawet negatywnie? Skoro nawet niektórzy prominentni ludzie Kościoła nie przypominają o prawach Boga. Najwyżej o prawach rodziny, prawach tradycyjnego małżeństwa i prawach dziecka…

Ten ton triumfu zabarwiony jest jednak jakimś złowieszczym smutkiem, jakąś ledwo wyczuwalną nutą rezygnacji. Nie brzmi wcale radośnie.

„Będziemy mogli lepiej zrozumieć przypadek współczesnego człowieka, jeśli zdamy sobie sprawę z tego, że w tym stuleciu sięgnął on dna swojej duszy”, miał odwagę powiedzieć w latach 50. ubiegłego wieku abp Fulton John Sheen. „Tani liberalizm, tchórzliwa obojętność, fałszywa tolerancja, która nie potrafi dokonać rozróżnienia między dobrem a złem – wszystkie te rzeczy uczyniły człowieka pasywnym i nieszczęśliwym”.

Abp Fulton John Sheen
Abp Fulton John Sheen

Sytuacja przypomina wygraną walkowerem. Ten, który stawał w szranki o ludzką duszę – głosząc, że walczy tylko o jego wolność –  chowa się nagle za słupek, udaje, że go nie ma. Człowiek, który został sam na arenie, któremu nakładają właśnie wieniec zwycięzcy, jest zdezorientowany. Czuje się w głębi duszy oszukany.

„Nie ma prawie daru Bożego, którego by człowiek nie nadużywał do złego, ale ze smutkiem bezgranicznym możemy powiedzieć, że żadnego planu Bożego ludzkość tak nie wytrąciła z pierwotnego przeznaczenia, jak poszanowania czystości duszy, jak wzajemnego stosunku mężczyzny i kobiety” (biskup Budapesztu Tihamér Tóth).

Obaj biskupi, Sheen i Tóth, dawno już nie żyją. Jeśli nadzieję można pokładać w ludziach Kościoła, to dziś nadzieja w tych polskich biskupach, którzy na Synodzie o Rodzinie (III Nadzwyczajne Zgromadzenie Ogólne Synodu Biskupów, 5 – 19 października br) w Rzymie bronią szóstego przykazania.

Arcybiskup Stanisław Gądecki z Poznania, arcybiskup Zbigniew Stankiewicz z Rygi, arcybiskup Tadeusz Kondrusiewicz z Mińska… Ich wypowiedzi, cytowane w prasie i Radiu Watykańskim, nie pozostawiają wątpliwości. Nie ma zgody na stopniowanie moralności, na udawanie, że Kościół daje przyzwolenie na grzech „pod pewnymi warunkami”, nawet, gdyby te warunki nie dotyczyły „litery” (nic nie zmieniamy w doktrynie…), tylko „praktyki duszpasterskiej”. Tym gorzej! Czy praktyka duszpasterska może brać w nawias to, co Bóg ogłosił Mojżeszowi na górze Synaj? I to w imię „miłosierdzia”, „troski duszpasterskiej”? Albo w imię połączenia Kościołów, fałszywego ekumenizmu, bo powtórne małżeństwo jest akceptowane zarówno przez Cerkiew prawosławną jak przez protestantów? Czyje to duszpasterstwo?

„Jak ja mam wrócić do domu? Z czym?”, pytał abp Kondrusiewicz, indagowany o Synod przez watykańskiego dziennikarza…

Polscy biskupi okazują się obrońcami szóstego przykazania wobec innych biskupów… Kryzysu Kościoła nie da się  już ukryć, został ujawniony z całą swoją grozą w świetle jupiterów. Czym jest w takim razie ogłaszana uroczyście „wiosna Kościoła”?

Kościół zdaje się znajdować w stanie eksplozji, jak zapowiadał to niedawno jeden z biskupów wiernych Mszy św. trydenckiej. Synod stał się miejscem powtórki tego, co wydarzyło się przed pięćdziesięciu laty na soborze.

Dlaczego Pius XII był przeciwnikiem zwoływania soboru i dokąd żył nie było o nim mowy? Pius XII był zdania, że w epoce, w której media wywierają tak wielki wpływ – także na postawy niektórych ludzi Kościoła – gdy potrafią szantażować, wymuszać, narzucać swoje opinie, gdy nie tylko nie bronią zasad chrześcijańskich, ale je ośmieszają, straszą nimi, sobór nie powinien być zwołany. A jednak się odbył. To co znalazło się następnie w dokumentach soborowych – a było zaledwie zapowiedzią kompromisu ze światem, znajdowało się w sferze sugestii, subtelnych podpowiedzi i nawiązań, słowem, otwarcia na dowolność interpretacji nauki Kościoła – po niewielu latach umożliwiło podmycie fundamentu całego gmachu… Brak precyzji w niektórych sformułowaniach dokumentów soborowych przy uśpionej czujności dużej grupy biskupów i kardynałów spowodował rewolucję w Kościele. Dziś, na Synodzie o Rodzinie nie ma już potrzeby posługiwania się subtelnymi niedomówieniami, w zespołach dyskusyjnych antykatolickie postulaty podawane są bez ogródek, upubliczniane natychmiast przez media… Pretekstem jest troska o człowieka, żeby się biedak zbytnio nie namęczył żyjąc bez grzechu. Wywołuje to wstrząs katolickiej opinii. Relatywizacja praw moralnych, kwestionowanie prawa Bożego pojawia się oto otwarcie na watykańskim forum. Poświęceni Bogu na serio rozważają wzięcie w nawias przykazań Dekalogu.

Pius XII
Pius XII

Konieczna jest modlitwa za naszych biskupów, wiernych obietnicy złożonej Chrystusowi. Za tych, którzy rozumieją, że odpowiedzą przed Bogiem, gdyby przyłożyli rękę do ogłoszenia katolikom, że VI i IX przykazanie „już nie obowiązuje”. Ci ludzie Kościoła przypominają, że prawa Boże mają sankcję absolutną. Mówią to, co powiedział Chrystus: „…ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie” (Mt 5,17-19). Aż do końca świata! Nie ma takiej siły, która mogłaby na Kościele wymusić tę zmianę. Nasi biskupi, dzielni Polacy mówią coś jeszcze. Pokazują swoją postawą wyraźnie, jakie jest znaczenie tak dziś okrzyczanych i absolutyzowanych dóbr jak „dialog” (z niewierzącymi, innowiercami, rozwiedzionymi, homoseksualistami…), należących do dóbr względnych, nieistotnych z punktu widzenia prawdy katolickiej. I takich jak  słynne„wartości” – do których zalicza się prawa człowieka, prawa rodziny, małżeństwa, dzieci, czy pokój światowy, ekumenizm, braterstwo etc. To nie dialog, nie wartości, nie „prawa” ludzkie, nie ideały humanistyczne, z pokojem światowym na czele, nie „standardy” wreszcie, o których dzisiaj trąbią np. tropicie grzechu w szeregach duchowieństwa, ale normy bezwzględne, bezwarunkowe, czyli Przykazania Boskie, od których zależy wszelki ład na ziemi i życie wieczne, są tym, co Kościół ma nieustannie przypominać.

Ukłon w stronę norm ludzkich, narzucanych podstępem i wymuszanych szantażem przez świat, jest oparty na fałszywym miłosierdziu i pokrętnej litości, miłosierdziu i litości na pokaz. Jeszcze przed rozpoczęciem Synodu ujawniono poważne zarzuty ze strony kilku kardynałów pod adresem propozycji kard. Kaspera dotyczących udzielania Komunii św. osobom rozwiedzionym i żyjącym w nowych związkach. „Podobna sytuacja nie miała w Rzymie miejsca od czasu interwencji kardynałów Ottavianiego i Bacciego i upublicznienia ich Krótkiej analizy krytycznej nowego porządku Mszy w 1969 r.”, podkreślił jeden z biskupów wiernych Mszy św. trydenckiej, Bernard Fellay. „Hierarchowie dostrzegają kryzys, który wstrząsa Kościołem na jego najwyższym szczeblu”, dodał ten duchowny, „teraz dotyka on kardynałów – ale nie uważają, że jego przyczyną może być właśnie sobór…”.

Abp Tihamer Toth
Abp Tihamer Toth

Sobór nadal jest nietykalną świętością. Propozycje kard. Kaspera umożliwienia Komunii św. osobom rozwiedzionym, pozostającym w nowych związkach, potwierdzone zostały podczas obrad Synodu, mimo, że zawierają w sobie postulaty, aby nie odstępując od nauki Kościoła, werbalnie uznając ją, podsunąć – w istocie negujące ją – „rozwiązania duszpasterskie”! Tak właśnie jak uczyniono to podczas ostatniego soboru. Kard. Kasper twierdząc, że doktryna nie podlega zmianie, a jednocześnie dodając, że szacunek dla rzeczywistości zmusza do przyznania, iż w różnych życiowych sytuacjach nauczanie Kościoła nie znajduje zastosowania, używa wytrychu, który został wynaleziony na soborze.

„Winimy sobór za stworzenie tego sztucznego podziału między doktryną a praktyką duszpasterską, ponieważ ta praktyka musi wynikać z doktryny. Na skutek wielu ustępstw poczynionych ze względów duszpasterskich w Kościele zostały wprowadzone istotne zmiany, a jego doktryna została naruszona”, dodał biskup Fellay. Tej samej strategii dziś używa się przeciwko moralności małżeńskiej. Biskup przypomniał niechętnie zauważany fakt, że podczas soboru „poważne zmiany zostały dokonane również w samej doktrynie: wolność religijna, kolegializm, ekumenizm… Jednak jest prawdą, że te zmiany wyraźniej przejawiają się w swoich konkretnych zastosowaniach duszpasterskich, ponieważ w dokumentach soborowych są one przedstawione jako nieśmiałe sugestie, podane nie wprost, pełne niedopowiedzeń…”

Jeśli poza Kościołem istnieją elementy eklezjalności, jak uznał de facto ostatni sobór – kierując się ekumenizmem kościelnym, to dziś z równą swobodą można uznać „w imię ekumenizmu małżeńskiego”, że i poza sakramentalnym małżeństwem zawartym w Kościele mogą znajdować się jakościowo tożsame z nim byty. Do tego ta logika się sprowadza.

Jak zawsze, tego rodzaju propozycję godzą bezbłędnie w sam rdzeń chrześcijaństwa, w wiarę.

„Każdy grzech niszczy duszę, ale żaden nie niszczy jej w tym stopniu, co grzech nieczystości. Żaden grzech nie atakuje tak podstępnie podstawy życia duchowego: wiary” (bp Tihamér Tóth).  Grupa polskich biskupów, obrońców praw Bożych tę zależność widzi. Widzi i drży. „Dziś w dyskusji [synodalnej] zwrócono również uwagę, że doktryna przedstawiona w dokumencie w ogóle pominęła temat grzechu. Jakby pogląd światowy zwyciężył i wszystko było niedoskonałością, która prowadzi do doskonałości… ” (abp Stanisław Gądecki trzy dni temu). Dziś przewodniczącego polskiego Episkopatu atakuje się już w mediach (tych najbardziej zatroskanych o Kościół) bez pardonu, że ma bardzo mały rozumek, który nie pojmuje tak złożonych zagadnień moralnych. Że zostal w tyle, wlecze się w ogonie zacofańców i ponuraków.

„Myśl o życiu wiecznym nadaje wspaniały urok chrześcijaństwu. Odrzucić ją? Cóż pozostanie? Pięknie zbudowany system o miłości, o przyjściu Chrystusa, o pokoju, ale zabraknie fundamentu, na którym stoi gmach wiary. Bez świata pozagrobowego, bez przygotowania się do życia wiecznego chrześcijaństwo jest tylko zabawką, poezją, ozdobą, ale nie potrafi dodać sił, kiedy zbliżają się pokusy”, przestrzegał biskup Budapesztu, wielki przyjaciel Polski, w latach 30. ub wieku. „…grzeszni synowie zdemoralizowanego świata umieją wesoło żyć, ale z rozpaczą umierają…”.

Polscy biskupi na watykańskich Synodzie mówią dziś to samo. To samo, co głosił przez dwa tysiące lat Kościół. Byśmy patrząc na swoje życie –  i beztrosko planując nowe związki, czy patronując im niefrasobliwie w pokoleniu własnych dzieci – nie zapominali o wieczności.

Ewa Polak-Pałkiewicz

_________

*) Oba cytaty za: Dzieła zebrane biskupa Tihaméra Tótha: Dekalog, Te Deum, Warszawa 2002

Głupcy i szaleńcy, czyli naród taki jak trzeba

W naszym polskim salonie (galerii, akademii…), czyli na forach dyskusyjnych poczytnych portali, część naszych rodaków wyrzuca z siebie wiele gorzkich słów na temat przywódców politycznych i wojskowych z okresu ostatniej wojny. Ale padają tu także słowa niezwykle brutalne i pogardliwe.

Oto próbka języka tych komentarzy:

Polscy politycy to ludzie, którzy byli i są totalnymi idiotami. Przykład? Ten przygłup Beck. Czyli ktoś, kto nabrał się na piękne słówka Anglików, którzy jak zwykle kłamią jak z nut… I ten osioł patentowany sprokurował nam przez swoją tępotę okupację niemiecką. Ratować honor Polski mu się zachciało… Zresztą, Polak zawsze pobija rekordy głupoty, nie ma pojęcia, kto jest jego faktycznym wrogiem… Polacy to przecież pożyteczni idioci. A nasze zachowanie w dniu wybuchu Powstania Warszawskiego? Kretynizm i barbarzyństwo. Powstanie – akt przeciwko rozumowi. Mógł on utwierdzić takich na przykład Skandynawów, że daleko nam, oj daleko do społeczeństw cywilizowanych ( jak oni). Dlaczego? Bo nasze szare komórki nie pracują normalnie, myślenie to nie nasza specjalność. Z pragmatyzmu pała i marsz do przedszkola politycznego. Taka polska, czysto polska niewydolność.

I wniosek, jaki autorzy tych opinii formułują po tych błyskotliwych wywodach:

Musimy jako Polacy totalnie przewartościować swoją historię i wreszcie pojąć (tak, jak to wbijali nam do głowy przez cały PRL komunistyczni propagandyści, z miernym jednak skutkiem), że nasza historia to historia napisana przez idiotów. Dlatego trzeba oddać się w ręce silniejszych i mądrzejszych. Tych, którzy myślą prawidłowo. Prawidłowo, czyli pragmatycznie. Trzeba wreszcie przyjąć do wiadomości, jak niebezpieczni jesteśmy sami dla siebie.

Tak – streszczając – wyrażają się o swojej historii zarówno liberałowie, ludzie którzy żyją wspomnieniami peerelowskiej młodości, jak i typowi nacjonaliści. Zestaw podobnych poglądów spotyka się u niejednego narodowca, który ze zgrozą mówi o polskich powstaniach. Ci ostatni zwłaszcza – nie wszyscy jednak – piętnują polski czyn zbrojny pod hasłem: Za dużo ofiar. Oni, realiści i mózgowcy uznają tylko walkę cywilną. Potępiają insurekcjonizm, jako najgorszy grzech naszych dziejów .

Identyczną tonację – nawet rodzaj przymiotników jest ten sam – wprowadza do swoich wywodów na temat naszych rzekomych błędów prowadzących do tak tragicznego przebiegu ostatniej wojny także pewna grupa ludzi z cenzusem: profesorów i publicystów o znanych nazwiskach, często kojarzonych z prawicą. Są wśród nich historycy zawodowi oraz autorzy książek w rodzaju „Obłęd 44”, czy „Jakie piękne samobójstwo”oraz ich recenzenci.

Oto wybrana na chybił trafił próbka tego stylu i rodzaju myślenia: Histeryczne uniesienia patriotyczne…; niedojrzała państwowość…; samobójcze szaleństwa „Burzy” i powstania warszawskiego…

Dzieło pt. „Jakie piękne samobójstwo” to wyraz, jak się tu ujmuje: realistycznej, pragmatycznej, rozliczeniowej i oskarżycielskiej szkoły myślenia o Polsce i jej przeszłości. Książka jest bezkompromisowa, oskarża naszą „państwową ławę” o głupotę, historyków zaś o nieodrabianie lekcji .

Jako wzory mądrości geopolitycznej, w tego typu publikacjach, pojawiają się: państwo Izrael, dyscyplinujące własne społeczeństwo oraz nieustannie prowadzące wojnę o przetrwanie, a zwłaszcza Prusy i ich imponująca dbałość o własny interes. Państwa, które wiedzą – jak uświadomił im to Bismarck – że politykę zaczyna się od mapy. A więc Prusy zbroiły się po zęby i straszyły całą Europę (kłamiąc przy okazji na potęgę i oszukując – o czym się nie wspomina). Niestety, Polacy niczego z geopolityki nie rozumieją i nieustannie przeklinają swoje geopolityczne położenie. Ignoranci geopolityki (…) odwołują się najczęściej do honoru, racji moralnych i „egzotycznych sojuszy”. Tu parę miłych słów poświęca się tradycyjnie ministrowi Józefowi Beckowi: Aż dziw bierze, że szefem polskiej dyplomacji mógł być ktoś (…), kto nie rozumiał, że o wojnie decyduje stosunek potencjałów, a nie „honor”… Toteż nie dziwota, że Anglicy owinęli go sobie dookoła palca, widząc w nim nadętego, łatwego do zmanipulowania głupka.

I pointa: Jest czymś oczywistym, że prawdziwą alternatywą dla politycznych szaleństw paranoików pchających nas do wojny – zgodnie z główną tezą autora omawianej książki – jednocześnie na dwa fronty (…) jest szkoła politycznego myślenia Romana Dmowskiego. I tu wymienia się zasadnicze jej zalety: pragmatyczna, realistyczna, modernizacyjna, uwzględniająca stosunek potencjałów i własne niedobory. I – co najważniejsze – nowoczesna oraz krytyczna wobec zastanego modelu polskości, ale starająca się podnieść polskość na wyższy poziom. (…) Jakże pięknie ujął to na końcu swojej książki (tu pada nazwisko znanego prawicowego autora książki „Jakie piękne samobójstwo”): „Nowatorstwo Dmowskiego polegało na odkryciu przed Polakami, że istnieje coś, co można nazwać walką cywilną. I ta właśnie walka cywilna, prowadzona nie od wielkiego dzwonu, nie zrywami, ale na co dzień, jest obowiązkiem polskiego patrioty. I ona to, a nie gotowość do oddawania życia >kiedy przyjdzie czas< zadecyduje o zwycięstwie bądź klęsce sprawy polskiej<”.

Dwie wojny Rotmistrza

Co robi inteligencja polska?, pytał Cyprian Kamil Norwid w 1863 roku Dyktatora powstania styczniowego Romualda Traugutta, w Paryżu, zaniepokojony wieściami z kraju.

Witold Pilecki, lata gimnazjalne

Witold Pilecki, lata gimnazjalne

Jest na koniu, usłyszał w odpowiedzi.*)

Witold Pilecki był na koniu, dosłownie i w przenośni od 17 roku życia. To wtedy, w 1918 roku w Wilnie jako uczeń gimnazjum ten polski skaut (jako trzynastolatek założył pierwszy zastęp harcerski) wstąpił do działającej w konspiracji POW (Polskiej Organizacji Wojskowej). Przerwał naukę, by pod koniec tego roku zaciągnąć się wspólnie z grupą przyjaciół harcerzy do oddziałów Samoobrony Wileńskiej gen. Wejtko – w noc sylwestrową przejęły one władzę w mieście. W miesiąc później wileński gimnazjalista służył w oddziale kawalerii braci Władysława i Jerzego („Łupaszki”) Dąmbrowskich. Walczył pod tym dowództwem przez pół roku – na przemian z Niemcami i bolszewikami, zdobywając m. in. Brześć, Lidę, Baranowicze, Mińsk Litewski. W październiku 1919 r. siedział znów w ławce szkolnej gimnazjum im. Joachima Lelewela. Znów wśród harcerzy – drużyna harcerska, którą złożył składała się głównie z jego towarzyszy broni.

I tak było w jego życiu już do końca. Na przemian walka z bronią w ręku i działalność cywilna na rzecz odradzającej się Polski.

Zaledwie parę miesięcy mógł się uczyć. Jeszcze przed maturą, w lipcu 1920 był znów na koniu – a przecież nikt go tam nie zaciągał siłą, w wojnie bolszewickiej był ochotnikiem. Niespełna dziewiętnastoletni uczeń, żołnierz 1 Wileńskiej Kompanii Harcerskiej bronił Grodna. Pod Warszawą spotkał swego dawnego dowódcę – rotmistrz Jerzy Dąmbrowski wraz z bratem Władysławem formował 211 ochotniczy pułk ułanów nadniemeńskich. W sierpniu 1920 Witold Pilecki był jednym z jego ułanów, walczących pod Płockiem, Mławą, Druskiennikami, Stołpcami, Kojdanowem. Dwa miesiące później uczestniczył wraz ze swoim pułkiem w wyprawie gen. Lucjana Żeligowskiego – jej celem było odzyskanie ziem polskich przekazanych przez bolszewików Litwie.

Starszy ułan Witold Pilecki powrócił do szkoły 1 stycznia 1920 roku. W maju zdał maturę. Był wówczas już od pięciu miesięcy komendantem Związku Bezpieczeństwa Kraju w Nowych Święcianach; biegle władał francuskim, niemieckim i rosyjskim.

Ten wrażliwy i utalentowany chłopak – urodzony na zesłaniu, w Karelii – chciał być malarzem. Zapisał się na Wydział Sztuk Pięknych Uniwersytetu im. Stefana Batorego jako wolny słuchacz. Ale brakowało mu funduszy, by utrzymać się podczas studiów; właśnie ciężko chorował jego ojciec, leśnik z zawodu. Dziad Witolda, powstaniec styczniowy stał się ofiarą carskich represji, rodzinny majątek został skonfiskowany. Witold musiał zacząć zarabiać. W 1926 roku przejął zarządzanie majątkiem matki, Sukurcze. Starał się go unowocześnić, nastawił się na produkcję nasion koniczyny. Nie rozstawał się z wojskiem. Brał regularny udział w praktykach wojskowych, corocznie w ćwiczeniach rezerwy w 26 pułku ułanów, potem w Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu. Miał trzydzieści lat, gdy się ożenił.

W Sukurczach nie tylko gospodarował – był społecznikiem, jak prawie wszyscy ziemianie. Przyjął funkcję naczelnika Ochotniczej Straży Pożarnej, prezesa wzorowo pracującej mleczarni, założył kółko rolnicze razem w grupą rolników. Czuł przez skórę, że coś się zbliża, że czas nagli – jak czuło wielu wrażliwych i myślących Polaków. Na świat przyszło dwoje dzieci, a on przeczuwał już, że to szczęście jest kruche, że jest zagrożone. Był doskonale świadom istnienia źródła zazdrości wobec spokojnego i godnego życia polskich rodzin. Będąc nieustannie zajęty, z pasją gospodarując, także malował – jego obrazy do dziś znajdują się w parafialnym kościele – i pisał wiersze. Myślał jak mężczyzna o przyszłości swoich dzieci… Dwa lata po ślubie prowadził Konne Przysposobienie Wojskowe „Krakusów” w powiecie lidzkim. Za swoją czynną społeczną postawę uhonorowano go w 1937 roku Srebrnym Krzyżem Zasługi..

Tak było do wybuchu wojny; późniejsza biografia Rotmistrza jest już dobrze znana. Walka cywilna, jak się ją podniośle nazywa, czyli służba społeczeństwu, sąsiadom, uboższej ludności, zwłaszcza ludziom młodym, nie stała w żadnej sprzeczności z gotowością do podjęcia czynu zbrojnego, z byciem na koniu. Godzenie tych rodzajów służby Polsce było czymś naturalnym dla kresowego Polaka z rodziny ziemiańskiej. Witold Pilecki (h. Leliwa) nigdy nie stał się drobnomieszczaninem, który miga się przed wzięciem na siebie odpowiedzialności za los Polski, czy hreczkosiejem, który okopuje się w swoich włościach, dbając tylko o swoje wygody i pełny garnek. Wypadło mu być rycerzem, nie uciekał przed tym powołaniem. Nie czepiał się rzekomo nieudolnych przywódców państwa, nie drwił z dowództwa, nie pomstował na stan armii, nie usprawiedliwiał swojej bierności szukając belki w cudzym oku. Robił to, co do niego należało. I dużo, dużo więcej.

Zwłaszcza wtedy, gdy dobrowolnie dał się zamknąć w obozie KL Auschwitz. I gdy przystąpił do Powstania Warszawskiego – pomimo zakazu dowódców, ze względu na ważną funkcję, jaką pełnił w organizacji „NIE” – i gdy w 1946 roku, mimo wyraźnych przestróg, że NKWD depcze mu już po piętach i powinien wyjechać natychmiast z kraju, nie przerwał konspiracyjnej działalności.

Witold Pilecki, lata 20. XX w., Wilno

Witold Pilecki, lata 20. XX w., Wilno

Dwa lata później zastrzelono go strzałem w tył głowy w ubeckiej katowni. Przedtem torturując i katując nieludzko. Dla takich nie było miejsca w ludowej ojczyźnie. Tacy nie mieli nawet prawa do pochowku i do grobu. Rycerzom należał się dół śmierci. Bo tu królował pragmatyzm.

Być człowiekiem honoru oznacza, że temu, co uznaje się za najważniejsze służy się całym sobą, do końca. Uczniowie w szkole Romana Dmowskiego, miłośnicy książek, o polskim obłędzie, o pięknym samobójstwie, tak modnych dziś i okrzyczanych, których gwałtowny wysyp obserwujemy przed ważnymi dla Polski rocznicami, tego nie rozumieją. Dla nich to głupota, kretynizm i szaleństwo.

Syn Witolda Pileckiego, Andrzej, w jednym z wywiadów wyjawił, że jego ojciec miał dziwną cechę, nie czuł nienawiści do kogokolwiek, nawet do swoich przeciwników. Ten mocny człowiek okazywał się tu niezwykle delikatny i słaby. Miłość bliźniego to siła i słabość jednocześnie. Nie jest się zdolnym do żadnej podłości. Bo nie jest się zdolnym do zabicia drugiego człowieka najpierw w swojej duszy, jak czynili to Niemcy i Sowieci. I ci, którzy im się wysługiwali.

Fakt, że nigdy się nie poddał, że walczył do końca, ale nie był zdolny do nienawiści, syn Rotmistrza nazwał, jakże celnie, mądrością.

O jego subtelności, o tym że myślał nieustannie o innych, tak by poruszając się po cienkiej, coraz cieńszej linie nad przepaścią, prowadząc swoją śmiertelną grę z donosicielami i szpiegami, nikomu nie zaszkodzić, świadczy pewien niezwykły dokument. List, jaki napisał w więzieniu, sześć dni po aresztowaniu.List do szefa Departamentu Śledczego MBP Józefa Różańskiego. Ma on formę wiersza. Witold Pilecki zwraca się w nim do swojego oprawcy, by już z miejsca uświadomić mu, że nie ma takiej możliwości, by kogokolwiek podczas śledztwa zdradził. Ujawnia swój niedawny stan ducha – stan ducha człowieka wolnego, choć jest ścigany jak zwierzę. Człowieka, który będąc jeszcze na wolności w Polsce Ludowej wiedział  już bardzo dobrze, jaki los mu przypada. Że został prawdziwie wyklęty. (Dziś o ludziach tego pokolenia, wychowanych na konspiracji i Legionach, pisze się, że przejawiali charakterystyczne dla piłsudczyków plemienne myślenie; ich postawy określa się jako wąskie i antywspólnotowe). Ale zarazem, także i teraz, w więzieniu – pozostał swobodny i suwerenny, pozbawiony lęku. Chciał napisać list wierszem do kata i zrobił to.

Ten Polak o kryształowej duszy, po raz ostatni będąc na koniu, miał tylko jedno zmartwienie – by nikogo nie wciągnąć niechcący w pułapkę, którą na niego zastawiono. Nie był przecież naiwny, wiedział o jej istnieniu…

Oto petycja, jaką  Witold Pilecki napisał w M.B.P.14 maja 1947 roku:

 

Na skórze wciąż gładki – wewnętrzny trąd miałem,
Co wżarł mi się w duszę – nie żywiąc się ciałem
Z nim chodząc po mieście – w ślad wlokłem zarazę…
 
Przeciętny znajomy nic o tym nie wiedział,
Że prosząc: „wstąp do nas, bo będę urazę
Miał do Cię” – narażał się sam, bo gdym siedział
Z nim pijąc, lub z jego małżonką – herbatę,
            – (a na zapytanie, gdzie teraz pracuję?
            starając się wzrok swój gdzieś wlepić w makatę
            mówiłem, że piszę, lub rzeźbię, maluję) –

 

A samą bytnością już bakcyl wnosiłem,
Co skrycie się czając w pozornym niebycie,
Złem płacąc – za serce – (żem jadł tam i piłem) –
Mógł wtrącić do lochu i złamać mu życie.
 
Mój jeden przyjaciel, co tyle wciąż serca
Miał dla mnie – gdyż w piekle z nim razem siedziałem
I tam gdzie „vernichtungs” wkrąg wszystkich uśmiercał
Uchronić od śmierci go jakoś zdołałem –

 

Więc teraz tak bardzo serdecznie podchodził
On do mnie – z ufnością. Lecz sprawką szatana
Człowieka zacnego – jam w serce ugodził,
By dać coś dla tamtej, co stamtąd przysłana
 
Dlatego więc piszę niniejszą petycję
By sumą kar wszystkich – mnie tylko karano
A choćby mi przyszło postradać me życie –
Tak wolę – niż żyć wciąż, a w sercu mieć ranę.**)

 

Dzisiejsi wyklęci

Dziś Polacy, tacy jak rotmistrz Pilecki i dziesiątki jemu podobnych, obrońców honoru Polski, są ponownie wyklęci – tym razem przez jakże poczytnych, modnych i dowcipnych pisarzy, publicystów, a nawet profesorów historii. Ludzi aksamitnych, którzy chcą się wszystkim podobać. Starają się być logiczni i chłodni, popisują się zarazem w swoich tekstach paradoksami i brutalnym stylem, wolnym od narodowej egzaltacji. To już nie są dawni autorzy zasłużeni dla PRL-u, ale zadeklarowani antykomuniści, prawicowcy tout court. Służą jednej sprawie: temu, by ich czytelnicy zrozumieli, że rodzimą historię trzeba koniecznie przewartościować, by Polacy, ten naród głupków, wreszcie zmądrzeli. Jeden z profesorów napisał w swoim tekście, szkalującym Witolda Pileckiego: „zarzuty stalinowskiego państwa polskiego, sformułowane najpierw ustami prokuratora, a potem potwierdzone przez sąd, były poważne – to Pilecki musiał zrozumieć. Notabene dzisiejszy historyk – rzetelny historyk – tę rację Polski pojałtańskiej powinien również rozumieć, wziąć ją pod uwagę”. Musiał zrozumieć – nie zrozumiał. Głową zapłacił. Rzetelny historyk nie może nie zżymać się, że tylu Polaków tego człowieka traktuje wciąż jako wzór. Czy sam nie bierze pod uwagę, że mówiąc o „stalinowskim państwie polskim” wypowiada kłamstwo tak potworne, że aż iskry od niego lecą?

A ona, ta nie przewartościowana, tępa i złośliwa historia wciąż wypełza, denerwując tłum naukowców i felietonistów – ze ścian domów, z murów Warszawy, z cmentarzy… 1 sierpnia, 15 sierpnia…

Witold Pilecki dawał swojej żonie Marii rady, wtedy, gdy było jej najciężej. W grypsach pisanych w celi stalinowskiego więzienia prosił ją, by w chwilach trudnych czytała Tomasza a Kempis, „O naśladowaniu Chrystusa”, by się z tą książkąnie rozstawała . Ona jej pomoże. Witold Pilecki wiedział, jak się zwycięża. Nie złamano go. Na procesie, po którym ogłoszono karę śmierci, jego rodzina widziała go z twarzą promienną.

Witold Pilecki z żoną Marią i dziećmi, Zofią i Andrzejem, 1937 rok

Witold Pilecki z żoną Marią i dziećmi, Zofią i Andrzejem, 1937 rok

Zdradzić, czyli sprzeciwić się powołaniu

Adam Mickiewicz ukazał głęboki sens zdrady omawiając podczas wykładów paryskich twórczość Franciszka Karpińskiego. Wykazał, że Karpiński, wielki talent epoki stanisławowskiej, autor pięknych pieśni religijnych – nabożnych, szczerych, prostych i serdecznych, jak mówił słuchaczom zebranym w Collège de France – podchwyconych od razu przez lud, nie zasłużył na tytuł poety narodowego.

„Pozostał on czysty, pobożny, zrezygnowany jak wieśniak tamtejszy, ale zdaje się nie pamiętać o tym, że tysiąc lat przeszło nad jego plemieniem, że Polska istniała od wieków, że przeszłość Polski nakładała na potomków tego plemienia obowiązki religijne i poetyckie… Mógłby on więc bez uchybienia całej swej przeszłości, zamknąć się w milczącej rezygnacji, dającej się usprawiedliwić u chłopa, ale nie wybaczalnej u obywatela, który powołany jest – nawet przez prawa swej ojczyzny – do jej obrony?”

I Mickiewicz nie waha się powiedzieć: „Pod tym względem Karpiński nie jest Polakiem. …”

Przytacza na obronę swej tezy przykład wstrząsający: jak można usprawiedliwić fakt, że ten poeta, „tak głęboki, tak podniosły, nie umiał nic lepszego doradzać rodakom, jak błagać Rosję o litość?” Oto cytat z jego utworu „Przeciw pojedynkom”:

Wielkość nieszczęścia wielkie względy wzbudza/, Może nas słabych wesprze litość cudza./Jedną potęgą Europa się chwali:/Ta mogąc wszystko nie zechce źle zrobić…

„Na koniec na klęczkach błaga Katarzynę o łaskę… Nie masz w tych utworach uczucia polskiego…”, podsumowuje Mickiewicz ***)

Paul Claudel wiele uwagi w Dzienniku poświęcał swoim rodakom, kolaborantom z okresu okupacji niemieckiej. Cytował ich argumenty. Zawsze były takie same. Zdrajcom przyświecał pragmatyzm, realizm, zdrowy rozsądek, bezdyskusyjność potęgi Niemiec… 10 czerwca 1941 roku streścił przemówienie szefa kolaboracyjnego rządu, Darlana: „Francja jest zgubiona… Jedyna nadzieja w dobrej woli zwycięzcy. Tę dobrą wolę trzeba uzyskać i żadna ofiara w tym względzie nie może być dla nas zbyt kosztowna. Trzeba być posłusznym rozsądkowi i wyrzec się >sentymentalizmu< (czytaj: patriotyzmu)”.

„Dziś, nieograniczoną służalczością musimy zasłużyć na przyszłe niewolnictwo…”, pointuje pisarz.

Zemsta na Warszawie

Aleksandra Richie, autorka wydanej na Zachodzie, a obecnie przetłumaczonej na polski książki pt. „Warszawa 1944. Tragiczne powstanie”, przyjechała do Warszawy w połowie lat 80. ub. wieku i zobaczyła coś zadziwiającego. Stolicę kraju komunistycznego, w której życie nie zamarło – tak jak w Berlinie Wschodnim, który poznała wcześniej, który był miejscem ponurym i przygnębiającym. Przeciwnie, tu życie wręcz kipiało, akademickie, kulturalne, polityczne – w podziemiu , ale i na ulicach widoczny był inny nastrój – był akurat stan wojenny. Zobaczyła też, że tkanka urbanistyczna miasta jest porwana w strzępy, zawiera wyrwy o nieprawdopodobnych wręcz rozmiarach, nieporównywalnych ze zniszczeniami wojennymi jakichkolwiek stolic europejskich. Dosztukowano nieudolnie budynki o kształtach, które  urągają dawnej architekturze miasta, pozbawione wszelkiej harmonii i proporcji, obce. Stoją, jak gdyby naigrawając się z resztek zachowanego tu piękna. Patronuje im architektoniczny potwór zwany Pałacem Kultury

Tu musiało istnieć inne miasto, taki wniosek nasunął się młodej Kanadyjce, nieźle zorientowanej w historii ostatniej wojny, z racji udziału w niej rodziny. Ale co się z nim stało? Jakiż to straszliwy kataklizm tędy przeszedł – o którym milczy cała historia oficjalna?

Była nieźle zorientowana, a jednak zupełnie pozbawiona wiedzy o tym, czym była okupacja niemiecka w Polsce, czym były zbrodnie wojenne Hitlera w naszym kraju. I że oprócz powstania w getcie warszawskim, które na Zachodzie – studiowała historię w Oxfordzie – często wspominano, było jeszcze inne powstanie. Powstanie, które trwało 63 dni, a w którym walczyły dziesiątki tysięcy młodych przeważnie ludzi. (Nawet sympatyzujący z Polską Vittorio Messori – tak jak ogromna większość pisarzy i historyków z Zachodu – także permanentnie myli te dwa powstania).

Wymordować dziesiątki tysięcy cywilów, wygnać pozostałych przy życiu, a potem palić i wysadzać w powietrze całe miasto. To był po prostu jakiś krwawy szał nie do przewidzenia, bo nie można przewidzieć takiego wybuchu czystego zła” – po latach badań, studiów i dociekań młoda Kanadyjka – Brytyjka z pochodzenia -mogła już sformułować pierwsze wnioski. Wydano na Zachodzie jej książkę. Jaki będzie jej skutek?

Autorka podkreśla, że Zachód nie dysponuje żadną wiedzą o tym, jak wyglądała wojna na naszych ziemiach, znane są tu dosłownie ścinki i strzępy informacji o prawdziwym przebiegu okupacji niemieckiej w Polsce. Panuje całkowita ignorancja, jeśli idzie o znajomość rozmiarów i bestialstwo zbrodni Hitlera, zamysł i przebieg  unicestwienia Warszawy. Jest to tym dziwniejsze, że w 1939 roku stolica Polski była prawdziwą perłą Europy, ogromnym pięknym miastem, zwanym Paryżem Północy, gdzie każdy szczegół mówił o historii tego kraju i kulturze jego mieszkańców.

Alexandra Richie podkreśla, że to, co uczynili Niemcy było czymś niespotykanym w historii. To nie była żadna akcja odwetowa, tylko planowe barbarzyństwo. Wojna na Zachodzie wyglądała inaczej, była zdecydowanie bardziej cywilizowana. Nie towarzyszył jej tak jawny zbrodniczy szał, duch zemsty.

Komuś bardzo też zależało, żeby stolica Polski, ten symbol piękna i trwania cywilizacji chrześcijańskiej, po prostu przestała istnieć.

Nie było ku temu żadnych uzasadnień militarnych, istniało natomiast coś, co autorka określa mianem nienawiści i wstrętu Hitlera do Polaków, o podłożu rasowym, jak pisze. Bo nienawiścią objęto także cywili, których mordowano dziesiątkami tysięcy. A. Richie nazywa to zbrodnią bez precedensu w historii. A mimo to wycięto ją z oficjalnej wersji historii ostatniej wojny, jak usuwa się w ostatniej chwili jednym cięciem ze szpalt gazety niewygodny artykuł . Tak działa polityczna cenzura. Ta tragedia jest nieobecna w podręcznikach szkolnych, w opracowaniach naukowych, nie znana z żadnego filmu. (W zamian powstają dzieła takie jak „Nasze matki, nasi ojcowie”…) Świat się nie dowiedział, świat poznał tylko jakieś niewyraźne mgliste przybliżenia. Sprawcy milczeli, świadków wyciszono. Polacy zostali zamknięci w wielkim łagrze za żelazną kurtyną. Byli nieobecni tam, gdzie trzeba było mówić. Nieobecni nie mają racji.

Dziś nie mają racji bardziej niż kiedykolwiek. Do autorów szkalujących prawdę o przebiegu okupacji hitlerowskiej na ziemiach polskich  (m.in. twórców  niemieckiego serialu) dołączają siłą rzeczy nasi rodzimi autorzy, z całym swoim kunsztem interpretacji rodzimej historii. I tak próbują kształtować jej obraz, by był możliwie odpychający. Mogą liczyć na poklask większości mediów. Ci ludzie sprawiają wrażenie jakby polskość ich uwierała. Jakby chcieli się czegoś pozbyć. I komuś się spodobać. Komuś, kto nie myśli o Polsce z sympatią.

Roman Dmowski także chciał innej Polski. Czystej, gładkiej. Działającej jak sprawna maszyna. Prężnej. Niezakrwawionej. Ten wychowanek Cesarskiego Uniwersytetu Warszawskiego – studiował w latach 80. XIX wieku, gdy ta zrusyfikowana totalnie uczelnia przeniknięta była silnie idealizmem niemieckim, który stał się później podwaliną hitleryzmu – uczeń w ideowej szkole Hegla, Darwina i Spencera, połykał wielkimi dawkami wiedzę o tym, że rzeczywistość zastaną trzeba odrzucić. Odrzucić, by zbudować lepszą, dojrzalszą, bardziej nowoczesną. By iść z duchem postępu. Ta Polska, która istniała, z jej tradycją rycerską, była mu solą w oku.

Duch postępu potrafił uwodzić umysły. Wzmocnione przez kompleksy drobnomieszczańskie i zachłyśnięcie się heglizmem tworzyły się spójne wewnętrznie światopoglądy dyktatorów: Hitlera i Mussoliniego. Imponowała im potęga machiny gospodarczej i militarnej własnych państw. Hitler był przekonany, że społeczeństwo niemieckie jest jedną z części tej machiny. By dobrze działało, nie zacinało się, wystarczy pożywka ideologii, jaką mu narzucił.

„Po latach od upadku systemu hitlerowskiego, gdy prawie cała konkretna treść kłamstw tego systemu uległa zapomnieniu” – pisała w latach 60.  ub. wieku Hannah Arendt – „trudno niekiedy oprzeć się wrażeniu, że zakłamanie stało się integralną częścią niemieckiego charakteru narodowego”.

Mickiewicz wygłaszając swe wykłady z literatury słowiańskiej nieustannie nawiązuje do historii Europy, wie, że inaczej nie powiedziałby prawdy. Mówiąc o literaturze polskiej używa sformułowania: religijna historia Polski. W jego wykładach wszystko się ze sobą łączy. Jedno wynika z drugiego. Historia katolicka  jest niepodzielną całością. Nie można jej zobaczyć tylko poprzez szczegół, czy wybraną dziedzinę, na przykład jedynie poprzez historię operacji wojennych, katalog pomyłek polityków i potknięć dyplomatów. Świat nie dowiedział się prawdy o przebiegu wojny na ziemiach polskich, nie pojął cierpień Warszawy, bo nie był zainteresowany. W ogóle odrzucił prawdę w historii.

Warszawa sierpień 1944

Warszawa sierpień 1944

Jeżeli będziemy domagali się od naszych dziejów i ich bohaterów bezbłędności, popadniemy w puryzm, który nie ma nic wspólnego z mądrością, ani ze zdrowym zmysłem krytycznym. Jest rodzajem nerwicowego zniewolenia, któremu łatwo jest się poddać. Jest pokusą. „U każdej poszczególnej jednostki niedoskonałość jest doskonałością”, przypomina Paul Claudel. „Poszukiwanie doskonałości samej w sobie ma coś szatańskiego…” Dziś więc, gdy nawet wielu z nas, Polaków, ma skłonność, by widzieć wszystko oddzielnie, trzeba zwrócić uwagę na przyczyny tego stanu: niszczenie kryteriów oceny, brak hierarchii w układzie faktów, przeinformowanie, obraz Polaków ukształtowany przez książki typu „Dowcipy o Polakach”, „Malowany ptak”, dzieła J.T.Grossa. Oraz najnowsze produkcje, gdzie bohaterstwo nazywane jest obłędem lub manią samobójczą. Zanik myślenia o przyczynach i skutkach, ślizganie się po powierzchni, zamiast docierania do istoty, wszystko to składa się na ignorancję nie tylko społeczeństw Europy i Ameryki Północnej w tej kwestii, ale nawet najwybitniejszych ich przedstawicieli.

Dokłada się do tego kulturowa maniera, beztroska pewnej grupy naszych rodaków, by wypowiadać się z pogardą o naszej przeszłości i jej bohaterach.

Polska, bastion cywilizacji

To, co takim wstrząsem było dla Alexandry Richie w 1985 roku, prawie pięćdziesiąt lat wcześniej opisywał I przepowiadał Hilaire Belloc, angielski pisarz i polityk, apelując do świata Zachodu o opamiętanie, o nie zamykanie oczu na tragedię Polski. On także – zaledwie miesiąc po agresji na Polskę Niemiec i Rosji – piętnował niewybaczalną ignorancję swojego społeczeństwa.

„Płacimy wysoką cenę w Wielkiej Brytanii za nasze zaniedbania i naszą ignorancję wobec kultury katolickiej. Ignorancja ta wpływa negatywnie na całą naszą politykę i w żadnym obszarze nie jest ona tak ewidentna jak w sprawie Polski”, mówił w październiku 1939 roku, w Stanach Zjednoczonych, zdruzgotany rozwojem wydarzeń, apelując do sumień polityków wolnego świata. Wtedy, gdy Polska samotnie zmagała się z dwoma najeźdźcami.****)

Belloc z przerażającą jasnością uświadamiał sobie konsekwencje zdrady Polski przez Zachód; próbował nazwać jej przyczyny. „Większość Anglików (w  tym, oczywiście, polityków) nie ma pojęcia o historii Polski ani o roli, jaką Polska odgrywała również współcześnie, od czasu zaborów”.

„Niejasne wyobrażenie, jakie mogły posiadać na ten temat [roli i historii Polski – EPP] osoby lepiej wykształcone, ograniczało się do uogólnienia, zgodnie z którym Polska była pod jarzmem Rosjan. Kwestią ledwie pamiętaną i nigdy należycie nie podkreślaną było to, że planowany mord Polski został zainicjowany przez Prusy. W ogóle nie doceniano faktu, że Polska jest bastionem cywilizacji we Wschodniej Europie. Ledwie zdawano sobie sprawę z tego, że najważniejszą rolę odgrywa w tym polska religia. Ponosimy teraz konsekwencje tej skumulowanej ignorancji: wskutek naszego niezrozumienia  Europy pomogliśmy Prusom uzbroić się na nowo, przez co próba mordu Polski została wznowiona”.

Te słowa miały w zamyśle autora wstrząsnąć sumieniami polityków i przywódców wojskowych Anglii, Ameryki i Francji u progu ostatniej wojny. Nie wstrząsnęły. Pisarz pozostał samotny w swej jakże realistycznej diagnozie.

Ale zarazem zapowiedział, że to co zaplanowano wobec Polski będzie krótkotrwałym zwycięstwem nad jej wolnym duchem. Zasadnicze zaś skutki poniesie Zachód, który utraci swoją cywilizację. Europy po prostu nie będzie.

„Działania Rzeszy niemieckiej i tyranii sowieckiej mają charakter anarchistyczny. Głównym i trwałym przykładem tych anarchistycznych zapędów było podjęcie próby zniszczenia Polski poprzez nagły atak, nie poprzedzony wypowiedzeniem wojny”, podkreślał. Wiedział, że o przeciwniku mówią wszystko metody, jakimi się posługuje..

„Warunkiem zapewnienia ciągłości naszej cywilizacji jest pokonanie autorów tej zbrodni. Być może nie zdołamy tego uczynić. Jeśli tak się stanie, upadnie również cała nasza kultura. We wszystkich naszych działaniach, zakończonych sukcesem lub porażką, będzie wciąż obecna Polska”.

Jecek Malczewski - Polonia

Jecek Malczewski – Polonia

Te same ostrzeżenia bezwiednie wypowiada dziś kanadyjska pisarka, która osiedliła się w końcu Warszawie. Czy i ona, podobnie jak H. Belloc, dzięki jasności umysłu widzi już oczami duszy sekwencję nadciągających wydarzeń? Belloc nie miał wątpliwości – które posiadają w tak znacznym stopniu niektórzy historycy polscy doby dzisiejszej – że rdzeniem historii jest prawda katolicka. W całym swym pisarstwie – podobnie jak G. K. Chesterton, P. Claudel, jak prof. Feliks Koneczny, prof. Oskar Halecki – toczył bój o uznanie prawdy katolickiej w historii.

Ubolewał, że tak wielu jego współczesnych ma wciąż problemy ze zrozumieniem, że „odbudowa i utrzymanie jedynego żarliwie katolickiego narodu jest kwestią kluczową” dla wszystkich mieszkańców kontynentu…

„Jedyną przyczyną upadku Polski jest upadek zupełny chrześcijańskich zasad w polityce europejskiej, zachłanność i grabież sąsiadów”, mówił o rozbiorze Polski prof. Koneczny, pointując swoje rozległe podsumowanie okresu reform przeprowadzonych w Polsce w drugiej połowie XVIII w. Taką samą tezę głosił Adam Mickiewicz w Paryżu. Taka sama myśl przyświecała apelowi do narodów wolnego świata Hilaire Belloca.

„Czy uda nam się sprawić, że Polska się odrodzi…”

„Wszystko będzie zależało zatem od tego, czy uda nam się sprawić, że Polska się odrodzi” – Hilaire Belloc u progu ostatniej wojny z tą jedną jedyną sprawą wiązał swoją nadzieję na pokonanie całego anarchistycznego zła w Europie!

Angielski myśliciel wiedział doskonale, że przypadek Polski, miażdżonej na oczach niemego świata przez dwie potęgi, obie ogarnięte ideologicznym szaleństwem – o wspólnym ideowym korzeniu, jakim jest myśl Hegla – nie jest jedynie odosobnionym historycznym incydentem.

Dlatego też prawdziwe odrodzenie polskiego państwa (siedemdziesiąt lat po wojnie!)  nie rozegra się dzięki „kultowi przeciętności”, jaki starają się zaszczepić w Polakach wspólnym wysiłkiem szkoła, upadające wyższe uczelnie, książki nagłaśniane przez wpływowe środowiska polityczne, które mają naszą historię zreinterpretować, a z nas uczynić potulne stado zajęte swoim małym szczęściem w czterech ścianach, w knajpach z ogródkami, na żaglach i deskach oraz z klubach dyskusyjnych. „Jeśli nam się to nie uda, będzie to oznaczało, że zatriumfowały siły niszczące wszystko, dzięki czemu i dla czego żyjemy”, przestrzegał Amerykanów, Anglików i Francuzów Hilaire Belloc.

„…Wraz z Polską ocalejemy lub zginiemy… słowo >my< oznacza całą naszą sztukę, literaturę, filozofię, całe to wspaniałe, obecnie zagrożone dziedzictwo”, kończy swój wywód angielski pisarz.

Tajemnica śmierci Rotmistrza Pileckiego to fragment tajemnicy Polski. Zagadki zbyt trudnej, zbyt męczącej dla ludzi znikąd, dla mieszczan i wiecznych turystów we własnym kraju. Dla wszystkich pozbawionych gruntownej znajomości historii – także dla słabo wykształconych cudzoziemców. On wiedział, że cele, które przyświecają naszym prześladowcom są o wiele bardziej dalekosiężne niż te ujawniane. Nie chodzi tylko o grabież i fizyczny podbój.

Zniszczenie Polski to zniszczenie cywilizacji łacińskiej w Europie. Zniszczenie wiary w Boga.

Ideolodzy nacjonalistyczni – a nacjonalizm tak jak bolszewizm jest dzieckiem rewolucji francuskiej – próbują ukształtować sobie w Polsce motłoch, by móc w nim zaszczepiać płaską mentalność kupiecką, geszefciarską, drobnomieszczańską, całkowicie obcą polskości. A wraz z nią antysemityzm i inne rodzaje nienawiści. Ludzie znikąd są różni. Jedni mają coś z mentalności wschodniej i uwielbiają zabawy plemienne (uważają na przykład, że trzeba się unurzać w złu, by zasłużyć na miano „bohatera”, „idola”…). Inni są typowymi filistrami i bliska jest im mentalność i kultura niemiecka (choć nigdy by się do tego nie przyznali). Jeszcze inni czują się „intelektualistami”, „artystami” i najbardziej odpowiada im postmodernizm – ze swoim infantylizmem i epatowaniem jarmarczną brzydotą.

Ludzi znikąd - czyli bez tożsamości, bez wykształcenia, bez przodków, bez przeszłości, w jakimś zapamiętaniu niszczących cywilizację – łączy jedno: Polska – jej wiara, kultura, jej tysiącletnia historia – to dla nich wszystkich problem. Przeszkoda. Demaskuje ich. Trzeba ją zniszczyć.

Tak wolę…

Tak mogłoby się stać. To dziś łatwe. Ale istnieje Ktoś, komu ten plan może się nie podobać.

Tym Kimś jest Kobieta. Stworzona, jak każdy z nas. Została Matką Boga.

Istnieje pewna grupa Polaków, a właściwie – wszyscy, którzy mają serca polskie – którzy lubią przebywać w Jej obecności. Tak, by miała na nich wpływ wychowawczy.

Więź, która łączy tych ludzi z Nią jest tajemnicza. Dlatego, że Ona jest bardzo delikatna, jak napisał jeden z księży. Potężna i delikatna. Żeby mogła zdziałać to, co uratuje nasz mały kraj, wciśnięty pomiędzy bezwzględne potęgi, kraj bez armii, bez formalnych przywódców, bez gospodarki, kraj, na który już wydano wyrok, trzeba umieć się ukorzyć. Trzeba zadbać o pokorę.

Masz nic nie umieć, stać się małym dzieckiem, takim, które chce się wszystkiego nauczyć… Ona wszystko zmieni w twoim życiu. I będziesz czuł Jej moc i to, że Ona naprawdę rządzi światem. *****)

William Adophe Bouguereau - Pieta

William Adophe Bouguereau – Pieta

By sumą kar wszystkich mnie tylko karano – jak prosił w wierszu-petycji Witold Pilecki swego oprawcę. Tak wolę

Te słowa to gotowość świadomego dźwignięcia krzyża. Stania się ofiarą – dla drugich. Dla braci. Pociecha jedyna –  naśladowanie Chrystusa.

To nie zryw, czy wielki popis bohaterstwa od wielkiego dzwonu, to pójście po śladach Jej Syna. On to pierwszy, gdy Go już pojmano, obezwładniono, uderzono i opluto, został okrzyknięty przez rozwścieczony motłoch Głupcem i Szaleńcem.

_______________

*) por. list C. K. Norwida do Mariana Sokołowskiego z Paryża wysłany 6 lutego 1864 roku
**) List ten umieszczono w albumie poświęconym Rotmistrzowi Pileckiemu autorstwa Jacka Pawłowicza („Rotmistrz Witold Pilecki 1901-194”, Instytut Pamięci Narodowej, Warszawa 2008); informacje dotyczące biografii W. Pileckiego – za tą pracą
***) Adam Mickiewicz – „Literatura słowiańska”, kurs drugi, wykład XX – 19 kwietnia 1842
****) Hilaire Belloc, wystąpienie opublikowane 28 października 1939 roku w Stanach Zjednoczonych, tłum. Izabella Parowicz (za portalem Rebelya)
*****) ks. Aleksander Woźny „Rozważania” cz.I, Kontekst, Poznań 2005

„Krew będzie płynęła rynsztokami”

Łukasz Karpiel
„Krew będzie płynęła rynsztokami”

fot. kadr z filmu „Miasto ruin”

Głusi na ostrzeżenia, przekonani o własnej wielkości ludzie z trudem akceptują prawdę o Bogu „Sędzim sprawiedliwym, który za dobro wynagradza a za złe karze”. Dlatego wielu z nas sugestia, że straszliwa hekatomba stolicy Polski, której 70. rocznicę właśnie obchodzimy, mogła być karą za grzechy przedwojennych mieszkańców Stolicy, może wydać się wręcz bluźnierstwem. Warto jednak pamiętać, że przedwojenna Warszawa była prawdziwą stolicą prostytucji i aborcji. I że kara za te grzechy była zapowiadana.

 

Rzadko pamięta się też, iż przedwojenna Warszawa była prawdziwym zagłębiem haniebnych praktyk aborcyjnych. Przepisy chroniące życie od poczęcia obowiązywały w odrodzonym państwie polskim do 1932 r, choć i wówczas istniało duże „podziemie aborcyjne”. W latach 20. ruszyła jednak szeroko zakrojona akcja na rzecz wprowadzenia zmian ułatwiających zabijanie dzieci nienarodzonych. Po stronie domagającej się legalizacji aborcji „z przyczyn społecznych” szczególną aktywnością wykazywali się m. in. mason Tadeusz Boy-Żeleński i jego partnerka, działaczka feministyczna Irena Krzywicka z domu Goldberg. Antynatalistyczne lobby odniosło wreszcie sukces i w 1932 r. rządząca Polską Sanacja zalegalizowała aborcję w Polsce artykułem 233 Kodeksu Karnego (wprowadzonego rozporządzeniem Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 11 lipca 1932 r.). Czytaj dalej

Najnowsze komentarze
    Archiwa
    056155