OJCU, SYNOWI I DUCHOWI ŚWIĘTEMU

Kto jest realistą, czyli nowy faryzeizm – Ewa Polak-Pałkiewicz

Obserwuję dziś zadziwiającą popularność powiedzenia: „Król jest nagi”. Wielość kontekstów, w jakich przytaczany jest ten cytat z opowiastki Andersena o nowych szatach cesarza świadczy, że bardzo wiele sytuacji, z którymi mamy w Polsce do czynienia postrzeganych jest jako sytuacje sztuczne, nieprawdziwe. Zaaranżowane ze swoistym mistrzostwem w niejasnym celu. Taką sztuczną sytuacją jest zaostrzający się spór – pozornie prawny, w istocie polityczny – wokół Trybunału Konstytucyjnego. Strona opozycyjna wraz z sędzią Rzeplińskim zmierza wprost do celu, by Trybunał decydował o tym, co w Polsce jest, a co nie jest ustawą. W ten sposób manifestuje się przekonanie, że Trybunał powinien  znajdować się ponad prawem i w dowolnym momencie wezwać organy państwa do nieposłuszeństwa. I tak z instutucji chroniącej konstytucję czyni się klawisz do naciskania, używany w czasie wywołanej sztucznie awarii.

Jest to nader skuteczny sposób godzenia we własne państwo, prosta maszynka do niszczenia państwa.

Żeby dojść do ładu z osobami, które takie działania przeprowadzają, ale także aprobują je i popierają, nawet biernie, trzeba włożyć wiele pracy w porządkowanie podstawowych pojęć dotyczących państwa. W tej dziedzinie panuje bowiem wyjątkowy zamęt. Próbuje to porządkowanie przeprowadzać zarówno pan prezydent, szef rządu, pani Beata Szydło, jak minister Obrony Narodowej, Antoni Macierewicz.

Na posiedzeniu sejmowej Komisji Obrony Narodowej 16 marca 2016 szef MON wyjaśniał dlaczego wznowione zostały badania dotyczące katastrofy smoleńskiej. Ujawnił rzecz szokującą, że podczas rządów Platformy Obywatelskiej ukryto wiele podstawowych faktów na temat jej przebiegu.

Mówiąc do posłów o propagandzie wymierzonej dziś w działania zmierzające do ustalanie przyczyn katastrofy przez zespół z cenzusami naukowymi, minister Macierewicz zaznaczył, że sytuacja, z jaką polski rząd ma dziś do czynienia jest niespotykana:

„Coś, co wydaje się absolutną oczywistością po tych sześciu latach, dla państwa jest powodem do rozpętywania znowu nienawiści, wobec próby wyjaśnienia tej największej tragedii w dziejach niepodległej Polski. (…) Tamta tragedia zjednoczyła wszystkich Polaków w ciągu kilkunastu godzin. Czy naprawdę próba dojścia do prawdy nie może zjednoczyć nas raz jeszcze?” – pytał. Tę brudną propagandę i zarazem zachowanie opozycji nazwał czymś „bolesnym i trudnym do przyjęcia”. Jako urzędnik państwowy zmuszony do przedstawienia całej listy zaniedbań poprzedniej ekipy rządzącej w sprawie ustalenia przyczyn katastrofy, zaznaczył, że będzie to musiało być wyjaśnione w trybie postępowania karnego.

Zmuszony – tak, z racji swojej służby publicznej. Zmuszony też do publicznego nazywania moralnego zła złem, podłości podłością, kłamstwa kłamstwem, znieważania Polaków znieważaniem. Ktoś to wszystko bowiem w Polsce musi wypowiedzieć – jasno, dobitnie i dogłębnie, w sposób zrozumiały dla wszystkich; ktoś musi to wziąć na siebie. Tego domaga się zasada sprawiedliwości. A przecież ludzi, którzy są bardzo mocno, żywotnie zainteresowani, by właśnie nie powiedziano nic lub wybełkotano coś niewyraźnie, jest w Polsce więcej niż można sądzić. O wiele więcej. Dlatego minister Antoni Macierewicz jest zmuszony mówić twarde słowa, prosto w oczy winnych zaniedbań w wyjaśnianiu tragicznych dla państwa polskiego wydarzeń. Także dlatego, że w Polsce unikają jak ognia nazywania rzeczy po imieniu ci, którzy są do tego powołani.

Saturnin Świerzyński - w katedrze na Wawelu 1877

Saturnin Świerzyński – w katedrze na Wawelu 1877

Ci, którzy są upoważnieni do mówienia prawdy nie przez ludzkie instancje. Oni milczą. Nawołują do zgody. Apelują o dialog. Dziś coraz mocniej, coraz częściej. Czy nie jest to faryzeizm? „Polacy, pogódźcie się!”, słychać z niejednej ambony, „pokój jest najważniejszy, módlmy się o kompromis”. Kompromis ze złem, z kłamstwem, z pogardą dla polskości, z chęcią wysadzenia w powietrze albo sprzedania własnego państwa? W ten sposób właśnie mówi się Polakom, polskim katolikom – w roku Jubileuszy Chrztu Polski! – że prawdy nie ma. Albo, że jest ona niepoznawalna i że oni sami są tylko „nawozem historii.”, tak jak mówili  przez całe lata komuniści. I że nie da się oddzielić moralnego zła, brudu moralnego od dobra, od prawdy, od uczciwej postawy. Że zbrodnia nigdy nie może zostać nazwana jej prawdziwym imieniem, bo nie leży to „w niczyim interesie”. Lepiej ją ukryć, pochować, zatrzasnąć wieko jej tajemnicy. Tak jak katyńską prawdę, którą przechowywały w swoich sercach rodziny katyńskie, którą pielęgnował śp. ks. Stefan Niedzielak i zapłacił za to życiem.

Podobieństwo ze sprawą wieloletniego milczenia o Katyniu w czasach Polski Ludowej wręcz się dziś narzuca. O uznaniu prawdy o zbrodni katyńskiej, o tym, że zostało zamordowanych z zimną krwią prawie dwadzieścia tysięcy polskich oficerów przez Sowietów, także, przez długie lata nie można było w Polsce Ludowej nawet wspominać – i wielu uważało, że tak już musi być, że trzeba się z tym pogodzić, że prawdy nie ma co bronić, że „się nie opłaca”. Nie mówiąc o godnym uczczeniu pamięci zgładzonych na rosyjskiej ziemi Polaków.

Dziś obserwujemy ponownie z przerażeniem jak w kraju, który przyjął tysiąc pięćdziesiąt lat temu chrzest, zaprzecza się idei chrześcijańskiej. Zaprzecza się idei politycznej, moralnej i religijnej, która stanęła u początków naszej państwowości i pozwalała przez minione tysiąclecie tworzyć i trwać naszemu państwu. To, co widzimy na salach sejmowych, podczas demonstracji na ulicach, podczas wielu manifestacji pogardy wobec ludzi tworzących dziś wreszcie suwerenne władze państwa, ludzi mężnych i odważnych, gotowych poświęcić wiele dla ratowania państwa i dla obrony honoru Polski, to właśnie jest zaprzeczenie tych podstawowych dla naszego bytu idei. A w rezultacie – zaprzeczenie całej kulturze, która te idee stworzyła. Podczas wystąpienia ministra Antoniego Macierewicza w sejmie posłowie z opozycji ostentacyjnie się nudzili. Przez swoje niechlujne pozy, złośliwe uśmieszki, ziewanie, kiwanie się na krzesłach i wiele  innych oznak skrajnego lekceważenia demonstrowali pogardę dla państwa. To nie jest nawet manifestacja pogaństwa. Ten aktywny, przemyślany w każdym szczególe sprzeciw, jaki obserwujemy w Polsce wobec działań rządu, sejmu, prezydenta, dążących wszelkimi siłami do uporządkowania spraw państwa w myśl podstawowych zasad moralnych i politycznych, to wykwit postawy antychrześcijańskiej, antypolskiej, przeciwnej moralności, którą wyznajemy tu od dziesięciu stuleci.

To jest coś nowego, nieznanego wcześniej wśród Polaków na taką skalę, poza tą garstką – zawsze jednak tylko garstką – historycznych zdrajców, wyrachowanych apostatów, wcześniej czy później surowo napiętnowanych przez społeczność i w niesławie porzucających kraj.

Zdrada, odrzucenie lojalności, wyrzeczenie się zasad nie występują nigdy bez wyparcia się Boga. Żeby miały miejsce musi najpierw zostać zanegowane pierwsze przykazanie. Pierwsze i najważniejsze. „Nie będziesz miał Bogów cudzych przede Mną”.

Św. Kazimierz Królewicz

Św. Kazimierz Królewicz

 

Polacy byli w czasach Mieszka I gotowi do przyjęcia chrześcijaństwa, zasady polityczne i moralne, jakie ono przyniosło nie stały w sprzeczności z ich sposobem życia, z ich naturalnym stanem, naturalnymi odruchami, zwyczajami i tradycjami – wyłączając zasadę wielożeństwa. Polacy byli łagodni, gościnni, pozbawieni odruchu zemsty, zawsze gotowi do wybaczenia, nigdy nie zajmowali się podbojami, nie tolerowali niewolnictwa, dobrze traktowali jeńców. Dziś jest inaczej. Część Polaków odrzuca świadomie, aktywnie, z premedytacją zasady, jakie społeczność Polaków, wcześniej Słowian, od prehistorii wyznawała. Warto odpowiedzieć sobie na pytanie, skąd wzięli się ci ludzie? Co ich ukształtowało? Jaki proces odbył się w ich głowach, żeby – przecież w większości na pewno ochrzczeni – zaprezentowali się dziś jako rasowi barbarzyńcy, niszczciele. Jaka idea religijna, moralna, polityczna popchnęła ich w tym kierunku?

Adam Mickiewicz przewidywał, że zgodnie z logiką dziejów naszego kraju „Polska jest przeznaczona”, by wydać kiedyś ze swojego wnętrza – tak jak Izrael wydal Judasza – arcytyp zdrajcy politycznego. Zdrajcy, który będzie winien największej do pomyślenia zdrady dobra wspólnego, tkwiącego w dziejach tego państwa, zdrady motywowanej jedynie ciężkim uwikłaniem własnej duszy w ciemność. Te czasy dziś chyba właśnie nadeszły.

Widać dziś czym kończy się utrata czci Boga, pogarda dla Jego przykazań.

Pamiętając, jaki los spotkał Judasza, pamiętając o katastrofie, która spadła na Izrael po zamordowaniu Zbawiciela, wspominając Poranek Wielkanocny, nie trwóżmy się jednak, ale oczekujmy zwycięstwa. Jako katolicy jesteśmy realistami, nie marzycielami.

Jest jeszcze jeden sposób zaprzeczania prawdzie praktykowany dzisiaj (można go też nazwać klasycznym przykładem braku realizmu) – to specyficzna poprawność polityczna w niektórych mediach (nie, nie chodzi wcale o te wysługujące się PO, ale o te z nazwy katolickie, albo prawicowe, konserwatywne). Manifestuje się on na przykład w sposobie zadawania pytań politykom w najważniejszych dla państwa kwestiach – tak jakby chodziło o sianie pietruszki. Sposób przekazu zawsze zmienia przekaz, to jedna z fundamentalnych zasad manipulacji. Można dziś z łatwością, z katolicyzmem i prawicowością na ustach, wywracać rozumienie hierarchii spraw w państwie, można z łatwością dezinformować, demoralizować i anarchizować życie społeczne. Zamiast poważnych informacji, dojrzałych komentarzy – wśród objawów niezbędnej rewerencji wobec rządzących, która jest znakiem kultury europejskiej, czyli łacińskiej i chrześcijańskiej – zamiast wreszcie gruntownego dzieła porządkowania pojęć mamy do czynienia z bezładną paplaniną, która przynosi wrażenie miałkości, błahości, banalności wszystkiego, czym zajmują się dziś politycy Prawa i Sprawiedliwości, polski rząd, pan prezydent. Omijanie istoty rzeczy, ukazywanie zawsze spraw trzeciorzędnych jako głównych – oto metoda. W Ewangelii jest to także dobrze opisane jako sposób godzenia w prawdę. Tak manifestuje się brak realizmu, u innych zaś budzi się przyzwyczajenie, by absolutnie nie przejmować się sprawami kraju, nie solidaryzować się z władzami wybranymi przez większość, traktować je jako zaledwie przejściowych administratorów, a nie wypełniających misję polityczną, która dotyczy każdego Polaka. W efekcie – pogardzać racją stanu. Bujać w obłokach, pogrążać się w nierzeczywistości. Tak jest wygodniej. To nic nie kosztuje.

Ci, którzy aranżują taki obraz polityki prowadzonej przez obecne władze zapominają jednak, że ich działalność doskonale ujawnia ich intencje. Tak jak faryzeusze oskarżając nieustannie Jezusa, że jada z celnikami, że uzdrawia w szabat, że pozwala, by lekkomyślna kobieta wylewała na jego stopy bardzo kosztowny olejek, wyjawiali swoje ukryte intencje. W istocie nie mogli w żaden sposób pogodzić się z tym, że Jezus swoim nauczaniem i sposobem życia demaskuje ich hipokryzję. Byli przerażeni, że oto prawda o nich ukazuje się w całej swej okazałości, naga i szpetna. I o Nim – w nieodpartej potędze i sile. Że jest Ktoś, kto przynosi do ludzkich serc ład, wspaniały ład płynący z prawdy. Kto odpuszcza grzechy, kto ustanawia prawo miłości rozbijając wzniesione przez nich mury tysięcy formułek oddzielających definitywnie człowieka od Boga. Rozróżna i porządkuje, łagodnie i dogłębnie, wszystkie pojęcia.

„Jakiż to świat, niedobry świat. Dlaczego nie ma innego świata!” Tak, państwo, które istniało „tylko teoretycznie” ma dziś szansę, powracając znów do chrześcijańskich zasad, by stać się potęgą polityczną i moralną w Europie. To straszna perspektywa dla pewnej grupy ludzi. Nie małej, niestety. Ich intencje i oczekiwania wyraża dość dobrze werdykt Komisji zwanej Wenecką.

Michał Wiewiórski - Zimowy pejzaż

Michał Wiewiórski – Zimowy pejzaż

Pragnienie gwałtownej ucieczki ze świata, który nie niesie poczucia bezpieczeństwa – a nie niesie, skoro gdzieś zaniknęła wiedza, Kto jest jego Autorem, skąd wzięliśmy się tutaj i po co właściwie istniejemy, co jest naszym celem – może manifestować się na różne sposoby. U młodych dziewcząt manifestuje się często na przykład anoreksją (ucieczką od poczucia utraty bezpieczeństwa w wyimagonowaną „kontrolę nad sytuacją”). U innych, aktywnością w strukturach KOD-u (ucieczką w aktywizm przed subiektywnym poczuciem poniesionej klęski moralnej, albo wymyślonego przez media zagrożenia). To subiektywne poczucie zagrożenia jest bardzo łatwo dziś rozniecić, bowiem utracone zostało przez wielu Polaków poczucie wspólnoty i jej sens. Prezydent Andrzej Duda uczynił jednym z głównych zadań swojej prezydentury odbudowę wspólnoty Polaków, jakże dalekowzrocznie.

Według Adama Mickiewicza Rosję i Niemcy zbliżało zawsze, na wszystkich etapach historii, zamiłowanie do oderwanych idei. Polacy są realistami – w przeciwieństwie na przykład do Niemców, których państwo jest w tej chwili kompletnie wyizolowane w Europie, bo próbuje uprawiać demokrację bez opozycji, „nie widzi” tego, co naprawdę ważnego dzieje się w Polsce, nie wyciąga żadnych wniosków z tego, że Polska jest państwem, które nie składa się tylko z opcji lewicowej, ale że jest tu także obóz prawicowo-narodowy. „To jest właśnie typowy przykład braku realizmu. Dostrzegam dużo złej woli po stronie niemieckiej”, stwierdził niedawno prof. Zdzisław Krasnodębski, wymieniając w Polskim Radio te poważne błędy popełniane przez naszych sąsiadów.

Jan Matejko - Hołd carów Szujskich

Jan Matejko – Hołd carów Szujskich

Czy ów brak realizmu, zapytać można, to nie jest także rażący brak kryteriów w oparciu o które możemy rzeczywiście rozumieć naszą historię? Czy uskarżanie się na „brak demokracji” w Polsce przez różne mało poważne międzynarodowe i rodzime gremia oraz dziennikarzy z ustami pełnymi żenujących lewackich sloganów nie bierze się także – a może przede wszystkim – z niedostatku kryteriów, który nie pozwala ocenić sprawiedliwie przeszłości? A skoro nie rozumie się przeszłości nie można mieć pojęcia o własnej tożsamości. Kryteria oceny nie mogą abstrachować od uznania faktów podstawowych. Chrzest naszego państwa jest takim faktem podstawowym o największej historycznej doniosłości. I on do czegoś nas zobowiązuje, w myśleniu o nas samych, w działaniu, w wyznaczaniu celu.

Dlatego także powinniśmy – jako państwo – w dzisiejszej sytuacji postawić warunki wszystkim, których u nas gościmy. Twarde, poważne warunki; Polska nie jest miejscem na popisy publicznego błazeństwa. W Polsce nie powinniśmy z honorami przyjmować bałwochwalców. To nie może podobać się Panu Bogu, w imię którego przyjęliśmy chrzest. Musimy szanować siebie i naszą przeszłość.

Czy Polacy wychowani na Mickiewiczu, Słowackim, Sienkiewiczu muszą godzić się na popisy błazeństwa w Kościele? Na groteskowe udawanie, że nie obowiązują przykazania? Że nie ma grzechu? Że nie istnieje błąd innowierców? Że dogmaty wiary to już przeszłość? Że wszystko jest już od dawna sprowadzone do jednego poziomu, idealnie płaskie, „zdemokratyzowane”? Że ofiara Boga krzyżu to tylko taka przenośnia, albo wyraz „solidarności z człowiekiem”, który jest tak wielki i tak wspaniały, że Bóg chętnie przelewa za niego własną krew?

Nie możemy godzić się na taką kulturę. Nie możemy przyjąć bełkotu, w imię Tysiąclecia, jakiego jesteśmy spadkobiercami. Bojaźń Boża, respekt dla Pana Boga nie pozwala na to. Ktoś musi powiedzieć: „Król jest nagi”.

Święci polscy w roku Jubileuszu Chrztu Polski, potężni patronowie Polski upominają się – tak jak to się stało 4 marca tego roku na autostradzie w pobliżu Lewina Brzeskiego – o powagę w oddawaniu czci Bogu, o pamięć o pierwszym i najważniejszym Przykazaniu. O poszanowanie prawdy, w jej wymiarze religijnym, filozoficznym, historycznym.

„Nie będziesz krzywoprzysięgał  w imię moje i nie zbeszcześcisz imienia Boga twego. Ja Pan. Nie będziesz rzucał potwarzy na bliżniego twego ani go gwałtem nie uciśniesz; nie pozostanie zapłata najemnika twego u ciebie aż do rana. Nie będziesz złożeczył głuchemu ani przed ślepym nie będziesz kładł zwady, ale się bedziesz bał Pana, Boga twego, bom ja jest Pan. Nie będziesz czynił nieprawości ani niesprawiedliwie sądzić nie będziesz. Nie patrz na osobę ubogiego ani nie czcij oblicza możnego, sprawiedliwie sądź bliźniego twego. Nie będziesz potwarcą ani podszczuwaczem między ludem. Nie będziesz nastawał na krew bliźniego twego. Ja Pan. Nie miej w nienawiści brata twego w sercu twoim, ale go jawnie karć, abyś nie miał grzechu dla niego. Nie szukaj pomsty ani pamiętać będziesz krzywdy od sąsiadów twoich. Będziesz miłował przyjaciela twego, jak samego siebie. Ja Pan. Praw moich strzeżcie. Ja bowiem jestem Pan, Bóg wasz” (Kpł 19, 1-2, 11-19,25) (Z Lekcji na środę po Niedzieli Męki Pańskiej).

Chrzest Polski spowodował, że przestaliśmy być plemieniem. Zyskaliśmy państwowość, staliśmy się podmiotem polityki. Obrona państwa dziś, tak mocno zaatakowanego przez siły zewnętrzne i wewnętrzne, to obrona chrześcijaństwa w życiu tego państwa, bezkompromisowy powrót do zasad, od których nie ma odwołania.

Najnowsze komentarze
    Archiwa
    056373