OJCU, SYNOWI I DUCHOWI ŚWIĘTEMU

Edward Gierek wiecznie żywy – Stanisław Michalkiewicz

12 października zmarł prof. Paweł Bożyk, w latach 70-tych główny doradca ekonomiczny Edwarda Gierka. Jak pamiętamy, rządy tego sekretarza zakończyły się klapą, a właściwie nie tyle nawet klapą, co prawdziwą katastrofą gospodarczą, w następstwie której znaczna część obywateli zbuntowała się przeciwko PZPR i utworzyła Solidarność. W rezultacie, żeby ten ruch spacyfikować, trzeba było wprowadzić stan wojenny i dopiero po 5 latach, kiedy Amerykanie zaczęli z Sowieciarzami budować nowy porządek polityczny w Europie w miejsce rozsypującego się porządku jałtańskiego, wywiad wojskowy pod kierownictwem generała Kiszczaka zaczął przygotowania do transformacji ustrojowej, polegające z jednej strony na uwłaszczaniu się nomenklatury na majątku państwowym a z drugiej – na selekcji kadrowej w strukturach podziemnych, żeby w ten sposób wyłonić reprezentację społeczeństwa do której generał Kiszczak miałby zaufanie. W ten sposób doszło do sławnej transformacji, której ramy ustanowili panowie Daniel Fried z Departamentu Stanu USA i Władimir Kriuczkow, ówczesny szef KGB, a generał Kiszczak wykonał to najlepiej, jak umiał. Na gruzach upadłej komuny, powstała III Rzeczpospolita, „wolna Polska”, której ikoną najpierw został przywódca upadłych komunistów generał Wojciech Jaruzelski, ale potem, żeby uniknąć niepotrzebnej ostentacji, na fasadę – jak to nazywali rozmaici złośliwcy – „Rzeczypospolitej drugiej i pół” został wysunięty Lech Wałęsa, co to – jak sam kiedyś wyznał – obalił komunizm z żoną i dziećmi.

Przedstawiam tę najnowszą historię Polski w pigułce, bo gdyby dzisiaj Edward Gierek żył, to z pewnością powiedziałby: non omnis moriar, co się wykłada, że nie wszystek umrę. Nawiasem mówiąc, w swojej wspomnieniowej książce pan prof. Bożyk ujawnił nie tylko informację gen. Stanisława Kowalczyka, że „Lech Wałęsa to nasz człowiek, z którym współpracujemy również finansowo”, ale i to, że ostrzegał I sekretarza przed zbytnim rozmachem w budowaniu „Drugiej Polski” za pieniądze pożyczone od krwiopijców. Edward Gierek potratował te przestrogi ze zrozumieniem, ale miał powiedzieć, że musi tak robić, bo w przeciwnym razie pozbawieni możliwości umaczania pysków w melasie sekretarze, zrobiliby z niego marmoladę. Jak widzimy, była to sytuacja całkiem odwrotna od tej, o której opowiada znana anegdotka o ekonomistach, zresztą niejedna. Pierwsza stawia pytanie, dlaczego na świecie jest więcej ekonomistów, niż astronomów – i odpowiada, że dlatego, iż astronomowie już wiedzą, że gwiazdy poruszają się same. Druga przytacza rozmowę dwóch ekonomistów. Jeden mówi: wiesz, ani w ząb nie rozumiem, na czym właściwie polega ten cały kryzys finansowy – na co drugi powiada: to nic nie szkodzi, ja ci to zaraz wytłumaczę. Na to ten pierwszy: – Wytłumaczyć, to i ja potrafię.

Pan prof. Paweł Bożyk w książce „Apokalipsa według Pawła” nieubłaganym palcem wytyka „zniszczenie” polskiej gospodarki przez złowrogiego Leszka Balcerowicza. No cóż; jak pamiętamy, to i nieboszczyk Andrzej Lepper, niczym Katon Starszy, co to domagał się zniszczenia Kartaginy („ceterum censeo Carthaginem esse delendam”), każde swoje wystąpienie kończył refrenem: „Balcerowicz musi odejść” – między innymi za to, że jako prezes Narodowego Banku Polskiego nie chciał dodrukowywać pieniędzy, by obywatelom przychylić nieba. Nawiasem mówiąc, dodrukowywania pieniędzy zabrania również konstytucja, tyle, że nazywa to zakazem kredytowania przez NBP deficytu budżetowego. Ale w naszym fachu nie ma strachu, toteż obecnie deficyt budżetowy kredytuje się poprzez „inwestowanie”. Wrażliwy społecznie rząd wypuszcza oprocentowane obligacje. Skupują je działające w Polsce banki komercyjne. Ale NBP musi inwestować na rynku finansowym, toteż skupuje te obligacje od banków komercyjnych, które w ten sposób dostają one od NBP nie tylko zwrot pieniędzy wydanych na zakup rządowych obligacji, ale i procenty. W ten sposób NBP pośrednio kredytuje deficyt budżetowy, a najlepiej wychodzą na tym banki, które zarabiają bez żadnego ryzyka. W rezultacie mamy inflację, która opróżnia kieszenie obywateli sprawniej od niejednego kieszonkowca, ale czegóż się nie robi dla dobra zwykłych obywateli? Rząd chce dobrze, a jeśli nawet wychodzi jak zawsze, no to nie jego wina, bo tak już jest ten świat urządzony. Jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził, więc jeśli nie można dogodzić obywatelom, to niech przynajmniej banki mają dobrze.

Ciekawe, że w ten sposób historia zatacza koło i wracamy do sytuacji z drugiej połowy dekady Edwarda Gierka, która skończyła się wspomnianym buntem, kiedy to Andrzej Rosiewicz śpiewał: „Legitymację partyjną oddał Wincenty Kalemba, a tam zachodnim bankierom włosy stają dęba” – że to niby Polska nie odda pożyczek. Ale, jak pamiętamy, wszystko zakończyło się dla nich wesołym oberkiem, bo generał Jaruzelski nie tylko spacyfikował buntowników, ale również uspokoił bankierów.

Jak już wielokrotnie pisałem, rządy „dobrej zmiany” postępują podobnie do Edwarda Gierka, którego w nocnym rozmowach wielu rodaków wspomina z rozrzewnieniem. Wśród tych rodaków był również zmarły właśnie prof. Paweł Bożyk, który nawet w 2004 roku założył Ruch Odrodzenia Gospodarczego imienia Edwarda Gierka. Ponieważ każda słuszna myśl raz rzucona w przestrzeń prędzej, czy później znajdzie swego amatora, to nic dziwnego, że po rządach mądrali z Platformy Obywatelskiej, co to wszystko chcieli zeżreć sami, nastały rządy „dobrej zmiany”, które zrozumiały, że okruszkami ze stołu pańskiego trzeba się z obywatelami dzielić, a wtedy podnoszą oni – chociaż oczywiście nie wszyscy, co to, to nie – pełen zachwytu klangor. Ale – jak powiadają militaryści – „korzystajcie z wojny, bo pokój będzie straszny” – więc dzięki wojnie rządu z panem prezesem NIK, Marianem Banasiem mogliśmy się dowiedzieć, że tylko w ubiegłym roku, który według rządowej telewizji był dla naszej gospodarki najpomyślniejszy, dług publiczny powiększył się o 290 miliardów złotych, czyli o kwotę, o którą wcześniej powiększał się przez 10 lat. Ale za to jest dobrze, a będzie jeszcze dobrzej i codziennie się dowiadujemy, że wstawiono nową klamkę na przystanku w Cisach, nie mówiąc już o innych inwestycjach. Czyż nie podobnie było za Edwarda Gierka? Zresztą nie tylko pod tym względem. Jak pamiętamy, kiedy 1976 roku wprowadzono kartki na cukier, ówczesna rządowa telewizja przekonywała, że wszystko jest w najlepszym porządku, bo właśnie przeżywamy „trudności wzrostu”. Krótko mówiąc – jest gorzej, bo jest lepiej – tak samo, jak z globalnym ociepleniem. Właśnie media ostrzegają przez „wirem polarnym”, który zwiastuje srogą zimę. Słowem – będzie zimniej, bo jest cieplej.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton  •  serwis „Prawy.pl” (prawy.pl)  •  23 października 2021

 

Najnowsze komentarze
    Archiwa
    059246