OJCU, SYNOWI I DUCHOWI ŚWIĘTEMU

Wojna hybrydowa polskich władz z Polską

Wojna z prawdą – wojną o rząd dusz

Trwa wojna hybrydowa w Polsce w sferze wszystkich typów komunikacji: politycznej, społecznej, kulturowo-cywilizacyjnej. Takim właśnie mianem można określić wytoczoną nam wojnę informacyjną. Podobnie jak każda hybryda, łączy ona różne, często nieprzystające do siebie formy informacyjnego oddziaływania na polskie społeczeństwo – uprzedmiotowienie z quasi-upodmiotowieniem. Celem wszystkich jest mentalne ubezwłasnowolnienie Polaków. Analogicznie do militarnych działań hybrydowych, łączących przeciwstawne formy walki: konwencjonalne z terrorystycznymi, spekulacyjnymi czy kryminalnymi – wojna hybrydowa w sferze informacji wykorzystuje wszystkie dostępne metody manipulacji i propagandy, atakując w sposób bezwzględny tożsamość zarówno osobową, jak i narodową Polaków pod pozorem jej podtrzymywania czy nawet obrony. Jej obecny etap jest szczególnie ważny, gdyż idzie w nim o to, co określamy jako rząd dusz. Celem tych, którzy wojnę hybrydową nam wytoczyli, jest takie oddziaływanie w sferze informacji na świadomość polskiego społeczeństwa, aby odczytywało ono panującą rzeczywistość zgodnie z ich antypolską polityką. Instrumentami wojny hybrydowej na etapie informacyjnym jest więc perswazja, manipulacja i propaganda. – wszystkie ukierunkowane na ukrycie konkretnej prawdy. Jest to prawda o rzeczywistej sytuacji Polski, nade wszystko o jej zwasalizowaniu wobec USA i automatycznie wobec Izraela, oraz konsekwencjach tego zwasalizowania w polityce zewnętrznej i wewnętrznej Warszawy, widocznych nade wszystko w naszej przynależności do NATO i UE.. Tę wojnę przeciwko Polsce prowadzą nie Putin i Rosja, ale polskie władze, wspierane przez opozycję – w najmniejszym stopniu przez PSL – i mainstreamowe media, również katolickie.

Inkwizycyjna rola mediów

Językiem polskich władz i polskiego establishmentu politycznego oraz opiniotwórczego, z medialnym na czele, jest język propagandy amerykańskiej, utożsamianej z transatlantycką. Klasyczne kłamstwo, przeinaczenia, półprawdy – określane coraz częściej mianem fake-newsów – selekcja informacji, przemilczenia – to podstawowa broń polskich władz w walce z prawdą o roli Polski jako wasala USA w UE oraz NATO i, oczywiście, w relacjach nie tylko z Izraelem, ale również z Ukrainą i nade wszystko z Rosją. Całkowity brak suwerenności w wymienionych relacjach określany jest w języku ich wojny z nami w kategoriach postprawdy – dowolnej interpretacji faktów bądź ich zaprzeczenia – jako umacnianie naszej suwerenności i zwiększanie bezpieczeństwa w sferze militarnej, energetycznej etc.. Owe kategorie postprawdy – podobnie jak sam typ wojny hybrydowej – to słowa-klucze, jakimi określają ludzie opcji transatlantyckiej wojnę informacyjną Rosji z Zachodem. Klasyczne dla narracji tej opcji stały się wypowiedzi europosłanki PiS Anny Fotygi, która co kilka miesięcy alarmuje Brukselę o Moskwie zagrażającej UE w sferze informacji, czy Antoniego Macierewicza, który równie często ostrzega Polskę i NATO przed propagandą i cyberatakami Rosji.

W języku hybrydowej propagandy nasza rola wasala bywa też określana metaforą ze snów o potędze: Polska – obok Francji i Niemiec – to filar relacji transatlantyckich. Gdy w imieniu wasala wiceminister MSZ Bartosz Cichocki przed wizytą prezydenta RP Andrzeja Dudy w Białym Domu odwołuje się w wywiadzie dla TVP Info do metafory filara transatlantyckiego, mówi prawdę, której przekaz miałby upodmiotowić nasze społeczeństwo. Jest to jednak kwintesencja hybrydowej manipulacji, gdyż nadawca tego przekazu przemilcza jednocześnie kontekst tej prawdy i żałosne jego skutki [i]. Gdyby Polska była owym filarem 30 lat temu, może byłyby powody do jakiejś satysfakcji. Ale teraz, gdy opcja transatlantycka schodzi na dalszy plan w zaistniałym wielobiegunowym porządku globalnym, gdy USA utraciły rolę hegemona, przegrywają gospodarczo z Chinami, militarnie w Afganistanie i na Bliskim Wschodzie, nie są w stanie zbudować koalicji antykoreańskiej ani też antyirańskiej, gdy w Komisji Praw Człowieka ONZ tracą przywódczą rolę, chcąc zamienić obronę owych praw na obronę prawa Izraela do ludobójczych działań wobec Palestyńczyków, gdy na forum ONZ 128 jego członków potępiło w rezolucji amerykańską próbę uznania Jerozolimy za stolicę Izraela (przeciw potępieniu było 9: Izrael, USA, Gwatemala, Honduras, Togo i 4 państewka tropikalne; Polska, oczywiście, wstrzymała się – czyli poparła USA), gdy ponadto Waszyngton musi zmierzyć się z przyspieszjącą dedolaryzacją światowej gospodarki – odgrywać nadal rolę amerykańskiego filara to żaden interes i powód do dumy. Wspierać polityką amerykańsko-transatlantycką, obarczoną odpowiedzialnością za miliony ofiar wywołanych w jej ramach wojen – m.in. na Bliskim Wschodzie i Afryce – czy za ludobójstwo setek tysięcy chrześcijan, dokonane na tych obszarach to powód do wstydu i ekspiacji narodowej. A chcieć upadać razem z USA i dolarem to wola politycznego samobójstwa. I wiedzą o tym doskonale inne dwa „filary” opcji transatlantyckiej – Niemcy, które myślą o niezależnym od kontrolowanego przez USA SWIFT – systemie rozliczeń bankowych i Francja, która mówi o konieczności utworzenia unijnych sił zbrojnych, niezależnych od Pentagonu i NATO. Tego typu informacje i moralna ocena kierunku polskiej polityki są wycinane przez oficjalną propagandę. Dezawuowałyby bowiem utrzymywany na blefie mit opcji amerykańskiej. Każda próba krytycznej oceny tego ukierunkowania polityki Polski jest natychmiast udaremniana. Każdy, kto ma odwagę wskazać jakąś alternatywę, bądź odkłamać propagandowy charakter tej opcji, podlega karze – jak Mateusz Piskorski, więziony już 2 i pół roku za uznanie legalności prorosyjskiego referendum na Krymie czy senator Maciej Grubski, zawieszony w członkostwie PO i odsądzony od czci i wiary w mediach za wypowiedź dla Sputnika o szkodach wyrządzanych polskiej gospodarce poprzez rusofobiczną politykę oraz słowa uznania dla Władimira Putina.

Stratedzy informacyjnej wojny hybrydowej robią wszystko, aby Polacy nic albo jak najmniej wiedzieli o BRICS – który stał się już nowym modelem współdziałania suwerennych państw, zachowujących swoją kulturę i cywilizację – o Szanghajskim Obszarze Współpracy, Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej, jedwabnym szlaku, który ma ominąć Polskę – i wielu innych alternatywnych kierunkach rozwoju. Każda informacja o świecie zagrażająca mitycznej opcji, na której opiera się polska polityka, skazana jest z góry na niezaistnienie.

Balansowanie między tragedią i komedią

Próba podtrzymywania mitu amerykańskiej opcji jest coraz częściej tragikomiczna. Wiąże się bowiem z próbą pogłębienia polskiej rusofobii w oparciu o fałszywą tezę, iż Rosja jest największym zagrożeniem dla każdego wymiaru naszego istnienia. Dlatego trzeba ją zniszczyć pod każdym względem – nie tylko militarnie, ale również politycznie, gospodarczo, cywilizacyjnie. Trzeba udowodnić upadającemu światowemu hegemonowi, że w dziele niszczenia Rosji może na nas liczyć, że Warszawa na skinienie Białego Domu rzuci do walki z Moskwą polskich żołnierzy bądź – w wersji łagodniejszej – będzie jej po wsze czasy szkodzić, nie zważając na własne straty polityczne, gospodarcze, moralne, cywilizacyjne. Uczyni wszystko, aby rusofobia stała się wyznacznikiem polskiego patriotyzmu, quasi-religią polityczną. Wystarczy w tym miejscu wymienić hybrydową propagandę wsparcia dla banderowskiej Ukrainy skonfliktowanej z Moskwą, politykę zmuszania do emigracji ekonomicznej kolejnego pokolenia Polaków, aby na ich miejsce przyjmować do pracy miliony Ukraińców. Trzeba wmówić nie tylko Polakom, ale również całej Unii, że Nord Stream 2 szkodzi wszystkim, choć naprawdę szkodzi jedynie Ukrainie, pozbawiając ją dochodów z tranzytu rosyjskiego gazu i amerykańskim korporacjom, które chciałyby poprzez Polskę rozprowadzać w Europie swój LNG. Sytuacja jest poważna, bo zawiera w sobie czynnik prowokacji, która może skończyć się dla Polski bardzo źle. W języku propagandy hybrydowej nosi natomiast znamiona pedagogiki nieuzasadnionej wyższości nie tylko politycznej, ale również moralnej nad Rosją. Pedagogika ta ma skutkować ukształtowaniem takiej mentalności Polaków, aby nie tylko godzili się na przekształcenie naszego terytorium w obszar III wojny światowej – z Rosją – ale byli gotowi ginąć w niej masowo w imię obrony dolara i amerykańskich interesów. Ta tragiczna pedagogika jest łączona z komicznymi działaniami, nieadekwatnymi do naszych skrajnie ograniczonych możliwości, nie uwzględniającymi faktu, iż nasza suwerenność jest udawana – jest kopią, która nie ma oryginału. Do takich działań należy pohukiwanie na Rosję, pouczanie jej, grożenie nowymi sankcjami. Kabaretowo brzmią np. upomnienia Moskwy przez polskie MSZ z powodu zatrzymań uczestników ostatnich – w większości nielegalnych – demonstracji przeciwko podwyższeniu wieku emerytalnego Rosjan – jak proponuje Władimir Putin: dla kobiet z 55 lat do 60 i dla mężczyzn z 60 do 65. Ingerowanie w tego typu wewnętrzne sprawy Rosji jest kuriozalne, bo chyba nikt nie wyobraża sobie, że Siergiej Ławrow mógłby w tym stylu wtrącać się w naszą wewnętrzną politykę i krytykować nas np. za reformę sądownictwa. Niczego z komizmu nie ma natomiast antyrosyjska hybrydowa propaganda w zakresie cywilizacyjnym i moralnym. W sytuacji, gdy Europa, podobnie jak cały Zachód, nie tylko odeszła od chrześcijańskich wartości, ale podjęła z nimi walkę, gdy cywilizacja łacińska – chrześcijańska – ma już dla niej znaczenie wyłącznie historyczne, każda próba zniszczenia Rosji jest próbę zniszczenia odrodzonego w niej po upadku komunizmu chrześcijaństwa. To by zaś oznaczało, że religijna tożsamość polskich partii – z PiS na czele – uważanych za prochrześcijańskie, jest czystą symulacją. Liderzy tych partii w starciu cywilizacyjnym z Rosją chcą uzyskać sławę Herostratesa i wziąć udział w podpaleniu drugiego po Bliskim Wschodzie, większego, obszaru cywilizacji chrześcijańskiej.

Symulacja i dysymulacja

Znamienną cechą hybrydowej propagandy jest ucieczka od rzeczywistości. Dokonuje się ona na dwa klasyczne sposoby, eksponowane przez Jeana Baudrillarda jako wiodące w tworzeniu sztucznej rzeczywistości, mającej jednak odniesienie do realnie istniejącej. Dlatego nie mówimy tu o fikcji. Pierwszy sposób: poprzez symulację czyli udawanie, że jest coś, czego nie ma. Drugi – poprzez dysymulację, udawanie, że nie ma czegoś, co jest. To, co w rezultacie takiego podwójnego udawania otrzymuje polskie społeczeństwo, to symulakry – twory sztucznej rzeczywistości, które są nam przekazywane jako realnie istniejące.

Bohaterowie wojny hybrydowej

Bohaterowie wojny hybrydowej są wyreżyserowani według biało-czarnego schematu powieści socrealistycznej. Zbieżność ta nie jest przypadkowa, gdyż cel propagandy amerykańskiej w Polsce jest taki sam jak propagandy komunistycznej: rząd dusz. Zgodnie z tym celem, każdy, kto prezentuje poglądy inne od obowiązujących, jest czarnym charakterem – jak. M. Piskorski i M. Grubski. Każdy, kto umacnia narzucaną przez propagandę opcję czy raczej wyznaje ją jako quasi-religię, jest białym charakterem, wzorem do naśladowania. Takimi bohaterami nie muszą być wyłącznie przedstawiciele najwyższych władz. Mogą nimi być ludzie niższego szczebla politycznego, czego przykładem są dwaj eurodeputowani PiS – Ryszard Legutko i Tomasz Poręba. Wszystkim wiadomo, że to oni przyjęli wytyczne Izraela w sprawie anulowania w ustawie o IPN karalności za wypowiedzi o polskich obozach koncentracyjnych czy udziale Polski w holokauście. Wszyscy to wiedzą, a opozycja domagała się nawet – głównie w mediach – wyjaśnień. I nastała cisza. Nikt nie reaguje, zawieszone zostały wszelkie oceny moralne i patriotyczne. Przeciwnie, podsumowaniem tych działań przeciwko interesom Polski jest w propagandzie hybrydowej konkluzja, że dzięki nim uniknęliśmy wielkiego zła: pogorszenia czy nawet zerwania stosunków z Izraelem. Gdyby ci dwaj panowie przyjęli jakieś wytyczne od obcego państwa innej opcji politycznej – nie mówiąc już o Rosji – skończyliby w więzieniu.. A jeden z nich – Ryszard Legutko – zostałby wcześniej jako profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego poddany krytyce środowiska naukowego, które by się od niego odcięło i wymusiło na władzach tej szacownej uczelni rozwiązanie umowy o pracę. Bohaterowie hybrydowej wojny nie mają zamiaru wstydzić się ani też zejść ze sceny politycznej. Pan Poręba został szefem kampanii wyborczej PiS, zaś Pan Legutko toczy w Brukseli spektakularną, choć nieskuteczną wojnę z imigrantami. Takie są zadania bohaterów, działających hybrydowo – na różnych frontach. Aby osiągnąć sukces na jednym (przyjąć obce wytyczne), trzeba się legitymizować działaniami na drugim. Legitymizacja jest, oczywiście, hybrydowa.

Czy Polacy tę wojnę przegrają?

W przeciwieństwie do czasów PRL i komunistycznej propagandy, której Polacy nie ulegli i dali temu kilkakrotnie wyraz w latach: 1956, 1970, 1976, 1980 – po 1989 roku ulegli masowo iluzji amerykańskiej demokracji i liberalnej wolności – od wszystkiego i od wszystkich. Wielu przeżywa przebudzenie, co potwierdzają różne niezależne portale i próby budowania całkowicie nowej siły politycznej. Organizują się – również w ramach obecnych wyborów samorządowych – małe środowiska, świadome wielkiego wysiłku, jaki podejmują dla wypracowania alternatywnego programu dla Polski. Oby tylko nie zwiodły ich rzucane od 1989 roku w środowiskach prawicowo-konserwatywnych hasła głosowania na mniejsze zło. Taki krok oznaczałby wybór alternatywy hybrydowej – a więc żadnej.

Anna Raźny
Źródło: KONSERWATYZM.PL , 15 września 2018.

Najnowsze komentarze
    Archiwa
    055490