Chwała Bogu

OJCU, SYNOWI I DUCHOWI ŚWIĘTEMU

Ewa Polak-Pałkiewicz, Kłamstwo smoleńskie we Wszechświecie

Kiedy sprawa smoleńska staje się sprawą międzynarodową… Kiedy umysły ludzkie nie chcą przyjąć wersji oficjalnej… Kiedy buntuje się duch i materia… Ślady pozostawione w resztkach maszyny nie chcą się zdematerializować… 50 tysięcy szczątków samolotu nieustająco układa się w jeden wyraz… Kiedy ziemia, która wchłonęła tyle krwi jest dla Polaków spod każdej szerokości geograficznej ziemią świętą… Kiedy nikt i nic nie przyjmuje już kłamstwa.

Wtedy największy kłopot mają ze sprawą smoleńską nie ci, którzy na Krakowskim Przedmieściu wciąż stawiają krzyż – dziesiątego każdego miesiąca. Nie ci, którzy pracowicie ustawiają znicze, stosami układają kwiaty i z tak wielką powagą umieszczają wśród nich portrety Pary Prezydenckiej, że chciałoby się patrzeć bez końca na te uroczyste gesty poprawiania, przewiązywania białoczerwoną szarfą, zawiązywania czarnej kokardy…  Nie ci, którzy uparcie noszą żałobę, już piąty rok… Nie, nie ci. Prawdziwy kłopot mają ci, którzy oderwali się od rzeczywistości. Dla których to wszystko głupstwo.

A Rzeczywistość to Słowo.

Także pochodzące z tego właśnie Żródła słowo, które bezkompromisowo zaprzecza wszelkiemu kłamstwu. Słowo niewzruszone. Słowo prawdy.

Ci, którzy zaprzeczają prawdzie mają kłopot niemały. Kłopot przede wszystkim z przyjęciem i ze zrozumieniem Słowa. Także ze zrozumieniem słów. Znajdują się między rzeczywistością, a jej zaprzeczeniem. Blisko, coraz bliżej otchłani, gdzie nie słychać już żadnych słów. Gdzie panuje pomieszanie języków przechodzące w nieludzki bełkot…

Katyński las

Katyński las

Istnieje tajemniczy związek, tajemnicza współzależność: kłamstwo wypowiedziane w jakiejś części świata, kłamstwo, które ma ambicje „zamienić” śmierć prawie setki osób, które leciały, by oddać hołd polskim oficerom pomordowanym w Katyniu, w jakiś niewiele znaczący przypadkowy incydent – pozbawiony rangi, wymiaru symbolicznego, błahy – to kłamstwo odezwie się niespodziewanym echem. Zostanie wypowiedziane głośno i dobitnie w innym miejscu, zostanie przywołane po to, by ukazać całą swoją ohydę. Swoją upiorną nagość, całą potworność. I nie zostanie przyjęte. Będzie odrzucone z odrazą i obrzydzeniem. Sprzeciwią się mu ludzie wyposażeni przez Boga w rozum i wolną wolę. Kłamstwo nie przystaje bowiem w żaden sposób do natury człowieka. Kłamstwo wciśnięte do gardła, wtłoczone do umysłu, wcześniej czy później zostanie wyplute, wyrzucone. Usunięte raz na zawsze jak gnijący ząb.

Natura stworzonego bytu nie przyjmuje kłamstwa. Wszystko co trwałe, wielkie, piękne, cenne w świecie zbudowane zostało na prawdzie. Człowiek nie może żyć bez prawdy.

Wiele rzeczy dzieli Polaków, powiedział dzisiejszego popołudnia Jarosław Kaczyński na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. To mogą być różnice, których się nie pokona. Ale jedno ich łączy: prawda. Dokąd tak jest, Polacy są wspólnotą.

Artur Grottger - Pochód na Sybir

Artur Grottger – Pochód na Sybir

Polska jest tak ważna dla świata, bo nigdy nie sprzeciwiła się Bogu. Nie przyjęła kłamstwa.

Nie chciała przyjąć wiary od chrześcijan dotkniętych chorobą bizantynizmu, który zakłada, że silniejszy ma rację.

Nie chciała zgodzić się na uznanie pogan za ludzi niższej kategorii.

Nie pozwoliła sobie narzucić herezji protestanckiej.

Brzydziła się schizmy.

Była wierna papieżowi.

Nie dawała przyzwolenia, by wrogowie wiary i Kościoła najeżdżali jej ziemie, grabili je, pustoszyli kościoły i klasztory.

Nie podporządkowała się zaborcom, dla których solą w oku była jej wierność Kościołowi i zasadom katolickim.

Nie zgodziła się, by stanowić podbite, ograbione i sterroryzowane terytorium przemarszu Armii Czerwonej na Zachód, w celu dokonania podboju. Europy.

Nie pozwalała, by ktokolwiek z Polaków przyłączył się do morderców Żydów na jej ziemi, morderców z trupimi czaszkami na mundurach.

Nie przyjęła do wiadomości kłamstwa katyńskiego.

Odrzuciła kłamstwo i przemoc narzuconego jej siłą komunizmu.

Bronisława Rychter-Janowska - Adoracja

Bronisława Rychter-Janowska – Adoracja

 

Nie pozwoliła na to wszystko, bo inaczej zostałaby w tym miejscu świata naruszona głęboko struktura duchowa zbudowana na Prawdzie, struktura zakorzeniona w Słowie, które jest Bogiem. Struktura duchowa państwa, którego Królowa jest Matką Boga.

Gdyby tak się stało, musiałaby powstać reakcja zwrotna we Wszechświecie. Musiałby zaistnieć niewyobrażalny dramat. Prawdziwa duchowa katastrofa o nieprzewidywalnych skutkach.

Istnienie Polski – nawet tak obolałej jak dziś – istnienie Polaków, którzy nie godzą się na kłamstwo i płacą za to ogromną nieraz cenę, gwarantuje nienaruszalność tej struktury. Korzystają z tego także inni. Cudzoziemcy czują się w Polsce szczęśliwi. Nikt nie próbował tego zdefiniować, wytłumaczyć dlaczego tak jest, ale jest to fakt.

Na początku było Słowo, 
a Słowo było u Boga, 
i Bogiem było Słowo…. (J1,1)

Nie da się żyć w kłamstwie będąc dziełem Boga, człowiekiem przez Boga stworzonym. Kiedy cała natura człowieka i cała jego dusza wyrywa się ku swemu Stwórcy, ku Ojcu.

Nie można udawać, że kłamstwo nie istnieje, gdy jest się poddawanym jego terrorowi.

Prawda daje życie. Każde słowo wypowiedzianej prawdy przynosi błogosławieństwo. Każde słowo kłamstwa zaprzecza Dawcy życia, zaprzecza więc i życiu samemu. Kłamstwo wysysa powietrze, powoli zabija, dusi.

Judasz poszedł i powiesił się.

Jego czyn – zaprzeczenie Słowu, ugodzenie w Boga, odrzucenie Prawdy – zabił go. Judasz nie był w stanie dłużej żyć. Sam sobie wymierzył sprawiedliwość.

Dziś jest 10 kwietnia i wszystko, co zaprzecza kłamstwu, odzywa się w Polsce wielkim głosem. Mówią wolni Polacy. Mówią ich gesty, spojrzenia, sposób obcowania ludzi ze sobą. Ich wielki takt, kultura, delikatność. Mówią pieśni, kazania, modlitwy. Mówią nielegalne kwiaty. Mówi nielegalny krzyż przed Pałacem Prezydenckim. Mówi cała zakazana Polska.

Świat zaczyna słyszeć ten głos.

„Co jest?”

  • takie pytanie zadaje często mój mieszkający od czterdziestu lat w Austrii kuzyn. Nie wszystko w polszczyźnie jest już dla niego jasne. Chciałby rozumieć jak najlepiej, o czym i w jaki sposób mówią rodacy w kraju i dlatego, jako przerywnik – tak jak inni dodają co chwila „prawda”, albo „właśnie” – wrzuca to swoje „co jest?”. Musi zrozumieć, dlatego wciąż męczy go „co jest?” Ale tak naprawdę każdego z nas powinno zajmować tylko to, co jest. Nie to, co myślą inni ludzie, nie to, co mówią, bo jest im tak wygodnie, nie to, co piszą w gazetach – w większości gazet – bo im dobrze płacą, nie to, jak sobie ktoś coś wyobraża. To jest bez znaczenia. Ważne jest to, co jest. Co istnieje ponad wszelką wątpliwość. Co jest rzeczywistością, bytem.

Gdy żyje się rzeczywistością, a nie fantazją, nie wyobrażeniem, nie „pobożnym życzeniem”, nie opinią innych, nie stugębną plotką, nie fałszem wyprodukowanym fachowo przez przemysł kłamstwa, jest się zdolnym wypełniać swoje zadanie. Zmierzać do celu, jaki jest dla konkretnej osoby wytyczony. Tylko tak można tworzyć państwo, wspólnotę, rodzinę. Służyć Bogu i bliźnim – społeczeństwu. I zasłużyć sobie na szczęśliwą wieczność.

Pytanie o przyczynę śmierci 96 Polaków pod Smoleńskiem pięć lat temu – tak jak w latach 40. i 50. ub. wieku pytania o Katyń – nie jest tylko sprawą polską. Nie jest sprawą wewnętrzną. Jest warunkiem pełnego powrotu do rzeczywistości przez Polaków. A za ich pośrednictwem także przez Zachód. Jest jednym z podstawowych warunków odzyskania na dobre naszej zachodniej cywilizacji, która cała opiera się o poszanowanie prawdy.

Bronisława Rychter-Janowska

Bronisława Rychter-Janowska

Odpowiedź na to pytanie – szczera, głęboka, nie zdawkowa, jasna, publiczna – przywróci Polsce i Europie utraconą równowagę. Wyzwoli z okowów nierzeczywistości uwięzione w niej narody.

Smoleńsk 2015 – pięć lat żydokłamstw

Za parę dni minie piąta rocznica zamachu warszawskiego, znanego w społeczeństwie pod kryptonimem „smoleński” albo krótko jako „Smoleńsk”.W związku z tym można zauważyć, że atmosfera poprawności polityczno-rozumowej przyklaskującej bredniom oficjalnej wersji katastrofy smoleńskiej, dyskretnie podkręcana przez sensacje i histerie ekspertów lotniczych Zespołu Macierewicza, uległa już od jakiegoś czasu mocnemu uspokojeniu.

Jak to wyłożyliśmy na stronie http://zamach.eu/ w Smoleńsku nie było ani katastrofy, ani zamachu, lecz została odegrana jedynie inscenizacja.

Natomiast Delegaci do Katynia zostali wyłapani indywidualnie przed momentem zbiórki na Okęciu, a następnie zbiorowo lub też indywidualnie wymordowani.

 

Liczne plotki puszczane o uwięzieniu lub rzekomej ucieczce do ciepłych krajów wszystkich lub prawie wszystkich członków delegacji były i są częścią psychologii wojennej. Plotki dające rodzinom jakąś nadzieję na odnalezienie porwanych mają również charakter paraliżujący wobec tych rodzin, które boją się podjęcia jakichś radykalnych środków przeciw mniej lub bardziej rozpoznanych sprawców porwania – w obawie, że może to pozbawić porwanych szansy na przeżycie i ewentualne uwolnienie. W Polsce ten chwyt psychologiczny zastosowano dwa razy, a w zasadzie nawet i trzy. Pierwszy raz przy zamachu w Gibraltarze, gdzie zaginiona córka Sikorskiego miała przeżyć „katastrofę”. Później podobnie było z synem B. Piaseckiego, którego to zbolałego ojca łudzono listami „pisanym przez syna” przez cały rok od porwania, a jak wiadomo został on rytualnie zabity prawie natychmiast po porwaniu. Trzecim przypadkiem jest Katyń, gdzie wiele wdów zwodzono (a i zastraszano) nadzieją na odnalezienie męża w ZSRR, o ile będą one siedziały cicho.

Oczywiście, we wszystkich trzech przypadkach sprawcami, beneficjentami zbrodni oraz manipulatorami medialnymi byli żydzi. Żydzi toczą przeciw Polakom totalną wojnę – terror. Jest on w zasadzie obecny nieprzerwanie od dnia 17 września 1939 roku. Pewne wydarzenia wojenne, słusznie określone przez Le Pen`a jako drobiazgi historyczne, przysłoniły Polakom obraz wydarzeń historycznych, gdzie mniej lub bardziej zmanipulowane społeczeństwo polskie jednak jakoś zgodziło się na wymuszony projekt żydowski: żydów, jako ofiar wojny, a to wobec faktu, że żydzi (nigdy albo ew. nie bardziej niż inni) takimi nie byli. Zaś faktycznie byli i są agresorami okrutnie i bezwzględnie obchodzącymi się z nami, jako bezwartościowym materiałem tubylczym, który należy totalnie zniszczyć. To celem zagarnięcia jego przestrzeni, dóbr, imienia a nawet i tożsamości narodowej. To ostanie jest coraz bardziej widoczne, bo – przykładowo – prowadzą różne kampanie medialne mówiące o żydach jako Polakach.

W nieodległej historii np. celem tego zaboru – poprzez cały szereg międzynarodowych manipulacji oraz za pomocą żyda ministra Becka – było wywołanie straszliwej wojny, w której działania obronne po naszej stronie były systematycznie sabotowane przez oficerów wysokiej rangi żydowskiego pochodzenia. Z tego powodu Polski front wschodni we wrześniu 1939 praktycznie nie istniał, co ułatwiło bolszewikom najazd i doprowadziło do upadku II RP oraz utraty kilku milionów Polaków. Ich agent żyd Anders (wespół z innymi dowodzącymi w armiach sojuszniczych) wysłał naszych (a ci swoich) żołnierzy na bezsensowny atak na Monte Cassino, a jeszcze przedtem zezwolił trzem tysiącom żydów zdezerterować z wojska i na dodatek okraść Korpus z broni i materiałów wojennych. To żyd Retinger dopomógł szpanerom w dowództwie AK w Warszawie sprowokować Powstanie, gdzie przedtem dobrze zadbano o to, aby ogromne ilości uzbrojenia wywieźć z Warszawy i tak popchnąć do beznadziejnej walki Najpiękniejszych z Pięknych – naszą wspaniałą młodzież warszawską, której podobnej nigdzie na świecie nie było. Zamordowano tak ćwierć miliona naszej przyszłej elity. Żydowskie mordy UB na naszych Niezłomnych, które trwały do lat wczesnych 60-tych, dopełniły reszty tych przedsięwzięć siłowych.

Po wojnie stopniowo nastały nowe czasy i środki przemocy, a przymus zewnętrzny (gwałt zbrojny) został zastąpiony środkami socjologii wojennej i tu wprowadzano bardziej wyrafinowane środki przemocy wewnętrznej– swego rodzaju autoagresji. Najbardziej udanym teatrem tego socjologicznego mechanizmu zbrodni wojennych była wprowadzona przez żydów aborcja, która mogła sięgać nawet do dwudziestu pięciu milionów zabitych polskich dzieci przez ponad 30 lat jej obowiązywania. A to na tle „katolickiego narodu” oraz Katolickiego Kościoła. Co prawda – po wojnie – tak naprawdę o narodzie to już trudno było mówić. Struktura hierarchiczna została zniszczona i to według zasady Talmudu nauczającej, że aby skutecznie uderzyć w społeczeństwo, trzeba najpierw zniszczyć jego elity, a reszta pójdzie jak z płatka – i tak się stało. Co więcej walka taka toczy się do dnia dzisiejszego, bo widzimy, że co wybitniejsi Polacy są mordowani w różnych skrytobójstwach. To sprawia, z nie możemy się organizować i dźwignąć jako Naród.

Oprócz tego wymiaru – czysto socjalnego – była jednak druga płaszczyzna naszego katolickiego bytowania: Kościół Katolicki i jego hierarchia. Tu, po wojnie, było początkowo inaczej, bo w Kościele Świętym – w przeciwieństwie do późniejszej, by tak rzec, „posoborowej synagogi watykańskiej” – kościoły „lokalne” nie były pozostawiane samopas, a mogły czerpać siły tak duchowe, jak i fizyczne z Watykanu, a za pomocą bożego papiestwa i z innych kościołów lokalnych, zaś o obecnej teologii żyda, która wyklucza inne istotne tematy, nie było nawet mowy. I mniej więcej tak właśnie było. Kościół katolicki, który w czasie okupacji stracił ponad trzy tysiące kapłanów, i choć wyszedł z wojny równie okaleczony jak i cały naród, to jednak szybko się podnosił i wyciągał nas z tej strasznej wojennej klęski. Żydzi to szybko zauważyli i Kościół stał się przedmiotem specjalnej troski takich ludożerców jak Berman czy Brystygierowa. A metody walki nie były skostniałe, lecz posługiwały się zdobyczami naukowymi. Po kilku powojennych latach zbrojnych wręcz napadów na kler i hierarchię, żydokomuna PRL`u przeszła od otwartej wojny do skrytobójstw na hierarchach. Akty te wspierane były szerokim instalowaniem osobników TW w strukturach tak seminariów, jak i pozyskiwaniem osób już konsekrowanych. Ten obecny żydowski potwór, jakim jest widzialny episkopat w Polsce, to faktycznie efekt żmudnej pracy 60-ciu lat żydowskiego terroru w Polsce i nasuwa się pytanie, czy ma jeszcze coś wspólnego z Kościołem czy z Polską, a nawet z tzw. chrześcijaństwem, co już dawno zaważyli liczni kaznodzieje sekt parachrześcijańskich, postrzegających tzw. „polski kościół” jako siedlisko żydowskiej trucizny w sercu Europy.

Zanim jednak do tego doszło, trzeba było dokonać w Kościele wielu „transformacji” i powojenna historia Kościoła w Polsce ukazuje nam jak na dłoni mechanizm żydowskich zbrodni, polegający na mordowaniu „niewłaściwych” i utykaniu na tak stworzonych wakatach „właściwych” osób. Zamordowanie – podczas operacji – Prymasa Hlonda, krótko potem zamordowanie w ratowaniu powypadkowym jego ustalonego następcy, więzienie setek księży zamknęło się okresie do 1956 roku, który błędnie nazywany jest okresem stalinizmu.

Po tym brutalnym dla kleru okresie nastąpiła radykalna zmiana metod walki, gdzie wspomniana otwarta przemoc została zastąpiona skrytobójstwami na klerze i podrzucaniem Kościołowi „właściwych” księży, a później hierarchów. Tu najwłaściwszym z właściwych był Karol Wojtyła, którego przerażający nawet życiorys okresu 1939-1978 można by rozdzielić na dziesiątki teczek TW innych osób.

Nie rozpisujemy tu się zbytnio o nim, podkreślimy tylko, że w okresie, kiedy inni księża byli więzieni, a domowe pisanie na maszynie uchodziło za nielegalne – on wybraniec jeździł sobie spokojnie od zagranicy do zagranicy, kto zna tamte czasy to wszystko rozumie.

A okres od 1939 roku nie jest żadnym błędem, bo dotyczy on również i okupacji. To w trakcie okupacji Wojtyła przyjaźnił się żydem Turowiczem (matka Turnau), którego to żyda nigdy nie wysłano do getta, chociaż Gestapo musiało wiedzieć o tym, że Turowicz był członkiem żydowskiej organizacji BUND. Turowicz był dożywotnim mentorem Wojtyły i nawet dla bardzo przychylnych Janowi Pawłowi było bardzo nie w smak to afiszowanie się papieża znajomością z tym religijno cywilizacyjnym krętaczem. Turowicz w oparciu o przyjaźń z kardynałem Wojtyłą snuł plany nt. alternatywnej hierarchii katolickiej w Krakowie i Polsce, ale całkowicie złożonej z osób laickich. Okupacyjne losy Turowicza bardzo to przypominają losy Bartoszewskiego, którego zwolniono z Oświęcimia ze względu na zły stan zdrowia, podczas kiedy nawet zdrowym Polakom gwarantowano krótki okres męki oświęcimskiej, bo paromiesięczny a zakończony śmiercią z wyczerpania. Podobne wybiórcze zsyłki, aresztowania i puszczanie wolno wybranych miało miejsce w wielu obszarach życia okupacyjnego całej Polski. W ogóle należy zauważyć, że okupacja była najlepszą formą transformacji żyda na Polaka. A nazwiska np. Kantor, Miłosz, Lipiński, Wyka, Lem, Kisielewski i inni, którzy przeżyli sobie trudy wojenne bez uszczerbku, a jeszcze tym łatwiej przejmujący władzę nad Polską – swoją masowością mówią same za siebie. I nie można tego wykrętnie wyjaśniać tym, że w Krakowie „było lepiej – lżej”. Bo to też zależy jak dla kogo, gdyż kiedy Wojtyła „ukrywał się” – a grał w teatrze, to Polak prof. Koneczny utracił dwóch synów.

Widać, że jakoś okupant wielu żydom nie kazał ściągać spodni, aby mogli wylegitymować się napletkiem na właściwym miejscu. A Teatr Rapsodyczny działał niezbyt daleko od siedziby gestapo i również, i z nim nic takiego się  nie działo. To w przeciwieństwie do np. Zamojszczyzny czy wspomnianej rzezi Powstania. Zauważa się wyraźnie, że mimo trudów okupacji miało miejsce określone, mocne zwarcie żydowskich szeregów, a to na tle bezwzględnego wykrwawiania polskiej elity – „endecy” dzielili szczególnie okrutny los kleru i wojny faktycznie nikt z nich nie przeżył. Przeżyli tylko ci , którzy w czasie od okupacji znaleźli się na Zachodzie a i nie we Francji nawet, bo i tam było groźnie. Symbolem żydowskich mordów na Narodowcach jest niewątpliwie Adam Doboszyński. A nie mówimy tu o żadnym zbiegu okoliczności – tak to zostało zaplanowane, liczą się rezultaty, a nie cena lub podobne. Wielu Narodowców przeżyło Niemców, ale padło z rąk żydów!

Dzięki temu – planowaniu -taki żyd Turowicz, który przed wojną musiał pilnować się, aby się nie narazić „endekom” jako żyd, nie tylko, że w przeciwieństwie do nich przeżył wojnę, ale stał się jedną z najważniejszych postaci powojennej żydowskiej prestidigitacji w Polsce, a może nawet i w świecie. Szkody jakie on – z prowincjonalnego Krakowa – zadał światowemu Kościołowi są wręcz nieobliczalne. Straszne spustoszenie wywołane i Soborem, i pontyfikatem Wojtyły, który wstępując na Tron miał być tym, który wysprząta po Pawle VI, a po paru latach okazał się jeszcze gorszym niż poprzednik. I tu wszyscy znający tamte czasy dopatrują się diabolicznej przyjaźni z Turowiczem. http://gazetawarszawska.com/antykosciol/1391-ido-c

Choćby tylko to środowisko Tygodnika Powszechnego właśnie uprawnia nas do zastanowienia się na tym: jak to szczególną rolę w tym zniszczeniu odegrali żydzi z Polski? I to w takim strasznym stopniu, że gdyby Sobór nie miał miejsca, jako twór ogólnie światowego żydostwa, to choćby dla korzyści żydowskich w Polsce powojennej byłby powołany – tylko z tego powodu! I tylko dla żydów w Polsce. Bo ich sukcesy przejęcia władzy nad Polska i Polakami opierały się na dwóch do tego niezbędnych filarach:

- wojnie i mordach powojennych,

- zbrodniach soborowych,

To wszystko nie byłoby możliwe bez okupacji niemieckiej w Polsce – jako wstępu do ataku i na Polskę, i na Kościół – która, pomijając inne aspekty, była transformacją, subwersją (+++) żydów na Polaków, a co bez tamtego wojennego gwałtu, totalnych wymian tożsamości, do czego nawoływał Józef Berman w jego referacie na posiedzeniu komitetu żydowskiego, nie byłoby możliwe.

Wojna była „zabiegiem chirurgicznym” dokonanym na Polsce i Polakach: wycięła polską inteligencję w pień, a ocaliła, „wylansowała” żydów, żydowską inteligencję nałożoną na Polaków jako masę niezdolną już do samoobrony przed tym żydowskim wirusem. Okupacja niemiecka w Polsce jest nawet modelem wzorcowym dla różnych innych subwersji w Polsce, w tym zamachu warszawskiego, ale nawet nie tylko, bo podobnie dzieje się obecnie na Bliskim Wschodzie, gdzie rzekomi islamiści są zwerbowanymi żołnierzami, mającymi na celu wprowadzenie totalnego chaosu w tamtych regionach, a co ma ułatwić ekspansję Izraela oraz grabież surowców, a nawet o ile będzie potrzeba, wtedy będzie można „terrorem islamskim” zaatakować sam Izrael, co nie stoi tu w jakiejkolwiek sprzeczności.

Zamach warszawski pod pozorem „katastrofy smoleńskiej” miał doprowadzać do totalnej utraty kontroli Polaków nad Polską i tak się stało, a co widać już gołym okiem. Ale nie tylko o to chodziło, zebranie gości pogrzebowych na państwowym pochowku prawdopodobnie miało doprowadzić do masowego ataku na przywódców światowych przybyłych na pogrzeb. Tym też zapewne tłumaczy się „dziwna” absencja niektórych z nich, którzy zapewne zostali ostrzeżeni przez własne służby. Na Bliskim Wschodzie jest to normalna procedura, że najpierw zabija się wodza, a potem na jego pogrzebie wysadza się w powietrze resztę innych osobistości wysokiej rangi. Pamiętamy, że na pogrzeb Lecha Kaczyńskiego nikt prawie nie przyjechał, a sama uroczystość – aby nie kusić losu – odbyła się w całkowicie innym miejscu niż to planowano. Podobnie było z cyrkiem marszu pokoju po farsie zamachu na redakcję Charlie Hebdo, gdzie przywódcy światowi szli własnym pochodem w osobnym miejscu. Zebranie pogrzebników w Warszawie nie miało miejsca, bo zapobiegawczo wywołano erozję wulkanu, który dał pretekst do uziemienia wszystkich samolotów na parę dni przed pogrzebem i wszyscy zostali w domu. Przy czym biorąc symbolikę wielkiego ognia, znaną w okultyzmie obecnych władców świata, można by zastanowić się, czy erozja wulkanu na długo przed 10 kwietnia dodatkowo nie była wielkim okultystycznym znakiem „wielkich zmian”, które nadchodzą i wtajemniczeni wiedzą, że trzeba zachować czujność.

Wydarzenie 10 kwietnia 2010 trzeba widzieć w szerokiej perspektywie, nie wolno zasklepiać się ani w teoriach wybuchów, teoriach ataku laserowego czy kłótniach w kokpicie. Choć na to nie ma dowodów, ale się o tym mówi, podczas kiedy również nie ma dowodów na odlot z Okęcia, ale tu się o tym milczy.

To zbrodnicze milczenie przerwane jest niegodnym klanagorem żałobników – a skutecznym. Właśnie na dniach córka Wassermana, aby wpisać się w aktywnych zwolenników „kłamstwa smoleńskiego”, domaga się konferencji międzynarodowej, która zbada tę katastrofę! Właśnie – w ramach szeroko pojętej subweresji już nie Polski tylko, ale i całego regionu – bez żenady miesza ona tu do naszych polskich spraw kwestię Ukrainy, Putina i samolotu malezyjskiego. A przecież ta gęś żałobna ma czarne skrzynki (malezyjskie) właśnie w rękach „międzynarodowych” i niech nam opowie o tym, co tam jest zapisane! Przecież czarne skrzynki samolotu z Donbasu ujawnią atak rakiety naziemnej – czyż nie? Gdzie są zapisy tego samolotu i co mówią??? Po co oskarżać gołosłownie, skoro można podeprzeć swe zarzuty dowodami? Czy pochodzenie żydowskie uprawnia w Polsce do sprawowania służby adwokackiej bez legitymacji rozumu?

Podobnie nędznie, a nawet gorzej jest z inną płaczką – Kurtyką, która na swojej stronie internetowej   http://www.pomniksmolensk.pl/     bezczelnie wywiesiła ubecką fałszywkę: „zdjęcie Tupolewa w chwili wchodzenia Prezydenta na pokład w dniu 10 kwietnia 2010”  http://gazetawarszawska.com/zamach/zamach-warszawski/403-oszustwo-smolenskie-portalu-pomniksmolenski Rodzina Gosiewskiego wystawiła pomnik o kształcie Tupolewa, w którym to miał zginać ich syn. Wdowa Merta milczy jak zaklęta w sprawie wzorcowego przykładu oszustwa smoleńskiego: palenia dowodu osobistego jej męża, aby upozorować, że jest to dowód rzeczowy, który wydobyto ze zgliszcz w Smoleńsku, podczas kiedy dowód ten jak przypuszczalnie i właściciel nigdy na lotnisku w Sewiernem nie byli i to nawet w stanie martwym. Płakać przed kamerami – TAK! Domagać się prawdy o odlocie – CICHO SZA!

Nawet konferencje smoleńskie, w tym lekarzy i psychologów, nie podejmują prostego wątku: w jakim stanie psychofizycznym był kapitan Tupolewa. Skoro oszuści smoleńscy sami twierdzą, że atmosfera na pokładzie była zła, to czy te wdowy płaczne:

nie powinny pójść po tej linii i zapytać jak czuł się kapitan, co pił na Okęciu, czy obsługa w barze dobrze przestrzegła zasad higieny rąk i czy nikt nie zainfekował kawy i ciasteczek bakteriami, które w ciągu 30-50 minut atakują bez objawów wstępnych system pokarmowy i dają u zainfekowanych gwałtowne torsje i biegunkę nie do powstrzymania?!

Czy lekarz medycyny Joanna Kurtyka takie bakterie atakujące przewód pokarmowy zna? A jeżeli zna, to dlaczego ich nie bada na Okęciu? Czy ona boi się? Boi się biegunki?

Dlaczego Merta, Wasserman, Kurtyka, Gosiewscy (matka lekarz) nie pytają o to, jak czuł się mąż czy ojciec w ostatniej chwili swego życia, co mówił do osoby, która została na lotnisku, czy był spokojny, a może był pod wpływem narkotyków? Którzy to byli takimi „osobami” odprowadzającymi, dlaczego ich nikt nie ujawnia? Jak nazywała się firma, która dawała serwis cateringowy krytycznego dnia? Etc., etc.

W naszej kulturze, bliscy autentycznie kochający swych nagle odeszłych najczęściej w ciszy przeżywają swój smutek wiecznego rozstania, ale jeżeli są już do czegoś zdeterminowani, to nie do aktorstwa, ale do poszukiwania prawdy o ostatniej chwili życia ukochanej osoby.

Zachowanie tych medialnych żałobników jest niegodne, to dalsza część kłamstwa smoleńskiego. Co gorsza, to na tle kolejnych już ofiar, jak np. inżyniera Wróbla czy – co wysoce prawdopodobnie – dr Ratajczaka. Inżynier Wróbel – mimo pięciu lat – jest dotychczas jedyną osobą sfer rządowych, która otwarcie mówiła o wersji samolotu bliźniaka w Smoleńsku. Dlatego go zamordowano. Lista ofiar smoleńskich jest długa, nie wyliczamy tu nikogo, ale trzeba dodać, że do ofiar tych należą kadry lotnicze zabite w samolocie CASA, ofiary nagłych zgonów w okresie posmoleńskim, czy architekci „z Asturias”. Mamy prawo domniemywać, że jest to wierzchołek góry lodowej. I do ofiar typu radiowiec R.Muś dołącza się całe grono tych, którzy nagle odeszli na zawały czy wylewy, a których to nazwisk nigdy nikt nie skojarzy ze Smoleńskiem.

Pisaliśmy dość dużo o ekspertach Macierewicza: Biniendzie, Nowaczyku, Szuladzinskim, etc., czy nawet tej grotesce inżynierskiej Glenn Joergensen, a w tych dniach Jürgen Roth, który podobnie jak Macierewicz z Sulęcińskim przeczytali pierwsze fragmenty hipotezy na http://zamach.eu/   i szerzą to nie, jako odrzuconą, wczesną hipotezę, lecz jako zwykle brednie (Plan B), a Roth już jako ordynarne żydowskie kłamstwa.

Wszystko to pomijamy tu, bo „experci” już mocno schodzą na plan dalszy, a najnowsze informacje mówiące o tym, że wieża kontrolna na krótko przed „lądowaniem” Tupolewa miała rozkaz zamknąć lotnisko, oddala podejrzenia od Putina, jako sprawcy, czyli experci tym bardziej idą w odstawkę, bo ich celem nie była prawda, ale Putin. I na scenie pozostają jedynie emocje, a wdowy są w tym najlepsze.

Jak powiedziano powyżej, „Smoleńsk” to cześć planu subwersji i taka metoda jest podjętą próbą przejęcia Polski przez żydów. Okres najnowszy ma swój początek 17 wrzenia 1939 roku, który obecnie gwałtownie przyspiesza, a to ze względu na wydarzania w Izraelu. Ale próba przejęcia Polski przez żydów sięga już pierwszych wieków państwowości polskiej, gdzie żydzi zaczęli mówić o przejęciu Lechitii jako swego terytorium. Kiedyś napisano o tym wiele książek, ale które udało się zniszczyć, choć pewne zapisy się zachowały.

A czasy już zupełnie najnowsze to problem Izraela, gdzie toczy się odwieczny spór miedzy ortodoksami, syjonistami i liberałami. Jest to miotanie się od asymilacji, do mesjanizmu poprzez syjonizm. Jedni chcą uciekać do Polski, inni budować wielki Izrael, choć najchętniej jako turyści, a inni nauczać gojskie dzieci masturbacji.

Tak czy owak nawet wielki Izrael z osiadłą tam dużą populacja żydowską wymaga „chwilowego” przerzucenia ludności Izraela do Europy, bo trzeba zburzyć meczet Al- Aqsa, którego istnienie uniemożliwia zbudowanie Świątyni. Zburzenia odbędzie się poprzez atak jądrowy Iranu na Izrael, a to poprzez przypadkowe trafianie właśnie w meczet. Miało do tego dojść rok temu podczas posiedzenia Knesset `u na Wawelu, ale coś nie poszło tak, jak trzeba. Z niczego jednak nie zrezygnowano.

Możliwe, chodzi tu o wątek Ukraiński lub Rosyjski (ceny ropy), a może o jakaś formę buntu w armii Izraela, której to zawodowi oficerowie mogą mieć dość nieudacznictwa swoich dowódców, którzy w tym całym chaosie wiecznych zbrodni na Palestyńczykach i notorycznych konfliktach z otoczeniem mogą wywołać lawinę nieprzewidywalnych wydarzeń.

Tak czy owak, wszyscy żydzi bez wyjątku chcą wytchnienia na łonie gojów, bo goj jest osłem, które żyje po to, aby dźwigać żyda. Jest to prawda i nie tyle rabina Izraela, ile jest ogólną mądrością żydowską, a czym każdy żyd żyje, niemal „ma to w genach”. Jak wiemy, najlepszym żydowskim osłem jest Polak. On nawet całą rodzinę zabije, a i sąsiadów też, a to po to, aby mógł żywić żyda i wynosić po nim kible. Żyd mu za to podziękuje.

Takie noszenie żydowskiego kibla i narażanie na śmierć sąsiadów, czyli nas wszystkich i to nie tylko w Polsce, ale i w całym regionie, reprezentują żałobnicy smoleńscy i cała ta chmara różnej maści ekspertów, adwokatów i publicystów, którzy krzyczą o Smoleńsku, a milczą o Okęciu – jest to jedno wielkie zagrożenie dla pokoju w Europie – noszenie żydowskiego kibla.

W Smoleńsku nic nie było, nikt tam nie zginał, ale krzyczy się tam głośno po to, aby zgłuszyć prawdę i o „Smoleńsku” i o Polsce. Polska ma znowu paść ofiarą.

In Christo

Krzysztof Cierpisz

09 – 04 – 2015

Franciszek umył nogi transseksualiście

W Wielki Czartek, kontynuując zwyczaj wyszydzania tego co zrobił Jezus swoim uczniom w dzień przed swoją męką, papież Bergoglio umył stopy między innymi dziecku i transseksualiście. Następnie transseksualista przystąpił do Komunii Świętej przyjmując z rąk kapłana Ciało Chrystusa. Ciekawe że nawet “postępowe” media całą sprawę przemilczały. Widocznie jest to na tyle jednoznaczny gest, że nawet one bały się go pokazać. Wygląda na to że jest jeszcze za wcześnie, ludzie są nieprzygotowani. Chyba reakcja wiernych i niektórych biskupów na ubiegłoroczną próbę przeforsowania komunii dla rozwodników pokazała że “siły postępu” w Kościele nie mają jeszcze wystarczającej przewagi. Ale program przyjęty gdzieś na wyżynach masonerii musi iść swoim tokiem. Lud jeszcze nie dojrzał, ale rewolucja musi trwać.

Transseksualista któremu papież Franciszek umył i pocałował nogi

Papież Bergoglio grzeszy pychą próbując być lepszym od Jezusa Chrystusa. Jezus obmył stopy swoim uczniom, Bergoglio idzie dalej, chce myć nogi wszystkim grzesznikom i tym, którzy jeszcze nie są uczniami. Kto będzie następny po muzułmance i transwestycie? Czy może w przyszłym roku Franciszek umyje nogi pedofilowi? Czym w przyszłym roku nas zaszokuje? A może w przyszłym roku nie będziemy się już niczemu dziwić? Może w tej “rewolucji” chodzi właśnie o to żebyśmy przestali się dziwić?

Tu film na YouTube w którym transseksualista opowiada o sobie i całym zdarzeniu.

Za: ‚Zapiski z kamiennego lasu’ (7 kwietnia 2015)

Judaizm przeciwko Mojżeszowi. Gnostycki mesjanizm Sabbataja Cwi – Hugon Hajducki

Trwa duchowa wojna pomiędzy Bogiem a Lucyferem. W trakcie tych zmagań książę ciemności niejednokrotnie zło nazywa dobrem, a nienawiść ukrywa w słowach głoszących miłość, tolerancję i pokój.

Zapowiedziane przez św. Jana zbiorowe nawrócenie Żydów jest od dawna wypatrywanym znakiem, potwierdzającym nadejście czasów ostatecznych i rychłą paruzję Chrystusa. Jest to jedna z wielkich tajemnic dotyczących losów całego świata. W jakich jednak okolicznościach nastąpi nawrócenie Żydów? W którym momencie porzucą oni swoje zgubne poglądy o nadejściu narodowego mesjasza, który przyjdzie tylko po to, by stworzyć kolejne ziemskie imperium? Czy będzie to związane z pojawieniem się kolejnego fałszywego mesjasza żydowskiego? Pytania, na które trudno udzielić jednoznacznej odpowiedzi, można by mnożyć.

Historia narodu żydowskiego po odrzuceniu i przelaniu krwi Zbawiciela jest historią pogrążania się w religijnych błędach i samouwielbieniu. Wbrew obiegowym poglądom, Żydzi nie pozostali wierni zasadom ortodoksyjnego judaizmu, dzieląc się na liczne i zwalczające się sekty. Do dziś sam judaizm jest zjawiskiem zróżnicowanym, a jego podział na żydowskich ortodoksów i zsekularyzowanych Żydów reformowanych jest bardzo dużym uproszczeniem. Jednym z odłamów dzisiejszego judaizmu (choć część samych Żydów traktuje ten ruch religijny jako heretycką sektę) jest wpływowy i działający do dziś w konspiracji sabbataizm. Warto zapoznać się z poglądami głoszonymi w łonie tej sekty, tym bardziej że zostały one przyjęte przez niektóre dzisiejsze odłamy judaizmu, jak również sekty (najczęściej protestanckie) o charakterze judeochrześcijańskim. Warto z jeszcze jednego powodu: ponieważ sabbataizm jest koncepcją religijną odpowiedzialną za liczne, fatalne w skutkach wydarzenia społeczne i polityczne na świecie dziejące się w ciągu ostatnich 200 lat, a które od XIX wieku przypisywano bez różnicy wszystkim Żydom. Niejednokrotnie sami sabbatajczycy gorliwie pomagali w szerzeniu antyżydowskiej propagandy, aby w ten sposób, łamiąc Prawo, przyśpieszyć osiągnięcie mesjańskiego czasu. Czytaj dalej

W I E L K A N O C  -  2015

Umarłeś na krzyżu,

Jezu – Zmartwychwstałeś!

Dla nas i dla wiecznej chwały…

A co przedtem było?

 

Co my zrobiliśmy -

Gdy nasze grzechy

Twoje ciało biczowały,

A wiara zmieniała w niewiarę,

Choć ramiona Twego krzyża

Z miłością nas oplatały?

 

Co my zrobiliśmy -

Gardząc Twoim obliczem,

Nie mieliśmy w sercu Boga,

Tylko biegnąc ścieżkami życia,

Dbaliśmy o majątek, zapominając,

Że bez Niego jesteśmy niczym?

 

Co my zrobiliśmy -

Ze słowami prawdy objawionej,

Zapisanymi  w Boskich słowach

Jezusa – nauczyciela naszych dusz,

Zmartwychwstałego, w Trójcy Jedynego,

Któremu wierzymy jako Bogu?

 

Co my zrobiliśmy -

To trudna odpowiedź z przeszłości

Dla ludzi Izraela, i dla nas – teraz,

Toczących syzyfowe kamienie wiary,

Coraz trudniej, coraz gorzej,

Trwonimy prawdę o Zmartwychwstaniu,

Tracąc jej sens, odległy od Boskiej miary?

 

Co my zrobiliśmy -

Co jeszcze zrobić musimy,

Według słowa wcielonego,

I płynącej z krzyża Jezusa

Nauki, żeby być – i codziennie

W Nim zmartwychwstawać?

 

 NY – Marian 44

 


 Resurrection

 Składam wszystkim serdeczne życzenia zdrowia, wielu łask Bożych i radosnych, pogodnych świąt.

CHRYSTUS  ZMARTWYCHWSTAŁ – PRAWDZIWIE  ZMARTWYCHWSTAŁ, ALLELUJA !!!

MARIAN 44

 

 

 

 

 

Wielki Czwartek

Dałem wam przykład

Liturgia Wielkiego Czwartku rozpoczyna Triduum Paschalne, które choć składa się z trzech dni, stanowi nierozerwalną jedność. O ile poranna celebracja ma miejsce tylko w katedrze, Msze Święte wieczorne sprawowane są we wszystkich parafiach. Mają bardzo uroczystą oprawę. Na pierwszy plan wybija się dziękczynienie za dar Eucharystii i kapłaństwa. Podkreśla to liturgia słowa.

Dzisiejsza wieczorna Eucharystia ma charakter bardzo uroczysty. Liturgia słowa przypomina wydarzenia z Wieczernika, nawiązuje do tradycji uczty paschalnej, w którą wpisuje się Ostatnia Wieczerza. Chrystus nadaje jej zupełnie nowy sens. Sam siebie czyni Barankiem paschalnym – Ofiarą, która odtąd będzie składana do końca świata za zabawienie świata. W nakazie skierowanym do apostołów: „To czyńcie na Moją pamiątkę”. Wielki Czwartek to też dzień ustanowienia służebnego kapłaństwa, którego zadaniem, poprzez sukcesję apostolską, będzie kontynuowanie przez wieki misji zleconej przez Mistrza. Z tej okazji polscy biskupi skierowali w tym roku do kapłanów specjalny list, w którym wzywają ich do odnowienia zażyłości ze Słowem Bożym, która może rozpocząć „nową duchową wiosnę” w Kościele w Polsce i na świecie. „Jedną z najbardziej subtelnych pokus, którą wabieni są także kapłani, jest myślenie, że słowa wzięte z ulicy mogą być bardziej „nośne” i bardziej skuteczne aniżeli Słowo Boże”, przestrzegają pasterze.
Szczególnym momentem Mszy św. Wieczerzy Pańskiej jest powtarzany za Chrystusem obrzęd umycia nóg przez kapłana celebrującego Eucharystię. Wyraża on prawdę, że Kościół, podobnie jak Chrystus, jest po to, aby służyć. Gest ten jest też ukazaniem istoty Eucharystii – gotowości do dawania siebie braciom poprzez ofiarę z siebie i życie dla innych.
Tego dnia po uroczystym „Gloria” milkną organy aż do momentu wyśpiewania radosnego „Alleluja” podczas Liturgii Wigilii Paschalnej. Ponieważ w Wielki Piątek i Wielką Sobotę nie sprawuje się Eucharystii, w Wielki Czwartek konsekruje się Hostię do Grobu Pańskiego i odpowiednią ilość komunikantów. Po Mszy św. Najświętszy Sakrament zostaje przeniesiony do tzw. ciemnicy – na pamiątkę faktu uwięzienia i odosobnienia Chrystusa po Jego pojmaniu. Następuje procesyjne przejście do ciemnicy, gdzie rozpoczyna się adoracja Najświętszego Sakramentu. Wymownym znakiem odejścia Jezusa jest ogołocenie centralnego miejsca świątyni, czyli ołtarza.
Wcześniej, bo w wielkoczwartkowy poranek, kapłani spotykają się w kościołach katedralnych poszczególnych diecezji, aby wraz ze swoimi biskupami uroczyście sprawować tzw. Mszę św. Krzyżma. Dziękują wówczas za dar powołania, odnawiają śluby wierności, czystości i posłuszeństwa, przypominają sobie najważniejszą prawdę o swojej misji: że są po to, aby służyć i dawać swoje życie dla innych – jak Chrystus. Tradycyjnie na poranną Eucharystię przybywają ministranci, służba liturgiczna, schole. W jej trakcie biskup uroczyście święci oleje święte, używane do sprawowania sakramentów. Stąd też pochodzi określenie Msza św. Krzyżma.
Tajemnica miłości Boga do człowieka zamyka się pomiędzy piłatowym „Ecce homo” – oto człowiek, a słowami św. Tomasza apostoła wypowiedzianymi po Zmartwychwstaniu: „Pan mój i Bóg mój!”. Przed nami święty czas, podczas którego można znaleźć odpowiedzi na wiele pytań. Dobrze go wykorzystajmy.

ks. Paweł Siedlanowski

www.naszdziennik.pl

Sto tysięcy katolików prosi papieża o „słowo przeciw rozmywaniu nauki Chrystusa”

Już ponad sto tysięcy wiernych podpisało się pod „synowską prośbą” do Ojca Świętego Franciszka. Sygnatariusze – wśród nich koronowane głowy, arystokraci i wybitni uczeni – proszą papieża o wypowiedź, która ucięłaby spekulacje narastające po ostatnim synodzie biskupów.

Katolicy na całym świecie podpisują list do Papieża Franciszka, w którym proszą Go o interwencję w związku z posynodalnym zamieszaniem. Niektórzy duchowni zgromadzeni na ostatnim synodzie twierdzili, że można zmienić nauczanie Chrystusa w kwestiach nierozerwalności małżeństwa i oceny związków homoseksualnych.

Synowski apel podpisali już m.in. kard. Jorge Medina Estévez, kard. Raymond Burke, kardynał Walter Brandmüller, arcybiskup Wolfgang Haas, biskup Atanazy Schneider, książę Armand de Merode, książę Michel de Rostolan, profesor Roberto de Mattei, dr Adolpho Lindenberg i dr Caio Xavier da Silveira (przewodniczący Federacji Pro Europa Christiana) i generał Carlos Alfonso Tafur Ganoza – były głównodowodzący peruwiańskiej armii. Spośród osobistości z Polski wśród sygnatariuszy znaleźli się już m.in. profesor Jacek Bartyzel, prof. Grzegorz Kucharczyk, prof. Michał Wojciechowski i prof. Ryszard Legutko.

„Wobec zbliżającej się kolejnej sesji Synodu ds. Rodziny, która ma się odbyć w październiku 2015 roku, z synowskim oddaniem zwracamy się do Waszej Świątobliwości, by wyrazić zarówno nasze obawy, jak i nadzieje dotyczące przyszłości rodziny. Nasze obawy wynikają z doświadczeń całych dekad rewolucji seksualnej, promowanej przez sojusz potężnych organizacji, sił politycznych oraz mediów, które ustawicznie działają przeciwko samej istocie małżeństwa jako podstawowej komórki społecznej. Począwszy od tzw. Rewolucji roku 1968, doświadczamy stopniowego narzucania praw i zwyczajów moralnych przeciwnych w tym względzie zarówno prawu naturalnemu, jak i Bożemu” – piszą autorzy synowskiej prośby do papieża Franciszka.

“Wasza Świątobliwość, za sprawą informacji rozpowszechnianych podczas ostatniego Synodu, z bólem zauważamy, że dla milionów wiernych katolików światło tej latarni zostało przyćmione przez wpływ rozmaitych lobby, promujących antychrześcijański styl życia. Zauważamy ogólne zamieszanie spowodowane wrażeniem, jakoby w nauczaniu Kościoła powstał wyłom, który mógłby doprowadzić do zaakceptowania cudzołóstwa poprzez dopuszczenie osób rozwiedzionych, żyjących w nowych związkach cywilnych, do Komunii Świętej. Nie dość tego, sugeruje się nawet, jakoby Kościół mógł w przyszłości zaakceptować jednoznacznie potępione, jako sprzeczne z Prawem Bożym i naturalnym, praktyki i związki homoseksualne” – czytamy.

W tej sytuacji zdecydowana interwencja mogłaby zakończyć zamęt narastający wśród wiernych. „Słowo Ojca Świętego zapobiegłoby rozmywaniu nauczania Jezusa Chrystusa i rozproszyło ciemności przesłaniające przyszłość naszych dzieci. Błagamy Cię, Ojcze Święty, o takie słowo! Czynimy to z sercem przepełnionym oddaniem dla Waszej Świątobliwości oraz wszystkiego, co Wasza Świątobliwość reprezentuje. Mamy pewność, że słowo Biskupa Rzymu nigdy nie wprowadzi rozdziału pomiędzy duszpasterską praktyką, a nauką ustanowioną przez Jezusa Chrystusa i przekazywaną przez Jego namiestników, bowiem to tylko powiększyłoby panujący chaos. Wszak nasz Zbawiciel nauczał z całą jasnością, iż musi istnieć zgodność pomiędzy głoszoną prawdą i praktyką życia . Przestrzegał nas także, że jedynym sposobem by nie upaść, jest wcielanie w życie Jego nauki (Mt 7, 24-27) – piszą sygnatariusze listu.

Ty również możesz podpisać się pod synowską prośbą do Ojca świętego. Wystarczy wejść na stronę www.ratujmyrodzine.pl

Synowska Prośba do Ojca Świętego Franciszka

Triduum Paschalne

Rozpoczynające się dziś Triduum Paschalne to dla chrześcijan najświętszy czas w roku. Od Wielkiego Czwartku do Niedzieli Zmartwychwstania Kościół wspomina najważniejsze wydarzenia w historii zbawienia: ustanowienie Eucharystii, mękę i śmierć Chrystusa oraz Jego zmartwychwstanie.

Wielki Czwartek

W Wielki Czwartek liturgia uobecnia Ostatnią Wieczerzę, ustanowienie przez Jezusa Eucharystii oraz kapłaństwa służebnego. Jeszcze przed wieczornym rozpoczęciem Triduum Paschalnego rankiem ma miejsce szczególna Msza św. We wszystkich kościołach katedralnych biskup diecezjalny wraz z kapłanami odprawia Mszę św. Krzyżma. Podczas niej biskup święci oleje (chorych, katechumenów i krzyżmo), które przez cały rok służą przy udzielaniu sakramentów chrztu, święceń kapłańskich, namaszczenia chorych. Kapłani koncelebrujący ze swoim biskupem odnawiają przyrzeczenia kapłańskie. Msza Krzyżma jest wyrazem jedności i wspólnoty duchowieństwa diecezji.

Wieczorem w kościołach parafialnych i zakonnych Mszą Wieczerzy Pańskiej rozpoczyna się Triduum Paschalne. Przed rozpoczęciem liturgii opróżnia się tabernakulum, w którym przez cały rok przechowywany jest Najświętszy Sakrament. Odtąd aż do Nocy Zmartwychwstania pozostaje ono puste.

Msza św. ma charakter bardzo uroczysty. Jest dziękczynieniem za ustanowienie Eucharystii i kapłaństwa służebnego. Ostania Wieczerza, którą Jezus spożywał z apostołami, była tradycyjną ucztą paschalną, przypominającą wyjście Izraelitów z niewoli egipskiej. Wszystkie gesty i słowa Jezusa, błogosławieństwo chleba i wina nawiązują do żydowskiej tradycji. Jednak Chrystus nadał tej uczcie nowy sens. Mówiąc, że poświęcony chleb jest Jego Ciałem, a wino Krwią, ustanowił Eucharystię. Równocześnie, nakazał apostołom: “To czyńcie na Moją pamiątkę”. Tradycja upatruje w tych słowach ustanowienie służebnego kapłaństwa, szczególne włączenie apostołów i ich następców w jedyne kapłaństwo Chrystusa.

W liturgii podczas śpiewu hymnu “Chwała na wysokości Bogu”, którego nie było przez cały Wielki Post, biją dzwony. Po homilii ma miejsce obrzęd umywania nóg. Główny celebrans, przeważnie jest to przełożony wspólnoty (biskup, proboszcz, przeor), umywa i całuje stopy dwunastu mężczyznom. Przypomina to gest Chrystusa i wyraża prawdę, że Kościół, tak jak Chrystus, jest nie po to, żeby mu służono, lecz aby służyć.

Po Mszy św. rusza procesja do tzw. ciemnicy. Tam rozpoczyna się adoracja Najświętszego Sakramentu. Wymownym znakiem odejścia Jezusa, który po Ostatniej Wieczerzy został pojmany, jest ogołocenie centralnego miejsca świątyni, czyli ołtarza. Aż do Wigilii Paschalnej ołtarz pozostaje bez obrusa, świec i wszelkich ozdób.

Wielki Piątek

Wielki Piątek to dzień Krzyża. Po południu odprawiana jest niepowtarzalna wielkopiątkowa Liturgia Męki Pańskiej. Celebrans i asysta wchodzą w ciszy. Przed ołtarzem przez chwilę leżą krzyżem, a po modlitwie wstępnej czytane jest proroctwo o Cierpiącym Słudze Jahwe i fragment Listu do Hebrajczyków. Następnie czyta się lub śpiewa, zwykle z podziałem na role, opis Męki Pańskiej według św. Jana.

Po homilii w bardzo uroczystej modlitwie wstawienniczej Kościół poleca Bogu siebie i cały świat, wyrażając w ten sposób pragnienie samego Chrystusa: aby wszyscy byli zbawieni. Szczególnie przejmujące są modlitwy o jedność chrześcijan, prośba za niewierzących i za Żydów.

Centralnym wydarzeniem liturgii wielkopiątkowej jest adoracja Krzyża. Zasłonięty fioletowym suknem Krzyż wnosi się przed ołtarz. Celebrans stopniowo odsłania ramiona Krzyża i śpiewa trzykrotnie: “Oto drzewo Krzyża, na którym zawisło zbawienie świata”, na co wierni odpowiadają: “Pójdźmy z pokłonem”. Obecnie odsłanianie koncentruje uczestnika liturgii na cierpieniu Syna Bożego. We wczesnej Tradycji na krzyżu nie było postaci ukrzyżowanego Chrystusa. Był on zrobiony ze złota i wysadzany drogocennymi kamieniami, tak by podczas odsłaniania wierni widzieli Chrystusa triumfującego. Pierwsze krzyże z postacią Jezusa przedstawiały go z otwartymi oczami i z dwoma koronami na głowie: cierniową i królewską.

Po liturgii Krzyż zostaje w widocznym i dostępnym miejscu, tak by każdy wierny mógł go adorować. Jest on aż do Wigilii Paschalnej najważniejszym punktem w kościele. Przyklęka się przed nim, tak, jak normalnie przyklęka się przed Najświętszym Sakramentem. Po adoracji Krzyża z ciemnicy przynosi się Najświętszy Sakrament i wiernym udziela się Komunii.

Ostatnią częścią liturgii Wielkiego Piątku jest procesja do Grobu Pańskiego. Na ołtarzu umieszczonym przy Grobie lub na specjalnym tronie wystawia się Najświętszy Sakrament w monstrancji okrytej białym przejrzystym welonem – symbolem całunu, w który owinięto ciało zmarłego Chrystusa. Cały wystrój tej kaplicy ma kierować uwagę na Ciało Pańskie. W wielu kościołach przez całą noc trwa adoracja.

W Wielki Piątek odprawiane są także nabożeństwa Drogi Krzyżowej. W wielu kościołach rozpoczyna się ono o godzinie 15.00, gdyż właśnie około tej godziny wedle przekazu Ewangelii Jezus zmarł na Krzyżu.

Wielka Sobota

Wielka Sobota jest dniem ciszy i oczekiwania. Dla uczniów Jezusa był to dzień największej próby. Według Tradycji apostołowie rozpierzchli się po śmierci Jezusa, a jedyną osobą, która wytrwała w wierze, była Bogurodzica. Dlatego też każda sobota jest w Kościele dniem maryjnym.

Po śmierci krzyżowej i złożeniu do grobu wspomina się zstąpienie Jezusa do otchłani. Wiele starożytnych tekstów opisuje Chrystusa, który “budzi” ze snu śmierci do nowego życia Adama i Ewę, którzy wraz z całym rodzajem ludzkim przebywali w Szeolu.

Tradycją Wielkiej Soboty jest poświęcenie pokarmów wielkanocnych: chleba – na pamiątkę tego, którym Jezus nakarmił tłumy na pustyni; mięsa – na pamiątkę baranka paschalnego, którego spożywał Jezus podczas uczty paschalnej z uczniami w Wieczerniku oraz jajek, które symbolizują nowe życie. W zwyczaju jest też masowe odwiedzanie różnych kościołów i porównywanie wystroju Grobów.

Wielki Piątek i Wielka Sobota to jedyny czas w ciągu roku, kiedy Kościół nie sprawuje Mszy św.

Wielkanoc – Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego

Wielkanoc zaczyna się już w sobotę po zachodzie słońca. Rozpoczyna ją liturgia światła. Na zewnątrz kościoła kapłan święci ogień, od którego następnie zapala się Paschał – wielką woskową świecę, która symbolizuje zmartwychwstałego Chrystusa. Na paschale kapłan żłobi znak krzyża, wypowiadając słowa: “Chrystus wczoraj i dziś, początek i koniec, Alfa i Omega. Do Niego należy czas i wieczność, Jemu chwała i panowanie przez wszystkie wieki wieków. Amen”. Umieszcza się tam również pięć ozdobnych czerwonych gwoździ, symbolizujących rany Chrystusa oraz aktualną datę. Następnie Paschał ten wnosi się do okrytej mrokiem świątyni, a wierni zapalają od niego swoje świece, przekazując sobie wzajemnie światło. Niezwykle wymowny jest widok rozszerzającej się jasności, która w końcu wypełnia cały kościół. Zwieńczeniem obrzędu światła jest uroczysta pieśń (Pochwała Paschału) – Exultet, która zaczyna się od słów: “Weselcie się już zastępy Aniołów w niebie! Weselcie się słudzy Boga! Niech zabrzmią dzwony głoszące zbawienie, gdy Król tak wielki odnosi zwycięstwo!”.

Dalsza część liturgii paschalnej to czytania przeplatane psalmami. Przypominają one całą historię zbawienia, poczynając od stworzenia świata, przez wyjście Izraelitów z niewoli egipskiej, proroctwa zapowiadające Mesjasza aż do Ewangelii o Zmartwychwstaniu Jezusa. Tej nocy powraca po blisko pięćdziesięciu dniach uroczysty śpiew “Alleluja”. Celebrans dokonuje poświęcenia wody, która przez cały rok będzie służyła przede wszystkim do chrztu. Czasami, na wzór pierwotnych wspólnot chrześcijańskich, w noc paschalną chrzci się katechumenów, udzielając im zarazem bierzmowania i pierwszej Komunii św. Wszyscy wierni odnawiają swoje przyrzeczenia chrzcielne wyrzekając się grzechu, Szatana i wszystkiego, co prowadzi do zła oraz wyznając wiarę w Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego.

Wigilia Paschalna kończy się Eucharystią i procesją rezurekcyjną. Procesja ta pierwotnie obchodziła cmentarz, który zwykle znajdował się w pobliżu kościoła, by oznajmić leżącym w grobach, że Chrystus zmartwychwstał i zwyciężył śmierć. Ze względów praktycznych w wielu miejscach w Polsce procesja rezurekcyjna nie odbywa się w Noc Zmartwychwstania, ale przenoszona jest na niedzielny poranek.

Oktawa Wielkiej Nocy

Ponieważ cud Zmartwychwstania jakby nie mieści się w jednym dniu, dlatego też Kościół obchodzi Oktawę Wielkiej Nocy – przez osiem dni bez przerwy wciąż powtarza się tę samą prawdę, że Chrystus Zmartwychwstał. Ostatnim dniem oktawy jest Biała Niedziela, nazywana obecnie także Niedzielą Miłosierdzia Bożego. W ten dzień w Rzymie ochrzczeni podczas Wigilii Paschalnej neofici, odziani w białe szaty podarowane im przez gminę chrześcijańską, szli w procesji do kościoła św. Pankracego, by tam uczestniczyć w Mszy św. Jan Paweł II ustanowił ten dzień świętem Miłosierdzia Bożego, którego wielką orędowniczką była św. Faustyna Kowalska.

Wielkanoc jest pierwszym i najważniejszym świętem chrześcijańskim. Apostołowie świętowali tylko Wielkanoc i każdą niedzielę, która jest właśnie pamiątką Nocy Paschalnej. Dopiero z upływem wieków zaczęły pojawiać się inne święta i okresy przygotowania aż ukształtował się obecny rok liturgiczny, który jednak przechodzi różne zmiany.

Obchody Triduum Paschalnego, choć trwają od Wielkiego Czwartku do Niedzieli Wielkanocnej, wbrew pozorom nie trwają cztery, lecz trzy dni. Jest to związane z żydowską rachubą czasu. Każde święto rozpoczyna się już poprzedniego dnia wieczorem po zachodzie słońca. Tak więc pierwszy dzień świętego Triduum (Trzech Dni) Paschalnego rozpoczyna się od Mszy Wieczerzy Pańskiej w czwartek a kończy Liturgią Męki Pańskiej w piątek jeszcze przed wieczorem. Jest to zgodne z Ewangelią, która mówi, że Ciało Jezusa spoczęło w Grobie jeszcze przed nastaniem szabatu. Drugi dzień to czas liturgicznej ciszy i smutku. Kościół nie sprawuje Mszy św., a Komunię św. mogą, w formie wiatyku, przyjmować jedynie umierający. Właściwie nie sprawuje się żadnych sakramentów, choć m.in. polskie doświadczenie uczy, że to czas wzmożonej posługi kapłanów sprawujących sakrament pojednania. Wieczorem kończy się “dzień żałoby”. Rozpoczyna się trzeci dzień, w którym Chrystus zmartwychwstał. Nastaje święta Noc Zmartwychwstania, podczas której powstaje z martwych Chrystus Pan – Słońce, które nie zna zachodu. Noc Paschalna oraz cała Niedziela Wielkanocna to największe święto chrześcijańskie, pierwszy dzień tygodnia, uroczyście obchodzony w każdą niedzielę przez cały rok.

Źródło: KAI

Za: PiotrSkarga.pl

Adam Kowalik – Kto podyktował Gibsonowi „Pasję”?

 

Kto podyktował Gibsonowi „Pasję”?

Historycy nie pozostawiają złudzeń – Męka Pana Jezusa mogła wyglądać tak, jak w filmie „Pasja” przedstawił ją Mel Gibson. Dwa tysiące lat temu stosowano bowiem dokładnie takie metody i narzędzia tortur, jak te zobrazowane w filmie. Nie opisuje ich jednak szczegółowo Pismo Święte. Hollywoodzki gwiazdor oparł scenariusz swego filmu na objawieniach dziewiętnastowiecznej mistyczki. Kim była niezwykła kobieta, której Pan Jezus pokazał ostatnie dni swojego życia?

 

Pod koniec 1890 roku, w domu zakonnym przy francuskim szpitalu w Izmirze, w ramach lektury duchowej czytano „Życie Najświętszej Maryi Panny” bł. Anny Katarzyny Emmerich. Siostry zaintrygowane sugestywnym opisem domku NMP w Efezie postanowiły poprosić ojców Lazarystów o skonfrontowanie opowiadania mistyczki, która notabene nigdy nie była w Ziemi Świętej, z realiami. Misjonarze zdecydowali się posłać w teren kilku członków zgromadzenia. Jakże było wielkie ich zdumienie i radość, gdy podążając za opisem bł. Anny Katarzyny odnaleźli zapomniany wówczas domek Maryi. Później jego autentyczność potwierdziły badania archeologiczne. Kim była kobieta, która nie ruszając się z Bawarii opisała wydarzenia biblijne, podając przy tym szczegółowe dane topograficzne?

 

Urodziła się w 8 września 1774 roku w wiosce Flamschen w Westfalii, w ubogiej, wielodzietnej rodzinie wiejskiej. Od dzieciństwa ciężko pracowała najpierw w gospodarstwie domowym, potem jako służąca i krawcowa. Wychowana w religijnej atmosferze domu rodzinnego odznaczała się głęboką pobożnością. Dużo modliła się, rozważała Mękę Pańską, z cierpliwością znosiła dolegliwości związane z licznymi chorobami jakie ją trapiły. Mimo fizycznej słabości znajdowała siły by troszczyć się o potrzebujących.

 

Już w dziecięcych latach miewała mistyczne doświadczenia duchowe. W 1802 roku wstąpiła do klasztoru sióstr augustianek w Dülmen. Rok później, w listopadzie 1803 roku, złożyła śluby zakonne. Za klasztornymi murami doznania mistyczne Anny Katarzyny jeszcze się nasiliły. Zwielokrotniły się także doświadczenia, które Bóg zsyłał na nią. W ten sposób zadość czynił prośbom zakonnicy, która rozważając Mękę Pana Jezusa, modliła się by mogła współuczestniczyć w Jego cierpieniach.

 

W wieku 24 lat siostra Emmerich otrzymała pierwszy stygmat. Po nadprzyrodzonym doświadczeniu koronacji wieńcem z cierni, na jej głowie pojawiły się charakterystyczne rany, jakby uczynione ostrymi kolcami. By nie wzbudzać niepotrzebnych emocji zasłaniała je opaską.  29 grudnia 1812 roku na rękach, nogach i boku siostry pojawiły się krwawiące rany. Ta ostatnia przybrała kształt krzyża. Tak sama wspominała tę chwilę: Rozważałam właśnie Mękę Pańską, prosząc Pana Jezusa, by mi pozwolił uczestniczyć w tych strasznych cierpieniach, a potem zmówiłam pięć Ojcze nasz na cześć pięciu świętych ran… Nagle ogarnęła mnie światłość. Widziałam Ciało Ukrzyżowanego, żywe, świetliste, z rozkrzyżowanymi ramionami, lecz bez krzyża. Rany jaśniały jeszcze silniejszym blaskiem niż reszta Ciała. W sercu czułam coraz większe pragnienie ran Jezusowych. Wtedy najpierw z Jego rąk, a potem z boku i nóg wyszły czerwone promienie, które niczym strzały przeszyły moje ręce, bok i nogi.

 

Niestety, dorosłe życie przyszłej Błogosławionej przypadło na lata rewolucji, czyli czas walki z Kościołem, rabowania dóbr duchownych, znoszenia wielu instytucji kościelnych, w tym klasztorów. Likwidacji uległ także dom zakonny w Dülmen. Schorowana mistyczka musiała przenieść się do wynajętego pokoiku w domu prywatnym. Zatrudniła się jako gospodyni u emigranta z Francji ks. J.M. Lamberta. Właśnie tam otrzymała wspomniane stygmaty. Nadzwyczajne znaki męki Pańskiej udawało się przez pewien czas trzymać w tajemnicy przed światem. W końcu jednak wszystko wyszło na jaw. Sprawą zainteresowały się także władze państwowe. Mimo całkowitego paraliżu, który Annę Katarzynę unieruchomił w łóżku, pozostawała pod nadzorem policji pruskiej. Lecz mylili się wszyscy wyznawcy „rozumu”, sądząc, że wystarczy porządnie zakonnicę zbadać, a na jaw wyjdzie jakaś mistyfikacja. Wniosek z uciążliwych, a dla zakonnicy często upokarzających obdukcji i eksperymentów na jej ranach, które trwały kilka lat, był dla sceptyków zaskakujący, wszystko wskazywało, że stygmaty są autentyczne. Co więcej, wiele osób wobec jawnego cudu, nawracało się. Tak było m.in. w przypadku doktora Franciszka Wesenera, który jako pierwszy badał mistyczkę. Gdy wezwano go do osłabionej chorobami i cierpieniami kobiety był niewierzący. Po spotkaniu z pacjentką stał się gorliwym katolikiem.

 

Anna Katarzyna wiedziała, że wizje życia i męki Pana Jezusa, nie są przeznaczone wyłącznie dla niej, ale także dla innych ludzi. Próbowała więc je opisywać.  Efekt nie mógł zadowalać. Była prostą, niewykształconą kobietą. Posługiwała się dialektem westfalskim. Bóg znalazł jednak dla niej nietuzinkowego sekretarza, którym został sławny niemiecki poeta i pisarz – Klemens Brentano. Wiedziony ciekawością przyjechał do Dülmen w 1818 roku. Pod wpływem świadectwa mistyczki przeszedł głęboką przemianę duchową, stając się gorliwym katolikiem. Z wielkim zaangażowaniem przystąpił do spisywania wyznań zakonnicy i czynił to do jej śmierci.

Dniem narodzin dla Nieba błogosławionej Anny Katarzyny Emmerich był 9 lutego 1824 roku. Pokorna służka Pana Jezusa, żyjąca przez ostatnie 11 lat jedynie Komunią Świętą i wodą, odeszła w końcu do swego Mistrza.

 

Pozostawiła po sobie owoce w postaci wielu osób nawróconych za jej przyczyną oraz zebrane przez Klemensa Brentano zapiski z widzeń mistycznych. Pisarz uporządkował je, zredagował 9 lat po śmierci świątobliwej zakonnicy opublikował pod tytułem: „Bolesna Męka Jezusa Chrystusa”. W 1852 wydał także drugą książkę opartą na wizjach Anny Katarzyny: „Życie Najświętszej Maryi Panny”. Polskie tłumaczenia obu dzieł ukazały się jeszcze w XIX wieku. Ta część dziedzictwa Anny Katarzyny Emmerich przynosi obfity owoc do dzisiaj. W tym miejscu należy przypomnieć  oparty częściowo na wizjach zakonnicy z Dülmen film Mela Gibbsona pt.: „Pasja” z 2004 roku i pozytywny ferment jaki wywołał, przyczyniając się do wielu nawróceń.

 

Prawie dwa wieki czekała Anna Katarzyna Emmerich na beatyfikację. Rozpoczęty jeszcze pod koniec XIX wieku proces, w okresie międzywojennym stanął w martwym punkcie. Ponowny impuls do jego uruchomienia dał cud, który za przyczyną mistyczki wydarzył się na początku lat 70 XX wieku. Ostatecznie na ołtarze wyniósł Annę Katarzynę Emmerich Ojciec Święty Jan Paweł II. Stało się to w Rzymie 3 października 2004 roku.

 

Zbliżający się okres Wielkiego Postu sprawi, że wiele osób sięgnie po lekturę „Bolesnej Męka Jezusa Chrystusa” bł. Anny Katarzyny Emmerich. Zachęcając do tego, należy jednak podkreślić, że książka jest przede wszystkim opowieścią o wielkiej miłości Boga do człowieka. W żadnym wypadku nie może zastąpić wykładów z archeologii, geografii czy historii. Obok szczegółów, które zaskakują zgodnością z realiami, zdarzają się również drobne błędy. Cóż, to tylko dzieło ludzkie i to poniekąd pochodzące z drugiej ręki. Należy jednak podkreślić, że ani jednym zdaniem, ani jednym słówkiem, błogosławiona nie sprzeniewierzyła się Doktrynie Kościoła.

 

Poruszająca treść książki może natomiast stanowić pomoc w wielkopostnych rozważaniach Męki Pana Jezusa Chrystusa. A ten rodzaj modlitwy szczególnie miły jest Zbawicielowi. Przywołajmy w tym miejscu świadectwo innej wielkiej niemieckiej mistyczki, św. Mechtyldy, która wspominała, że podczas jednego z objawień, Pan Jezus powiedział do niej: Ilekroć przy nabożnym rozpamiętywaniu męki Mojej serdecznie kto westchnie, tylekroć wdzięcznie łagodzi rany Moje. W tejże też chwili wypuszczam strzałę miłości w serce jego. Zaprawdę powiadam, że kto by z nabożeństwa ku męce Mojej choćby jedną łezkę uronił, tak mi jest miłym, jak gdyby za mnie by podjął męczeństwo.

 

 

Adam Kowalik

 

Read more: http://www.pch24.pl/kto-podyktowal-gibsonowi-pasje-,34866,i.html#ixzz3W08gvF45

Na usługach genderideologii – Tomasz M. Korczyński

Na usługach genderideologii

Kiedy atakowany jest Kościół i jego nauczanie, każdy katolik staje by go bronić, chociaż doskonale zdaje sobie sprawę z faktu, że Kościół Chrystusa i tak obroni się sam. Jednakże brak reakcji także jest postawą.

 

Ksiądz profesor Alfred Wierzbicki udzielił kolejnego już w ostatnim czasie wywiadu, w którym opowiedział się za genderową konwencją tzw. antyprzemocową, krytykując przy tym stanowisko biskupów na temat ideologii gender. Rozmowę przeprowadzili dziennikarze „Tygodnika Powszechnego”. Uważam, iż katolikowi nie wolno milczeć w sytuacji, gdy kapłan lub świecki, występujący ex cathedra jako nauczyciel korzystający z usłużnego medium, nie tylko degeneruje prawdy wiary i nauczanie Kościoła, ale także oficjalnie uprawia herezje i bluźni.

 

Tu reakcja powinna być natychmiastowa, chociaż nie uderzająca bezpośrednio w osobę, która głosi fałszywą naukę, ale w samą herezję. Niemniej, od dawna wiadomo, że największe szkody Kościołowi niosą nawet nie tyle totalitaryzmy czy ideologie (bo już nie z takimi zatrutymi prądami jak gender chrześcijaństwo sobie radziło), ale osoby, które przebrane za nauczycieli w rzeczy samej są wygłodniałymi wilkami w owczarni. Nie są to moje słowa, ale Chrystusa, powtórzone bardzo głośno przez Benedykta XVI, który prosił o modlitwę chroniącą jego posługę przed wilkami w owczarni. Dlatego, że ktoś te koncepcje tworzy, ktoś je dystrybuuje, ktoś wstrzykuje jak truciznę w żywą tkankę, szczególnie młodego pokolenia.

 

Uczona ignorancja?

Wystąpienia ks. Wierzbickiego nie są przypadkowe ani sporadyczne. Przypomnę, że dyrektor Instytutu Jana Pawła II KUL stanął w obronie ideologizacji nauki i wypaczania nauki katolickiej już dawno temu. Używał do tego dość kontrowersyjnych tez, co prawda błędnych, ale wywołujących tęczowy fetor. Na przykład, obwołał nie tak dawno Najświętszą Maryję Pannę „ikoną gender”.

 

Rezultaty swoich przemyśleń ogłasza zazwyczaj na łamach „Gazety Wyborczej”. Korzystając z platformy ex definitione antychrześcijańskiej, przemawiając na forum antykatolickim, ks. prof. Wierzbicki pisze, że „gender nie jest ideologią wrogą chrześcijaństwu, tylko nauką”.

 

Utytułowany duchowny zgodził się z pełną premedytacją na wykorzystanie swojej osoby, swojego nazwiska w wojnie z Kościołem. Wrzuca do jednego worka pojęcia kultury, sztuki, biologii, metodologii, nauki. Zniekształca nauczanie Stolicy Apostolskiej i tym samym sieje zamęt w głowach i sercach wiernych, podważa kompetencje polskich biskupów, legitymizuje lobby niebezpiecznych środowisk mniejszościowych, i jakby jeszcze tego było mało, wypowiada się nie jako osoba prywatna, ale dyrektor stojący na czele Instytutu św. Jana Pawła II. Nic innego jak jawną manipulację lub ignorancję oznacza bowiem twierdzenie, że gender (w tym przypadku gender studies) to nauka. W rzeczywistości gender studies są wyłącznie paradygmatem, metodą badawczą wypływającą zresztą z zatrutego źródła ideologicznego, jakim jest feminizm. I tak „Gazeta Wyborcza” zdobyła kolejny przyczółek w wojnie cywilizacyjnej, znajdując następnego „dyżurnego eksperta”. Natomiast ks. Wierzbicki w istocie dolewa paliwa do mechanizmu napędzającego nagonkę na Kościół w Polsce i głosi pochwałę paranauki.

 

W artykule umieszczonym na łamach magazynu „Gazety Wyborczej” (8 marca 2014), bluźnierczo zatytułowanym „Maryja, matka gender”, autor stawia szereg słabych do utrzymania, fałszywych tez. Zdroworozsądkowo myślący czytelnik zastanawia się w zdumieniu, czy nie jest to aby świadoma prowokacja, a jeśli tak, to czemu ma ona służyć?

 

Genderowy redukcjonizm

Przedstawię główną tezę ks. prof. Alfreda Wierzbickiego, dyrektora Instytutu Jana Pawła II KUL: „Jeśli uznamy, że gender jest zagrożeniem, to stracimy rdzeń chrześcijaństwa”. Będąca konsekwencją przyjęcia nauczania Kościoła oczywista odpowiedź na takie stwierdzenie jest oczywiście przeciwna. Jeżeli uznamy gender za zjawisko bezpieczne, to stracimy rdzeń chrześcijaństwa, ideologia ta podkopuje bowiem najważniejsze prawdy o człowieku jako takim, zarówno z punktu widzenia katolickiej teologii, jak i prawa naturalnego.

 

Zdaniem księdza, „człowiek to biologia, kultura i transcendencja, nie można widzieć tylko jednej strony”. To ewidentne przypisywanie fałszu Kościołowi, który nigdy nie postrzegał człowieka jednowymiarowo, nigdy nie redukował go do biologii, jak czynią to ewolucjoniści, albo do kultury, jak czynią to ideolodzy gender, albo wyłącznie do teologii. Przeciwnie, redukcjonizm, o jakim mowa, charakteryzuje właśnie reprezentantów ideologii gender. Stając w ich obronie ks. Wierzbicki zajmuje stanowisko wrogie nauczaniu Kościoła, odrywa jego trzon, rdzeń, jak to robią właśnie genderyści, czy ewolucjoniści, którzy negują prawdę chrześcijaństwa głoszącego, obok czynników kulturowych i biologicznych, także element transcendencji wpisanej w istotę ludzką. Stając po stronie gender, atakuje się zasadniczą i głęboką prawdę o człowieku.

 

Dalej ks. Wierzbicki pyta: „Gender zauważa i promuje wymianę ról. Co to oznacza w praktyce? Kobieta realizuje się w życiu zawodowym i nie przestaje być kobietą, a mężczyzna może opiekować się dzieckiem, biorąc urlop tacierzyński zarezerwowany wcześniej dla kobiet. Czy przez to przestaje być mężczyzną?”. Fakt, mężczyzna nie przestaje być w takim przypadku mężczyzną, ale idea urlopu macierzyńskiego nie ma na względzie ani dobra mężczyzny, ani dobra kobiety, lecz dziecka. Ks. Wierzbicki wchodzi w grę ideologów równouprawnienia, zazwyczaj kierujących się w realizacji założeń gender egoizmem i paradygmatem walki płci.

Zapoznanie perspektywy dziecka, które przede wszystkim w pierwszym okresie swego rozwoju potrzebuje przede wszystkim matki, nie ojca, jest podstawowym błędem, jaki tak często popełniają feministki, dopuszczające się dodatkowo brutalnej manipulacji, głosząc na przykład hasło: „mój brzuch, moja wolność”.

 

Twierdzenie, że dla dziecka nie ma żadnej różnicy, kto jest mu najbliższy na pierwszym etapie życia, to fałszowanie rudymentarnych zasad rozwoju małego człowieka. A jeżeli wprowadzić w czyn zasadę równouprawnienia, upraszczając slogany genderowców – tata zastępujący rolę mamy, a mama wchodząca w rolę taty – to jeśli już pozwolimy sobie na ten bałagan w imię równości, za chwilę konsekwentnie zgodzimy się, aby dziecko wychowywał tata i tata lub mama i mama, w końcu do tego dąży także ruch gender.

 

W dalszej części wywiadu ks. Wierzbicki jest coraz ostrzejszy: „Jeżeli Kościół będzie chciał się trzymać patriarchalnego modelu, w którym podstawową rolą kobiety jest prowadzenie domu, to świat nam ucieknie. Bo cywilizacja wymusza albo umożliwia kobiecie pracę i małżonkowie w naturalny sposób wymieniają się tradycyjnymi dotąd rolami”. Myślę, że nie tyle świat ucieknie Kościołowi, co w ostateczności ks. Wierzbicki ucieknie od Kościoła i jego podstawowej nauki. Smutne to, bo jednak utrata kapłana zawsze jest dla wspólnoty bolesna.

 

Dalej ks. Wierzbicki zapytuje: „Czy nie wyszłoby na dobre cywilizacji, gdyby kobiety stały się bardziej ‘męskie’, a mężczyźni – ‘kobiecy’?”. Mówiąc wprost: nie, nie sądzę. A to, że jak stwierdził dalej ks. Wierzbicki, „kobiety są bardziej od mężczyzn nastawione na długofalową współpracę, empatyczne, przyjacielskie, mężczyźni świetnie potrafią zmobilizować się do jakiegoś jednego zadania i są bardziej ambitni, zorientowani na siebie”, nie wynika z kultury, ale z biologii i uwarunkowań psychicznych, duchowych, nie kulturowych, i wszelkie sztuczności kończą się nie tylko kompromitacją, ale zgubą bądź niebezpiecznymi eksperymentami.

Sprawiedliwość i dowartościowanie to podstawy gender, zabrzmiał głos intelektualisty. Zacznijmy od tego, że jeszcze nie tak dawno „Gazeta Wyborcza” starała się przekonać opinię publiczną w Polsce, iż zjawisko gender nie istnieje. Nagonka na Kościół i wielokrotne powtarzanie zarzutu, że wymyślił on sobie wroga, była brutalna, zaś kampania ośmieszająca liderów Kościoła – ostra.

 

Teraz ksiądz Wierzbicki mówi wprost, ze gender to jednak fakt, a „GW” tę prawdę dystrybuuje. Mało tego, podstawą gender są rzekomo sprawiedliwość i dowartościowanie. Mnie natomiast wydaje się, że to raczej podstawą chrześcijaństwa jest miłość, solidarność, sprawiedliwość, dowartościowanie, szacunek, ochrona słabszego, pomoc i wsparcie. Wystarczy trzymać się tych zasad, i to najlepiej bez gender, którego promocja (co przemilcza ks. Wierzbicki) oznacza brutalną agresję w zwalczaniu Kościoła, ośmieszanie jego ludzi i katolicyzmu w ogóle, antagonizowanie płci, wprowadzanie związków jednopłciowych, związków partnerskich, aborcji, antykoncepcji i innych patologii.

 

Dalej wywiad przynosi nam już herezje przeplatane subiektywnymi nonsensami o „genderowym przesłaniu Ewangelii”, o Kościele, który jest instytucją, państwem feudalnym, o tym, że Kościół boi się kobiet. Na tej bazie argumentacji niedługo może powstać nowe pojęcie: feminofobia.

 

Najbardziej jednak boli wykrzywienie i zniesławienie Matki Bożej, a także obrażenie osoby Jej męża, Józefa. Dodatkowo utrzymywanie, że Maryja jest jakąś ikoną gender to profanacja (artykuł, przypomnę został zatytułowany: „Maryja, matka gender”. O ile pamiętam z lekcji religii, Maryja była matką Jezusa…).

 

Maryja, osoba cicha, skromna, pobożna, posłuszna, zajmująca się domem, otwarta na macierzyństwo, ciepła i czuła, podległa mężowi, który nakazuje nagle, w noc, wyruszyć w podróż z małym dzieckiem, bo przypomnę (znów z lekcji religii), że to Józef, a nie Maria otrzymał polecenie ucieczki do Egiptu. Ponadto Józef to człowiek mocny, odpowiedzialny, dobry i szlachetny, zaś oskarżanie go o próbę „wymigania się” jest nikczemne. „Jak mogliśmy zapomnieć o genderowym przesłaniu Ewangelii?”, pyta nagle ks. Wierzbicki, może dlatego, że takiego nigdy nie było?

 

Zatruta studnia

Uznanie, iż bez kobiet nie byłoby Kościoła, bez Edyty Stein, Katarzyny ze Sieny czy Hildegardy z Bingen jest manipulatorskim sugerowaniem, że ktoś w ogóle podnosi w wątpliwość ich doniosłą rolę. Przecież Kościół nigdy tego nie głosił i nie wiem, skąd ta sugestia? Twierdzenie to wynika zatem albo ze złej woli, albo z ignorancji, albo z chęci świadomej manipulacji.

 

W rzeczywistości wszelkie dokumenty i nauka społeczna katolicka Kościoła walczą o godność kobiety, o sprawiedliwość, o praworządność, o jej dobro i bezpieczeństwo. Stojąc zaś po stronie gender nie można uniknąć apologii tych, którzy kobietę chcą ograbić z jej kobiecości właśnie, a dodatkowo głoszą hasła swobody „aborcji”, życia bez zobowiązań, promują homoukłady, związki partnerskie i tak zwane wyzwolenie seksualne.

„Nikt nie mówiłby o gender, gdyby równouprawnienie mężczyzn i kobiet było faktem” – twierdzi rozmówca „Tygodnika”, a ja sądzę, że nikt by nie mówił o gender, gdyby nie było mężczyzn albo kobiet.

 

„Z gender jest trochę tak jak z teorią ewolucji, która sama w sobie nie jest ateistyczna. Ale kiedy nada się jej interpretację ateistyczną, to widzimy ją jako poważne zagrożenie dla wiary” – konstatuje ksiądz profesor Wierzbicki To kolejna nieprawda, założenia Darwina były od samego początku ateistyczne, wynaturzały dodatkowo człowieka, redukując go do roli zwierzęcia.

 

Niewątpliwie wypowiedzi ks. Wierzbickiego są antykatolickie i szkodliwe. Powrócę do pytania czemu służą? Bardzo możliwe, że autor sam udzielił nam odpowiedzi: „Liczę na to, że gender zajmą się katolickie ośrodki uniwersyteckie”.

 

Tekst z okazji komunistycznego święta kobiet jest kolejnym odważnym krokiem do realizacji dalekosiężnego planu wprowadzenia gender studies na Katolicki Uniwersytet Lubelski, co byłoby instalacją zatrutego źródła w ważnym ośrodku intelektualnym, finansowanym przez polskich katolików – czyżby na własną zgubę? Zatruta studnia w miejscu, które ex definitione ma za zadanie kształcić sumienia, umysły i intelekt młodych ludzi, stałaby się maszyną do demontażu prawd wiary.

 

Artykuł ks. prof. Alfreda Wierzbickiego głęboko zasmuca. Sprawia wrażenie, jak gdyby Kościół był podzielony. Ukazuje też strategię skoku na KUL i jego ducha. O ile ks. Wierzbicki ma prawo wyrażać swoje poglądy, to konsekwencje ich głoszenia dla wiernych i całego Kościoła są szkodliwe i stawiają autora w bardzo złym świetle.

 

 

Tomasz M. Korczyński -

Copyright by

STOWARZYSZENIE KULTURY CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

IM. KS. PIOTRA SKARGI

 

Najnowsze komentarze

    Archiwa

    055601