OJCU, SYNOWI I DUCHOWI ŚWIĘTEMU

Różne

Rosnące zapotrzebowanie na prowokację

Niezależnie od tego, jak układać się ma dramaturgia zdarzeń wedle planów ewentualnościowych aktualizowanych dziś w sztabach kryzysowych, najważniejsze zadanie dla polskich patriotów niezmiennie brzmi: nie dać się pozabijać, nie dać się rozegrać w charakterze pionka i blotki w cudzej rozgrywce, nie dać się obsadzić w rolach prowokatorów mimo woli, przetrwać.

Na wpadek gdyby Sz. Czytelnik wcześniej nie zauważył: suwerenne rządzenie nie jest najwyraźniej celem elity władzy III ani IV RP. Niepodległość realna – a nie tylko jako rocznicowy frazes – prawdopodobnie nie należy nawet do sfery najskrytszych marzeń ludzi, którzy zajmują eksponowane miejsca w politycznej fasadzie nadwiślańskiego kondominium. Zaś skryty za tą fasadą „zarząd powierniczy” nie dba już nawet specjalnie o dyskrecję w swoim postępowaniu. Oto bowiem dokonał się akt abdykacji warszawskiego parlamentu, rządu i belwederskiego prezydenta, którzy oficjalnie uznali nadrzędną władzę żydowskich kuratorów. Tym ostatnim udało się w sposób jawny, a wręcz manifestacyjny wyegzekwować przywilej arbitrażu w polskim procesie legislacyjnym. I niechaj nikt naiwnie nie zakłada, że tak nabyte prerogatywy wykorzystywać będą wyłącznie w sprawach polityki historycznej. Nie, sprawa ustawy o IPN była tylko skromną wprawką, po której czas przyjdzie na kwestie grubszego kalibru – wymierne w grubszej gotówce. Zatem jeśli idzie o stan prawny, Żydom udało się bardzo sprawnie zredukować sprawę polską do kolejnego, niższego jeszcze poziomu upadku – bliższego raczej Generalnemu Gubernatorstwu niż Królestwu Kongresowemu.

Wspólne oświadczenie premierów Moraniachu i Netanieckiego (czy inaczej, mniejsza o to w tej opłakanej sytuacji) dało asumpt do niewiarygodnych wprost popisów ekwilibrystyki – aby tę sromotną kapitulację przedstawić jako nieprzeciętny sukces, a całą zimowo-wiosenną kampanię antypolską jako rosyjską prowokację. Jeśli to była prowokacja, to gdzie są ci prowokatorzy, autorzy nowelizacji ustawy o IPN, którą pół roku temu tak pilnie procedowano, by teraz jeszcze pilniej odszczekiwać? Nietrudno ich znaleźć w Ministerstwie Sprawiedliwości – i to warszawskim, nie moskiewskim bynajmniej. A jeśli to wszystko taki wielki „sukces”, „przełom” i „zwycięstwo Polski” – to gdzież są autorzy, anonimowi negocjatorzy, tak skromni najwyraźniej, że rząd jak niepodległości strzec będzie dostępu do mysich dziur, w których się pochowali? Niech zgadnę: Bielan, Dziedziczak czy Gliński? Wildstein senior czy junior? A może inni jeszcze bywalcy kolacji szabasowych u starszego sierżanta sztabowego Danielsa? Jakiekolwiek są nazwiska autorów „dziejowego sukcesu” – na resztę swego nędznego żywota pozostaną zakładnikami tej sytuacji. Bo to do uznania żydowskich partnerów pozostanie wybór chwili, w której warszawskich spec-emisariuszy zechcą ujawnić.

Zauważmy, że ledwie wspomniał pan prez. prem. nacz. Kaczyński, że rozmowy z Żydami w tej sprawie prowadzono już od miesięcy „na gruncie neutralnym” – co samo w sobie jest już dostatecznie kompromitujące, bo jawnie niekonstytucyjne, a przy okazji sprzeczne z wcześniejszymi zapewnieniami – a tu na dokładkę ujawnia izraelska telewizja, że ów „grunt neutralny” to m.in. ustronny ośrodek Mosadu w Glilot pod Tel Awiwem. Jak to starzy kiedyś powiadali: „Kto z chłopem pije, ten z nim potem pod płotem leży” – komu się zdaje, że się z Żydami na coś poufnie umówił, tego prędzej czy później czeka przykry proces trzeźwienia z tych urojeń. „Nie ma bowiem nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć” (Mt 10, 26). Co uczynią Polacy skonfrontowani z przykrą rzeczywistością wyzucia z suwerenności na własnym terytorium? Zawsze zdążą jeszcze poszukać winnego – i to może nie w Glilot, tylko zacznie bliżej, np. na Żoliborzu? Ale i to może być wpisane w scenariusz nowej transformacji – zewnętrzni operatorzy naszej sceny politycznej zapewne przewidzieli w dawkowanej dramaturgii wydarzeń również taki moment „gniewu ludu”. Być może mądrość nadchodzącego etapu przewiduje nawet spuszczenie do zsypu na śmieci całej „dobrej zmiany” – aby dopuściwszy do fasady władzy pryncypialnych patriotów, pokazywać ich światu jako „faszystów”, których odsunąć mogą tylko połączone siły „Rzeczpospolitej przyjaciół”, tj. interwencja zewnętrzna i jej chętni kolaboranci?

Ci ostatni zresztą zgłaszają się jeden przez drugiego – w ramach otwartego kastingu na kandydatów do „Polenratów” (przez smutną analogię do Judenratów czasów II w. s.). Wśród faworytów, obok wyżej wymienionych, widzimy także warszawskich ministrów od nauki i kultury: Gowina, Sellina i Gowinową, którzy już od dawna zachowują się tak, jakby przeszli do finału. Minister Sellin do tego stopnia ulega nastrojowi chwili dziejowej, że udzielił mu się chyba nawet dar języków – co wynika z prasowego doniesienia niestrudzonego (w obróbce propagandowej na odcinku polskich podludzi) prof. Szewacha Weissa, który w relacji z wzruszającej uroczystości obrzezania najmłodszego potomka Szaloma Ber Stamblera (rabina rasistowskiej sekty chasydzkiej Chabad w Warszawie) tak pisze: Cała rodzina pięknie śpiewa, bo są nie tylko rabinami, lecz tak ze kantorami, a do tego śpiewu przyłączył się zaproszony na tę uroczystość minister Jarosław Sellin, który – mam nadzieję, że się nie mylę – czuł się między nami jak między swoimi, a i my tak czuliśmy się w jego towarzystwie.

Nota bene: min. Sellin, podobnie jak Wildstein senior specjalizuje się również w stręczeniu skołowanym polskim patriotom „republikanizmu” – tj. w praktyce masońskiej oligarchii za fasadą oświeconej demo-dyktatury dla niepoznaki jeszcze owiniętej w sarmacki pas kontuszowy. To będzie zapewne kluczowa linia dramaturgiczna nadchodzącego etapu: „demokraci” w walce z „faszystami” wspierani przez siły międzynarodowej interwencji, której zresztą wcale już nie trzeba z daleka przyzywać, bo przecież bazy wojsk i służb obcych na naszym terytorium zainstalowane zostały już całkiem oficjalnie i w dodatku na nasz własny koszt. W tej sytuacji mediom „obozu patriotycznego” tj. kolegom i koleżankom niegdyś niezależnym i niepokornym, dziś tworzącym otulinę propagandową „dobrej zmiany” pozostaje już tylko osiągać himalaje hipokryzji (w czym przynajmniej byłby jakiś element wyrachowania, a więc racjonalności) albo też kompletnego zidiocenia (co niestety znacznie bardziej prawdopodobne) – wmawiając rodakom, że najlepszym sposobem na zabezpieczenie suwerenności jest wyrzeczenie się jej, zarówno zresztą w kwestiach militarnych, jak i finansowych.

Bo na dodatek do wprowadzania państwa w jednokierunkową uliczkę „sojuszy bezalternatywnych” – na dodatek do sprowadzania na terytorium Polski żołnierzy i funkcjonariuszy obcych państw, które na co dzień nie wahają się kwestionować prawa Polaków do samostanowienia (patrz: Akt 447) – nasi mężowie i żony stanu dokonują wobec własnego narodu kolejnych aktów ekspropriacji (wyzucia z mienia, tj. po prostu grabieży) w interesie lichwiarskiej międzynarodówki i gangów monopolistów. Oto właśnie pod doskonale wyciszającym temat przykryciem propagandowym – kiedy jedni zajęci byli już przeżywaniem nagłej korekty w ustawie o IPN, a drudzy przeżuwaniem klęski na mistrzostwach w piłce kopanej – dokonała się kolejna „zdrada gazowa”. Warszawa zobowiązała się sprowadzać gaz zza oceanu po absurdalnie zawyżonej cenie, która dopiero skłonić ma amerykańskich eksporterów do budowy infrastruktury, której jeszcze nie mają. To zupełnie jak te kontrakty na izraelskie systemy obronne, które jeszcze nie przeszły fazy prób i my właśnie mamy je sfinansować, albo te amerykańskie garnizony, które w strategicznym interesie naszego bezalternatywnego sojusznika mamy po wsze czasy utrzymywać – tyle że w wypadku wieloletniego kontraktu gazowego o jeszcze większe pieniądze chodzi. Jeśli zatem wcześniej byłem zdania, że za podpisanie moskiewskiej umowy z roku 2010 należało by rozstrzelać ówczesnego wicepremiera Waldemara Pawlaka – tak niniejszym postuluję zastosowanie analogicznej przykładnej procedury wobec Piotra G. Woźniaka (prezesa PGNiG) i Piotra Naimskiego (pełnomocnika Rządu d/s strategicznej infrastruktury energetycznej).

Proces autokompromitacji aktualnego układu władzy postępuje w takim tempie, że brać trzeba pod uwagę rozpaczliwe reakcje ludzi tegoż układu – kiedy widmo niespłacalności kredytów pobranych co najmniej na dwie kadencje parlamentarne zamajaczy jeszcze przed końcem tej pierwszej. I otóż ci zrozpaczeni dłużnicy układu będą skłonni licytować sprawę polską w dół – bez żadnych ograniczeń. Zresztą nie traktujmy całego obozu „dobrej zmiany” jako bandy wyrachowanych koniunkturalistów – o nie, z pewnością nie brak wśród nich ideowców. I otóż ci właśnie – w poczuciu własnej misji dziejowej, czy to na froncie „walki z zagrożeniem rosyjskim” (á la Macierewicz), czy „sprawiedliwej redystrybucji dóbr” (á la Morawiecki) – będą zawsze najlepszymi kooperantami zewnętrznych moderatorów naszego życia publicznego. Pod sztandarem patriotyzmu i modernizacji uczynią wszystko, czego wcześniej nie ważyły się dokonać kolejne rządy i prezydentury otwartego zaprzaństwa i jawnej zdrady stanu. I być może właśnie oni stają się dziś mniej lub bardziej świadomymi podwykonawcami scenariusza krwawej prowokacji.

Komu i czemu miałaby dziś służyć? Już o tym była mowa: przedstawieniu przeciwników politycznych jako niebezpiecznych fanatyków, groźnych wywrotowców, oczywiście antysemitów. Tak być może widać to z perspektywy gabinetu ministra Brudzińskiego, który wszak już ćwiczy podległe sobie służby, a jednocześnie testuje opinię publiczną w pacyfikowaniu „nacjonalizmu” (na razie przez delegalizowanie demonstracji patriotycznej młodzieży na Śląsku). W roli pożytecznych żyrantów tej polityki występują, o zgrozo, hierarchowie katoliccy – dokonujący rytualnego „odcinania się”, a nawet „potępiania” w specjalnych proklamacjach „nacjonalizmu”, a więc tego de facto, co Żydzi wskazują im palcem jako niekoszerne. To jednak nie koniec –„Hołd Polski” złożony Żydom nie zamyka bynajmniej, ale właśnie szeroko otwiera to okno możliwości, w którym prędzej czy później pojawi się pełnoskalowa prowokacja realizująca model kielecki (1946), aby cały świat ze zgrozą zaakceptował pilną konieczność poddania Polski zewnętrznej kurateli. Że rozwiązania bynajmniej niedyplomatyczne stoją dziś wysoko na giełdzie bezpieki – tego całkiem poważnym wbrew pozorom symptomem jest m.in. bełkotliwa tromtadracja Lecha Wałęsy, który w ostatnich dniach uaktywnił się i jako weteran wśród agentów-prowokatorów zgłasza akces do najbliższej akcji.

Nota bene: bezpieczniackiej prowokacji typu „Kielce 2” towarzyszyć może prowokacja wojenna typu „odsiecz Lwowa 2” lub „powstanie suwalskie 2” – choć teraz już nie do Lwowa, a nieco bliżej, np. do Przemyśla wysłane zostaną nasze „orlęta” z Brygad Obrony Terytorialnej (których kontrakty wcale przecież nie wykluczają ekspediowania tego młodego mięsa armatniego nawet za najdalsze góry i lasy). Niezależnie od tego, jak układać się ma dramaturgia zdarzeń wedle planów ewentualnościowych aktualizowanych dziś w sztabach kryzysowych, najważniejsze zadanie dla polskich patriotów niezmiennie brzmi: nie dać się pozabijać, nie dać się rozegrać w charakterze pionka i blotki w cudzej rozgrywce, nie dać się obsadzić w rolach prowokatorów mimo woli, przetrwać. Jak długo? Dobra wiadomość: na punkt zwrotny w tej skądinąd mrożącej krew w żyłach fabule nie trzeba będzie długo czekać – bo wszak już za kilka dni nasz los na następne pokolenie przypieczętować ma dwóch cesarzy: Trump z Putinem. Nie ułatwiajmy im sprawy przez zbyt ochocze wpisywanie się w cudze scenariusze – pisane w jakimś Glilot pod Tel-Awiwem czy może w Joint Base Anacostia–Bolling pod Waszyngtonem (gdzie swą centralę mają „zielone ludziki” z DIA) – konsultowane na bieżąco z Londynem, Berlinem i… Moskwą. Wszak wizyty prominentnych przedstawicieli państwa i diaspory żydowskiej na Kremlu przybrały tej wiosny charakter tak intensywny i ostentacyjnie kordialny, że chyba można mówić wręcz o zasiedzeniu – Benjamina Netanjahu na kolanach u Włodzimierza Putina.

Grzegorz Braun /przedruk „Bibuła”/

Dzisiaj mija 75 – ta rocznica zbrodni Wołyńskiej

Dzisiaj obchodzimy 75 rocznicę „krwawej niedzieli” na Wołyniu, wydarzenia, które stało się apogeum pierwszej fazy rzezi wołyńskiej. 11 lipca 1943 roku o świcie UPA, często przy aktywnym współudziale miejscowej ludności ukraińskiej zaatakowała 99 miejscowości, w których żyli Polacy, a dzień później, 12 lipca kolejne 50 miejscowości. Historycy obliczają, że w „krwawą niedzielę” mogło zginąć ok. 8 tys. Polaków, głównie kobiet, dzieci i starców. Ludność polska ginęła od kul, siekier, wideł, noży i innych narzędzi, nierzadko w kościołach podczas mszy św. i nabożeństw.

Lipiec i sierpień 1943 r. stał się okresem największej liczby napadów UPA w trakcie całej rzezi wołyńskiej. Według szacunków badaczy, ludobójstwo na Wołyniu w latach 1943-1945 pochłonęło ok 50-60 tys. polskich ofiar, zaś ukraińskie czystki na Kresach i w Małopolsce Wschodniej od 100 do 200 tys. Polaków oraz niewielką liczbę ratujących ich Ukraińców.

Na mocy uchwały Sejmu z 22 lipca 2016 roku, dzień 11 lipca ustanowiony został jako Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II Rzeczypospolitej Polskiej.

Polecamy Państwu szczególnie stronę zbrodniawolynska.pl, na której znajdą Państwo podstawowe informacje dotyczące zbrodni wołyńskiej. Polecamy też wersję tej strony w języku angielskim: volhyniamassacre.eu

Obejmijmy wszystkie ofiary ukraińskiego ludobójstwa pamięcią i modlitwą.

N I E B O

Nie – bo, nie będziesz miał cudzych bogów przede mną,
Nie – bo, nie można uciec od siebie, i stanąć za własnymi plecami,
Nie – bo, wrzeszcząc nawet w nie – bo głosy, nie zagłuszysz siebie,
Nie – bo, kiedy śpisz, możesz znaleźć się w Niebie, bez Jakubowej
drabiny,
i wrócić odmienionym, w tym samym ciele, z piękną duszą,
która otarła się o niebyt,
Nie – bo, czeka na nią, a Ty masz ją tam doprowadzić do wieczności.
Nie – bo, Bóg jest nieskończonością, i nic się nie może się stać wbrew,
Jego woli,
- bo będzie tak, jak zechce ! -
dla naszego dobra.

Marian Retelski
Warszawa 09/07/2018

Ten rodzaj poezji, każdy ma w sobie,i nie można jej lekceważyć.

Wiosenne nieporządki

Zagadka: co robili u nas szefowie służb Izraela? Tak jest, w ostatnich dniach wizytę w Polsce złożyli herszci: Tamir Pardo, szef Mosadu (wywiadu zagranicznego), Nadav Argaman, szef Szin Bet (wywiadu wewnętrznego), a także Gadi Eizenkot, szef sztabu armii (IDF, Israel Defence Force), oraz inni wysocy funkcjonariusze wojska i bezpieki państwa położonego w Palestynie. Według doniesień medialnych odwiedzili nas „przy okazji” tzw. Marszu Żywych, który poprowadzili wspólnie prezydenci Riwlin i Duda.

Choć ten ostatni robił raczej wrażenie gościa – gdy ten pierwszy wykorzystał okazję, by po raz kolejny oficjalnie napluć Polakom w twarz i przedstawić ich światu jako morderców i złodziei. Prez. belwederski Duda nie po raz pierwszy zamanifestował swoją pełną gotowość i determinację, by czołgać się w dowolnym kierunku wskazanym przez starszych i mądrzejszych. Co zresztą nie odstaje bynajmniej od zasadniczej linii władzy warszawskiej – i nie należy łudzić się, że na zbyt dalekie koncesje nie pozwoli belwederskiemu prezydentowi stojący niezłomnie na straży polskiego interesu żoliborski prezes-premier-naczelnik.

Kogo jeszcze zaskoczyła decyzja ws. degradacji Jaruzelskiego, Kiszczaka et consortes, niechaj przypomni sobie, że ledwie pół roku temu Duda z Kaczyńskim wspólnie zakomunikowali nam, że aneksu do raportu o likwidacji WSI narodowi jednak nie pokażą. Przy okazji sam Kaczyński ujawnił, że dokument ten czytał (na jakiej podstawie prawnej, nie wiadomo) i że w jego najgłębszym przekonaniu „lepiej będzie, jeśli nie zostanie on opublikowany”, bo na razie „nie ma takiej konieczności”. Zagadką pozostaje, czy świeża decyzja Dudy zmienia postać rzeczy i teraz może „konieczność” już zachodzi czy wręcz przeciwnie – należy ją przyjąć jako oznakę tego, że „tak jest lepiej”? Prawda o zamachu smoleńskim już praktycznie odłożona została ad acta – a celebrowanie kwietniowej rocznicy posłużyło do oswajania wiernego elektoratu z myślą, że tej prawdy nie poznamy „być może nigdy”. Jednocześnie warszawska dyplomacja ochoczo zgłosiła Rzeczpospolitą do roli zakładnika polityki mocarstw zachodnich, które wszak nie będą z kreaturami formatu Szczerskiego czy Czaputowicza konsultować, kiedy i w jakim stopniu spodoba im się eskalować napięcie wojenne na Bliskim Wschodzie.

Fałszywe flagi aż furkoczą na wiosennym wietrze – w sprawie zamachu w Salisbury (wszak jako koronny dowód rosyjskiego sprawstwa podawano wykrycie owego strasznego „nowiczoka”, który jakoś jednak nie okazał się w tym przypadku śmiertelny), czy w syryjskiej Dumie (gdzie podstawowe pytanie o motyw i ew. korzyść z chemicznego mordowania bezbronnych dzieci od początku każe powątpiewać w wersję oficjalną Londynu i Waszyngtonu). Ale Warszawa z pełnym zaufaniem do Anglosasów przyzwala na wpychanie nas w ten konflikt jako strony już de facto wojującej. Wszak już od dawna nasze F-16 i nasi „specjalsi” stacjonują w tamtych stronach – pozostając do dyspozycji naszych „strategicznych sojuszników”. Polska zatem – powtórzmy, bo to istotny punkt w akcie oskarżenia aktualnego układu władzy – pozostaje zakładnikiem cudzej polityki zarówno w sprawach zagranicznych, jak i wewnętrznych. Zauważmy bowiem, że rozpoczęta w zimie i do dziś trwająca, szczególnie gwałtowna kampania wojny propagandowej Żydów z Polakami prowadzona jest w znacznej mierze na naszym własnym terenie – za pomocą narzędzi oddziaływania politycznego i medialnego wykreowanych i utrzymywanych za polskie pieniądze.

Dla nikogo przytomnego nie może już ulegać wątpliwości jawnie antypolski i faktycznie eksterytorialny charakter takich ośrodków jak „Polin”, Muzeum Historii Żydów Polskich – tam na nasz koszt prowadzi się szeroko zakrojone działania, które z polską racją stanu i interesem narodowym nie mają i nigdy nie miały niczego wspólnego. Ale przecież przywódcy „dobrej zmiany” i liderzy opinii „prawicowej” nadal stawiają sobie z punkt honoru robienie dobrej miny do złej gry. Czego spektakularny przykład mieliśmy właśnie w ostatnich dniach, kiedy to po owym bezczelnym występie prez. Rivlina w Auschwitz-Birkenau w otulinie propagandowej „dobrej zmiany” niektórzy na głowie stawali, by wmawiać sobie i innym, że nic złego się nie wydarzyło, że zniesławiające nas insynuacje w ogóle nie padły. Cała ta niespójna narracja sypie się już jednak gruntownie i może być „w zaparte” podtrzymywana jedynie dzięki determinacji funkcjonariuszy frontu ideologicznego p.o. redaktorów i komentatorów, którzy zachowują cenzorską władzę moderowania przekazu w centralnych mediach. Najwyraźniej jednak na wysokich szczeblach egzekutywy politycznej przekonująca wiarygodność przekazu propagandowego nie jest już priorytetem. Najwyraźniej przeszliśmy już do następnego etapu –transferu aktywów politycznych i inwestycji infrastrukturalnych. Innymi słowy: etap realnej instalacji żydowskiej suwerenności wyspowej na polskim odcinku Międzymorza (bo wszak na Ukrainie i w Rumunii są już u siebie i specjalnie tego nie kryją – patrz akcja ze zbieraniem szczątków śmigłowca w Karpatach już w 2010 r.).

Na tym nowym etapie najwyraźniej przewidziano jakieś inne środki, które zagwarantują pacyfikację nastrojów tubylczych malkontentów – niezależnie od tego, kto dalej wierzy, a kto już nie daje się nabrać na „dialog i pojednanie” z Żydami. Być może bliski jest czas zastosowania środków przymusu bezpośredniego i być może temu właśnie zawdzięczamy obecność w Polsce tak doborowej bandyckiej stawki, jak wyżej wymienieni. Słowo „bandyckiej” nie jest przecież nie na miejscu wobec facetów od mokrej roboty osobiście odpowiadających za politykę, której stałym instrumentem jest karabin wymierzony w nieletnich Palestyńczyków. I otóż takich ludzi coś sprowadziło w nasze skromne progi. Sz. Czytelnik pojmuje oczywiście w lot, że ów Marsz Żywych w Oświęcimiu to zaledwie przykrywką, „zalegendowaniem” ich pobytu. Mowa o ludziach, którym zwyczajna pragmatyka służbowa, a przede wszystkim żelazne reguły bezpieczeństwa państwa nie pozwalają w ogóle pokazywać się razem nawet we własnym kraju, a co dopiero za granicą. Jeśli podjęli mimo wszystko taką eskapadę, to oznacza to ni mniej, ni więcej, że w ostatnich dniach przeprowadzona została na terytorium Polski jakaś kombinacja operacyjna, której doniosłość wymagała osobistego nadzoru, a może wręcz udziału w procesie decyzyjnym najwyższych przełożonych.

Cóż to być mogło? Zwykłą odprawę na tak wysokim szczeblu mogli sobie urządzić u siebie – jeśli przyjechali do nas, to musiało to być podyktowane koniecznością przejścia na „ręczne sterowanie” w kontakcie z agenturą (tutejszą, polskojęzyczną agenturą, której z jakichś względów nie można było sprowadzić do Jerozolimy), lub/i koniecznością przeprowadzenia wizji lokalnej – osobistej wizytacji miejsc, obiektów, które wytypowano jako kluczowe w jakiejś nadchodzącej operacji. A cóż to za operacja? Jasna sprawa: MOST 2 – transfer części aktywów państwa żydowskiego z Palestyny w bezpieczne rejony, nad którymi służby i armia żydowska sprawować muszą suwerenną kontrolę. Gdzie szukać takiego miejsca, gdzie bezpiecznie i do czasu dyskretnie będzie można dyslokować część żywotnie istotnych kadr (elit państwowych), broni (głowic atomowych) i baz danych (serwery) – oczywiście nad Wisłą. Gdzie konkretnie? Oto zagadka – konkurs, do udziału w którym niniejszym zapraszam Sz. Czytelników. Może gdzieś w Państwa okolicy uruchomiono już dawno jakąś wielką inwestycję, do której zwykli śmiertelnicy nie mają dostępu – ze względów bezpieczeństwa, ma się rozumieć? Może gdzieś tam już od dawna kopią jakiś tunel donikąd albo leją tysiącami ton beton w niewiadomego przeznaczenia monstrualną dziurę w ziemi? Ot, choćby coś takiego jak Centralny Port Komunikacyjny w Baranowie/Stanisławowie – pasowałby jak ulał. Ale może Państwo wpadną na inny trop. Proszę o nadsyłanie zdjęć i opisów – nagrodą dla autorów najciekawszych typowań będą tanie loty z dowolnie wybranego miasta wojewódzkiego w Polin do Tel-Awiwu ;-)

Grzegorz Braun

Za: PolskaNiepodległa.pl (2018-04-30) — [Org. tytuł: «TYLKO U NAS! Grzegorz Braun: Wiosenne nieporządki»]

Żydowska hucpa w stadium finalnym – NON POSSUMUS

Niech nam nikt nie opowiada bzdur i nie zaklina rzeczywistości mówiąc, że przegłosowana właśnie przez amerykański Kongres ustawa 447 – dająca prawo Departamentowi Stanu do wspomagania organizacji międzynarodowych zrzeszających ofiary Holokaustu oraz wspierania ich w odzyskaniu żydowskich majątków, które nie mają spadkobierców – nie ma żadnego znaczenia, bo gdyby nie miała znaczenia, Żydzi nie parliby tak mocno do jej przegłosowania.

Niech nam nikt nie mówi więcej o przyjaźni polsko- żydowskiej czy polsko – izraelskiej, bo czegoś takiego nie ma i nigdy nie było.

Przedsiębiorstwo Holokaust na naszych oczach, przy otwartej kurtynie, otwiera właśnie nowy rozdział, który ma doprowadzić do wydarcia z Polski miliardów dolarów i do popchnięcia naszego kraju na skraj przepaści, a tymczasem polscy decydenci vide wicepremier Jarosław Gowin – „ustawa nie ma znaczenia prawnego, nie może być podstawą do roszczeń” – czy szef MSZ Jacek Czaputowicz (ten sam, który za Grossem kłamliwie obciąża Polaków o mord w Jedwabnem) – „nie przywiązywałbym do ustawy zbytniej wagi, ponieważ Polska nie jest w niej wymieniona w nazwie i w treści” – strugają durniów i mydlą nam oczy. Trzeba zdać sobie sprawę, że stajemy właśnie w obliczu bardzo poważnego zagrożenia i tylko od nas, od naszej determinacji i odwagi, zależy to, czy pozwolimy na dalsze naigrywanie się z prawdy historycznej, naszej historii i naszego prawa. Opinia publiczna, to wielka siła, dużo większa, niż wielu mogłoby się wydawać i to od niej zależy, czy pozwolimy decydentom na dalsze upokarzanie naszego kraju i płaszczenie się przed Żydami, dla których fakty historyczne i polskie prawo nie mają żadnego znaczenia. Choćby wyło piekło i szatani – w tej sprawie, bez względu na wszystko, nie wolno nam ustąpić nawet na cal, bo od tego zależy nie tyle los następnej kadencji – jak patrzą politycy – ile następnych pokoleń. NON POSSUMUS.

Wojciech Sumliński
sumlinski.pl

Za: Facebook – Wojciech Sumliński (4-25-2018)

Gadowski dla PCh24.pl: Polska przez lata nie zrobiła niczego w sprawie ustawy 447

– Przegłosowanie przez amerykański Kongres ustawy 447 to największa klęska polskiej dyplomacji w ostatnich kilkudziesięciu latach – ocenił w rozmowie z portalem PCh24.pl Witold Gadowski.

Publicysta podkreśla, że treść przyjętej we wtorek przez Izbę Reprezentantów ustawy 447 zobowiązującej rząd amerykański do wspierania roszczeń organizacji ubiegających się o mienie bez spadkowe ofiar zagłady Żydów była tworzona przez kilka lat, a polskie władze miały wiedzę na jej temat. – Przegłosowanie przez amerykański Kongres ustawy 447 to największa klęska polskiej dyplomacji w ostatnich kilkudziesięciu latach, a w szczególności ministra Jacka Czaputowicza i prezydenta Andrzeja Dudy – podkreślił. Dodał, że pomimo wielu sygnałów i apeli, jakie przez ostatnie miesiące napływały do nich w tej sprawie, ani szef MSZ, ani prezydent RP nie zrobili niczego konstruktywnego, co mogłoby uchronić Polskę i Polaków przed zagrożeniem, jakie niesie ustawa 447.

Witold Gadowski przyznał, że w pełni rozumie działanie Stanów Zjednoczonych. – To wszystko jest spójne i logiczne, ponieważ dzięki przegłosowaniu ustawy 447 Amerykanie mogą „zarobić” kilkadziesiąt miliardów dolarów. Biorąc pod uwagę, że poniosą przy tym zerowe bądź co najwyżej minimalne koszty, byłoby czymś dziwnym, gdyby zagłosowali w tej sprawie inaczej – podkreślił. Dodał, że pretensje należy mieć do polskich władz, które przez lata nie zrobiły niczego, żeby nie dopuścić do takiej sytuacji.

Zdaniem publicysty „przyśpieszenie” w sprawie ustawy 447 nastąpiło po tym, jak w roku 2017 Patryk Jaki poinformował o pracach polskiego rządu nad tzw. ustawą reprywatyzacyjną. – Wszystko, co potem się działo, łącznie z histerycznym atakiem na Polskę i oskarżaniem nas o czynny udział w Holocauście, to w mojej ocenie pokłosie tamtej inicjatywy. Porządna „ustawa reprywatyzacyjna” pozwoliłaby bowiem zatrzymać wszelkie pretensje o mienie bez spadkowe, jakiego domagają się od Polski przedstawiciele środowisk żydowskich wspierani przez Amerykanów – zaznaczył. Dodał, że taka ustawa jednak do dzisiaj nie powstała i już niedługo może się ona na nic nie przydać.

Dziennikarz odniósł się również do wypowiedzi, jakiej w sprawie ustawy 447 udzielił przebywający za oceanem wicepremier Jarosław Gowin. – Chcę wszystkich uspokoić. Tak zwany JUST Act nie ma żadnego znaczenia prawnego, nie może być podstawą do jakichkolwiek roszczeń wobec państwa polskiego – mówił we wtorek polityk. Zdaniem Witolda Gadowskiego wicepremier Gowin nie musi się martwić, ponieważ on sam nie ucierpi na ewentualnych konsekwencjach w tej sprawie. – Ucierpią zwykli Polacy jak ja czy czytelnicy portalu PCh24.pl, którzy będą musieli wyciągnąć portfele i spłacić wszystkie roszczenia, które zdaniem niektórych ekspertów mogą sięgać nawet 300 miliardów dolarów! Nie możemy na to pozwolić! Nie możemy dać się okraść! – podsumował.

TK

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2018-04-25)

„JUST Act” i duch Bartoszewskiego. Co dalej z żydowskimi roszczeniami?

Pomimo sprzeciwu środowisk polonijnych, Izba Reprezentantów Stanów Zjednoczonych 24 kwietnia zagłosowała za przyjęciem senackiej ustawy S. 447 czyli tak zwanej JUST Act (Justice for Uncompensated Survivors Today Act of 2017) przez aklamację. Co ciekawe, swój udział w powstaniu tej ustawy ma rząd PO-PSL, a konkretnie minister tego rządu, Władysław Bartoszewski…

Zapisy JUST Act wymuszają na Departamencie Stanu USA stałe raportowania do Kongresu o tym, które kraje nie wywiązują się z obowiązku restytucji mienia nielegalnie przejętego w czasie Holokaustu i w czasach okupacji komunistycznej. Jedyną kongresmenką przeciwstawiającą się jej przyjęciu była Ileana Ros-Lehtinen z Florydy, która chciała znacznie bardziej restrykcyjnego prawa.

Podczas 40-minutowej debaty Ros-Lehtinen stwierdziła wielokrotnie, że senacki projekt ustawy S. 447 to tylko „zasłona dymna”, gdyż nie zapewnia sprawiedliwości dla ocalałych z Holokaustu. W sprawie ustawy wypowiadali się poza Ros-Lehtinen, głownie kongresmeni z Nowego Jorku i Florydy.

Izba początkowo zamierzała głosować nad własnym projektem – ustawą HR 1226 – podobnym w treści do projektu senackiego. Jednak przewodniczący niższej Izby Kongresu Paul Ryan postanowił w zeszły piątek zawiesić standardową procedurę i zezwolić na głosowanie za projektem senackim S.447.

Republikanin Ed Royce z Kalifornii przyznał podczas sesji, że liczne organizacje żydowskie, takie jak WJRO i ADL wywierały ogromną presję na przedstawicieli Kongresu, by zatwierdzili ustawę S. 447. Wejdzie ona w życie, jak tylko podpisze ją prezydent USA Donald Trump.

Zjednoczona Prawica bagatelizuje sprawę

Przebywający w Waszyngtonie wicepremier Jarosław Gowin jeszcze przed głosowaniem uspokajał, że obawy środowisk polonijnych i zatroskanych Polaków są bezpodstawne. – Chcę wszystkich uspokoić. Tak zwany JUST Act nie ma żadnego znaczenia prawnego, nie może być podstawą do jakichkolwiek roszczeń wobec państwa polskiego – mówił wicepremier poproszony o komentarz przez Polskie Radio.

Gowin podkreślił, że ambasada RP w Waszyngtonie jest w kontakcie z amerykańską administracją. Polonię uspokajał także przebywający w Waszyngtonie wicemarszałek Senatu Adam Bielan. – Oczywiście szanujemy emocje i uczucia amerykańskiej Polonii. Rozumiemy, że ta ustawa wzbudza bardzo duże zainteresowanie, natomiast nie uważamy, że ona będzie miała przełożenie na relacje polsko-amerykańskie. Ta ustawa ma charakter symboliczny, nie ma praktycznego znaczenia – tłumaczył. Bielan zapewnił, że strona polska „będzie w tej sprawie przedstawiać swoje racje, ponieważ sprawa reprywatyzacji i restytucji mienia dzieli Polskę i środowiska żydowskie”.

Co dokładnie zawiera JUST Act?

Ustawa S.477 ma pomóc ocalonym z Holokaustu, rodzinom ofiar i instytucjom żydowskim domagać się od rządu USA interwencji względem państw, które nie zwróciły mienia żydowskiego ani nie zadośćuczyniły nie tylko prawowitym właścicielom i ich rodzinom, lecz także instytucjom żydowskim w przypadku mienia bez spadkowego, prowadzącym chociażby działalność edukacyjną nt. Holokaustu (potencjalnie więc np. organizacja Jonny Dannielsa – From the Depth – mogłaby ubiegać się o środki z ewentualnie pozyskanego odszkodowania bez spadkowego).

Problem w tym, że organizacje, które zgłaszają roszczenia do majątku bez spadkowego, zgodnie z polskim prawem jak i międzynarodowymi standardami, nie mają do tego absolutnie żadnej legitymacji prawnej. Co więcej, żydowskie roszczenia majątkowe były rozwiązywane i rozliczane przez liczne powojenne systemy odszkodowań, w szczególności przez luksemburską umowę między Izraelem a Niemcami. Na podstawie tej umowy państwo Izrael, żydowskie organizacje ds. restytucji mienia i osoby fizyczne otrzymały odszkodowanie od Niemiec w wysokości 100 miliardów dolarów amerykańskich. Rekompensata stanowiła zadośćuczynienie za wszystkie ludzkie i materialne straty poniesione przez europejskich Żydów w wyniku ludobójczej polityki niemieckiej i zniszczenia mienia żydowskiego.

Projekt w obecnej formie zobowiązuje Departament Stanu do regularnego raportowania o postępach w zakresie zwrotu mienia albo odszkodowania z tytułu utraconych nieruchomości i wszelkich kosztowności żydowskich zagarniętych przez nazistów na terenie Europy lub ich nacjonalizacji w okresie komunizmu. Ustawa wskazuje także, że mienie pożydowskie i odszkodowania miałyby być zwracane nie tylko spadkobiercom – co w rzeczywistości ma miejsce obecnie – ale w ogóle szeroko pojętemu środowisku żydowskiemu, z przeznaczeniem na edukację, pielęgnowanie pamięci o Holokauście i na „inne cele”.

Projekt wyraźnie stanowi, że „w przypadku bezspadkowej własności wymagane jest zabezpieczenie własności lub odszkodowania, by wspomóc ofiary Holokaustu, wesprzeć edukację o Holokauście i inne cele”.

Spadek po rządach PO-PSL i Władysławie Bartoszewskim

Ustawa powołuje się na deklarację uczestników tzw. konferencji Terezińskiej. Czym ona była? Otóż stanowiła spotkanie przedstawicieli ponad czterdziestu państw, którzy zapowiedzieli wspólne starania o ułatwienie odzyskania mienia żydowskiego zarówno spadkobiercom, jak i… osobom pochodzenia żydowskiego w żaden sposób nie spokrewnionym z właścicielami przepadłych majątków. W spotkaniu uczestniczyli także przedstawiciele organizacji żydowskich i „eksperci”. Spotkanie odbyło się w Czechach 30 czerwca 2009 roku.

Z ramienia rządu PO-PSL końcową Deklarację Terezińską podpisał minister Władysław Bartoszewski. Deklaracja wzywa „by tam, gdzie nie zostało to osiągnięte, podjęto skuteczne działania na rzecz restytucji mienia żydowskiego wspólnotowego i religijnego majątku w drodze restytucji in rem lub rekompensaty” poprzez:

– ułatwienie dochodzenia roszczeń ofiar Holokaustu;

– tam natomiast, gdzie nie ma spadkobierców – i na ten zapis powołuje się ustawa JUST – pozyskania odszkodowania lub majątku pożydowskiego, który mógłby „służyć jako podstawa do spełnienia potrzeb materialnych znajdujących się w potrzebie ofiar Holokaustu i zapewnienia ciągłej edukacji o Holokauście, jego przyczynach i konsekwencjach”.

W Terezinie zalecono powołanie specjalnych programów narodowych, które zajmowałby się kwestiami restytucji mienia żydowskiego i dalszą współpracą międzynarodową w celu wypracowania jak najlepszych praktyk w dziedzinie zwrotu mienia żydowskiego. Państwa miałyby także szczegółowo skatalogować i opracować raporty dot. mienia żydowskiego w każdym kraju, również „majątku kulturalnego”, obejmującego wszelkie dzieła sztuki, wartościowe przedmioty, manuskrypty itp., by także za te „utracone dzieła” zadośćuczynić żydowskiej społeczności. Deklaracja wzywa do zwalczania antysemityzmu, powszechnej edukacji w szkołach o Holokauście i kultywowania pamięci o ofiarach Holokaustu, szkolenia nauczycieli itd.

Uzasadniając projekt amerykańskiej ustawy, jej inicjatorzy przekonywali, że opiera się on właśnie na międzynarodowej Deklaracji Terezińskiej. Potwierdza ona, że „​​ochrona prawa własności jest istotnym elementem demokratycznego społeczeństwa opartego na rządach prawa” i uznaje „znaczenie restytucji mienia lub rekompensaty za konfiskatę związaną z Holokaustem w latach 1933-45”. Promotorzy JUST Act zwrócili także uwagę, że niestety wiele państw, które poparły tę deklarację, w tym wielu sojuszników USA z NATO, nie zajęło się w pełni kwestią zwrotu żydowskiej własności komunalnej, prywatnej i bezspadkowej.

Co czeka Polskę?

Departament Stanu będzie musiał co roku uwzględniać w odpowiednich raportach działania w zakresie praw człowieka, przestrzegania wolności religijnej i zdawać sprawozdanie z charakteru i zakresu przepisów krajowych lub przepisów wykonawczych dotyczących identyfikacji, zwrotu nienależnie przejętych lub znacjonalizowanych aktywów z epoki Holokaustu oraz zgodności z celami Deklaracji Terezińskiej o zasobach i problemach związanych z Holokaustem”. Dotyczy to państw-sygnatariuszy owej deklaracji, do których należy także Polska.

W uzasadnieniu do projektu wskazuje się na kwestie związane:

– ze zwrotem prawowitemu właścicielowi niesłusznie zajętego lub znacjonalizowanego mienia, w tym mienia religijnego lub komunalnego, lub zapewnienie podobnej własności zastępczej, lub wypłatę godziwej rekompensaty prawowitemu właścicielowi;

– wykorzystanie zasad konferencji Waszyngtońskiej dotyczącej dzieł sztuki skonfiskowanych przez nazistów i Deklaracji Terezinskiej dotyczącej rozstrzygania roszczeń odnośnie nieruchomości publicznych i prywatnych;

– zwrotu bezspadkowej własności w celu pomocy potrzebującym ocalałym z Holokaustu;

– postępu w realizacji roszczeń obywateli USA ocalałych z Holokaustu i członków ich rodzin.

Dlatego JUST Act ma na stałe zmienić obowiązujące prawo, wymagając od Departamentu Stanu raportowania nt. wywiązywania się niektórych państw (np. Polski) z realizacji celów Deklaracji Terezińskiej, a także działań podejmowanych przez te kraje w celu rozwiązania problemu roszczeń obywateli USA. Ma to pozwolić na „zwiększenie wysiłków USA, by nakłonić kraje Europy Środkowej i Wschodniej do osiągnięcia postępu w tej kwestii i pomoże w wypełnieniu zobowiązania Ameryki do zapewnienia sprawiedliwości ofiarom Holokaustu i ich rodzinom”.

Projekt uzyskał silne wsparcie wielu instytucji, w tym Światowej Organizacji Restytucji Mienia Żydowskiego (WJRO), Amerykańskiego Komitetu Żydowskiego (AJC), Ligi Przeciw Zniesławieniu (ADL), J Street, której założycielem jest G. Soros, Żydowskiej Federacji Ameryki Północnej (JFNA), B’nai B’rith International, Hebrajskiego Stowarzyszenia Pomocy Imigrantom (HIAS), Koalicji Narodowej Wspierającej Żydów Euroazjatyckich, Federacji Żydowskiej z Milwaukee i kilku innych fundacji.

Stanisław Michalkiewicz – od lat przestrzegający przed bezpodstawnymi roszczeniami żydowskimi – wyliczył, że na tej podstawie Żydzi będą żądać od państwa polskiego zadośćuczynienia w wysokości 300 mld dolarów. To równowartość trzech rocznych budżetów Polski.

Źródło: house.gov., stopacthr1226.org., Pch24.pl, polskieradio.pl.

AS

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2018-04-25)

Rzecznik prezydenta: na mocy ustawy 447 mogą być wobec Polski formułowane roszczenia

Rzecznik prezydenta RP Krzysztof Łapiński zapewnił, że przyjęta przez amerykański Kongres ustawa 447 nie była bagatelizowana ani przez stronę rządową, ani przez Andrzeja Dudę.

Gość poranka „Siódma-Dziewiąta” zaznaczył, że sama ustawa nie oznacza wprost, że Polska będzie musiała płacić gigantyczne odszkodowania z tytułu roszczeń bliskich ofiar Holokaustu.

– Ten akt nie był bagatelizowany ani przez stronę rządową, ani Pana Prezydenta. Pamiętajmy, że to suwerenna decyzja senatorów i kongresmenów amerykańskich. Trzeba przypominać, że Polska była ofiarą hitlerowskich Niemiec, że Polska była zniszczona, miała starty gospodarcze, kulturalne, ludzkie – mówił Krzysztof Łapiński.

Rzecznik prezydenta podkreślił, że Polacy powinni przypominać, kto wywołał II wojnę światową i kto był sprawcą Holokaustu. – My naprawdę nie powinniśmy płacić za szkody i krzywdy wyrządzone nam, obywatelom II RP, przez III Rzeszę – zaznaczył Łapiński.

Rzecznik przyznał jednak, że „ta ustawa może być o tyle niebezpieczna, że roszczenia mogą być formułowane”. – Muszą być podejmowane działania dyplomatyczne. (…) Sama ustawa nie oznacza wprost, że Polska ma płacić odszkodowania czy jakieś gigantyczne sumy. Musimy pamiętać, kto wywołał II wojnę światową – mówił Łapiński.

Pomimo sprzeciwu środowisk polonijnych, Izba Reprezentantów Stanów Zjednoczonych 24 kwietnia zagłosowała za przyjęciem senackiej ustawy 447, czyli tak zwanej JUST Act (Justice for Uncompensated Survivors Today Act of 2017) przez aklamację.

Źródło: wprost.pl

luk

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2018-04-25)

S.447 (Sprawiedliwość dla niewynagrodzonych za Holocaust) przeszła w Kongresie

Amerykański Kongres przegłosował ustawę S.447 – Justice for Uncompensated Survivors Today (JUST) Act of 2017. Daje ona Departamentowi Stanu USA prawo do wspomagania organizacji międzynarodowych zrzeszających ofiary Holokaustu oraz wspierania ich poprzez swoje kanały dyplomatyczne w odzyskaniu żydowskich majątków, które nie mają spadkobierców. Ustawa czeka teraz na podpis prezydenta Donalda Trumpa.

Przyjęty wcześniej przez Senat projekt określany mianem JUST Act (ustawa/akt sprawiedliwości) zobowiązuje Departament Stanu do przygotowania w ciągu 18 miesięcy raportu na temat tego jak poszczególne kraje wywiązują się z obowiązku restytucji mienia oraz dalszego jego aktualizowania. Ustawa została przyjęta poprzez głosowanie ustne, bez sprzeciwu.

Podczas debaty, która odbyła się niemal przy pustej sali, reprezentująca Florydę Ileana Ros-Lehtinen krytykowała ustawę za brak mechanizmu, który mógłby pomóc w egzekwowaniu roszczeń. “Pierwszy raport ma zostać przygotowany w ciągu 18 miesięcy. Wielu poszkodowanych nie dożyje nawet momentu jego ogłoszenia. Ta ustawa jest daleka od tego, czego dziś potrzebują poszkodowani”.

Wspierający ustawę kongresman Ed Royce z Kalifornii przekonywał jednak, że JUST Act pomoże wywrzeć presję na kraje ociągające się z restytucją mienia poprzez “wskazanie ich i zawstydzenie”.

Przeciwko ustawie protestowała część organizacji polonijnych, w tym kluby Gazety Polskiej i Kongres Polonii Amerykańskiej. Przebywający w Waszyngtonie wicepremier Jarosław Gowin podkreślał jednak, że JUST Act nie ma żadnego znaczenia prawnego i nie może być podstawą do jakichkolwiek roszczeń wobec państwa polskiego.

– Nie możemy uprzywilejowywać żadnej grupy; ta ustawa nie jest dobra, bo chce postawić jakąś grupę Polaków żydowskiego pochodzenia, która opuściła kraj, przed resztę Polaków – mówił wcześniej szef MSZ Jacek Czaputowicz o amerykańskiej ustawie. – Ja bym nie przywiązywał do tego (ustawy 447 – red.) zbyt dużej wagi.
Odpowiedź na interpelację nr 18213
w sprawie potencjalnych żydowskich roszczeń wobec Polski

Odpowiadający: podsekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Bartosz Cichocki

Warszawa, 05-01-2018

Szanowny Panie Marszałku!

W odpowiedzi na interpelację nr 18213 p. Posła Roberta Winnickiego ws. potencjalnych żydowskich roszczeń wobec Polski przedstawiam następujące wyjaśnienia i informacje.

1. Czy wspomniany dokument był analizowany przez MSZ? Jeśli nie to dlaczego i czy Pan Minister planuje podjęcie takich pilnych kroków?

Regulacja S. 447 Justice for Uncompensated Survivors Today (JUST) Act of 2017 będąca przedmiotem interpelacji jest obiektem pogłębionego zainteresowania polskich służb dyplomatycznych i podlega analizie ze strony Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Amerykański Senat 12 grudnia 2017 r. jednomyślnie przyjął projekt ustawy (S. 447), która nakłada na Sekretarza Stanu USA obowiązek monitorowania w poszczególnych państwach kwestii związanych ze zwrotem mienia utraconego podczas II wojny światowej, a także zagrabionego przez władze komunistyczne. Jego autorami są senatorowie Marco Rubio (R – Floryda) oraz Tammy Baldwin (D – Wisconsin). Projekt skierowano aktualnie do Komisji Spraw Zagranicznych Izby Reprezentantów, która od lutego br. debatuje nad siostrzanym projektem (H. R. 1226), zawierającym niewielkie zmiany w stosunku do projektu senackiego.

2. Czy pan Minister podziela opinię, że wspomniany akt może stanowić podstawę do wysuwania wielomiliardowych roszczeń majątkowych wobec państwa polskiego przez środowiska i organizacje żydowskie?

Mając na uwadze etap procesu legislacyjnego, na jakim znajdują się prace nad ustawą JUST Act oraz brak pewności co do jej finalnego kształtu przedwczesnym byłoby przesądzać o ostatecznych skutkach regulacji.

3. Czy kwestia potencjalnych roszczeń majątkowych wobec państwa polskiego była przedmiotem rozmów między przedstawicielami Polski i innych państw, szczególnie USA, w ciągu ostatnich dwóch lat? Jeśli tak, to czego dotyczyły te rozmowy?

4. Czy którekolwiek państwo uzależniało swój stosunek do Polski oraz poparcie polityczne dla polityki polskiego rządu od zadośćuczynienia przez Rzeczpospolitą żydowskim roszczeniom majątkowym?

Problematyka reprywatyzacyjna pojawia się na agendzie polsko-amerykańskiego i polsko-izraelskiego dialogu politycznego (z różną częstotliwością) od dłuższego czasu. W poprzednich latach przedstawiciele strony polskiej przy okazji różnego rodzaju kontaktów z żydowskimi organizacjami operującymi na terenie USA, przedstawicielami amerykańskiej administracji, Kongresu USA oraz reprezentantami władz Izraela konfrontowani byli z ogólnymi postulatami uporządkowania spraw związanych z procesami przejęcia (nacjonalizacji) nieruchomości przez władze komunistyczne po 1944. Wynikało to przede wszystkim z faktu, iż Polska jest ostatnim państwem Europy Środkowej i Wschodniej, w którym po 1989 r. nie uchwalono ustawy reprywatyzacyjnej. W tym kontekście wskazywano m.in. na negatywny wpływ nie uregulowania powyższej kwestii dla szeroko rozumianego wizerunku Polski na świecie.

5. Jakie działania podejmuje rząd RP, a w szczególności MSZ, by zapobiec niebezpieczeństwu związanemu z potencjalnymi roszczeniami majątkowymi wobec państwa polskiego?

Wszelkie przypadki roszczeń majątkowych wobec państwa polskiego formułowane przez inne państwa, ich obywateli oraz organizacje/środowiska funkcjonujące za granicą podlegają stałemu monitoringowi polskich służb dyplomatycznych na świecie. W wymiarze prawnym uporządkowaniu spraw związanych z procesami przejęcia (nacjonalizacji) nieruchomości przez władze komunistyczne po 1944 r. i ich skutków ma służyć przedstawiony przez Ministerstwo Sprawiedliwości projekt ustawy o zrekompensowaniu niektórych krzywd wyrządzonych osobom fizycznym wskutek przejęcia nieruchomości lub zabytków ruchomych przez władze komunistyczne po 1944 r. Upublicznienie w październiku 2017 r. ww. projektu ustawy spotkało się z szerokim odzewem środowisk żydowskich w USA, w tym m.in. przedstawicieli: World Jewish Restitution Organization (WJRO), National Coalition Supporting Eurasian Jewry (NCSEJ), American Jewish Committee (AJC) oraz B’nai B’rith International oraz części korpusu dyplomatycznego w Warszawie (w tym m.in. ambasad USA i Izraela). Strona polska (Ministerstwo Sprawiedliwości i Ministerstwo Spraw Zagranicznych) podtrzymuje dialog z ww. podmiotami, wyjaśniając założenia i cele nowych, polskich regulacji dot. problematyki restytucyjnej.

Z poważaniem,

Z upoważnienia Ministra Spraw Zagranicznych

Bartosz Cichocki
Podsekretarz Stanu

źródło:

S.447 – 115th Kongress
zastrzeżenia prawne
Odpowiedź na interpelację nr 18213
onet.pl

Za: prawica.net (25 kwietnia 2018)

Polska wystawiona przez USA na żer „Przedsiębiorstwa Holokaust”

Podczas, gdy jeszcze niedawno media głównego nurtu przeważnie milczały na temat ustawy amerykańskiego senatu nr 447, tak teraz, gdy właśnie ustawa ta przyjęta została jednogłośnie przez Kongres USA, przeczytać można o tym wszędzie.

Dziennik “Rzeczpospolita” napisał wręcz, że Stany Zjednoczone “przejmują nadzór nad reprywatyzacją”. Chodzi oczywiście o reprywatyzację w takich krajach jak Polska, która – jak dotąd – żadnej reprywatyzacji tak naprawdę nie przeprowadziła. Nowo uchwalony akt prawny nazywa się fachowo “Ustawą o sprawiedliwości dla ofiar, którym nie zadośćuczyniono”. Czy ofiarami tymi będą Polacy? Oczywiście, że nie, chociaż im również nie zadośćuczyniono po wojennej zawierusze i rządach komunistycznych. Ustawa wyraźnie odwołuje się do tzw. deklaracji z Terezina, podpisanej w 2009 roku przez 46 państw, a mówiącej o “traumie żydów” spowodowanej Holokaustem i konieczności wparcia na – jak można się domyśleć – ich terapię. A jakie wsparcie może być inne, jeśli nie zapłacenie haraczu, jakiego straumatyzowani żydzi domagają się – m.in. od Polski – od jakiegoś czasu.

Minister Sprawa Zagranicznych rządu RP, Jacek Czaputowicz bagatelizuje sprawę. Pytany niedawno o tę sprawę stwierdził, że ta ustawa do niczego Polski nie zobowiązuje i ma znaczenie wyłącznie symboliczne. Podobnie uważa wicepremier Gowin. Pytanie tylko, czy mający odpowiadać za jej realizację Departament Stanu USA, też potraktuje ją w kategoriach jedynie symbolicznych? Stany Zjednoczone, którego Polska pod rządami PiS stała się 100-procentowym wasalem, będą miały różne formy nacisku na polityków w naszym kraju, by spłatę haraczu żydom wymusić. Takie są niestety skutki stawiania w polityce zagranicznej na jednego konia. Stanisław Michalkiewicz, który od lat przestrzegał przed żydowskimi roszczeniami, przez co dorobił się – chyba dożywotnio – etykietki “antysemity” nr 1, twierdzi, że jeśli roszczenia żydowskie zostaną zrealizowane, czeka nas kolejna okupacja.

Ustawa 447 czeka już tylko na podpis prezydenta Donalda Trumpa.

Przypomnijmy zatem czego dotyczą najważniejsze zapisy Deklaracji Terezinskiej z 2009 roku. Oto jej fragmenty:

“(…) Mając na uwadze niewiążący prawnie charakter niniejszej Deklaracji i jej moralną odpowiedzialność, i z zastrzeżeniem postanowień obowiązującego prawa międzynarodowego i zobowiązań,
1. Uznając, że osoby, które przeżyły Holokaust (Shoah) i inne ofiary nazistowskiego reżimu i jego kolaborantów, przeszły bezprecedensową fizyczną i emocjonalną traumę podczas swojej ciężkiej próby, Państwa Uczestniczące biorą pod uwagę specjalne społeczne i medyczne potrzeby wszystkich, którzy przeżyli, mocno popierają zarówno
publiczne, jak i prywatne starania w swoich krajach mające na celu umożliwienie im życia w godności przy niezbędnej podstawowej opiece, jakiej ona wymaga.
2. Uznając ważność restytucji nieruchomości wspólnotowych i prywatnych, które należały do ofiar Holokaustu (Shoah) i innych ofiar nazistowskich prześladowań, Państwa Uczestniczące wzywają do podjęcia wszelkich starań mających na celu naprawienie konsekwencji bezprawnych przejęć majątków, takich jak konfiskaty, wymuszone sprzedaże i sprzedaże pod przymusem, które stanowiły element prześladowań tych niewinnych ludzi i grup, z których olbrzymia większość zmarła nie pozostawiając spadkobierców.
(…) Wzywamy, by tam, gdzie nie zostało to skutecznie osiągnięte, zostały podjęte wszelkie możliwe starania na rzecz restytucji byłego żydowskiego wspólnotowego i religijnego majątku w drodze albo restytucji inrem albo rekompensaty, tak jak to będzie właściwe; i
(…) 2. Uważamy, że ważne jest, tam gdzie nie zostało to jeszcze skutecznie osiągnięte, zajęcie się prywatnymi roszczeniami ofiar Holokaustu (Shoah) dotyczącymi nieruchomości byłych właścicieli, spadkobierców lub ich następców, w drodze albo restytucji in rem albo rekompensaty, tak jak to będzie właściwe, w sprawiedliwy, wszechstronny i niedyskryminacyjny sposób, zgodny z prawem krajowym i odpowiednimi regulacjami, jak również umowami międzynarodowymi. Proces takiej restytucji lub rekompensaty powinien być szybki, prosty, dostępny, transparentny i
ani uciążliwy ani kosztowny dla osoby występującej z roszczeniem; oraz zauważamy inną pozytywną legislację w tej dziedzinie.
3. Wiemy, że w niektórych państwach majątek, dla którego nie ma spadkobierców mógłby służyć jako podstawa do spełnienia potrzeb materialnych znajdujących się w potrzebie ofiar Holocaustu (Shoah) i zapewnienia ciągłej edukacji o Holokauście (Shoah), jego przyczynach i konsekwencjach (…)”.

S

Za: proKapitalizm.pl (25 kwietnia 2018)

16 kwietnia 91 urodziny Benedykta XVI

Benedykt XVI urodził się 16 kwietnia 1927 w Wielką Sobotę — w tym samym dniu został ochrzczony – dzisiaj kończy 91 lat

Boże błogosław Benedykta XVI

Benedykt XVI ustąpił w 2013 roku,

Benedykt XVI opublikował poruszający list we włoskim dzienniku „Corriere della Sera”.

Benedykt XVI w liście na łamach dziennika „Corriere della Sera” podziękował wiernym za towarzyszenie mu w ostatnim odcinku drogi. – To wielka łaska dla mnie. W powolnym zmniejszaniu się sił fizycznych wewnętrznie pielgrzymuję do Domu – napisał emerytowany papież. Benedykt XVI jest wzruszony, że tak wielu wiernych chce wiedzieć, jak spędza ostatni okres swojego życia. „To wielka łaska dla mnie, że jestem otoczony na tym ostatnim odcinku drogi, niekiedy trochę męczącym, przez taką miłość i dobroć, jakich nie mógłbym sobie wyobrazić” – napisał Benedykt XVI.
6 febbraio 2018 (modifica il 9 febbraio 2018 | 18:49)
© RIPRODUZIONE RISERVATA

http://www.corriere.it/cronache/18_febbraio_07/benedetto-xvi-lettera-corriere-papa-emerito-pellegrinaggio-verso-casa-ab335152-0b79-11e8-8265-d7c1bfb87dc9.s html? refresh_ce-cp

Redaktor Stanisław Michalkiewicz jest chory.

Proszę o modlitwę wstawienniczą do Boga, za powrót do zdrowia Pana St.Michalkiewicza,wybitnego pisarza i publicysty,który od wielu lat stanowi naszą podporę w wielu trudnych sprawach naszego kraju,przestrzegania zasad naszej wiary,objaśniając w sposób przejrzysty, gdzie jest prawda i dlaczego należy się o nią walczyć.

Wszechmogący, wieczny Boże, Ojcze i dawco życia, wiekuisty Lekarzu wierzących, spojrzyj na Stanisława, członka naszej rodziny, który choruje. Wejrzyj na jego cielesne i duchowe cierpienia. Udziel mu swojej pomocy, aby, jeśli zgadza się to z Twoją najświętszą wolą, mógł on znowu służyć Tobie i ludziom.
Wszechmogący, wieczny Boże, miłosierny Lekarzu dusz i ciał Twoich dzieci, wysłuchaj nasze prośby zanoszone za chorego, dla którego upraszamy Twoje zmiłowanie, aby odzyskawszy zdrowie złożył Ci dziękczynienie. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

W-wa,Marian Retelski

„Niezłomni”, a nie „Wyklęci”! Słowa mają zasadnicze znaczenie.

„Niezłomni„, a nie „Wyklęci”! Słowa mają zasadnicze znaczenie. Kształtują naszą rzeczywistość, nasze wyobrażenia o niej.

Wyklęci. Przeklęci, obłożeni klątwą, wykluczeni. Nigdy nie zgodzili się na podporządkowanie ukochanej Ojczyzny sowieckiemu najeźdźcy. Zatwardziali antykomuniści i patrioci. Poszli za głosem serca, by żyć w zgodzie z sumieniem swoim i tych, którzy kiedykolwiek przelewali krew za niepodległość Polski.

Ich los był tragiczny. W kraju zmęczonym kilkuletnią wojną, pod naporem skutecznej propagandy, sprawiającej, że ich ofiara nie była tak oczywista, bezwzględnie tropieni przez Urząd Bezpieczeństwa, zdradzani, poniżani, szkalowani, męczeni, bestialsko mordowani, chowani w masowych, bezimiennych grobach – trwali z bronią w ręku prawie 20 lat od zakończenia wojny.

Kiedy w obławie MO i SB ginęli ostatni z nich, świat bawił się przy piosenkach Elvisa Presley’a, Jurij Gagarin krążył wokół planety, Roman Polański odbierał gratulacje za „Nóż w wodzie”, Międzynarodowy Festiwal Piosenki w Sopocie wykuwał swoją pozycję, a polskie dzieci po raz pierwszy oglądały w telewizji dobranockę.

Gdzie w tej kolorowej rzeczywistości miejsce na „leśnych bandytów”, którzy psuli bajkowy porządek PRL? Wykluczeni. Usunięci ze społeczeństwa. Skazani na złowrogą infamię i wieczne zapomnienie. Wyklęci. Tak właśnie musieli się czuć. Byli poza. Nie pasowali.

Dziś, kiedy pamięć o tych bohaterskich Polakach powoli przebija się do naszej świadomości, warto zadać sobie pytanie, czy używanie sformułowania „wyklęty” jest adekwatne do ich czynów i postaw? Czy to stygmatyzujące słowo nie jest na rękę tym, którzy w połowie lat 40-tych XX wieku przeklęli polskich żołnierzy, bo ci nigdy nie złożyli broni? Czy określanie tak licznej grupy patriotów, którzy powinni stać się wzorem dla nas, dla naszej młodzieży rzeczywiście przywraca im właściwe miejsce? Bo jeśli oni są „wyklęci”, to jacy są ci, którzy na taki heroiczny czyn nigdy się nie zdobyli i zamiast życia w leśnej partyzantce wybrali służbę w strukturach nowo powstałej PRL? Niewyklęci? Lepsi? Zgodni z prawem? Właściwi?

W 1996 Jerzy Ślaski wydał książkę zatytułowaną „Żołnierze wyklęci”. Sam był jednym z takich żołnierzy. To słowo, obarczone tak negatywnym ładunkiem bez wątpienia oddawało uczucia zbrojnego podziemia antykomunistycznego i niepodległościowego. Ci ludzie zostali przez PRL wyklęci i czuli się wyklęci. Osamotnieni. Zepchnięci na margines, do lasów. Jak zaszczute wilki u Herberta.

Ale czy my, ich potomkowie, ich rodacy powinniśmy w dalszym ciągu podtrzymywać, a tym samym legitymizować haniebną decyzję marionetkowego rządu PRL, aby ich wykluczyć, wyrugować, sponiewierać? Czy nie powinniśmy przywrócić im właściwej rangi, zasłużonej pozycji, która będzie miała odzwierciedlenie także w warstwie lingwistycznej?

Słowa mają zasadnicze znaczenie. Kształtują naszą rzeczywistość, nasze wyobrażenia o niej. Jeśli ktoś był wyklęty, to może ten, który przeklinał, miał rację? Któż to wie. Powinniśmy określać tych żołnierzy w sposób, który automatycznie pokaże, jak wyglądały strony konfliktu. Kto był kim. Co było służbą Ojczyźnie, a co służbą najeźdźcy.

Musieliśmy czekać sześćdziesiąt lat, by upamiętnić dzień Żołnierzy Wyklętych w naszym kalendarzu. To nie dziwi, gdyż przekleństwo zapomnienia i systemowej niesprawiedliwości rzucone na „wyklętych” dotykało ich rodzin, błogosławiąc jednocześnie ich katów.

Jak się dziś okazuje, to dzieci funkcjonariuszy UB, SB, MO, LWP i innych opresyjnych formacji PRL cieszą się dziś dostatnim życiem w gronie elit III RP.

Dzieci „wyklętych” bohaterów nie ma. Dlaczego?

Nie będę oryginalny, bo to określenie pojawia się często przy okazji dyskusji o „wyklętych”. I jest ze wszech miar zasadne. Pokazuje, kto był kim i jak należy patrzeć na drugą stronę. Nie ma niejasności. Nie są potrzebne tłumaczenia, opis kontekstu, rys historyczny. Nazwa mówi wszystko.
Niezłomni.

Żołnierze Niezłomni.

autor: Tomasz Rakowski

źródło: https://wpolityce.pl/polityka/152110-niezlomni-a-nie-wykleci-slowa-maja-zasadnicze-znaczenie-ksztaltuja-nasza-rzeczywistosc-nasze-wyobrazenia-o-niej

Naczelnik Państwa przygotowuje grunt

Zagadkowe, uporczywe milczenie nie tylko pana prezydenta Dudy, nie tylko pana premiera Morawieckiego, ale i Naczelnika Państwa Jarosława Kaczyńskiego w sprawie amerykańskiej ustawy nr 1226, a jednocześnie wszczynanie przez pana premiera Morawieckiego kolejnej odsłony wojny polsko-żydowskiej, nasuwa podejrzenia, że jesteśmy świadkami przerażającej i wstrętnej intrygi, której celem jest oddanie Polski po żydowską okupację przy jednoczesnym wywołaniu wrażenia, że nasi Umiłowani Przywódcy nie tylko starali się, jak mogli, by Polskę przed tym paroksyzmem uchronić, ba – walczyli jak lwy – ale w końcu ulegli przemocy. Rzecz w tym, że pan premier Morawiecki podczas swego pobytu w Niemczech wcale nie musiał wdawać się w głupią i upokarzającą licytację z Żydami i Niemcami, kto był większą ofiarą i większym zbrodniarzem. Na pytanie „ocalałego” filuta, co to powoływał się na matkę, też zresztą „ocalałą”, pan premier mógł odpowiedzieć wymijająco, że w tej sprawie wszystko już zostało z polskiej strony powiedziane i on nie ma już nic do dodania i w ten sposób zamknąć dyskusję – a jeśli filut byłby zbyt natarczywy, mógł go zapewnić, że strona polska spróbuje wyjaśnić tę sprawę, zaczynając od sprawdzenia, czy w ogóle miał matkę, a potem – krok po kroku coraz dalej – pan premier dostarczył Żydom pretekstu do wznowienia klangoru. Oczywiście to tylko preludium, bo w marcu chluśnie na Polskę cały kubeł oszczerstw, wylewanych przez środowiska przemysłu holokaustu. Tworzą je ludzie o mentalności hien, w związku z czym podejrzewam, ze ich trzonem mogą być żydowscy emigranci z Polski w drugim już pokoleniu. Rzecz w tym, że po wojnie sześciodniowej w 1967 roku, podczas której ZSRR, za pośrednictwem Izraela, dostał od Amerykanów lanie w swoje arabskie dupsko, komuchy w rodzaju Mieczysława Moczara, który tak naprawdę nazywał się Mikołaj Diomko, na czele PZPR-owskiej frakcji „partyzantów”, będącej kolejną edycją „Chamów”, postanowiły rozprawić się z „Żydami”, z którymi miały na pieńku od roku 1955, kiedy to Chruszczow odkrył, że Stalin nie zamordował wszystkich swoich ofiar własnymi rękami i trzeba było odpowiedzieć na kłopotliwe pytanie, kto mu w tym pomagał. W Polsce to pytanie też padło i wtedy obdarzeni szybszy refleksem towarzysze pochodzenia żydowskiego, jednym susem przeszli do obozu liberałów („zgoda, ja mogę być leberał, tylko wy o tem mnie powiedzcie”) i nieubłaganym palcem wskazali na tubylczych gojów – że to oni. Goje – jak to goje – nawet nie zaprzeczali, tylko z oburzeniem przypomnieli, ze jeśli mordowali i łamali kości, to przecież na rozkaz swoich ukorzenionych przełożonych! Wtedy tamci oskarżyli ich o „antysemityzm” i tak pojawiły się w PZPR dwie frakcje” „Żydów” i „Chamów”. Korzystając tedy ze sprzyjającej koniunktury, w roku 1968 „partyzanci”, będący kontynuacją „Chamów”, przystąpili do rozprawy z „Żydami”, to znaczy – z „syjonistami”, wypychając ich „do Syjamu”. Wielu „syjonistów” skwapliwie skorzystało z okazji do wyrwania się z cudnego raju, zwłaszcza, że można było wywieźć wszystko, co wcześniej zostały wyrwane „reakcyjnej hydrze” bardzo często razem z paznokciami. Bo wśród „marcowych” emigrantów bardzo wielu miało ręce unurzane do łokci we krwi polskich patriotów. Oczywiście na Zachodzie nie wypadało przechwalać się udziałem w komunistycznym aparacie terroru, więc im bardziej taki jeden z drugim emigrant był ubabrany w niewinnej polskiej krwi, tym gorliwiej prezentował się jako ofiara „polskiego antysemityzmu” i tym głośniejszy podnosił klangor. I tak zostało aż do dnia dzisiejszego, bo potomstwo ubeckich zbrodniarzy też się zorientowało, z której strony chleb jest posmarowany. W tej sytuacji wdawanie się w dyskusje z Żydami mija się z celem, bo – po pierwsze – nie chodzi o żadną „historyczną prawdę”, tylko o interes, który ma tę specyfikę, że wymaga przyprawienia narodowi polskiemu odrażającego wizerunku narodu morderców, a po drugie – że Żydzi w dziedzinie ustalania prawdy, uważają się za monopolistów i zazdrośnie tego monopolu strzegą, więc z zasady nie dopuszczają do żadnej dyskusji – a doskonałą ilustracją metody zastosowanej już przy ukamienowaniu św. Szczepana, jest penalizacja tzw. „kłamstwa oświęcimskiego”, a więc – wersji historii zatwierdzonej do wierzenia przez organizacje przemysłu holokaustu. W tej sytuacji jedyną rozsądną reakcją na żydowski klangor, jest puszczanie go mimo uszu, a gdyby oskarżenia Polski i Polaków o spowodowanie holokaustu przekraczały granice tupetu i bezczelności, to najwyżej można by go skwitować stwierdzeniem, że może szkoda, że to nieprawda. Tymczasem pan premier Morawiecki postąpił odwrotnie, co wzbudza podejrzenia, że zależało mu na eskalacji klangoru. Ale pan premier Morawiecki świeci światłem odbitym od Naczelnika Państwa, a to by znaczyło, że na eskalacji klangoru zależy też i jemu. A dlaczego? Ano dlatego, że sprawa oddania Polski pod żydowską okupację mogła zostać postanowiona jeszcze w roku 2015, kiedy to za sprawą Naszego Najważniejszego Sojusznika, PiS objął zewnętrzne znamiona władzy w naszym bantustanie – ale fakt ten do ostatniej chwili powinien pozostać tajemnicą dla polskiej opinii publicznej. To podejrzenie jest dodatkowo wzmocnione przez deklaracje pana ministra Joachima Brudzińskiego, który po opublikowaniu przez stację TVN nagranej prawie rok wcześniej „relacji”, a prawdopodobnie inscenizacji obchodów urodzin Hitlera w jakichś krzakach pod Wodzisławem Śląskim zapowiedział delegalizację ugrupowań narodowych. Teraz zaś, z jego inicjatywy, utworzony został zespół do zwalczania „faszyzmu” pod egidą Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, co do której nie mam żadnych złudzeń, że jest zdolna do wszystkiego, a do zwalczania wszelkiej politycznej konkurencji w szczególności. Ale polityczna konkurencja to tylko pretekst – bo pod takim właśnie pretekstem rząd PiS będzie oczyszczał przedpole dla żydowskiej okupacji Polski. I jeśli nawet doszłoby do zmiany na stanowisku premiera, w ramach której pana Mateusza Morawieckiego zastąpiłby na tym stanowisku nasz najnowszy przyjaciel, pan Jony Daniels, to nie musiałby już niczego dodawać, ani niczego nowego powoływać. Naczelnik Państwa zaś wytłumaczyłby swoim wyznawcom, że – po pierwsze – został ofiarą przemocy, a po drugie – że lepiej, żeby to on instalował tu żydowską okupację, niż mieliby to robić przedstawiciele obozu zdrady i zaprzaństwa. Tak właśnie z powodzeniem została podana do wierzenia ratyfikacja traktatu lizbońskiego, więc dlaczego nie powtórzyć jeszcze raz tego samego? Nie bez kozery powiadają, że głupotę ludzką można porównać tylko do cierpliwości Boskiej.

Stanisław Michalkiewicz

Najnowsze komentarze
    Archiwa
    055865