OJCU, SYNOWI I DUCHOWI ŚWIĘTEMU

Różne

Polska dla Polaków – Krzysztof Baliński

 4 czerwca 1990 to finał gorączkowych rewindykacji etnicznych. Po ideologicznym recyclingu i partyjnej metamorfozie (tj. wstąpieniu do UD/UW, najlepszej inwestycji Kominternu w Polsce), na rządowych stołkach zasiada drugie, a nawet trzecie pokolenie pewnej mniejszości. Zmiana warty udaje się znakomicie – kosmopolityczna szajka, której szef dogadał się w Magdalence z Kiszczakiem, znalazła się w pierwszym szeregu budowniczych III RP. W starych demokracjach jest czymś oczywistym, że opinia publiczna ma prawo znać przeszłość ludzi, którzy w jakikolwiek sposób decydują o jej losach. Prześwietlany jest każdy. W Polsce dla sitwy, która swymi mackami omotała całe państwo, wszelkie pytania i rozważania o rodzinnych korzeniach to „ohydne grzebanie w życiorysach” i „antysemityzm”.

Gdy Bronisław Geremek kompletował swój „zespół”, kierował się jedną regułą: niepolskie pochodzenie. Świadczą o tym rozliczne i namacalne dowody. Żeby można było zrobić karierę, zdobywać zaszczytne tytuły i stanowiska przydatna była też rekomendacja Michnika, Urbana lub Kiszczaka. Geremka (i przy okazji, siebie) zdemaskował Władysław Bartoszewski w Knesecie:  „Polska to ewenement. Pokażcie mi taki drugi kraj w Europie, w którym w ciągu ostatnich dwóch dekad  trzech szefów dyplomacji miało żydowskie pochodzenie, jeden był honorowym obywatelem Izraela, a obecny ma żonę Żydówkę”. Wtórował mu ówczesny prezydent RP, który w wywiadzie dla ukraińskiej „Zierkało Niedieli” rzekł: „W naszym kraju nie ma zbyt licznie reprezentowanych mniejszości narodowych, tym bardziej je więc wysoko cenimy”. No i mieliśmy, co mieliśmy. Pierwszego szefa rządu wybrała sobie mazowiecka gmina żydowska, a ministrem spraw zagranicznych został syn warszawskiego rabina. Po nim premierem został wnuk żołdaka Wehrmachtu, a wicepremierem i ministrem obrony członek władz Związku Ukraińców w Polsce.

Bogdan Zdrojewski miał objąć MON, ale został przesunięty na Ministerstwo Kultury, a ministrem został lekarz psychiatra z Krakowa. Był on wprawdzie właścicielem Instytutu Studiów Strategicznych, ale ta pompatyczna nazwa myli, bo instytut zajmował się takimi strategicznymi kwestiami, jak wpływy kultury żydowskiej. Ministrem finansów miał być Zbigniew Chlebowskim, ale w Warszawie pojawił się poddany brytyjski i skarbnikiem naszej kasy został nie mający obywatelstwa polskiego „angielski ekonomista profesor Jan Vincent Rostowski”. Po jakimś czasie okazało się, że minister nie jest ani ekonomistą, ani angielskim, ani profesorem, tylko wykładowcą na Uniwersytecie Sorosa w Budapeszcie, a profesorami to byli pochodzący z Kresach jego dziadek Jakub Rofhfeld, syn Mojżesza i Lei z domu Broder oraz jego kuzyn Adam Daniel Rotfeld. Sprawę można by też ująć innym pytaniem: Gdzie jest na świecie taki drugi kraj, w którym głównym ekonomistą zostaje historyk, ministrem finansów absolwent technikum ogrodniczego, ministrem zdrowia księgowy, szefem BBN lekarz, ministrem obrony historyk, ministrem rozwoju i technologii filolog, ministrem przedsiębiorczości menedżer kultury, a szefem największej spółki państwowej były operator wózka widłowego?

Rostowski wydzielił gabinet dla pracującego społecznie „zewnętrznego eksperta” od podatków, pani Renaty Hayder, która okazała się być spokrewniona z Rotfeldami. Podatkami zajmował się przewodniczący sejmowej komisji „Przyjazne państwo”, Janusz Palikot, który w międzyczasie wrócił do judaizmu i został członkiem loży B’nai B’rith. Okazało się też, że wśród darczyńców na Muzeum Polin znalazł się Jan Kulczyk i jego połowica, którzy zrobili wielki majątek, prywatyzując masę upadłościową po PRL. Niektórzy mówią, że pieniędzmi dzielili się z WSI. Ale to niepoważne bredzenie, bo zdradził ich bratni oligarcha z bratniej Rosji, Borys Bieriezowski: „Czasy były takie, że każdy brał, ile mógł unieść”. Jeszcze lepiej zdiagnozował to Józef Oleksy: „Kosmopolityczne gangi rozkradły Polskę”. Przy okazji podważył „legalność majątku” innego żydowskiego oligarchy. I, co ciekawe, Aleksander Kwaśniewski nazwał go w rewanżu zdrajcą i idiotą, ale nie… „kłamcą”!

Za czasów „pierwszego niekomunistycznego rządu wolnej Polski”, ulica mówiła: „Sami Żydzi tylko jeden Syryjczyk” (chodziło o ministra przemysłu Tadeusza Syryjczyka). Dziś można by zawołać: „Sami Żydzi tylko jedna Ukrainka” (chodzi o wiceminister rozwoju Olgę Semeniuk). Przypomnijmy, że ministrami od pieniędzy byli: Marek Borowski, Jerzy Osiatyński, Mateusz Jakub Morawiecki, Tadeusz Kościński, Leszek Balcerowicz, Marcin Święcicki i Grzegorz Kołodko. Trzem ostatnim przydzielono za żony: dwie urokliwe córeczki Eugeniusza Szyra (KPP-owca, szefa frakcji żydowskiej w PPR, członka BP PZPR) i córkę Maksymiliana Pohorille (KPP-owca, promotora pracy doktorskiej, rektora Wyższej Szkoły Nauk Społecznych przy KC PZPR). Śledząc „sukcesy” pomyślnie ożenionych, można pytać, czy aby na pewno byli samodzielni, i czy ministrami nie zostali dzięki instytucji Esterki, która, w połączeniu z formułą, że Żydem jest każda osoba urodzona z matki Żydówki, mocno modeluje zasady polityki kadrowej. Można też zapytać: W jakim innym kraju możliwa byłaby tak żelazna logika postępowania i precyzja w obsadzie kluczowego stanowiska?

W dzień po aneksji Krymu kilkudziesięciu Polaków z Mariupola zwróciło się o tymczasowe schronienie w kraju przodków. Postawa rządu warszawskiego wprawiła w osłupienie. Wiceszef MSZ – a był nim Rafał Trzaskowski – sprzeciwił się temu, publicznie dywagując, że mogłoby to nie zostać dobrze odebrane przez… Kijów. „Sprowadzanie tych Polaków podważa status Ukrainy, jako państwa silnego i demokratycznego, stąd Polsce trudno sobie na to pozwolić, ponieważ chcemy wzmacniać państwowość ukraińską, a ściąganie Polaków byłoby przyznaniem, że Ukraina sobie nie radziJeżeli powiemy, że wszyscy Polacy z terytorium suwerennej Ukrainy mogą przyjechać do Polski, to w pewnym sensie będziemy podważać to, czy Ukraina jest silnym, demokratycznym państwem – oświadczył. Co będzie, jeżeli z innych terytoriów Ukrainy zgłosi się mnóstwo Polaków, którzy powiedzą: nie żyje nam się dobrze, chcemy być natychmiast ewakuowani do Polski?” – podwyższył poprzeczkę. Gdy w lutym wtargnęły do Polski miliony „uchodźców” z Dzikich Pól, w tym pół miliona weteranów obrony „silnego, demokratycznego państwa” przed Ruskimi, Trzaskowski stał się nagle zwolennikiem ich sprowadzania, i to w jak największej liczbie.

Czy powodem takiego wybryku Trzaskowskiego nie jest to, że jego matką jest Teresa z domu Arens, a ojczymem Marian Ferster, syn pułkownika UB Aleksandra i funkcjonariuszki UB Władysławy, której stryj Bolesław Drobner, był ministrem w PKWN, prezydentem Wrocławia i, do Marca ’68, I sekretarzem KW PZPR w Krakowie? Czy znaczenia nie ma to, że matka Trzaskowskiego, która w latach 50. prowadziła bar w „Piwnicy pod Baranami”, jako tajna współpracowniczka i donosicielka o pseudonimie Justyna, miała kontakty z dyplomatami z konsulatu USA w Krakowie, a dzisiaj jej synalek, który patriotyzm wyssał z mlekiem matki, ma doskonałe kontakty z dyplomatami z ambasady USA i też je wykorzystuje do antypolskich celów? Co Trzaskowskiego najbardziej przeraziło? Perspektywa: Co będzie, jeżeli z innych terytoriów Ukrainy zgłosi się mnóstwo Polaków, którzy powiedzą: nie żyje nam się dobrze, chcemy być natychmiast ewakuowani do Polski. Co w tym wszystkim jeszcze przeraża? Opozycja, której przeszkadza zawieszenie sędziego Tuleyę, a nie przeszkadza, gdy rządząca partia rozbraja polską armię (a uzbraja po zęby armię sąsiada, który nas nienawidzi), gdy wyjmuje z kieszeni Polaków 100 miliardów i napycha kabzy oligarchów ukraińskich, gdy na zmywak wysłała miliony Polaków, a przyjmuje na garnuszek miliony Ukraińców, obdarzając ich nadzwyczajnymi przywilejami. I jeszcze jedno – jak wynika z najnowszego sondażu IBRiS, na czele rankingu polskich polityków jest prezydent Warszawy. Ufa mu 44 proc. badanych. No i mamy, co mamy – przyszłego Prezydenta Wszystkich Polaków.

Szewach Weiss na łamach „Rz” wygadał się: Kiedy Żyd chce, by rozpoznał go jego rodak, mówi „AMCHU”. Jest to tajemny kod żydowski. Niemożliwością jest rozpoznać każdego Żyda z wyglądu i, jakkolwiek by to brzmiało dziwnie, po kształcie jego nosa, ani po nazwisku. Wielu Żydów zmieniło bowiem swoje rodowe nazwiska, także ze względów bezpieczeństwa. Myli się i wprowadza w błąd innych ten, kto twierdzi, że żydostwo jest tylko wiarą. Nawet ci, którzy odeszli od wiary mojżeszowej, nawróceni na inne wyznanie, odczuwają przynależność do swego narodu (…) Solidarność żydowska istnieje również między tymi, którzy przeszli na chrześcijaństwo, i tymi, którzy zostali żydami. Ta solidarność jest częścią duszy żydowskiej. Ten, kto porzucał żydostwo, robił to na ogół ratując swoje życie, albo był zmuszony siłą. „Amchu” umożliwiła istnienie wspólnoty narodu żydowskiego w diasporze bez państwa, bez flagi, bez władzy, bez możliwości samoobrony. „Europa przeszła drogę od Auschwitz do „Nigdy więcej Auschwitz!”. Jest mniej nacjonalistyczna. Właśnie to oraz globalizacja, Internet umożliwiają życie Żydom w europejskim domu. Dla nich jest on teraz wielkim „sztetl”. Już nie ma potrzeby ukrywać pochodzenia żydowskiego. „Amchu” wychodzi z podziemia. Żydzi obejmują najwyższe stanowiska w krajach diaspory, nie ukrywając swojej tożsamości. Jest to historyczne zwycięstwo „Amchu”. Na koniec Szewach stwierdza: „Amchu” nie jest już tajnym kodem, ale nie wolno go zgubić: „Wieczne, wieczyste „Amchu”! W wielu miejscowościach na Warmii i Mazurach Ukraińcy wieszają sobie niebiesko-żółte wstążeczki, bo policjant Ukrainiec, jak zobaczy swojego rodaka mandatu nie da, a sędzia Ukrainiec nie wsadzi za kratki. I czy dwukolorowa wstążeczek na piersi redaktora Sakiewicza, to nie takie „Amchu”?

Politycy polscy nie wyciągają wniosków z przeszłości. Wciąż popełniają te same błędy. Dotyczy to wszystkich ekip rządzących krajem po 4 czerwca 1989 roku. Bez patrzenia na interes Polski poparli obalenie Wiktora Janukowycza, a Wiktor Juszczenko plując w twarz polskim sprzymierzeńcom, ogłosił Stepana Banderę narodowym bohaterem Ukrainy. Ale czy chodziło tylko o „błędy” i czy o błędy polityków „polskich”, a nie o świadomą działalność rządzącej w Polsce żydokomuny i rządzących na Ukrainie żydobanderowców?

Rewolucja to gruntowna wymiana elit politycznych, to zdobycie władzy przez nową klasę społeczną kosztem drugiej. Tymczasem nad Dnieprem wszystko pozostało po staremu. Władza jak spoczywała, tak spoczywa w rękach kilku oligarchów żydowskiego pochodzenia. Zwraca uwagę kompatybilność elit znad Wisły i znad Dniepru. Gdy warszawskie oskarżały przedmajdanowego prezydenta o bycie marionetką Putina, świadczyć o tym miała jego zgoda, aby teki ministrów przypadły trzem politykom ukraińskim, którzy zachowali obywatelstwo rosyjskie. Tymczasem pierwszy pomajdanowy rząd ukraiński okazał się armią pełną zagranicznych najemników, z nadanym pospiesznie ukraińskim obywatelstwem. Prezydent Petro Poroszenko uzasadnił to tak: To część wysiłków, aby znaleźć innowacyjne rozwiązania w rządzie, z uwagi na nadzwyczajne wyzwania stojące przed Ukrainą. Oprócz prezydenta, obcoplemieńcami okazali się: wiceprezydent, premier, sekretarz Rady ds. Bezpieczeństwa, minister obrony, minister kultury, minister finansów, minister administracji prezydenta i wicepremier (później premier) Wołodymyr Hrojsman (którego matka jest autorką terminu „żydobanderwoszczyzna”). Nie lepiej było wśród opozycji, żeby tylko wymienić Julię Tymoszenko. I jeszcze jedno – następca Poroszenki dwa miesiące temu rzekł: „Jak zakończymy wojnę, to cała Ukraina będzie wyglądała jak wielki Izrael”.

Znamienna była tu diagnoza Nadii Szewczenko. W 2015 oficer lotnictwa Ukrainy została zwolniona w ramach rosyjsko-ukraińskiej wymiany jeńców. O jej uwolnienie zabiegali prawie wszyscy politycy zachodniego świata. Prezydent Poroszenko nadał jej tytuł bohatera narodowego. Została deputowaną Rady Najwyższej. Miała prezydenckie ambicje, a sondaże wskazywały, że cieszy się największym zaufaniem wśród Ukraińców. Tymczasem w marcu 2018 roku ukraiński parlament, przytłaczającą większością głosów, uchylił jej nietykalność i zezwolił na areszt, z oskarżenia o planowanie zamachu stanu oraz próbę zamachu terrorystycznego. Co takiego wydarzyło się, że trafiła za kratki? Nic wielkiego. Powiedziała tylko (ku wielkiemu rozczarowaniu redaktorów naczelnych „Gazety Polskiej” i „Gazety Wyborczej”): „Żydzi stanowią 2 proc. społeczeństwa, a zajmują około 80 proc. stanowisk w rządzie”. Wymieniła premiera Wołodymyra Hrojsmana. Stwierdziła, że Petro Poroszenko tak naprawdę ma na nazwisko „Walcman”. Zasugerowała żydowskie pochodzenie Julii Tymoszenko, a wcześniej w studio telewizyjnym zgodziła się z wypowiedzią jednego z widzów o „żydowskim jarzmie na Ukrainie”.

Czy „Żydobanderowcami” są też redaktorzy „Gazety Wyborczej”? Zastanawia bowiem osłona medialna, jaką Michnik od lat zapewnia mniejszości ukraińskiej. Czy tym samym tropem pójść można w przypadku Anne Applebaum, która na łamach gazety Michnika dowodziła: „Nacjonaliści na Ukrainie to jedyna nadzieja tego kraju na ucieczkę od apatii, drapieżnej korupcji i, w ostateczności, rozpadu. Żaden rozsądny bojownik o wolność nie wyobrażał sobie utworzenia nowoczesnego państwa, a co dopiero demokracji, bez ruchu o nacechowaniu nacjonalistycznym”. A co z redaktorami „Gazety Polskiej? Przecież ich też łączy z Applebaum pogląd, że każdy nacjonalista jest dobry, byle nie polski?

Kto w Polsce bierze czynny udział w promowaniu banderowskich postulatów historycznych i gloryfikuje zbrodniczą organizację? Od samego początku istnienia III RP środowisko dawnego KOR, skupione   wokół „Gazety Wyborczej”, za cel główny swoich działań postawiło sobie lansowanie idei tzw. pojednania polsko-ukraińskiego, przez co rozumiano przyjęcie wykładni historii najnowszej środowisk probanderowskich. Ośrodek skupiony wokół Adama Michnika i Jacka Kuronia, tropiący wszelkie przejawy nacjonalizmu w Polsce,  przeszedł do porządku dziennego nad skrajnie szowinistyczną ideologią OUN-UPA. Michnikowi i Kuroniowi nie przeszkadzało nawet to, że organizacja, którą wzięli w obronę miała na sumieniu śmierć dziesiątków tysięcy Żydów.  Główną wykładnią stały się słowa Jacka Kuronia: „Jeśli Ukraina chce być niepodległa, nie może wyrzec się pamięci o UPA. UPA była powstańczą armią walczącą o niepodległość”. Przypomnieć też warto o złożonej w wywiadzie dla „Kuriera Galicyjskiego” propozycji Adama Michnika przyłączenia Polski do Ukrainy i nadanie nowemu tworowi nazwy UKR-POL. „Będziemy wówczas państwem, z którym się będzie musiał liczyć każdy i na wschodzie i na zachodzie” – prorokował, z akcentem na „MY”. Chociaż w tym przypadku nie trudno było odgadnąć, że w pomyśle „nie chodziło o jakiś „UKR-POL”, tylko o stary żydowski pomysł z Judeopolonią.

Dlaczego pochodzący z żydokomunistycznej rodziny kresowej Paweł Kowal, nawołując do wspierania neobanderowskiej Ukrainy, najchętniej w imię interesów i rojeń polityków ukraińskich wypowiedziałby wojnę Rosji? Jak wyjaśnić jego słowa, że „Ukraińcy muszą dojrzeć do samooceny tak, jak Polacy dojrzeli do samooceny w Jedwabnem”? Dlaczego Dawid Wildstein powiedział: „Nierozliczenie rzezi wołyńskiej nie powinno dziś być dla Polaków przeszkodą we wspieraniu Ukraińców i czy nie ma znaczenia, że jego dziadek był ubekiem, a ojciec masonem? A może chodzi o coś innego? Aleksander Kwaśniewski, syn ukraińskiego Żyda i oficera NKWD w sprawach Ukrainy wypowiada się jak lobbysta ukraiński, bo bierze pieniądze od żydowskich oligarchów.

À propos – gdy w 1976 r. powstał KOR Michnik pisał: „Marek Edelman powiedział kiedyś, że KOR to było to samo, co Bund. Te same ideały, te same wartości. Dla mnie – mówił Marek – Bund i KOR to ciągłość”. Tymczasem Bund był przedwojenną żydowską partią, która reprezentowała komunistyczny ekstremizm, która manifestował swoją wrogość do państwa polskiego, domagała się pełnej autonomii dla żydów, laickiego szkolnictwa oraz zrównania języka jidysz z językiem polskim, którą minister spraw wewnętrznych II RP uznał za „partię kryptokomunistyczną, bo „zgłosiła swój akces do komunistycznej Międzynarodówki i stoi na stanowisku wrogim naszemu państwu”. Sprawdzianem lojalności KOR wobec Polski byli wyłonieni liderzy, którzy w sytuacji niedojrzałości chłopsko-robotniczych elit „S”, przejęli ruch protestu, wymanewrowali hierarchów kościelnych, zmonopolizowali poparcie z zagranicy, zablokowali odrodzenie się endecji, chadecji, a nawet PPS.

Dlaczego wszyscy mają poglądy dziwnie podobne do poglądów lobby ukraińskiego? Co, oprócz miłości do banderowców, ich łączy? Może nienawiść do Polaków? I czy tylko nienawiść? Anne Applebaum i żydowska gazeta dla Polaków szczególnie uwzięła się na Wiktora Janukowycza. I tu pytanie: Czy nie wzięło się to z tego, że „Nasz Dziennik” nieopatrznie ujawnił: „Korzenie rodziny Wiktora Janukowycza sięgają dzisiejszej Białorusi (…) w Janukach wszyscy byli gospodarzami i pszczelarzami (…) dziadek Wiktora został ochrzczony w miejscowym kościele katolickim. Ludność tych terenów Białorusi – to przeważnie katolicy. Toż była tu kiedyś Polska. Swoistymi świadkami tamtych czasów są pomniki na miejscowym cmentarzu. Na większości z nich napisy już się starły, a na tych, które się zachowały, widać napisane alfabetem łacińskim nazwisko „Janukowicz”. I drugie pytanie: Czy nie wzięło się to z tego, że tygodnik „Nasza Polska” napisał: „Nie mógł Polak zostać prezydentem w Warszawie to musiał w Kijowie. Na Warszawę jeszcze Polacy muszą poczekać!”. Na Janukowycza uwzięła się nie tylko gazeta żydowska. Słowa: „Popieram wszystkich Ukraińców protestujących w Kijowie przeciwko rządom postkomunistycznego bandyty”, pojawiły się w… „Warszawskiej Gazecie” Pomijano przy tym i przemilczano oczywisty fakt, że przedmajdanowa ekipa wła­dzy w Kijowie była po prostu propolska i że swoistej pikanterii dodawał postulat ministra edukacji w rządzie Janukowycza wprowadzenia języka polskiego jako drugiego języka urzędowego w zachodniej części Ukrainy.

Polityczne zadanie usunięcia Janukowycza, postawione przed polską klasą polityczną przez Sorosa, wymagało „marginalizacji konfliktów historycznych” i partnera po stronie ukraińskiej. Zostali nimi skrajni nacjonaliści, którym nie przeszkadzało, że Ukrainą rządzi rosyjsko-żydowska mafia i że finansowego wsparcia udziela im lider społeczności żydowskiej, rezydujący w Genewie posiadacz paszportu izraelskiego Ihor Kołomojski.  „Naszych”, do tej antypolskiej machinacji nie zniechęcił nawet Günter Verheugen, który zdiagnozował: „Po raz pierwszy w tym stuleciu prawdziwi faszyści z krwi i kości zasiadają w rządzie”. W tym kontekście przypomnieć należy, że Janukowyczowi szyto buty marionetki Moskwy, mimo że dobrze mu szło układanie stosunków z Putinem na zasadzie „jak równy z równym”, mimo że nie zgodził się, by Ukraina wstąpiła do unii celnej z Rosją i mimo że z większym sukcesem niż „nasi”, oparł się szan­tażowi energetycznemu Putina, i to wówczas, gdy mentalnie zrusyfikowa­ny polski minister podpisywał niekorzystne kontrakty na dostawy gazu rosyjskiego.

Przy okazji – co się porobiło z PSL-owcami? Niegdyś byli pierwszą partią, która dbała o pamięć pomordowanych na Wołyniu. Dziś Kosiniak-Kamysz pierwszy rzuca hasło „UkraPolin”, a Marek Sawicki rzuca pomysł, aby Państwo Polskie wykupiło i wyremontowało 200 tysięcy opuszczonych chłopskich chałup i przekazało je ukraińskim przesiedleńcom. À propos – kiedy podczas kampanii wyborczej w 2015 r. kandydat PSL Adam Jarubas naruszył święte tabu, jakim jest bezkrytyczne popieranie Ukrainy, został solidarnie zaatakowany przez cały establishment i skutecznie wyciszony. To był klasyczny przykład funkcjonowania nieformalnego układu PO-PiS, kiedy spór między „zaprzańcami” a „szczerymi patriotami” nie toczy się o interes narodowy, ale o to, kto lepiej będzie rządził Polakami w interesie kosmopolitycznego układu.

Są też inne podobieństwa. Tak jak pierwszy pookrągłostołowy rząd Tadeusza Mazowieckiego podjął próbę budowy JudeoPolonii, tak pierwszy pomajdanowy rząd Petro Poroszenki podjął próbę budowy JudeoUkrainy. Z tym że nad Dnieprem to się udało, a nad Wisłą projekt runął, dzięki… Stanowi Tymińskiemu. Przypomnijmy: w wyborach prezydenckich w 1990 roku, przedstawiany jako „kandydat znikąd”, po bardzo intensywnej kampanii, podczas której przedstawiał się jako jedyny „człowiek spoza układu”, zdecydowanie kontestujący balcerowiczowskie reformy gospodarcze, uzyskał w I turze prawie 4 miliony głosów, wyprzedzając Tadeusza Mazowieckiego (i Wołodię Cimoszewicza). Po tej poniżającej klęsce, Mazowiecki wraz ze swym zamysłem Judeopolonii już się nie podniósł.

W dzisiejszej Polsce toczy się jedna wielka wojna i mnóstwo potyczek. Fronty krzyżują się, krzyżują się obce wpływy. Na te potężne i wyrafinowane naciski wystawiona jest „nasza” elita polityczna, nielojalna, czołobitna wobec obcych, uwikłana w agenturalną działalność. Czy kraj, w którym ministrami zostają przypadkowe miernoty, ludzie gardzący polskimi interesami, kupczący pozycją Polski w świecie, których jedynym celem jest utrzymanie się przy władzy, i którym rozkazy wydaje mały żydowski komik, jest zdolna do obrony polskich interesów?

Krzysztof Baliński

Krzysztof Baliński – dyplomata i politolog. W latach 1991-1995 ambasador RP w Syrii i Jordanii. Publicysta poruszający zagadnienia polityki międzynarodowej i polskiej dyplomacji. Publikował w „Nasza Polska”, „Tygodnik Solidarność”, „Głos”, „Warszawska Gazeta”, www.polishclub.org, wicipolskie.org. Autor książek: MSZ polski czy antypolski?Ministerstwo Spraw ObcychPolska czy Polin? – sekrety relacji polsko-żydowskich.

  1. Módlmy się za żydów wiarołomnych aby Bóg i Pan nasz zdarł zasłonę z ich serc, iżby i oni poznali Jezusa Chrystusa Pana naszego. Módlmy się: Wszechmocny wiekuisty Boże, który od miłosierdzia Twego nawet Żydów wiarołomnych nie odrzucił: wysłuchaj modły nasze za ten lud zaślepiony, aby wreszcie, poznawszy światło prawdy, którym jest Chrystus, z ciemności swoich został wybawiony. Przez Tegoż Chrystusa Pana naszego. Amen.

 

 

 

 
listopad-o-tych-ktorych-kochalismy-za-zycia

 

W I E L K A N O C – 2023

 

Tajemnica to wielka i niezgłębiona,

Kiedy Bóg bierze nas w swoje ramiona -

Miłosierny, wszechmogący, zamieniając je

W ramiona krzyża, na którym umiera -

Za nasze grzechy,  otwierając nam drogę

Do Nieba, do Wieczności…

Wielka to Noc, Chrystusowego Zmartwychwstania !

Dająca  nam szansę obudzić się

W nowej rzeczywistości,  w blasku

Wiosennego poranka,kiedy opłukani z grzechów,

Szczęśliwi,  zawołamy:

Alleluja! Alleluja! Alleluja!

Prawdziwie Zmartwychwstał – Pan!

W I E L K I P I Ą T E K 2023

 

Plakat-religijny-Ukrzyzowanie-Jezusa-Chrystusa

Mija dzisiaj 40 lat od chwili zmian dokonanych w art. 1543 Kodeksu Prawa Kanonicznego przez Św.Jana Pawła II-go,promulgowanych w dniu 25.I.1983r.

Warto tę zmianę pamiętać,gdyż dotyczyła ona wycofania winy Żydów za śmierć Jezusa,co było modlitwą odmawianą w trakcie uroczystości Wielkopiątkowych !!!

  1. Módlmy się za żydów wiarołomnych aby Bóg i Pan nasz zdarł zasłonę z ich serc, iżby i oni poznali Jezusa Chrystusa Pana naszego. Módlmy się: Wszechmocny wiekuisty Boże, który od miłosierdzia Twego nawet Żydów wiarołomnych nie odrzucił: wysłuchaj modły nasze za ten lud zaślepiony, aby wreszcie, poznawszy światło prawdy, którym jest Chrystus, z ciemności swoich został wybawiony. Przez Tegoż Chrystusa Pana naszego. Amen.

Nie „polowanie”, tylko obsrywanie

W poprzednim numerze pan red. Tomasz Sommer postawił pytanie, „kto poluje na Jana Pawła II?” – ale odpowiedział na nie dość ogólnikowo, podobnie jak kiedyś JE abp Hoser. W pewnej podwarszawskiej miejscowości, w prywatnym domu, odbywało się spotkanie kilkudziesięciu osób, w którym oprócz Ekscelencji, wziął również udział, w charakterze – jak sądzę – zawodowego katolika – pan red. Tomasz Terlikowski, no i ja – jako ja. Arcybiskup w dramatycznym przemówieniu ukazywał Kościół zewsząd atakowany – co pokrywało się z potoczną obserwacją wszystkich uczestników. Po nim zabrał głos pan red. Terlikowski i tonem – jak mi się wydawało – przymówki – zauważył, że „kaprale” – do jakich ze znaną na całym świecie skromnością się zaliczył – nie mogą spotkać się z „generałami”, wskutek czego Kościół może sobie nie poradzić. Po pewnym czasie głos mogłem zabrać również ja i korzystając z tej okazji powiedziałem, że owszem – rozmijanie się „kaprali” z „generałami” dobrze nie wróży całej kampanii – ale nawet gdyby jakimści sposobem „kaprale” się z „generałami” połączyli, to i tak nic nie musiałoby z tego wyniknąć z tego prostego powodu, że nie wiadomo, ani tego – kto właściwie jest wrogiem – ani tego, gdzie się znajduje. A przecież celem każdej kampanii jest zlokalizowanie wroga i następnie – zlikwidowanie go, albo przynajmniej – rozbicie. Na to Ekscelencja powiedział, że się mylę, że wróg jest znany i że to jest Szatan. Przeczekując szmer zawodu na widowni powiedziałem, że jeśli nawet tak, to posługuje się on swoimi żołnierzami, a w tej sytuacji dobrze byłoby wiedzieć, jak oni wyglądają, gdzie są i jakie noszą mundury. Bez tego jesteśmy skazani na błądzenie po omacku, kiedy w dodatku „kaprale” nieustannie rozmijają się z „generałami”.

Myślę, że i artykuł pana red. Sommera jest do pewnego stopnia obciążony tą wadą, a w dodatku tytułowe pytanie wydaje mi się niewłaściwie postawione. Jan Paweł II owszem – jest w tym „polowaniu”, czy w tej wojnie, jedynie epizodem, nie powiem, że nieważnym – ale tylko epizodem. W tym „polowaniu” nie o niego przede wszystkim chodzi, chociaż na pierwszy rzut oka tak by się zdawało. Myślę bowiem, że celem jest zniszczenie chrześcijaństwa, a jeśli Jan Paweł II tylko chwilowo skupił na sobie ogień wroga, to dlatego, że akurat jest pod ręką, no i jest celem najlepiej widocznym, ale przecież – nie jedynym i nie ostatecznym. Skoro tak, to z celu ostatecznego możemy wydedukować również wroga. Chrześcijaństwo ma wielu wrogów, ale jeden towarzyszy mu od samego początku, mianowicie – Żydzi. Chrześcijaństwo bowiem przez sam fakt swego zaistnienia, nie tylko podważyło, ale nawet w pewnym sensie ośmieszyło żydowskie pretensje do wyjątkowości we Wszechświecie, czego oni nie mogą mu darować i nie tylko wykorzystują każdą okazję, by mu zaszkodzić, ale czasami te okazje wytwarzają.

Kobiety jako ofiary

W ramach prowadzonej przez żydokomunę rewolucji, trzeba było sięgnąć po proletariat zastępczy w postaci „kobiet”, które znacznie lepiej nadają się do tej roli, niż proletariusze, czyli pracownicy najemni. Tradycyjny proletariusz pragnął bowiem jak najszybciej przestać być proletariuszem i kiedy mu się to udało – jako „drobnomieszczanin” – stawał się nieprzejednanym wrogiem rewolucji. Żydokomuna szóstym zmysłem to wyczuwała i jeśli nawet na „plutokratów” mogła patrzeć przez palce, zwłaszcza, gdy Żydom udało się zdominować to środowisko, to wobec „drobnomieszczan” żywiła wyłącznie pogardę i nienawiść. Toteż kiedy pracownicy najemni stracili smak do rewolucji, argusowe oko jej promotorów padło na kobiety. Kobieta bowiem – wszystko jedno – bogata, czy biedna – kobietą być nie przestanie. Wystarczy tedy jej wmówić, że jest ofiarą „męskich szowinistycznych świń”, tego nowego wcielenia „Goldsteina” z powieści Orwella : „Rok 1984” i że z tej opresji może je wyzwolić tylko komunistyczna rewolucja. Wiele kobiet dało się przekonać i zapadło na feminizm, którego, nieosiągalnym (na razie) celem jest „Żeby Książę także zachodzić musiał w ciążę”.

Żeby ten zastępczy proletariat zainteresować w swojej roli materialnie, wymyślono pojęcie „molestowania”, jako typową i bardzo szeroko pojmowaną formę opresji, która nie tylko powinna być usunięta, ale i objęta zadośćuczynieniem. W ten sposób narodził się przemysł molestowania, w którym wiele kobiet od razu zasmakowało. Niedawno oglądałem w telewizji rozmowę z dwiema podstarzałymi i rozdętymi tłuszczem „króliczkami” Playboya, które skarżyły się na katusze, jakich doznawały spółkując z Hefnerem. Nawet dla pełnej dobrej woli i empatycznie nastawionej dziennikarki te lamentacje brzmiały fałszywie, więc cóż mówić o zwyczajnych widzach, dla których takie spóźnione o kilkadziesiąt lat odkrycia brzmiały fałszywie i komicznie. Jednak pieniądze z tytułu „me too” były już prawdziwe, toteż amatorki łatwego zarobku („Koraliki co mam w uchu zarobiłam na swym brzuchu…”) przypominały sobie swoje krzywdy jedna przez drugą.

Dzieci zawieść nie mogą

Ta skwapliwość nie uszła uwadze żydokomuny, która uznała, że znakomicie rozwijający się przemysł molestowania trzeba trochę przemodelować, by usunąć z niego niezamierzone efekty komiczne, a na to miejsce – „dodać dramatyzmu”. Dlatego rozwinęła się szczególnie płodna gałąź tego przemysłu w postaci wspomnień o molestowaniach, ale nie takich zwyczajnych, w ramach flirtu przelotnego, tylko w postaci pedofilii. Pomysłodawcy trafnie przewidzieli, że krzywdy biednych dzieci nikt nie ośmieli się negować tym bardziej, że kontrolowane przez żydokomunę media, jako jedyną nakazaną i dopuszczalną reakcję uznały święte oburzenie. Temu świętemu oburzeniu towarzyszył dogmat, że osoby mające za sobą doświadczenia z pedofilami, niewypowiedzianie cierpią przez resztę życia, a te niewymowne cierpienia domagają się zadośćuczynienia finansowego. Na uzasadnianiu tego dogmatu całe rzesze psychologów porobiły doktoraty i habilitacje, a pozostające pod kontrolą żydokomuny media zaniosły to przekonanie pod strzechy. Problem polegał na tym, że rzeczywiści, czy domniemani sprawcy nie zawsze dysponowali majątkiem wystarczającym do zalepienia ust cierpiącym ofiarom złotymi plastrami. Toteż sprytni promotorzy zauważyli, że można połączyć pożyteczne z pięknym i za pośrednictwem mediów i przemysłu rozrywkowego narzucić opinii publicznej przekonanie, że największym ogniskiem pedofilii jest Kościół katolicki. Warto w związku z tym przypomnieć, że KAŻDEMU rewolucyjnemu paroksyzmowi ZAWSZE towarzyszył postulat przejęcia kościelnego mienia. Żeby to było możliwe, żydokomuna przekonała niezawisłe sądy – bo jakiż sąd nie okaże współczucia biednemu dziecku? – by zrezygnowały z zasady indywidualizacji odpowiedzialności na rzecz zasady odpowiedzialności zbiorowej, dzięki czemu za rzeczywiste, czy domniemane przypadki pedofilii, można było doprowadzać do bankructwa całe katolickie diecezje. W obliczu fołksfrontu w postaci niezawisłych sądów, mediów i przemysłu rozrywkowego, udało się osaczyć Kościół, szczując na niego nie tylko biedne dzieci, ale i „kobiety”, które wprawdzie pragną „samorealizacji”, z reguły przyjmującej postać chaotycznego spółkowania z przypadkowymi jasnymi idolami, ale odrzucają konsekwencje tej swawoli, domagając się zagwarantowania bezkarności dzieciobójstwa. Ponieważ chyba tylko Kościół katolicki jeszcze tej bezkarności się sprzeciwia, poszczucie na niego feministek nie przedstawiało dla zaprawionych w socjotechnikach promotorów komunistycznej rewolucji żadnych trudności. W ten sposób Kościół katolicki, poza którym chrześcijaństwo jest zjawiskiem raczej umownym, zostaje osaczany ze wszystkich stron.

Jan Paweł II dobry na wszystko

Ponieważ Jan Paweł II jest reprezentatywny dla całego Kościoła, ale też i dla Kościoła w Polsce to kampania obsrywania go ma dwa cele: wbicie tak zwanym szerokim masom do głów przekonania, że Kościół ten, jako światowe ognisko pedofilii i źródło opresji wobec „kobiet” powinien zostać zlikwidowany, bo inaczej nie doprowadzi się do końca dzieła nieubłaganego postępu i przekreśli wizję świetlanej przyszłości. Żydokomuna bowiem zawsze mamiła „masy” obietnicą świetlanej przyszłości, która w dodatku miała nadejść tu i teraz, to znaczy – nie „teraz”, tylko „wkrótce”, kiedy tylko zostaną wykonane niezbędne przygotowania w postaci likwidacji niewłaściwych „klas”. W tym punkcie program żydokomuny zbiega się z programem narodowego socjalizmu, według którego świetlana przyszłość nadejdzie wkrótce po zagazowaniu niewłaściwych ras. Jak widzimy, wielkiej różnicy tu nie ma, a pod względem moralnym nie ma nawet żadnej. Toteż w osobie Jana Pawła II, oskarżanego o to, że „wiedział, a nie powiedział”, żydokomuna uderza w cały Kościół. Nic Janowi Pawłowi nie pomogła amikoszoneria z Żydami, ani odwiedziny w synagodze. Ten przykład nich posłuży przynajmniej za przestrogę dla uczestników „dialogu z judaizmem”. Prymas Wyszyński, krytykowany przez zawodowych katolików z tzw. „świętych rodzin”, że skłania się ku katolicyzmowi ludowemu odpowiadał, że stara się naśladować Pana Jezusa. A co Pan Jezus? Ano przestawał w rybakami, celnikami, nawet znajdował wyrozumiałość dla „kobiet cudzołożnych”, natomiast do ówczesnych intelektualistów, czyli faryzeuszy, żadnej wyrozumiałości nie miał, nazywając ich „plemieniem żmijowym”, co to „diabła ma za ojca”. Czy dialog z judaizmem, skoro już ma się toczyć, nie powinien przypadkiem toczyć się podobnie?

Przecież na gruncie tubylczym kampanię obsrywania Jana Pawła II zainicjował Judenrat „Gazety Wyborczej” i żydowska telewizja dla Polaków, pozostająca pod szczególną ochroną naszego Najważniejszego Sojusznika – o czym otwartym tekstem informowała nas pani Żorżeta Mosbacher, ostrzegając, że jeśli ktoś podniesie rękę na TVN, to amerykańska władza ludowa mu tę rękę odrąbie. Zarówno Judenrat „Gazety Wyborczej”, jak i żydowska telewizja dla Polaków ma do wykonania zadanie lokalne. Oto ojcowie obecnego Judenratu i założycieli TVN, w latach 40-tych I 50-tych, jako przedstawiciele polskojęzycznej wspólnoty rozbójniczej, odpiłowywali głowę historycznemu narodowi polskiemu eksterminując, a w najlepszym razie wdeptując w ziemię organiczną szlachtę, to znaczy – nie tylko arystokrację i ziemiaństwo, ale również pochodzących z niższych warstw społecznych tzw. „znoaczinszczikow”, czyli ludzi, u których ujawniły się zdolności przywódcze. Po przepuszczeniu ich wszystkich przez stalinowską maszynkę do mięsa, namiastką tej organicznej szlachty, stało się dla naszego narodu duchowieństwo katolickie. Rozumiał to Prymas Wyszyński, poczuwający się do odpowiedzialności nie tylko za Kościół, ale i za pozbawiony warstwy przywódczej naród. Toteż Judenrat „Gazety Wyborczej” i żydowska telewizja dla Polaków otrzymały zadanie, by dzięki kampanii obsrywania Jana Pawła II, kardynała Sapiehy i kardynała Wyszyńskiego, odpiłować naszemu narodowi nawet tę namiastkę szlachty, żeby doprowadzić go do stanu całkowitej bezbronności w momencie, gdy żydowskie organizacje przemysłu holokaustu przystąpią do rabunku Polski, by nas ujarzmić ekonomicznie i politycznie – dzięki pozorowi legalności, stworzonemu przez Naszego Najważniejszego Sojusznika w postaci ustawy 447.

Stanisław Michalkiewicz
Artykuł    tygodnik „Najwyższy Czas!”    28 marca 2023

Frymarczenie suwerennością

1 czerwca Komisja Europejska pozytywnie zaopiniowała Krajowy Plan Odbudowy dla Polski. Ten Krajowy Plan Odbudowy, podjęty z inicjatywy Unii Europejskiej, miał dostarczyć krajom członkowskim środków na odbudowę gospodarek, zdewastowanych na skutek działań rządów, które pod pretekstem epidemii, przejęły władzę dyktatorską, bez oglądania się na konstytucyjne dyrdymały i na ręczne sterowanie gospodarką przez biurokratów, co zawsze musi skończyć się źle. Żeby jednak Unia mogła „wspierać” kraje członkowskie, trzeba było wyposażyć Komisję Europejską w dwie dodatkowe kompetencje, których przedtem nie miała: uprawnienie do zaciągania zobowiązań finansowych w imieniu całej Unii oraz prawo do nakładania „unijnych” podatków. Jak pamiętamy, ratyfikację ustawy o zasobach własnych Unii Europejskiej, która Komisję w te uprawnienia wyposażała, przeforsował płomienny obrońca suwerenności Polski, czyli klub parlamentarny Zjednoczonej Prawicy pod dyrekcją Naczelnika Państwa Jarosława Kaczyńskiego przy pomocy klubu parlamentarnego Lewicy, reprezentującej obóz zdrady i zaprzaństwa. Komisja Europejska miała tedy się zapożyczyć u lichwiarzy, a potem przekazywać pieniądze już to w formie pożyczek, już to w formie subwencji członkowskim bantustanom,, które wskutek tego coraz bardziej przekształcałyby się w landy tysiącletniej Rzeszy.

Proces ten zaczął się stosunkowo wcześnie, bo już w 1993 roku, kiedy to wszedł w życie traktat z Maastricht, który w funkcjonowaniu Wspólnot Europejskich odchodził od formuły konfederacji, czyli związku państw, ku formule federacji, czyli państwa związkowego. W związku z tym, kiedy w czerwcu 2003 roku odbywało się u nas referendum akcesyjne, nie można było nie wiedzieć, do jakiej to Unii Polska jest przyłączana. Że Anschluss stręczył obóz zdrady i zaprzaństwa pod egidą Volksdeutsche Partei, to rzecz oczywista – ale warto przypomnieć, że w tym stręczycielstwie wziął udział również obóz płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm pod egidą patriotów patentowanych, czyli Jarosława i Lecha Kaczyńskich. 1 maja 2004 roku Polska, podobnie jak inne bantustany Europy Środkowej, została do Unii przyłączona, co – nawiasem mówiąc – stworzyło polityczne warunki dla realizowania przez Niemcy projektu Mitteleuropa z roku 1915. Z kolei 13 grudnia 2007 roku Donald Tusk jako premier rządu, w towarzystwie Księcia-Małżonka, jako swego ministra spraw zagranicznych, podpisali traktat lizboński – jak się z oświadczenia samego premiera Tuska okazało – bez czytania. Poniekąd słusznie, bo po co tu jeszcze to czytać, jak wpierw przeczytali starsi i mądrzejsi i kazali podpisać? 1 kwietnia 2008 roku odbyło się w Sejmie głosowanie nad ustawą upoważniającą prezydenta do ratyfikowania tego traktatu, który amputował Polsce ogromny kawał suwerenności, a o rozmiarach tej amputacji dowiadujemy się stopniowo aż do dnia dzisiejszego. Posłowie obozu zdrady i zaprzaństwa wespół z płomiennymi dzierżawcami, prezydenta do ratyfikacji zgodnie upoważnili, w następstwie czego traktat ten został przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego ratyfikowany 10 października 2009 roku, a wszedł w życie 1 grudnia, proklamując Unię Europejską, jako odrębny podmiot prawa międzynarodowego. Przypominam o tym wszystkim, żeby niczyje zasługi, w dziedzinie frymarczenia suwerennością, nie zostały zapomniane.

Jak pamiętamy, Niemcy już od stycznia 2016 roku rozpoczęły przeciwko Polsce wojnę hybrydową, najpierw w postaci „walki o demokrację”, a kiedy „ciamajdan” w grudniu 2016 roku spalił na panewce, od lutego 2017 roku rozpoczęły „walkę o praworządność” w naszym bantustanie, w której to batalii coraz większą rolę odgrywał szantaż finansowy, coraz szerzej wspierany nie tylko przez instytucje UE, nie tylko przez folksdojczów w Parlamencie Europejskim, ale i przez znaczną część tubylczych niezawisłych sędziów, którzy zdążyli się rozsmakować w całkowitej bezkarności. Taki sojusznik jest z punktu widzenia niemieckiego znacznie bardziej wartościowy, niż jakieś „Polskie Babcie”, czy pan Mateusz Kijowski, więc walka o praworządność nabierała rumieńców, aż wreszcie Niemcy odrzuciły wszelkie pozory i postawiły Polsce ultimatum, że jak nie będzie ich słuchała, to nie dostanie złamanego centa. Ponieważ nasi panowie gangsterzy liczyli na te unijne pieniądze, to pan prezydent Duda wywiesił białą flagę, a Sejm w specjalnej ustawie przyjął niemieckie ultimatum.

W tej sytuacji Komisja Europejska, „pozytywnie zaopiniowała” Krajowy Plan Odbudowy dla Polski, a tę radosną wieść przyjechała nam osobiście zakomunikować pani Ursula von der Layen. Zaznaczyła jednak, że Polska nie dostanie ani centa, dopóki nie zacznie wprowadzać w życie niemieckich żądań nie tylko w dziedzinie wymiaru sprawiedliwości, ale również w różnych dziedzinach odległych. Problem w tym, że – jak to bywa z szantażystami – ultymatywne żądania mogą być mnożone dotąd, aż wreszcie Berlin uzna, że przejął pełną kontrolę nad Warszawą. Może się tedy okazać, że wywieszenie białej flagi przez pana prezydenta Dudę nie jest końcem, a zaledwie początkiem wypłukiwania z Polski pozostałych jeszcze resztek suwerenności. Tak chyba kombinuje też Naczelnik Państwa, bo na ostatnim mitingu swojego gangu, filuternie zasugerował, by – jak tylko coś pójdzie nie tak – zwalać na Unię wszystko to, czego nie będzie można zwalić na Putina. Przy takim podejściu organizatorzy frymarczenia suwerennością Polski będą się prezentowali, jako niewinne ofiary obcej przemocy.

Nie trzeba było długo czekać na potwierdzenie tych obaw, bo niemal nazajutrz Guy Verhofstadt, krzykliwy belgijski arywista, nawiasem mówiąc, kawaler Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej z 2004 roku, wystąpił z wnioskiem o odwołanie pani Urszuli ze stanowiska przewodniczącej Komisji Europejskiej, właśnie z powodu zbytniej pobłażliwości wobec Polski i rozpoczął zbieranie podpisów. Jak tam będzie, tak tam będzie, ale wydaje się, że w tej sytuacji Komisja Europejska tak łatwo Polsce nie odpuści, więc jest prawie pewne, że pan prezydent Duda będzie musiał wywieszać kolejne białe flagi tym bardziej, że rozrzutność rządu „dobrej zmiany” postawiła Polskę na skraju katastrofy finansowej.

Na razie Polska została zobowiązana do realizacji 115 „kamieni milowych”, czyli przeprowadzenia około 300 przedsięwzięć – na początek w dziedzinie sądownictwa. Wśród pozostałych niektóre wydają się pożyteczne, przynajmniej na pierwszy rzut oka, np. zmniejszenie obciążeń regulacyjnych i administracyjnych dla przedsiębiorców, ale wiele innych oznacza konieczność realizowania rozmaitych wariackich pomysłów w zakresie ochrony „planety” przed złowrogim „klimatem”, albo pomysłów niebezpiecznych w zakresie totalnej inwigilacji. Jak Polska będzie grzeczna i wszystko w podskokach zrealizuje, to w nagrodę będzie mogła dostać niecałe 24 mld euro w formie grantów i 11,5 mld euro w formie pożyczek. Oczywiście wszystkiego nie da się zrobić natychmiast, więc rzecz jest rozłożona na lata. Tymczasem w roku 2027, kiedy to zakończy się okres obecnego budżetu UE, polska składka ma wynieść 6,8 mld euro stopniowo wzrastając z ponad 4 mld w roku 2020. Sumując te składki od roku 2022 do roku 2027, znaczy to, że nasi Umiłowani Przywódcy przefrymarczyli suwerenność tylko za około 4-5 mld euro. Znając ich nie wierzę, by zrobili to bezinteresownie, bo czyż z takiej sumy nie można wykroić sporo fortun na założenie starych rodzin?

Stanisław Michalkiewicz

Dyrektor największej na świecie firmy: Rosja przerwała proces globalizacji

 Larry Fink, dyrektor generalny i prezes BlackRock Inc., największej na świecie firmy zarządzającej aktywami, powiedział, że inwazja Rosji na Ukrainę zachwiała porządkiem światowym, który obowiązywał od zakończenia zimnej wojny.

 

Rosyjska inwazja na Ukrainę położyła kres globalizacji, której doświadczaliśmy przez ostatnie trzy dekady” – napisał Fink w liście do akcjonariuszy wysłanym w marcu 2022 roku.

Fink nadzoruje BlackRock, Inc, największą na świecie firmę z aktywami w wysokości 10 bilionów dolarów (!) (chodzi o skalę długą: 1012; w skali krótkiej stosowanej m.in. w USA jest to 10 trylionów), założoną w Nowym Jorku 34 lata temu przez Roberta Kapito, Larry’ego Fink i Susan Wagner – cała trójka chlubiąca się swoim żydowskim pochodzeniem – wraz z innymi o prawidłowych korzeniach: Barbarę Novick, Bena Golub, Hugh Frater i Ralph Schlosstein.

Larry Fink z osobistym majątkiem w wysokości 1 miliarda dolarów, klasyfikowany jest według magazynu Forbes dopiero na 2674 miejscu najbogatszych ludzi na świecie (ranking z 2021 roku), lecz na 28 miejscu pod względem „najbardziej wpływowych ludzi na świecie” (stan na rok 2018, kiedy to chiński przywódca Xi Jinping otwierał tę listę, a Putin był na drugim miejscu).

Dla ciekawości można dodać, że bogactwo pierwszej dziesiątki najbogatszych ludzi na świecie (Bezos, Musk, Arnault, Gates, Zuckerberg, Buffet, Ellison, Page, Brin, Ambani) wynosi 1,2 biliona dolarów (stan na 2021 r. – wg długiej notacji), czyli dwa razy więcej niż PKB Polski.

Na początku lat 1990, kiedy świat wyszedł z zimnej wojny, Rosja została przyjęta do globalnego systemu finansowego i uzyskała dostęp do światowych rynków kapitałowych” – pisze Fink w liście do akcjonariuszy, co spowodowało, że „Ekspansja globalizacji przyspieszyła handel międzynarodowy, rozwinęła globalne rynki kapitałowe i zwiększyła wzrost gospodarczy.

Jak tenże „rozwój rynków kapitałowych” oraz „wzrost gospodarczy” wpłynął na wzrost zamożności społeczeństw, każdy wie najlepiej i nawet nie potrzeba uciekać się do statystyk. Ekspansja globalizmu sprzyjała bowiem najbogatszym, którzy przez trzy dekady doprowadzili do ruiny wiele państwa (np. posowieckiej Rosji oraz Ukrainy) i przyczyniła się do konsolidacji własności i władzy oraz do pauperyzacji i zwiększonego nadzoru nad społeczeństwami.

Jednak akcja militarna Rosji, według Finka, nie tylko zagroziła procesowi globalizacji – czytaj bezkarnego brutalnego wyzyskiwania biedniejszych – ale go całkowicie przerwała. Według słów Finka, przystępujemy teraz do procesu deglobalizacji.

W długim liście do akcjonariuszy, Fink pisze „Aby im służyć [klientom firmy BlackRock], staramy się zrozumieć, w jaki sposób zmiany zachodzące na świecie wpłyną na ich wyniki inwestycyjne. BlackRock jest w stanie świadczyć usługi dla naszych klientów w tych niestabilnych okresach dzięki temu, że kładziemy nacisk na odporność. Zbudowaliśmy zarówno platformę inwestycyjną, jak i strategię biznesową, które są odporne na niepewność. Odporność to coś więcej niż tylko odporność na nagłe wstrząsy na rynkach – oznacza ona również zrozumienie i uwzględnienie długoterminowych zmian strukturalnych, w tym tego, co deglobalizacja, inflacja i transformacja energetyczna oznaczają dla spółek, wycen i portfeli naszych klientów.

Jak wynika z analiz osób uważnie obserwujących wydarzenia światowe, po rosyjskiej interwecji na Ukrainie świat przechodzi do polaryzacji i wytworzenia się dwu- lub więcej-biegunowego systemu finansowego i gospodarczego. Wpłynie to niekorzystnie na zyski największych i najbogatszych, przynajmniej chwilowo, po czy zrekompensują oni swoje straty poprzez zwielokrotnione wyzyskiwanie społeczeństw, nad którymi mają kontrolę.

Nie wątpimy, że przerwanie obecnego procesu globalizacji prowadzonego przez najciemniejsze siły na tzw. Zachodzie, będzie korzystne dla całej ludzkości.


Do powyższego dodajemy najnowszą informację (26 marca 2022 r.) z serwisu Bloomberg:

 

Odnotowano największy spadek poziomu życia w historii Wielkiej Brytanii

Wielka Brytania doświadcza największego spadku poziomu życia, jaki kiedykolwiek odnotowano. Ponad milionowi ludzi grozi popadnięcie w ubóstwo. 1,3 mln osób w Wielkiej Brytanii, w tym 500 tysięcy dzieci, wkrótce popadnie w ubóstwo, częściowo w wyniku ostatnich decyzji gospodarczych podjętych przez kanclerza skarbu Rishiego Sunaka – głosi raport.

Wiele publikacji przewiduje, że Brytyjczycy wkrótce staną w obliczu najgorszego pogorszenia standardu życia, jaki kiedykolwiek odnotowano. […]

Ponadto, Wielka Brytania doświadcza największej inflacji od 30 lat. Rząd zamierza podwyższyć podatki – dodaje Bloomberg.

I to by było na tyle jeśli chodzi o wspomnianą wyżej przez szefa BlackRock, Larry Flinka globalizację, tak bardzo chwaloną, wspieraną i wcielaną w życie. Powtórzmy raz jeszcze: globalizacja służy zwiększeniu zysków najbogatszych i doprowadza do zubożenia wszystkich społeczeństw.

Akcja militarna Władimira Putina, wraz z innymi konsekwencjami, przerwała ten patologiczny proces.

Jezus Zmartwychwstał – Alleluja!

Musimy nauczyć się żyć ze Zmartwychwstaniem,nie tylko dzisiaj,nie tylko od „Święta” – tylko stale, na co dzień, czerpać siły do walki ze złem.Nie trzeba go szukać daleko,ono jest obok nas,ogarnia nas i niszczy,zabiera nadzieję na lepszy los życia w wierze i spełnieniu.

Nie jest to łatwe zadanie,więc sobie je ułatwiamy,udając dla własnej wygody,że czegoś nie ma lub nie było.

Przykładem niech będzie zmiana i promulgowanie 25.I.1983r.przez Papieża Jana Pawła II kanonu 1543,Kodeksu Prawa Kanonicznego, w którym wycofał winę Żydów za śmierć Jezusa.My to musimy akceptować,brać na siebie to niewątpliwe kłamstwo,które praktycznie wszystko zmienia,zamazuje i wypacza.Dzisiaj mamy tego skutki, zło się relatywizuje,jest jakby obok nas i nas nie dotyczy…

Podobnie z zachętą – ” nie lękajcie się”,czy ostatnią „nowinką” związaną z odwoływaniem się do Bożego Miłosierdzia…

Na szczęście Jezus,tak jak zapowiedział – ZMARTWYCHWSTAŁ !!! i otworzył nam drogę do Nieba,byśmy mogli  się radować i cieszyć bliskością Boga.

Chwała Mu za to!!!

 

Z E G A R – T Y M C Z A S E M

Wciąż więcej nam go potrzeba

By dogonić to co było

Bo za szybko się skończyło.

Czasem się spóźnia,

A czas nam biegnie, biegnie bezustannie,

Zegar biegnie,biegnie i chodzi

Chciałoby się jeszcze więcej,

Jeszcze lepiej, jak najprędzej,

Choć go nie ma,

Bo być go nie może,

Jednak jest, jesteśmy w nim -

W tym czasie!

Zamieniany we wspomnienia

Pomaga stwarzać nam iluzje

Łagodząc  gorycz przemijania

Pozostawiając jedynie nadzieję,

Na zmiany, na lepsze…

Więc dzwonią dzwonki,

Biją dzwony,

Czas starannie jest liczony,

A tymczasem, choć go nie ma,

Więcej czasu stale nam potrzeba…

Marian Retelski,

Warszawa,16 września 2018

download

S T A M T Ą D  D O  T A M

A co mi tak dzisiaj w duszy gra?
Kiedy staję na krawędzi lat
By zrobić następny krok,
Kolejny – w Nowy 2022 Rok!
To nie jest sen
Co trzyma nas w iluzji,
Lecz twarda rzeczywistość
Przybyła stamtąd i kamienieje,
Aż do obiecanej paruzji
Gdy dni, jak paciorki różańca,
Przybliżają nas nieuchronnie do Prawdy,
Która nie może być niczym,
Bo ona była, jest i będzie,
Świecąc jak światełko w tunelu,
Biegnącego stamtąd do tam,
A co mi tam, co było a już nie ma,
I nigdy już nie wróci…
A co mi tam, co będzie tylko moją niewiadomą,
Zamienioną w przyszłość, daj Boże.

Dużo zdrowia i błogosławieństwa Bożego w nadchodzącym Nowym Roku – życzy Marian

 

Najnowsze komentarze
    Archiwa
    055698