OJCU, SYNOWI I DUCHOWI ŚWIĘTEMU

marian44

Jubileuszowy Akt Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana

Jubileuszowy Akt Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana

19 listopada w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach będzie miała miejsce wyjątkowa uroczystość.  Jej kulminacyjnym punktem będzie liturgia Mszy św. o godz. 12.00. Przed Panem Jezusem wystawionym w Najświętszym Sakramencie zostanie proklamowany Jubileuszowy Akt Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana. Oto jego tekst:

Nieśmiertelny Królu Wieków, Panie Jezu Chryste, nasz Boże i Zbawicielu! W Roku Jubileuszowym 1050-lecia Chrztu Polski, w roku Nadzwyczajnego Jubileuszu Miłosierdzia, oto my, Polacy, stajemy przed Tobą [wraz ze swymi władzami duchownymi i świeckimi], by uznać Twoje Panowanie, poddać się Twemu Prawu, zawierzyć i poświęcić Tobie naszą Ojczyznę i cały Naród.

 

Wyznajemy wobec nieba i ziemi, że Twego królowania nam potrzeba. Wyznajemy, że Ty jeden masz do nas święte i nigdy nie wygasłe prawa. Dlatego z pokorą chyląc swe czoła przed Tobą, Królem Wszechświata, uznajemy Twe Panowanie nad Polską i całym naszym Narodem, żyjącym w Ojczyźnie i w świecie.

 

Pragnąc uwielbić majestat Twej potęgi i chwały, z wielką wiarą i miłością wołamy: Króluj nam Chryste!

 

–       W naszych sercach  – Króluj nam Chryste!

 

–       W naszych rodzinach – Króluj nam Chryste!

 

–       W naszych parafiach – Króluj nam Chryste!

 

–       W naszych szkołach i uczelniach – Króluj nam Chryste!

 

–       W środkach społecznej komunikacji – Króluj nam Chryste!

 

–       W naszych urzędach, miejscach pracy, służby i odpoczynku – Króluj nam Chryste!

 

–       W naszych miastach i wioskach – Króluj nam Chryste!

 

–       W całym Narodzie i Państwie Polskim – Króluj nam Chryste!

 

Błogosławimy Cię i dziękujemy Ci Panie Jezu Chryste:

 

–       Za niezgłębioną Miłość Twojego Najświętszego Serca ­– Chryste nasz Królu, dziękujemy!

 

–       Za łaskę chrztu świętego i przymierze z naszym Narodem zawarte przed wiekami – Chryste nasz Królu, dziękujemy!

 

–       Za macierzyńską i królewską obecność Maryi w naszych dziejach – Chryste nasz Królu, dziękujemy!

 

–       Za Twoje wielkie Miłosierdzie okazywane nam stale – Chryste nasz Królu, dziękujemy!

 

–       Za Twą wierność mimo naszych zdrad i słabości – Chryste nasz Królu, dziękujemy!

 

Świadomi naszych win i zniewag zadanych Twemu Sercu przepraszamy za wszelkie nasze grzechy, a zwłaszcza za odwracanie się od wiary świętej, za brak miłości względem Ciebie i bliźnich. Przepraszamy Cię za narodowe grzechy społeczne, za wszelkie wady, nałogi i zniewolenia. Wyrzekamy się złego ducha i wszystkich jego spraw.

 

Pokornie poddajemy się Twemu Panowaniu i Twemu Prawu. Zobowiązujemy się porządkować całe nasze życie osobiste, rodzinne i narodowe według Twego prawa:

 

–       Przyrzekamy bronić Twej świętej czci, głosić Twą królewską chwałę –  Chryste nasz Królu, przyrzekamy!

 

–       Przyrzekamy pełnić Twoją wolę i strzec prawości naszych sumień –  Chryste nasz Królu, przyrzekamy!

 

–       Przyrzekamy troszczyć się o świętość naszych rodzin i chrześcijańskie wychowanie dzieci – Chryste nasz Królu, przyrzekamy!

 

–       Przyrzekamy budować Twoje królestwo i bronić go w naszym narodzie – Chryste nasz Królu, przyrzekamy!

 

–       Przyrzekamy czynnie angażować się w życie Kościoła i strzec jego praw – Chryste nasz Królu, przyrzekamy!

 

Jedyny Władco państw, narodów i całego stworzenia, Królu królów i Panie panujących! Zawierzamy Ci Państwo Polskie i rządzących Polską. Spraw, aby wszystkie podmioty władzy sprawowały rządy sprawiedliwie i stanowiły prawa zgodne z Prawami Twoimi.

 

Chryste Królu, z ufnością zawierzamy Twemu Miłosierdziu wszystko, co Polskę stanowi, a zwłaszcza tych członków Narodu, którzy nie podążają Twymi drogami. Obdarz ich swą łaską, oświeć mocą Ducha Świętego i wszystkich nas doprowadź do wiecznej jedności z Ojcem.

 

W imię miłości bratniej zawierzamy Tobie wszystkie narody świata, a zwłaszcza te, które stały się sprawcami naszego polskiego krzyża. Spraw, by rozpoznały w Tobie swego prawowitego Pana i Króla i wykorzystały czas dany im przez Ojca na dobrowolne poddanie się Twojemu panowaniu.

 

Panie Jezu Chryste, Królu naszych serc, racz uczynić serca nasze na wzór Najświętszego Serca Twego.

 

Niech Twój Święty Duch zstąpi i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi. Niech wspiera nas w realizacji zobowiązań płynących z tego narodowego aktu, chroni od zła i dokonuje naszego uświęcenia.

 

W Niepokalanym Sercu Maryi składamy nasze postanowienia i zobowiązania. Matczynej opiece Królowej Polski i wstawiennictwu świętych Patronów naszej Ojczyzny wszyscy się powierzamy.

 

Króluj nam Chryste! Króluj w naszej Ojczyźnie, króluj w każdym narodzie – na większą chwałę Przenajświętszej Trójcy i dla zbawienia ludzi. Spraw, aby naszą Ojczyznę i świat cały objęło Twe Królestwo: królestwo prawdy i życia, królestwo świętości i łaski, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju.

 

*  *  *

Oto Polska w 1050. rocznicę swego Chrztu
uroczyście uznała królowanie Jezusa Chrystusa.

Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu, jak była na początku, teraz i zawsze, i na wieki wieków. Amen. 

 

 Źródło: episkopat.pl

 

 

Grzegorz Górny po spotkaniu w Asyżu: duchownym przewodnikiem jakiej religii jest Zygmunt Bauman?

W 30. rocznicę ekumenicznego spotkania modlitewnego duchowi przywódcy różnych wyznań na czele z papieżem ponownie zgromadzili się w rodzinnej miejscowości świętego Franciszka. Wśród nich był major-profesor Zygmunt Bauman. Co tam robił?

Uznawany na świecie filozof ma w swojej biografii nieznaną zbyt dobrze poza Polską kartę. Chodzi oczywiście o jego służbę w komunistycznych formacjach, które zwalczały antykomunistyczne podziemie niepodległościowe. Ponadto swoje studia rozpoczynał w Związku Sowieckim.

Po opuszczeniu szeregów KBW Bauman zajął się nauką, będąc jednym z twórców postmodernistycznych koncepcji. Przyniosło mu to niezwykłą popularność w zdominowanym przez lewicę współczesnym świecie nauki. Co robił i kogo reprezentował na międzyreligijnym spotkaniu w Asyżu?

Postać oświeconego profesora lansującego postmodernistyczne tezy niezbyt pasuje do spotkania przedstawicieli katolicyzmu, prawosławia, protestantyzmu, judaizmu, islamu czy buddystów.

Jak informuje redaktor Grzegorz Górny, Zygmunt Bauman nie był na tegorocznym spotkaniu w Asyżu anonimowym gościem drugiego planu. „Podczas ceremonii otwarcia wygłosił – obok m.in. patriarchy Konstantynopola Bartłomieja I – jedno z kilku głównych przemówień” – informuje dziennikarz. Były funkcjonariusz komunistycznego aparatu terroru siedział blisko Ojca Świętego, a przez chwilę Franciszka i Baumana oddzielała zaledwie jedna osoba.

Profesor Bauman w swoim wykładzie mówił o rewolucji kulturalnej i przejściu od społeczeństw pierwotnych, przez narodowe po globalne. Chwalił również papieża za jego wkład w integrację narodów.

„Jedno w tym wszystkim pozostaje tylko nie do końca jasne: jakiej religii przewodnikiem duchowym jest Zygmunt Bauman?” – pyta Grzegorz Górny.

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2016-10-10)


Obrony życia nie będzie! Sejm zdominowany przez PiS odrzucił projekt „Stop Aborcji”

Podczas czwartkowego głosowania posłowie odrzucili w II czytaniu obywatelską inicjatywę ustawodawczą „Stop Aborcji”. Nie ma mowy o zaskoczeniu, bowiem już w środę komisja sprawiedliwości – zdaniem wielu zwołana i pracująca niezgodnie z regulaminem parlamentu – zaopiniowała odrzucenie projektu w całości.

Sejm głosował za odrzuceniem projektu „Stop Aborcji”. Za odrzuceniem, a więc przeciw życiu głosowało 352 posłów (186 z PiS, 115 z PO, 14 z Kukiz’15, 29 z .Nowoczesnej, 2 z PSL, 4 z ED, 2 z WiS).

Przeciw odrzuceniu, a więc za powrotem projektu do komisji sprawiedliwości, głosowało 58 posłów (32 z PiS, 15 z Kukiz’15, 8 z PSL, 1 z WiS, 2 niezrzeszonych). 18 wstrzymało się.

Podczas pytań poprzedzających głosowanie, poseł Robert Winnicki złożył wniosek o odroczenie obrad Sejmu z powodu rażących nieprawidłowości w środowych pracach komisji sprawiedliwości oraz w prowadzeniu nocnego czytania przez wicemarszałka Tyszkę (Kukiz’15). Zdaniem posła-narodowca czytanie było nieprawne. Winnicki zaapelował o głosowanie w obronie życia. Sejm odrzucił wniosek lidera Ruchu Narodowego o odrodzenie obrad. Marszałek nie zarządził również przerwy, jakiej domagała się opozycja.

Poseł Anna Maria Siarkowska (Kukiz’15) w momencie przeznaczonym na zadawanie pytań stwierdziła, że projekt „Stop Aborcji” jest dobry i potrzebny, gdyż likwiduje dyskryminację obywateli w okresie prenatalnym, bądź ze względu na niepełnosprawność, bądź przestępcze działania jednego z rodziców. Zakaz aborcji porównała do przełomu, jakim w XIX wieku było zniesienie niewolnictwa w USA. Apelowała o poparcie życia.

Przedstawiciel komitetu „Stop Aborcji”, dr Joanna Banasiuk, przypomniała, że przedstawiając projekt dwa tygodnie temu apelowała o merytoryczną dyskusję nad rozwiązaniami popartymi przez blisko 500 tys. Polaków. Wtedy też deklarowała pełną gotowość do dyskusji nad poszczególnymi zapisami projektu. Dr Banasiuk zapytała, co się stało, że w pośpiechu i bez wcześniejszego informowania wnioskodawców, sejmowa komisja sprawiedliwości zdecydowała o odrzuceniu projektu.

Ten projekt od 23 września się nie zmienił – stwierdziła Joanna Banasiuk z Instytutu Ordo Iuris. – Z pozycji silniejszego, zdeptali państwo nadzieje tych, którzy są dyskryminowani. (…) To co państwo zrobili to przemoc silniejszych wobec najsłabszych – dodała. Jak zauważyła, odrzucenie projektu nie ma nic wspólnego z poszanowaniem praw człowieka.

Działanie PiS określiła jako lekceważenie społeczeństwa obywatelskiego, mechanizmów demokracji bezpośredniej oraz kobiet chcących pełnej obrony życia. Przypomniała, że inicjatywa zakładała pełen pakiet pomocowy dla kobiet w trudnej sytuacji i wbrew medialnym kłamstwom nie zakazuje badań prenatalnych i nie zmienia ich zasad (w tym nie zakłada karania lekarzy w razie śmierci dziecka). Zasady odpowiedzialności lekarza prowadzącego ciążę, zgodnie z zapisami „Stop Aborcji”, nie różnią się od wszelkich innych (a więc nie ciążowych) sytuacji medycznych.

Ponadto dr Banasiuk przypomniała, że ustawa nie ma na celu karania kobiet, a chodzi jedynie o nadanie odpowiedniego statusu ciąży i pełną ochronę życia poczętego. Przedstawiciel inicjatywy ustawodawczej przypomniała tzw. wypadek wrocławski, w którym surogatka po odstąpieniu przez klienta „zamawiającego dziecko” od umowy, doprowadziła do śmierci dziecka w 9 miesiącu ciąży! Zgodnie z obecnym prawem nie poniosła żadnej odpowiedzialności.

Aborcja to rzeź niewinnych dzieci, piekło kobiet i moralna kompromitacja mężczyzn – zauważyła przedstawiciel Instytutu Ordo Iuris, apelując o dalsze prace nad projektem i tworzenie prawa zgodnego z moralnością. Posłowie PiS pozostali obojętni na jej słowa.

Powołując się na regulamin Sejmu, dr Joanna Banasiuk złożyła autopoprawkę zakładającą zniesienie odpowiedzialności kobiet dokonujących aborcji. To właśnie ten punkt budził największe zastrzeżenia rządzących i episkopatu.

Marszałek Kuchciński odrzucił autopoprawkę stwierdzając, iż jest na to za późno. Przypomnijmy – wnioskodawcy nie mieli możliwości zabrania głosu podczas środowego posiedzenia komisji sprawiedliwości. Z marszałkiem Sejmu zgodził się z nim prezes PiS.

Jarosław Kaczyński złożył wniosek formalny o przerwę (odrzucony). Stwierdził, że chociaż odnosi się z szacunkiem do osób popierających inicjatywę „Stop Aborcji”, to nie zgadza się z przedstawianą argumentacją i skutek wprowadzenia proponowanego prawa będzie odwrotny od zamierzonego.

Następnie głos zabrała premier Beata Szydło. Sprostowała zarzut, jakoby nie głosowała podczas I czytania. Wtedy poparła projekt „Stop Aborcji”. Wyraziła poparcie dla ochrony życia, ale też również szacunek dla „różnych poglądów i różnych głosów”. Zaapelowała o studzenie emocji, deklarując, że jej rząd zrobi wszystko by chronić życie.

Premier zaprezentowała trzy zobowiązania rządu w sprawie obrony życia:

– program wsparcia dla rodzin i matek, które zdecydują się na urodzenie dzieci z tzw. trudnych ciąż, program wsparcia dla rodzin wychowujących dzieci niepełnosprawnych, program wsparcia dla kobiet, które donoszą trudne ciążę

– zabezpieczanie środków w budżecie na realizację programów

– kompleksowa akcja informacyjna wspierająca i promująca ochronę życia

Projekty ustaw mają  być przedstawione do końca miesiącu. Premier zaprosiła do prac wszystkich, nawet zwolenników aborcji.

MWł

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2016-10-06)


Wojciech Cejrowski do posłów: od dziś krew tych dzieci bryzgać będzie na wasze sumienia

Wojciech Cejrowski w facebookowym wpisie odniósł się do poselskiej decyzji o odrzuceniu podczas obrad sejmowej komisji w całości obywatelskiego projektu „Stop aborcji”. Znany podróżnik przypomniał także parlamentarzystom słowa zaczerpnięte z 25 rozdziału Ewangelii świętego Mateusza.

We środę sejmowa komisja na wniosek posła Prawa i Sprawiedliwości odrzuciła obywatelski projekt ustawy wprowadzający pełną ochronę życia każdego dziecka.

Do tej skandalicznej decyzji krytycznie odniósł się na Facebooku Wojciech Cejrowski. Znany podróżnik napisał:

DO POSŁÓW:
„Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40)

Posłowie PiS zbierali głosy po kościołach, a dziś chcą odrzucić projekt zakazujący aborcji.
Stwierdzili, że jednak wolno mordować wybrane dzieci – bo to, bo tamto…
Panie i Panowie posłowie, od dziś krew tych dzieci bryzgać będzie na wasze sumienia: Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych…

luk

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2016-10-06)


Media: Kaczyński do posłów PiS o „dyscyplinie moralnej” i kroku w tył w obronie życia

Przed sejmowym głosowaniem w sprawie obywatelskiego projektu „Stop Aborcji”, Jarosław Kaczyński, miał zaapelować do posłów swojej partii o „dyscyplinę moralną”. Prezes PiS miał też mówić, że  w kwestii ochrony życia „teraz trzeba zrobić krok do tyłu, aby później zrobić dwa kroki naprzód”.

Przebieg czwartkowego posiedzenia klubu PiS relacjonuje portal 300polityka.pl. Jarosław Kaczyński, przed sejmowymi głosowaniami w sprawie projektu ustawy zakazującego aborcji, miał apelować do posłów o „dyscyplinę moralną”. Lider PiS przypominał też posłom, którzy dwa tygodnie temu podzielili się w sprawie aborcji, że klub ma być jedną grupą i nie może dać się wewnętrznie podzielić.

Jak informuje portal, Kaczyński miał też w kontekście wprowadzenia pełnej ochrony życia zapowiedzieć, że „teraz trzeba zrobić krok do tyłu, aby później zrobić dwa kroki naprzód”.

Prezes PiS podkreślił również, że premier Beata Szydło wprowadzi do budżetu rozwiązania, które sprawią, że zwiększą się środki np. dla matek rodzących dzieci w trudnych warunkach materialnych.

Źródło: 300polityka.pl

MA

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2016-10-06)


Mariusz Dzierżawski: Jarosław Kaczyński szczerze uważa, że chore dzieci trzeba abortować

Szef fundacji PRO-Prawo do życia, Mariusz Dzierżawski nie wierzy w zapewnienia premier Beaty Szydło. Przewiduje, że wyborcy PiS odwrócą się od tej partii, bowiem kroczy ona ścieżką Platformy Obywatelskiej.

 To nie jest pierwsze głosowanie, które jako zwolennicy pro-life przegraliśmy w Sejmie. Będziemy walczyć dalej, chcemy pełnej ochrony życia – powiedział po sejmowym głosowaniu Mariusz Dzierżawski, jeden z przedstawicieli wnioskodawców.

Zapytany o obietnice premier Beaty Szydło, która zapewniła, że rząd w trybie ekspresowym zajmie się teraz przygotowaniem własnej ustawy o aborcji, stwierdził, że Platforma Obywatelska również kiedyś była partią konserwatywną, a dziś część jej posłów domaga się skrajnej liberalizacji prawa do zabijania dzieci.

Dzierżawskiego zapytano również o to, czego w ostatniej chwili przestraszył się Jarosław Kaczyński. –Nie sądzę, by Jarosław Kaczyński się czegoś przestraszył. To przecież doświadczony, odważny polityk, który potrafi zarządzać kryzysami. Sądzę, że on po prostu szczerze uważa, że chore dzieci trzeba abortować – podsumował Dzierżawski.

kra

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2016-10-06)


Kolejne poruszające przemówienie Joanny Banasiuk – poznaj prawdę o projekcie Ordo Iuris

Czy odważą się państwo wziąć w obronę tych wszystkich najsłabszych i najbardziej bezbronnych, a nie dokonywać selekcji. Czy też wolicie, podążając za silnymi mediami i międzynarodowymi środowiskami, akceptować te tysięczne ciche morderstwa, które dokonują się w zaciszu gabinetów ginekologicznych – mówiła podczas drugiego czytania obywatelskiego projektu „Stop Aborcji” dr Joanna Banasiuk z Ordo Iuris. Niestety większośc sejmowa opowiedziała się za jego odrzuceniem.

Prezentujemy pełną treść poruszającego wystąpienia dr Joanny Banasiuk:

 

Szanowny Panie Marszałku,

Szanowna Pani Premier,

Panie i Panowie Posłowie,

Przedstawiając dwa tygodnie temu projekt obywatelski o pełnej ochronie życia ludzkiego na prenatalnym etapie rozwoju i o działaniach około pomocowych dla matek i rodzin apelowałam o merytoryczną, pozbawioną zbędnych emocji dyskusję nad projektem ustawy, który został poparty przez blisko pół miliona waszych wyborców; w większości zapewne przez twardy elektorat obecnej większości parlamentarnej. Zapewniałam państwa, że jesteśmy gotowi na dyskusję nad każdym punktem projektu w sytuacji, gdy dyskusja ta poważnie traktowałaby gwarancje konstytucyjne i zasady wynikające z porządku prawnego. Na taką dyskusję liczyliśmy w trakcie procesu legislacyjnego.

I dwa tygodnie temu przeważającą większością głosów skierowali państwo projekt do dalszych prac w komisji. Chciałabym zapytać, co się stało przez te 14 dni, że w pośpiechu, bez odpowiedniego zawiadomienia wnioskodawców, Komisja Sprawiedliwości postanowiła odrzucić propozycję ustawy, bez jakiejkolwiek debaty i bez prawa głosu dla wnioskodawców.

Bo chcę państwa zapewnić, że projekt od 23 września nie zmienił się. To cały czas jest ten sam druk nr 784, który przyjęli państwo entuzjastycznie, a który dawał szansę ochrony życia dla tych, którzy są najsłabsi, bezbronni i którzy nie mogą sami zabiegać o swoje prawa. Z pozycji silniejszego zdeptali państwo nadzieje na życie tych, którzy są dyskryminowani ze względu na niepełnosprawność, wiek, okoliczności poczęcia czy porodu. To, co państwo zrobili, to zwykła przemoc silniejszych wobec słabszych, zwłaszcza że ci słabsi są najsłabsi. I to nie ma nic wspólnego z poszanowaniem praw człowieka w XXI w.

Dwa tygodnie temu zgłaszali również państwo wątpliwości co do niektórych przepisów ustawy. Co się stało, że zaniechali państwo wnoszenia poprawek do projektu? To państwu przysługuje prawo do modyfikowania przedłożonych Sejmowi tekstów i to tylko państwo mają wpływ na ostateczny kształt ustawy. W momencie skierowania projektu do komisji dysponowali państwo wszelkimi narzędziami, które można byłoby wykorzystać do wprowadzenia zmian, modyfikacji tych przepisów, które państwa zdaniem nie powinny znaleźć się w przepisach gwarantujących równą ochronę prawną życia. Tymczasem z trudnych do zrozumienia względów zdecydowali się państwo zmienić swoje stanowisko sprzed 2 tygodni o 180 stopni i to w sprawie najwyższej wagi, w sprawie ludzkiego życia. To wyraz lekceważenia zarówno mechanizmów demokracji bezpośredniej, jak i społeczeństwa obywatelskiego oraz nas, kobiet pragnących pełnej ochrony życia.

 

Panie Marszałku,

Wysoka Izbo,

Wokół czytanego projektu narosło wiele mitów, które z ogromną dezynwolturą były powielane w debacie publicznej. Dlatego przypomnę, że:

Po pierwsze, nie jest prawdą, że wnioskodawcy nie dostrzegają kobiet i rodzin znajdujących się w trudnych sytuacjach. Przeciwnie. Nikt lepiej sobie nie zdaje sprawy z trudnej sytuacji kobiet. Chcemy otoczyć je należną, godną opieką i pomocą ze strony państwa. Projekty około pomocowe zostały przedstawione ministerstwu zdrowia oraz ministerstwu rodziny, pracy i polityki społecznej już w czerwcu tego roku. Dziś mamy 6 października. Z nieznanych nam względów pozostają zamrożone. Aby przywrócić pełną ochronę życia dzieci poczętych, projekt zakłada, że sytuacje, które dotychczas pozwalały w majestacie ustawy dokonać aborcyjnego zabójstwa dziecka, staną się podstawą do uzyskania przez rodziny pomocy materialnej i opieki ze strony państwa. Pakiet pomocowy zapewnia włączenie hospicjów perinatalnych do systemu publicznie finansowanego systemu opieki zdrowotnej i rozwinięcie domowej pediatrycznej opieki długoterminowej. Pakiet obejmuje także wsparcie psychologiczne dla kobiet, określa uproszczone procedury adopcyjne, promuje rozwój specjalnych, interwencyjnych ośrodków adopcyjnych. Znosi rejonizację domów samotnej matki i proponuje wprowadzenie zdrowotnego świadczenia ciążowego, przyznawanego kobietom pozbawionym ubezpieczenia społecznego, jeżeli w związku z ciążą nie mogą podjąć pracy w czasie jej trwania.

Po drugie, projekt potwierdza, że dziecku, które jeszcze przed urodzeniem jest adresatem opieki medycznej, przysługują prawa pacjenta, w tym realizowane w jego imieniu przez rodziców prawo do informacji, obejmujące np. dostęp do badań prenatalnych. Badania prenatalne wzbudzają obecnie kontrowersje z jednego powodu – stanowią podstawę do przeprowadzenia bezkarnej aborcji. Jeżeli uchylimy przesłanki zezwalające na aborcję, badaniom przywróci się charakter diagnostyczny i doniosłość terapeutyczną. A projekt dodatkowo wzmacnia prawo dziecka realizowane przez rodziców do dostępu do badań prenatalnych przez fakt, że potwierdzony zostaje status dziecka w prenatalnym etapie rozwoju jako pacjenta.

Projekt zabezpiecza lekarzy wykonujących badania prenatalne. Wiele badań diagnostycznych (szczególnie inwazyjnych) obarczonych jest naturalnym ryzykiem dla pacjenta. Prawo określa to, jako dopuszczalne ryzyko medyczne. Personel medyczny wykonujący takie badania diagnostyczne nie ponosi odpowiedzialności za ewentualne powikłania (włącznie ze śmiercią pacjenta) pod zwykłymi warunkami. A zatem diagnostyka prenatalna w projekcie prowadzona jest na tych samych zasadach, co dzisiaj wszystkie inne badania diagnostyczne.

Po trzecie, projekt nie tworzy przeszkód dla ratowania życia matki. Przeciwnie, nakazuje ratowanie życia matki kosztem jej nienarodzonego dziecka. Matka jest gwarantem życia dziecka. Nie możemy doprowadzić do sytuacji, w której lekarz będzie powstrzymywał się od ratowania życia matki. Dlatego ten projekt przewiduje nie tylko możliwość, ale nawet konieczność ratowania życia matki, gdy jest ono potencjalnie zagrożone (tak jak w przypadku ciąży pozamacicznej). W takiej sytuacji lekarz musi się liczyć z tym, że jego działania podjęte w celu ratowania kobiety mogą skutkować, w sposób niezamierzony, śmiercią dziecka. Taka okoliczność jest przewidziana w projekcie, i za takie działania lekarz nie ponosi odpowiedzialności karnej.

Po czwarte, nie powodują odpowiedzialności karnej działania, które zostały podjęte dla ratowania zdrowia kobiety. Nawet jeżeli mogą one według aktualnej wiedzy medycznej i przy zachowaniu lekarza zgodnym ze sztuką lekarską doprowadzić do rozstroju zdrowia dziecka poczętego lub uszkodzenia jego ciała, to zgodnie z projektem są w zupełności dopuszczalne. Zasady na jakich lekarz mógłby ponosić odpowiedzialność nie różnią się od zasad rządzących odpowiedzialnością przy innych zabiegach medycznych.

Po piąte, obawy o wszczynanie postępowań karnych w przypadku poronienia są niezasadne. Poronienie nie jest zdarzeniem, które samo w sobie mogłoby rodzić „uzasadnione podejrzenie popełnienia czynu zabronionego” (art. 303 kodeksu postępowania karnego). Jakiekolwiek obawy o nieuzasadnione kierowanie postępowań karnych wobec kobiet są bezpodstawne. Jakiekolwiek czynności policji lub prokuratury mogą być wywołane jedynie dodatkowymi i wiarygodnymi okolicznościami świadczącymi o nienaturalnej śmierci dziecka, podobnie jak w przypadku śmierci noworodka lub osoby starszej, zniedołężniałej i zdanej na opiekę swych dorosłych dzieci.

Po szóste, nie jest prawdą, że projekt jest o karaniu kobiet. Projekt przywraca prawnokarną ochronę życia dziecka na prenatalnym etapie rozwoju, w miejsce dotychczasowej ochrony bezosobowego „stanu ciąży”. Tym samym, każdy zamach na życie dziecka poczętego, podobnie jak każdy zamach na życie człowieka w późniejszym okresie rozwoju, winien pociągać za sobą karną reakcję państwa. Dowodem na konieczność wprowadzenia tych rozwiązań prawnych jest tzw. „sprawa włocławska” – matka-surogatka w dziewiątym miesiącu ciąży, dowiaduje się, że jej kontrahent wycofał się z umowy i nie chce zapłacić za dziecko, które wcześniej „zakontraktował”. Dziecko jest zdrowe, w pełni zdolne do życia poza organizmem matki, wkrótce się urodzi, ale kobieta po odebraniu informacji doprowadza do śmierci dziecka. Polskie prawo uniemożliwia obecnie, ze względem zimnej dzieciobójczyni jakichkolwiek kroków karnych. Dziecko jest całkowicie zdane na wybór matki – to kwintesencja postawy pro-choice.

Jeżeli jednak te argumenty nie przemawiają do państwa, mieli państwo możliwość wykreślenia stosownych przepisów z projektu. Dlaczego nie chcieli państwo pracować na tekście druku 784?

Po siódme, matka dziecka została w projekcie zabezpieczona przed wszelką nieuzasadnioną odpowiedzialnością karną. Zwolniona jest z wszelkiej odpowiedzialności za nieumyślne zabicie swego dziecka. Co więcej, nawet gdy matka umyślnie pozbawi swe poczęte dziecko życia, z uwagi na wieloaspektowość tych sytuacji, projekt dopuszcza zawsze możliwość odstąpienia przez sąd od wymierzenia kary. Karze powinien podlegać bowiem przede wszystkim ten, kto zmusza kobietę do aborcji lub dostarcza jej środki lub usługi aborcyjne. W ten sposób zapewnienie pełnej prawnej ochrony życia dziecka pogodzone zostaje z możliwością niekarania kobiety.

 

Panie Marszałku,

Wysoka Izbo,

Prawdopodobnie wielu tu zasiadających tu posłów spotka się pierwszy raz w życiu z uznaniem ze strony reakcji z ulicy Czerskiej. To istotne memento dla parlamentarnej większości.

Jednak jeszcze raz, w imieniu pół miliona obywateli Rzeczypospolitej Polskiej, waszych wyborców, apeluję o wzięcie w obronę tych najsłabszych dzieci, których często nie chce wziąć w obronę nawet własna matka.

I pytanie – czy odważą się państwo wziąć w obronę tych wszystkich najsłabszych i najbardziej bezbronnych, a nie dokonywać selekcji. Czy też wolicie, podążając za silnymi mediami i międzynarodowymi środowiskami, akceptować te tysięczne ciche morderstwa, które dokonują się w zaciszu gabinetów ginekologicznych.

 

Panie Marszałku,

Wysoka Izbo,

Dwa tygodnie temu, stojąc tu, mówiłam, że aborcja to rzeź niewinnych dzieci, piekło kobiet i moralna kompromitacja mężczyzn.

Gdy niecałe dwa tygodnie temu udzieliliście Państwo jednoznacznego, mocnego poparcia dla ochrony życia dzieci na prenatalnym etapie rozwoju, spełniały się nadzieje Polaków na to, że prawo zostanie oparte na wartościach. Na wartości ludzkiego życia, szacunku dla dzieci, kobiet i rodzin. Cieszyliśmy się, że postawiliście Państwo przerwać lata kompromitacji polskiego Sejmu, w poprzedniej kadencji niezdolnego do podjęcia prac nad ochroną przyrodzonych i niezbywalnych praw.

Wciąż mamy nadzieję, że jest to możliwe. Wciąż chcemy wierzyć, że rok temu nastąpiła zmiana, która odmieni oblicze polskiej polityki. Bo „naród, który zabija własne dzieci, staje się narodem bez przyszłości”.

luk

Za: PoloniaChristiana – pch24.pl (2016-10-06)

Na 1 września – Stanisław Cat Mackiewicz

Czy historia Polski mogła wyglądać inaczej? Czy można było uniknąć tragedii w razie poparcia planowanej przez Marszałka Piłsudskiego wojny prewencyjnej z początku lat trzydziestych XX wieku przez Paryż, Londyn i Waszyngton? Możliwe, że nie – ponieważ losy Europy były już przesądzone. Może opcją był dla nas sojusz z Niemcami przeciw Sowietom lub vice-versa? Czy rząd polski w ogóle mógł coś zmienić? Pytań nie brakuje, ale jedno jest pewne: 1 września 1939 roku o godzinie 4.45 skoncentrowane nad granicą z Polską wojska niemieckie przystąpiły do realizacji noszącego kryptonim „Fall Weiss” planu ataku na Polskę. Rozpoczął się drugi akt Wielkiej Demokratycznej Wojny Totalnej (1914 – 1945). W rezultacie, okradziona z większości swych rdzennych ziem, pozbawiona wymordowanych elit i sprzedana przez swoich sojuszników, u boku Starej Europy pogrzebana została Rzeczpospolita Polska. Jej odrodzenia czekamy po dziś dzień.

A. Jakubczyk

Cat-Mackiewicz: Na 1 września

Książka ta nie jest propagandą ani dla swoich, ani dla obcych. Wykazywałem w niej wszystkie nasze błędy, wady, nie pudrowałem ropiejących ran – wskazywałem winnych.

Ale historia jest sztuką wielkich porównań. Pisałem o błędach Becka. Były one duże. Ale o ileż mniej przyczyniły się do katastrofy wywołania nowej wojny od polityki Lloyda George’a, po ukończeniu tamtej zwycięskiej wojny, od polityki Brianda zbliżenia z Niemcami, od niemocy Francji i Anglii w powstrzymywaniu Niemiec od uzbrajania się wtedy, gdy one uzbrojone jeszcze nie były, od braku siły i decyzji do zatamowania fali wtedy, gdy nie miała ona jeszcze charakteru lawiny i kataklizmu.

My, Polacy, co innego wnieśliśmy do wojny niż Czesi, niż Francuzi. Nie mieliśmy Hachy, nie oddaliśmy broni i fabryk amunicji, za to prześladowani jesteśmy przez Niemców więcej niż Czesi.

My, Polacy, walczyliśmy inaczej niż Francuzi. Gdybyśmy mieli więcej broni, lepszych kierowników państwa, może byśmy walczyli o tydzień, nawet o miesiąc dłużej. Ale ulec w walce z Niemcami i Rosją musieliśmy. W pierwszym dniu wojny byliśmy w położeniu gorszym, aniżeli Francja dnia 17 czerwca 1940 roku, wtedy, gdy prosiła Niemców o zawieszenie broni. Bo Francja jeszcze wtedy miała ogromne imperium kolonialne, miała siły na długoletnią wojnę z Niemcami. A my nie prosiliśmy Niemców o pokój ani dnia 30 sierpnia 1939 roku, kiedy jeszcze drogą dużych ustępstw można go było uzyskać na warunkach o wiele lepszych, niż je uzyskał Pétain i Laval, ani dnia 5 czy 8 września, gdy nasza armia była rozgromiona, Polska skrwawiona, honor ocalony. Nie prosiliśmy o zawieszenie broni nigdy – biliśmy się, bijemy i bić się będziemy.

Czytałem tu w Londynie zdanie księcia Bedford, że my Polacy wciągnęliśmy Europę w wojnę o Gdańsk i autostradę, które słusznie się Niemcom należały. Nieprawda! Gdybyśmy związali się wobec Niemiec obietnicą neutralności w czasie tej wojny, to los nasz byłby taki, jaki teraz jest Słowacji i tylu innych krajów, los nikczemnie kupionego zdrowia w półniewolnictwie. My, Polacy, jesteśmy wielkim altruistą obecnej wojny; poświęciliśmy się za innych, odebrano nam kraj, zrobiono z nas niewolników – ale tej historycznej prawdy nikt nam nie odbierze.

Żołnierz nasz bił się wspaniale. Sczerniałe szkielety domów Warszawy, armaty, które huczały na Helu, beznadziejne walki partyzanckie, stanowią przykład o wiele ponad cnotę żołnierską wybiegający. Tu już nie powinność żołnierska, tu już grało bohaterstwo rozpaczliwe.

Za żołnierzem stało całe społeczeństwo, kobiety, dzieci – dzieci przede wszystkim. Polska jest krajem bohaterskich dzieci.

Stanisław Cat Mackiewicz

*Tekst stanowi zakończenie “Historii Polski od 11 listopada 1918 do 17 września 1939”

 

1917–2017, doniosłość Orędzia fatimskiego

List do Przyjaciół i Dobroczyńców nr 86. 1917–2017, doniosłość Orędzia fatimskiego

Drodzy Przyjaciele i Dobroczyńcy!

W 1917 r. Najświętsza Maryja Panna zechciała nawiedzić ziemię. Przekazała wówczas trojgu wizjonerom z Fatimy orędzie składające się z kilku części, z których niektóre określane są mianem „tajemnicy”, wskutek czego sformułowania „Orędzie fatimskie” i „Tajemnica fatimska” stały się niemal synonimami. Niemniej jednak koniecznie należy poczynić właściwe rozróżnienie. Orędzie zostało upublicznione natychmiast, podczas gdy części należące do Tajemnicy miały zostać ujawnione później, w różnym czasie: ostatnia z nich w 1960 r. Treść tych Tajemnic dotyczy losów Kościoła oraz świata, uzależnionych od odpowiedzi na Boże napomnienie. Mówią one o wojnach, unicestwieniu całych narodów, poważnych błędach szerzących się na wszystkich kontynentach, poświęceniu Rosji przez papieża oraz biskupów, tryumfie Niepokalanego Serca Maryi oraz czasie pokoju.

Zaprowadzenie na całym świecie nabożeństwa do Niepokalanego Serca Maryi

Pozwólcie więc, bym na rok przed obchodami setnej rocznicy Objawień fatimskich – które zostały uznane przez Kościół za autentyczne – raz jeszcze zwrócił Waszą uwagę na znaczenie tego wydarzenia i tego Orędzia, przypominającego nam o wielu fundamentalnych prawdach wiary i będącego przejawem realnej interwencji Boga w historię rodzaju ludzkiego.

Bp Bernard Fellay, przełożony generalny Bractwa Kapłańskiego Świętego Piusa X

1º Istotę Orędzia można odnaleźć w słowach wypowiedzianych przez Najświętszą Maryję Pannę do s. Łucji 13 czerwca 1917 r.: „Jezus pragnie posłużyć się wami, aby Mnie lepiej poznano i bardziej kochano. Chce zaprowadzić w świecie nabożeństwo do Mojego Niepokalanego Serca. Obiecuję zbawienie tym, którzy je przyjmą, ich dusze będą kochane przez Boga jak kwiaty, którymi ozdabiam Jego tron”.

Kiedy zastanawiamy się nad Orędziem fatimskim jako całością, wraz z jego Tajemnicą, rozważając wpływ, jaki wywarło ono i nadal wywiera na historię Kościoła oraz świata, staje się jasne, iż wszystko ogniskuje się na Bożej interwencji: „Jezus chce zaprowadzić na świecie nabożeństwo do Mojego Niepokalanego Serca”. Później, kiedy s. Łucja pytała Najświętsze Serce Jezusowe, dlaczego pragnie poświęcenia Rosji, Zbawiciel odpowiedział: „Ponieważ pragnę, aby cały Mój Kościół uznał w tym akcie poświęcenia tryumf Niepokalanego Serca Maryi, a również aby rozpowszechnić nabożeństwo do Jej Niepokalanego Serca obok nabożeństwa do Serca Mojego” (wiosna 1936 r.).

2º Drugą fundamentalną prawdą, która wyłania się z Orędzia fatimskiego, jest oczywiście realna interwencja Boga w ludzką historię, w historię zarówno indywidualnych osób, jak i całych narodów. Dla nas jest to prawda oczywista, jest ona jednak obecnie powszechnie atakowana w ateistycznym, liberalnym czy też socjalistyczno-komunistycznym i masońskim świecie, który pyszni się tym, iż postępuje i realizuje swe plany bez jakiegokolwiek względu na Stwórcę i Zbawiciela, naszego Pana Jezusa Chrystusa. Niestety, również wielu przywódców Kościoła wydaje się obecnie przekonanych, że świat, narody, państwa oraz rządy świeckie nie mają obowiązku uznawania w Chrystusie Króla, Króla Narodów. Wiele faktów związanych z Orędziem fatimskim wskazuje jednak na coś przeciwnego. Oto trzy spośród nich:

  1. Najświętsza Maryja Panna wyjaśnia dzieciom z Fatimy, że Bóg złożył pokój pomiędzy narodami w Jej rękach. To, czy będą się one cieszyć pokojem, czy też cierpieć wskutek wojen, z rozporządzenia Opatrzności zależy w pierwszym rzędzie od Matki Bożej.
  2. Biskupi Portugalii okazali posłuszeństwo wezwaniu do poświęcenia Niepokalanemu Sercu Maryi, Hiszpania je jednak zlekceważyła. Jak wyjaśnia sama s. Łucja, nieszczęścia, jakie spotkały Hiszpanię (a których Portugalia uniknęła) były konsekwencjami odmowy przeprowadzenia tego poświęcenia przez biskupów hiszpańskich.
  3. Po zapowiedzi, że jeśli świat się nie nawróci doświadczy kolejnej, jeszcze straszliwszej wojny, wybuchła II wojna światowa. Jeśli przeanalizujemy dokładnie najważniejsze daty tego konfliktu, zauważymy, że pokrywają się one ze świętami ku czci Najświętszej Maryi Panny. Datą kapitulacji Niemiec był 8 maja, święto Matki Bożej Pośredniczki Wszelkich Łask – poprzednio święto św. Michała Archanioła, zaś 15 sierpnia, w uroczystość Jej Wniebowzięcia, cesarz Japonii uznał ostatecznie porażkę swego kraju.

Realna interwencja Boga w ludzką historię

3º „Bóg nie pozwoli naśmiewać się z siebie” (Gal 6, 7). Oto, co wedle świadectwa s. Łucji powiedział jej sam Zbawiciel dwa lata po zakomunikowaniu jej w 1929 r., że nadszedł czas na poświęcenie Rosji (które to żądanie nie zostało spełnione): „Powiedz Moim sługom, że jeśli będą postępować wedle przykładu króla Francji, opóźniając spełnienie Mego żądania [konsekracji Rosji], spotka ich podobne nieszczęście” (sierpień 1931 r.). Słowa te odnoszą się do obwieszczonego Ludwikowi XIV w 1689 r. (za pośrednictwem św. Małgorzaty Marii Alacoque – przyp. tłum.) polecenia Najświętszego Serca Jezusowego, zlekceważonego przez króla Francji. Sto lat później wybuchła rewolucja francuska, która doprowadziła do obalenia i ścięcia Ludwika XVI. Groźby skierowane przez Chrystusa do Jego sług powinny więc przejąć ich grozą… [ryzykują oni, że] podzielą oni nieszczęsny los króla Francji. Obecne prześladowanie wielkiej liczby chrześcijan oraz ataki na osoby konsekrowane każą nam przypuszczać, że niestety kapłani i biskupi, słudzy naszego Pana, nie wypili jeszcze do dna kielicha Bożego gniewu.

Wszystko to dowodzi znaczenia, jakie sam Zbawiciel przywiązuje do spełnienia żądań zawartych w Orędziu fatimskim, zwłaszcza tych odnoszących się do nabożeństwa do Niepokalanego Serca Maryi.

Możemy więc słusznie wnioskować, że historia XX i XXI wieku pozostaje w ścisłym związku z owym Bożym poleceniem dotyczącym nabożeństwa do Niepokalanego Serca Maryi oraz z jego powszechnym zlekceważeniem przez świat oraz wielu przywódców Kościoła, pomimo faktu, że wola ta została wyrażona z tak wielką jasnością i potwierdzona przez nadzwyczajne cuda.

Opierając się na słowach samej Matki Bożej musimy również dojść do nieuniknionego wniosku, że plany Boże doprowadzą do chwalebnego tryumfu Niepokalanego Serca Maryi, kiedy Rosja zostanie poświęcona przez Ojca Świętego w łączności z biskupami całego świata. A wraz z tym tryumfem nastanie czas obiecanego światu i Kościołowi pokoju.

Dokonane do tej pory akty poświęcenia nie przyniosły skutków obiecanych przez Matkę Bożą, a pomimo niezaprzeczalnego ożywienia życia religijnego w prawosławnej Rosji w ciągu ostatnich lat nie byliśmy świadkami ani jej poświęcenia, ani też wzrostu nabożeństwa do Niepokalanego Serca Maryi w świecie. Wręcz przeciwnie.

Rok przygotowania na obchody setnej rocznicy Objawień fatimskich

Żeby przygotować się właściwie na obchody setnej rocznicy Objawień fatimskich, postanowiliśmy ogłosić nową krucjatę różańcową, podejmując modlitwę tak gorąco zalecaną przez Matkę Bożą. Aby zaś nasze intencje były w najwyższym możliwie stopniu zgodne z wolą Opatrzności, a także z uwagi na nacisk, jaki sama Najświętsza Maryja Panna kładła na potrzebę wynagrodzenia za grzechy, pragniemy połączyć nasze różańce z licznymi ofiarami i umartwieniami. Mamy nadzieję, że będziemy w stanie ofiarować Matce Bożej koronę splecioną z 12 milionów różańców oraz 50 milionów aktów wynagrodzenia. Gorąco pragniemy rozpowszechniać nabożeństwo do Niepokalanego Serca Maryi, zwłaszcza w tym czasie modlitwy i pokuty. Taka właśnie jest pierwsza intencja naszej krucjaty, do której dołączamy również synowską prośbę o poświęcenie Rosji zgodnie ze wskazówkami Matki Bożej. I na koniec, w tych burzliwych zarówno dla świata, jak i Kościoła czasach, pragniemy prosić naszą Niebieską Matkę o szczególną opiekę nad Bractwem Kapłańskim Świętego Piusa X i jego wszystkimi dziełami, jak również wszystkimi związanymi z nim wspólnotami zakonnymi.

Zachęcamy Was wszystkich, abyście z miłości do Bolesnego i Niepokalanego Serca Maryi podejmowali jak najliczniejsze akty pokuty, które również my sami pragniemy ofiarować, abyście praktykowali nabożeństwo do Jej Serca w sposób coraz doskonalszy, jak również rozpowszechniali je jak najszerzej. Zalecamy więc, abyście – po gorliwym przygotowaniu – poświęcili swe domy oraz pracę Niepokalanemu Sercu Maryi oraz praktykowali nabożeństwo pięciu pierwszych sobót, nosili szkaplerz karmelitański oraz rozpowszechniali Cudowny Medalik przekazany przez Matkę Bożą w trakcie objawień przy rue du Bac w Paryżu – a który ma na rewersie wizerunek Serc Jezusa oraz Maryi.

Obyśmy mogli w ten sposób wnieść nasz skromny wkład w spełnienie żądań Nieba, uprosić sobie Bożą opiekę, a przede wszystkim osiągnąć we właściwym czasie pełnię najpiękniejszej ze wszystkich obietnic: nasze zbawienie, zbawienie grzeszników.

Oby Najświętsza Maryja Panna zechciała pobłogosławić was Dzieciątkiem Jezus, jak mówi piękna i pobożna modlitwa brewiarza: „Nos cum prole pia benedicat Virgo Maria”.

16 lipca 2016 r., w uroczystość Matki Bożej z Góry Karmel

bp Bernard Fellay

Sto przypadków 10 Kwietnia czyli Leszek Misiak stawia pytania

Z Leszkiem Misiakiem rozmawia Leszek Pietrzak

Minęło pól roku od objęcia władzy przez PiS, a wciąż nie wiemy nic więcej o katastrofie smoleńskiej ponad to, co wiedzieliśmy za czasów, gdy u władzy była PO. Czy powinniśmy oczekiwać konkretnych efektów, czy może jest to zbyt mała cezura czasowa?

Wygląda na to, że wszyscy wkoło nagrywali rozmowy załogi polskiego tupolewa rządowego, albo prowadzili nasłuch elektroniczny prezydenckiego pokładowego telefonu satelitarnego, jak Dania, oprócz polskich służb kontrwywiadowczych. My mamy tylko to, co dali Rosjanie. Przecież to kabaret.

 

– Nie jest zbyt mała. PiS ma pełnię władzy, dostęp do wszelkiej dokumentacji. Zamiast ujawnienia wiedzy z własnych źródeł, zwłaszcza Służby Kontrwywiadu Wojskowego, co chciałbym rozwinąć dalej, mamy informacje o chęci niesienia pomocy Polsce w ujawnieniu prawdy a to przez Łotyszów, którzy zapowiedzieli, że mają nagrania rozmów załogi z rosyjską wieżą kontroli lotów, a to Szwedów, którzy też oferowali takie nagrania. Wygląda na to, że wszyscy wkoło nagrywali rozmowy załogi polskiego tupolewa rządowego, albo prowadzili nasłuch elektroniczny prezydenckiego pokładowego telefonu satelitarnego, jak Dania, o czym mówił w lipcu 2011 r. były szef NPW gen. Krzysztof Parulski, oprócz polskich służb kontrwywiadowczych. My mamy tylko to, co dali Rosjanie. Przecież to kabaret. SKW nie działa na zasadzie, że w razie katastrofy pyta 36 Specpułk, odpowiedzialny za loty najważniejszych osób w państwie, lub inne podmioty, co takiego się stało, tylko musi wiedzieć na bieżąco, co się dzieje z samolotem prezydenckim, do tego zresztą obligują SKW przepisy MON. Na tym polega istota działania tych służb. Minister Jerzy Miller, którego PiS w okresie, gdy partia ta była w opozycji, obwiniała za zaniedbania urzędnicze związane m.in. z kolejnymi kopiami nagrań z czarnej skrzynki, wciąż nie został pociągnięty do odpowiedzialności, nie słyszałem też zapowiedzi takich konkretnych działań. Jednocześnie tzw. podkomisja smoleńska, „dziecko” A. Macierewicza, zapowiada, że konstruktorzy zbudują nam miniaturowy model Tupolewa do badań nad katastrofą. Podczas kolejnych miesięcznic, rocznic smoleńskich, otwierania kolejnych pomników ofiar, słyszymy ogniste deklaracje o zdeterminowaniu obecnej władzy w dochodzeniu do prawdy, o wolności słowa, tymczasem mamy de facto cenzurę, tyle, że ukrytą za swego rodzaju smoleńską propagandą sukcesu. Proszę zauważyć, że media, zwłaszcza te „niepokorne”, rzekomo najbardziej niezłomne w walce o prawdę smoleńską, nie zadają pytań, wątpliwości dotyczących choćby spraw, o których mówię. Przeciwnie, są tubą, przez którą ta propaganda jest wylewana. Jest to wyrafinowany rodzaj cenzury. Niestety, także rodziny ofiar tych pytań nie zadają, może dlatego, że ci najbardziej zdeterminowani w dochodzeniu do prawdy zostali przez PiS politycznie zagospodarowani, tym samym zamknięto im usta. Myślę też, że część rodzin ofiar, część dziennikarzy i całe rzesze Polaków pogubiło się w tym, co w sprawie Smoleńska się dzieje. Bo jeśli PiS, który poniósł największe straty ludzkie w katastrofie 10 kwietnia 2010 r., miałby wprowadzać swoistą cenzurę posmoleńską, kto ma prawdy dociekać?

– Minęło już ponad 6 lat od katastrofy. Czy z wyjaśnieniem jej przyczyn będzie podobnie jak z katastrofą gibraltarską, których do dziś nie znamy?

PiS ma pełnię władzy, dostęp do wszelkiej dokumentacji, a tymczasem mamy de facto cenzurę

 

– Prawda o tragedii smoleńskiej jest znana wielu osobom i instytucjom na świecie, zarówno na Zachodzie jak Wschodzie, także w Polsce. Nie jest możliwe, by w XXI wieku, w środku Europy, na terenie śledzonego przez satelity wywiadowcze lotniska wojskowego, należącego do mocarstwa światowego, gdy nawet samochody mają nawigację, czyli satelita śledzi każdy ruch auta, gdy dzięki satelitom określa się u Kowalskiego w zabitej dechami wiosce straty w uprawach po gradobiciu czy powodzi, gdy mamy globalny nasłuch elektroniczny Echelon, by samolot rządowy z prezydentem państwa członka NATO z tej globalnej wioski był wyłączony. Dzisiaj ukrycie czy wymazanie przyczyn takiego wydarzenia jak katastrofa samolotu dodajmy wojskowego, rządowego, nie wnikając, kto był jej winny i w niuanse techniczne tego wydarzenia, jest niemożliwe. Dodajmy, że z lotniska Smoleńsk Siewiernyj korzystał rosyjski handlarz bronią Wiktor But, pisał o tym m.in. Witold Gadowski i mówił mec. Stefan Hambura. But został w wyniku działań USA zatrzymany w 2008 r. w Bangkoku, odbyła się jego ekstradycja do USA i w 2012 roku został skazany przez sąd w Nowym Jorku na 25 lat pozbawienia wolności oraz 15 milionów dolarów grzywny. But sprzedawał broń do Afryki, Azji, Bliskiego Wschodu i Ameryki Południowej, wspierał nawet Amerykanów w Iraku. W marcu 2016 r. agencja Interfax podała, że na Kremlu rozważano wymianę Ukrainki Nadii Sawczenko, skazanej w Rosji na 22 lata łagru, na dwóch obywateli rosyjskich, jednym z nich miał być właśnie Wiktor But. Takie miejsce jak Siewiernyj, skąd m.in. wysyłał on broń, musiało być pod stałą obserwacją satelitów wywiadowczych naszego sojusznika USA. 29 lipca 2011 r. nieżyjący już gen. Sławomir Petelicki powiedział: „Amerykanie mają klatkę po klatce to, co się stało. Mają wszystkie rozmowy i znają prawdę.”

– Co zatem trzeba konkretnie zrobić, byśmy dowiedzieli się, co stało się z delegacją prezydencką?

Pierwszym niezbędnym ruchem powinno być ujawnienie pełnej wiedzy o katastrofie jaką posiada Służba Kontrwywiadu Wojskowego. Nawet, jeśli ma ona klauzulę tajności, to z uwagi na tzw. dobro publiczne, wagę sprawy i szacunek dla rodzin ofiar wiedza ta powinna być po objęciu władzy przez PiS niezwłocznie ujawniona. Tu 154 M 101 był maszyną wojskową, służby wojskowe korzystały z tajnej stacji nasłuchowej – co reguluje instrukcja HEAD, zatwierdzona przez ministra MON, określająca procedury bezpieczeństwa przewozu najważniejszych osób w państwie. Według tej instrukcji do obowiązków informatora służby informacji powietrznej FIS (Flight Information Service) należy monitorowanie lotu statku powietrznego o statusie HEAD. Polskie służby wojskowe wiedziały na bieżąco jak przebiegał lot, także ostatnie chwile Tu-154. Zgodnie z instrukcją HEAD podczas lotu statku o statusie HEAD za granicę wykorzystuje się radiostacje HF do prowadzenia korespondencji radiowej, co umożliwia prowadzenie łączności na bardzo dalekich zasięgach, przesyłanie danych, faxów, obrazów, szyfrowanie transmitowanych danych. Radiostacje wojskowe VHF/UHF wykorzystywane są do kontroli ruchu lotniczego, a nawet (co można przeczytać na stronie polskiej firmy MAW Telecom, której technologie wykorzystywane są w polskich Siłach Zbrojnych oraz służbach podległych MSWiA) „do monitorowania częstotliwości ratunkowych oraz innych aplikacji związanych z łącznością lotniczą. Są w pełni kompatybilne operacyjnie z wyposażeniem sojuszniczych statków powietrznych, zapewniają bezpieczną łączność w trybie ziemia-powietrze oraz ziemia-ziemia”. Służba Kontrwywiadu Wojskowego i Centrum Operacji Powietrznych muszą więc posiadać niezbędną dokumentację o katastrofie, nagrania rozmów pilotów samolotu z rosyjską wieżą kontroli lotów, co pozwoliłoby zweryfikować kilkakrotnie „poprawiane” przez Rosjan nagrania z czarnej skrzynki. Te nagrania istnieją, takich informacji się nie kasuje. Zaraz po katastrofie w „Rzeczpospolitej” ukazał się artykuł informujący, że SKW monitorowała lot. Potem była na ten temat cisza i tak jest do dzisiaj. Praktycznie już same te nagrania SKW powinny dać odpowiedź, co się stało 10 kwietnia 2010 r. Nie chodzi o to, by SKW podawała nam klucz szyfrujący, ale o podanie szczegółowego przebiegu lotu, punktów nawigacyjnych, nad którymi przelatywał Tu-154 M 101 od wylotu z Okęcia aż do momentu krytycznego i nagranych treści rozmów.

– A jeśli tych informacji w SKW nie ma?

– Myślę, że gdyby te wszystkie elementarne procedury zostały złamane, czy też te wszystkie informacje w SKW zostałyby zniszczone, PiS po objęciu władzy natychmiast poinformowałoby o tym fakcie, bez najmniejszej zwłoki. Bo są o wiele istotniejsze niż zniszczone notatki dyżurnych Służby Operacyjnej Sił Zbrojnych Sił Zbrojnych, o których tyle rzecznik MON mówił w mediach. Szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie, że ktoś mógłby odważyć się nie wykonać tak kluczowych dla życia prezydenta i jego delegacji procedur, lub zniszczyć tyle tak ważnych informacji, bo to jest jak postawienie się przed „plutonem egzekucyjnym”, dla wykonawców i ich zwierzchników, czy zleceniodawców. Od wyjaśnienia publicznego tej kwestii, ale także kilku innych, powinniśmy w ogóle zacząć. Dopiero potem mówić o nowych komisjach, debatować o wybuchu w centropłacie, wadach silnika, bo to może okazać się przysłowiowym gonieniem króliczka, czy zawracaniem kijem Wisły, nie kończącymi się targami polityczno-medialnymi nad grobami. Najpierw trzeba wyłożyć fakty na stół, które stanowiłyby podstawę – w którą stronę iść. Tego nikt, także PiS, nie chce zrobić.

– O jakich faktach mówimy?

– Danych technicznych. Wyjaśnianie katastrofy moim zdaniem powinno odbyć się dwutorowo. Najpierw szczegółowe udokumentowanie z wykorzystaniem wszelkich w tym kontrwywiadowczych źródeł informacji dotyczących przebiegu lotu od wejścia pasażerów na pokład aż do krytycznego momentu, gdy samolot zniknął z monitorów i nasłuchu. Drugie to wyjaśnienie co stało się z tą maszyną. Gdy wyjaśnimy pierwsze, drugie też może stać się jasne. Oczywiście zawsze uwaga skupia się na miejscu tragedii, finale dramatu. Proponuję odwrócić tok myślenia i działania, skupić się najpierw na wyjaśnieniu przebiegu lotu, czyli zostawić na chwilę na boku zerwane nity, brzozę i wstrząsy TAWS, a zrobić techniczny bilans otwarcia – co wiemy o całym locie do tragicznego momentu, zwłaszcza z własnych kontrwywiadowczych źródeł, czego nie, a jeśli nie wiemy, to dlaczego dotąd tak jest i kto za tym stoi. To może otworzyć nowe pole poszukiwań zarówno od strony technicznej jak personalnej.

Tu-154, jak wskazuje jego awionika, miał na pokładzie urządzenie, którego zapisy dokumentują precyzyjnie przebieg lotu. Urządzenie to posiadają nawet rejsowe samoloty, tym bardziej „Air Force One” jakim był Tu-154 M 101. Chodzi o urządzenie systemu ACARS lub jego wojskową odmianę (szyfrowaną) PACARS, współpracujące z komputerem pokładowym FMS i systemem ostrzegania przed zderzeniem z ziemią TAWS. Wyposażenie polskiego samolotu wskazuje, że ACARS musiał być. Raport Millera o nim nie wspomina, ale na stronie 39 raportu napisano, że samolot był wyposażony w wielofunkcyjny wyświetlacz MFD-640. Właśnie w tym urządzeniu znajduje się wejście (port) ogólnoświatowego operatora ACARS. Jest wprost niemożliwe, by ten samolot nie posiadał ACARS, bo to tak jakby w mercedesie klasy S nie zamontować ABS. ACARS posiada funkcje planowania lotu, nawigacji, zarządzania paliwem, oblicza prędkości wznoszenia, zniżania, magazynuje dane nawigacyjne, w tym systemy podejść, pasy różnych lotnisk, drogi lotnicze, pozwala na wymianę danych z kontrolą ruchu, pozyskiwanie zezwoleń, informacji pogodowych. Alarmuje załogę o wielu błędach, wysyła zdalnie na ziemię dane dotyczące stanu klap, podwozia, parametrów pracy silników. System ACARS bazuje na sieci naziemnych przekaźników, rozsianych po całym świecie. Można je porównać do wykorzystywanych przez operatorów telefonii komórkowej. ACARS podobnie, jak system telefonii komórkowej, „śledzi” swoje urządzenia. Trwa to w ciągu całego lotu maszyny i odbywa się całkowicie automatycznie. Z kolei urządzenie w samolocie przez cały czas lotu monitoruje stacje na linii jego drogi. Dzięki temu służby rządowe, lotniskowe lub centrale linii lotniczych wiedzą, kiedy samolot wylądował i czy nie miał po drodze awarii. Zapisy systemu ACARS pomagają w wyjaśnieniu okoliczności wielu katastrof. Informacje z systemu ACARS musiał odbierać dyżurny w 36 Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego. Co istotne, z instrukcji obsługi zestawu satelitarnego AERO-HSD+, firmy Thrane & Thrane, który był na pokładzie TU154 M 101, wynika, iż zestaw ten w pełni współpracuje z systemem ACARS. Telefon satelitarny jest całkowicie zintegrowany z awioniką samolotu. Satelita i telefon muszą po prostu się „widzieć” by móc skutecznie zrealizować połączenie. A jak wiemy bracia Kaczyńscy rozmawiali przed tragedią przez telefon satelitarny. Z moich ustaleń wynika, że komputer ACARS był na pokładzie. Znamienne, że nikt z MON, SKW nie chce na temat ACARS wypowiedzieć się jednoznacznie. A do wyjaśnienia tej sprawy nie potrzebujemy Rosji, odpowiedź jest przecież w Polsce.

6 czerwca 2011 r., w wypadku dwóch polskich awionetek, do którego doszło w Asturii, na północy Hiszpanii, jak pisały media, zginął m.in. znany polski architekt Stefan Kuryłowicz. O tym nie pisano, że jedną z ofiar był były pracownik działu łączności LOT, który znał bardzo dokładnie działanie systemu ACARS w Polsce. Nie twierdzę, że był ofiarą tzw. seryjnego samobójcy, ale na pewno jego wiedza bardzo by nam dziś była pomocna.

– Jakie są inne dane techniczne, które mogłyby doprowadzić nas do punktu krytycznego?

– Sprawa boi ratunkowej czyli lokalizatora. Kiedy samolot uderzy w wodę lub ziemię, czy nastąpi w nim wybuch, boja ratunkowa automatycznie włącza sygnał nadawczy (pilot też to może zrobić). Niestety, samolot rządowy pozbawiono lokalizatora, co jest rzeczą bez precedensu w lotnictwie. Miesiąc przed katastrofą w Tu-154 wyłączono radiostacje ratunkowe. W swoim raporcie komisja Millera napisała, że radiostacje przenośna ARM – 406 AC 1 oraz ARM – 406P, zamontowana na stałe w samolocie, zostały wyłączone, bo zakłócały pracę odbiorników GPS1 i GPS2. To tak jakby np. w spadochronie pilota przed startem stwierdzono zepsutą sprzączkę i zamiast ją wymienić lub naprawić usunięto by spadochron. Sprawdzenie, czy radiostacja ratownicza zakłóca działanie pokładowego GPS trwa pół godziny. Samolot, jeśli istnieje podejrzenie takiej usterki, kieruje się na tzw. płytę kompensacyjną, specjalnie wydzielone miejsce na lotnisku do kalibrowania przyrządów nawigacyjnych. Na warszawskim lotnisku Okęcie są dwa takie miejsca. Tego nie uczyniono. Nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzy w bajki, że w elitarnym 36 SPLT nie zdawano sobie sprawy, że usterka jest prosta do usunięcia i z katastrofalnych skutków usunięcia boi ratunkowej. Co było prawdziwym powodem tego – nie obawiam się użyć tu stwierdzenia – sabotażu, czy wręcz dywersji? To możemy ustalić bez pomocy Rosjan.

– Pozbawienie prezydenta szansy na skuteczną i szybką akcję ratunkową w przypadku katastrofy to poważny zarzut. Przecież samolot mógł spaść np. w Puszczy Białowieskiej…

– Dlatego lokalizatory są niezbędnym wyposażeniem wszystkich samolotów, zarówno cywilnych, jak wojskowych. Gospodarzami światowego systemu ratunkowego lotniczego i morskiego są USA, Rosja i Francja. Jeśli w polskim Tu-154 byłaby aktywna radiostacja ratunkowa, państwa, które odebrałyby sygnał tej boi, znałaby czas wypadku co do sekundy, m.in. Rosja, Białoruś, Estonia, Litwa, Finlandia, Polska, ale i wiele innych państw. W Polsce centrum ratownictwa, które odebrałoby ten sygnał, znajduje się w Gdyni. Sygnał, emitowany przez boję ratunkową zawiera dane identyfikujące statek powietrzny i określa jego położenie według GPS. W styczniu 2012 roku w Lęborku na Pomorzu, jak pisał „Fakt”: „Polscy złomiarze ściągnęli pomoc z kosmosu rozbierając radionadajnik używany w samolotach. Kontrolerzy satelitów w Kanadzie i w Rosji odebrali sygnał z Polski, zaalarmowano Ośrodek Koordynacji Poszukiwań i Ratownictwa Lotniczego. Ten na równe nogi postawił policję i Marynarkę Wojenną. Z lotniska w Gdyni Babich Dołach wystartował śmigłowiec marynarki Wojennej „Anakonda” , którego załoga zlokalizowała źródło emisji sygnału pod Lęborkiem. Gdyby w Tu-154 nie wyłączono boi lokalizacyjnej, 10 kwietnia 2010 r. dyżurny w Gdyni Babich Dołach odebrałby wołanie o pomoc polskiego samolotu. Usunięcie lokalizatora spowodowało, że stało się niemożliwe do ustalenia przez stacje, które odebrałyby sygnał, miejsca i dokładnej godziny katastrofy. Także ACARS umożliwia odtworzenie trasy, miejsca i dokładnej godziny katastrofy. Kolejny przykład: jak twierdziła prokuratura wojskowa na pokładzie Tu-154 M101, 23 karty SIM telefonów ofiar były zalogowane w sieciach telefonii Federacji Rosyjskiej. A więc po stacjach przekaźnikowych ulokowanych na terytorium Rosji można odtworzyć trasę przelotu, a także godzinę katastrofy, czyli na jakiej stacji przekaźnikowej i kiedy precyzyjnie łącza się urwały. Nie potrzebujemy do tego Rosjan, bo wszystkie połączenia w roamingu są autoryzowane w sieci macierzystej, w tym przypadku polskiej. Te bilingi, także konkluzje do jakich ich analiza doprowadziła prokuraturę, są od 6 lat nieujawnione. Pojawia się naturalne pytanie, czy właśnie ukrycie ww. informacji na temat czasu i miejsca nie leżało u źródeł tych technicznych zagadek? Bo jakie inne może być wytłumaczenie? I drugie pytanie, jeszcze ważniejsze – jeśli na mokradłach pod Siewiernym miał miejsce losowy wypadek, jak utrzymuje MAK i komisja Millera, a nawet jeśli samolot został tam rozerwany w wyniku wybuchu, po co ukrywać czas tego zdarzenia? Teoretycznie nie można wykluczyć przypadkowości tych zdarzeń, ale zbyt wiele w sprawie tragedii smoleńskiej było przypadków, ja naliczyłem blisko sto, by przyjąć jako pewnik ich losowość. Następny przykład – na pokładzie Tu-154M 101 znajdowało się urządzenie – KLN89B, które zapisywało trasę lotu, czyli współrzędne, podobnie jak TAWS i FMS. KLN to w uproszczeniu FMS, tylko nie podłączony do awioniki Tu154. Polscy prokuratorzy je obejrzeli, ale, jak stwierdzili,… nie badali. Zaginął też TCAS II – pokładowy system zapobiegający zderzeniom statków powietrznych i przechowujący dane o operacjach samolotu, oraz moduły GPS z jakich korzystał komputer pokładowy FMS.

– Brak postępów w ustaleniu prawdy sprawia, że analizowane są teorie, np. że samolot nie doleciał do Smoleńska, że doszło do maskirowki, czyli zbrodniczej inscenizacji.

– Że Tu-154 zamiast na Siewiernym, wylądował np. w Briańsku. Chodzi o nowoczesną bazę wojskową Sieszcza (Sioszcza) położoną w lasach w obwodzie briańskim, w odległości około 150 km od Smoleńska (to z Briańska transportowano do Polski rzeczy ofiar tragedii). Tak uważają zwolennicy teorii „dwóch samolotów”, według której 101 został przechwycony elektronicznie, a na Siewiernym były podrzucone szczątki innej maszyny i niektóre ciała. Jeśli Antoni Macierewicz chce udowodnić, że jest to teza nieprawdziwa, powinien podać do publicznej wiadomości oficjalnej, potwierdzone, szczegółowe dane techniczne nt. trasy przelotu nad konkretnymi punktami nawigacyjnymi, aż do momentu krytycznego. Nie wystarczy stwierdzenie, że to absurdalna teoria. Nic nie jest absurdalne, także wybuch, jeśli się tego nie wykluczy, albo nie potwierdzi empirycznie. A jeśli w Smoleńsku nie było eksplozji, a mimo to widzieliśmy tak duże rozdrobnienie maszyny, która spadła z wysokości, na jakiej puszcza się latawce, to przecież tym bardziej zagadkowa sytuacja. Wbrew pozorom teza o eksplozji jest dla Rosji mniej przerażająca niż inscenizacja, która z oczywistych powodów świadczyłaby o bezwzględności ich działania i jednoznacznie dowodziłaby ich winy. Drobiazgowość takiego planu nie mogłaby się przecież powieść bez wiedzy rosyjskich służb. Natomiast zamachowi w wyniku eksplozji można przypisać różnych autorów i różne miejsca podłożenia ładunku, nie koniecznie Rosję. A jeżeli to był losowy wypadek, jak twierdziła komisja Millera, dlaczego tych kwestii i ukrywanych informacji, o których mówiliśmy, nie upubliczniono za rządów PO, skoro, jak rozumiem, potwierdziły by wersję Millera?

– Nie znamy żadnych nagrań, żadnych szczegółów jak wyglądała odprawa pożegnalna prezydenta i jego delegacji.

Nie wystarczy twierdzenie, że Rosja ukrywa prawdę. To nie daje odpowiedzi, dlaczego Polska też ją ukrywa. Zwłaszcza zaś brak stanowiska MON, którym kieruje były szef Zespołu Parlamentarnego ds. wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej, wobec kwestii, o których powiedziałem, jest niezwykle zagadkowy…

 

-To dziwna sytuacja. Na płycie nie było, co zastanawia, dziennikarzy z kamerami telewizyjnymi, które zarejestrowałyby odlot pierwszej pary. Brak relacji TV z odlotu to też prawdziwa zagadka. Dokładne przesłuchania świadków wniosłyby do wyjaśnienia wszystkich ww. kwestii i całej zagadki Smoleńska dodatkową wiedzę. Dziwne też, że powołano podkomisję, nie zaś komisję sejmową, co uchroniłoby przed podważeniem tych ustaleń w przyszłości i oskarżeniami o stronniczość polityczną czyli narzucanie jednej narracji, jednej tezy. Gdyby, tak jak to miało miejsce np. podczas sejmowej komisji śledczej w tzw. sprawie Rywina, przesłuchano przed kamerami telewizji publicznej wszystkich świadków, uczestniczących bezpośrednio lub pośrednio w przygotowaniu, zabezpieczeniu wizyty, także jej obsłudze medialnej, z całą pewnością nasza wiedz na temat okoliczności katastrofy by się poszerzyła. Taka komisja sejmowa powinna przesłuchać m.in. tych, którzy byli wówczas w Smoleńsku, także dziennikarzy, szczególnie telewizyjnych i radiowych, którzy powinni przekazywać relację z przylotu prezydenta na żywo, nawet (a może zwłaszcza), jeżeli w czasie katastrofy byli w hotelu, czy w innym miejscu zamiast na lotnisku. Bo tam, w Rosji, odbył się tragiczny finał. Także publicznie odpytać przed komisją sejmową, szefostwo, obsługę techniczną i pilotów 36 specpułku m.in. na temat ACARS, lokalizatora, samolotu rezerwowego, którego nie podstawiono łamiąc instrukcję HEAD. W smoleńskiej grze przypadków uczestniczyło wiele osób, różnego szczebla, z różnych branż, także z mediów. Duża ilość osób związanych z tą dziwną przypadkowością zwiększa szansę na ujawnienie prawdy.

– Ustalenia komisji Millera jednoznacznie wskazują, że tragedia w Smoleńsku była losowy zdarzeniem.

– Dopóki nie zostaną wyjaśnione wszystkie najważniejsze kwestie, nie można uznać tego za ostateczne ustalenia, bo mamy do czynienia ze zbyt dużą ilością zagadek. Już sam fakt, że po 6 latach nie znamy nagrań radiostacji HF, nie mamy wiedzy o ACARS, nie mamy prezydenckiego telefonu satelitarnego, nie mamy informacji z boi ratunkowej, nie znamy bilingów telefonów ofiar, zaginął w zasadzie niezniszczalny tzw. rejestrator lotu KZ-63, którego zapisów nie da się sfałszować (komisja Millera stwierdziła, ze nie został odnaleziony), skoro nie znamy zapisów KLN89B, zaginął TCAS II, to pytanie o ukrywanie prawdy staje się retoryczne. W sprawie katastrofy smoleńskiej możliwe są, jak napisałem w swojej książce „Prawicowe dzieci czyli blef IV RP”, różne scenariusze, na przykład mogła to być tzw. operacja pod fałszywą flagą, metoda stosowana przez różne służby specjalne w świecie – podszywanie się jednych służb pod inne. Nie wystarczy twierdzenie, że Rosja ukrywa prawdę. To nie daje odpowiedzi, dlaczego Polska też ją ukrywa. Zwłaszcza zaś brak stanowiska MON, którym kieruje były szef Zespołu Parlamentarnego ds. wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej, wobec kwestii, o których powiedziałem, jest niezwykle zagadkowy. Nie da się wyjaśnić katastrofy poprzez utajnianie faktów jej dotyczących.

(Chudsza wersja tej rozmowy ukazała się w “Warszawskiej Gazecie” w szóstą rocznicę zamachu. A jest tu: Czy Macierewicz odtajni Smoleńsk? (Wojskówka zna prawdę o Smoleńsku)   )

Franciszku, dlaczego nie uklękniesz przed Matką Bożą Jasnogórską, skoro klękasz przed muzułmanami, hinduistami i transseksualistami?

Chcielibyśmy szczerze zapytać Franciszka, dlaczego nie klęka przed Matką Bożą? Czy nie odczuwa potrzeby klękania także przed Najświętszym Sakramentem? Poniżej zamieszczam dwa wideo z jego wizyty na Jasnej Górze, oraz dodatkowo dla porównania wideo z obmycia nóg poganom i innowiercom, i zadaję szereg pytań. Czego nas uczy Franciszek swoją postawą?   

Pierwsze wideo, poniżej, pokazuje postawy Jana Pawła II i Benedykta XVI podczas pielgrzymki do Polski. W dalszej części filmiku widzimy, że Franciszek, wchodząc do prezbiterium, do kaplicy jasnogórskiej, nie uklęknie.

Drugie wideo przedstawia całe przywitanie Franciszka, które dokonuje się w kaplicy jasnogórskiej. Czy takie coś miało kiedyś miejsce za Jana Pawła II lub Benedykta XVI, by oni siedzieli w kaplicy, zaraz po wejściu do niej, i by w tym czasie wysłuchiwali na swój temat ciepłych słów?

Franciszek siedzi, słuchając, po czym na odsłonięcie obrazu wstaje. Wychodząc czyni jedynie skłon. Ani razu nie klęka przed Matką Bożą i przed tabernakulum, przed Przenajświętszym Sakramentem!

Dlaczego Franciszek nie miał przygotowanego klęcznika? Bo miał przygotowany fotel dla samego siebie i jedno z drugim nie współgra? Nie wiem, na ile szczegóły wizyty Franciszka na Jasnej Górze były wcześniej konsultowane z osobami odpowiedzialnymi z jego delegacji, ale rozsądek podpowiada, że takie rzeczy są jednak zwykle konsultowane dostatecznie we wszystkim, co jest istotne. Jak widać, klęcznik i postawa klęcząca nie są istotne dla Franciszka. Wątpliwe, by paulini sami decydowali o postawach Franciszka na przekór minionym postawom Jana Pawła II i Benedykta XVI i zwykłej postawie katolickiej – klęczenie przed obrazem Matki Bożej oraz uklęknięcie przed samym tabernakulum, przy wejściu do prezbiterium czy kaplicy, powinno być oczywistością.

Jaki przykład daje Franciszek całemu ludowi chrześcijańskiemu? Dlaczego odstępuje od postawy klęczącej? W przypadku mycia nóg muzułmanom czy transseksualistom, potrafi nawet trwać w postawie klęczącej, przesuwać się na klęczkach, dodatkowo głęboko się skłaniając i całując ich nogi. Dowodzenie, że ma problemy zdrowotne uniemożliwiające klękanie (nota bene na podstawie plotek), nie bardzo przekonują w obliczu tak wyrazistych jego postaw jak na umycie nóg, jak pokazuje to wideo – żadnych poważnych problemów z klęczeniem, pochylaniem się, prostowaniem.

Ktoś mógłby pokazać zdjęcia, na których Franciszek klęczy z różańcem i przed Matką Bożą. Tak, to prawda. Ale byłoby jakimś zafałszowaniem, jeśli nie chciałoby się dostrzec, że coraz częściej Franciszek przybiera postawę inną niż klęcząca, że nie raz odstępuje w tym od tradycji. Nie jest to jakiś jednorazowy gest. Jest to stała praktyka. Wobec Najświętszego Sakramentu pisaliśmy o tym tutaj: Franciszek notorycznie nie klęka przed Najświętszym Sakramentem, łamiąc przepisy liturgiczne.

Dlaczego, Franciszku, nie klękasz? Czy nie odczuwasz tej potrzeby uklęknięcia przed Najświętszym Sakramentem albo obrazem Matki Bożej, klękanie jednak przed człowiekiem nie jest dla Ciebie problemem?

[…]

Za (całość): FranciszekFalszywyProrok (06 Sierpień 2016)


KOMENTARZ BIBUŁY: Wobec powyższych haniebnych przykładów dawanych przez Franciszka, które próbuje się tłumaczyć starczymi trudnościami czy “niedołęstwem” rzekomo utrudniającym nawet chwilowe uklęknięcie, polecamy film z ceremoni pożegnalnej na krakowskim lotnisku po zakończeniu Światowych Dni Młodzieży 2016, a szczególnie kilkunastosekundowe ujęcie (od 17 minuty) gdzie widać jak tenże Franciszek niemal w podskokach pokonuje kilkadziesiąt schodków trapu do samolotu. Z jakże młodzieńczą werwą i łatwością je pokonuje! Doprawdy zastanawiające dlaczego tenże sprawny fizycznie człowiek ani na moment nie przyklęknie przed Najświętszym Sakramentem..?


Mackiewicz: Powstanie Warszawskie

Powstanie Warszawskie było najbardziej bohaterskim epizodem tej wojny. Zdarzało się w historii, że lud wielkiego miasta wyrywał broń z rąk okupanta i wzniecał rozruch, trwający trzy dni czy tydzień. Ale tutaj z podziemi wyszło wojsko, chwyciło niemieckich żołnierzy za ręce i potem przez 63 dni toczyło wspaniałą wojnę, zdobywając oręż na nieprzyjacielu. Niemcy musieli skierować przeciwko powstaniu, poza wojskami pomocniczymi, aż pięć swoich dywizji. Walka pięciu dywizji ze spiskiem konspiracyjnym przez przeszło dwa miesiące – była dotychczas nieznana historii wojen[1].

Ale jak strumień wody może być obrócony na koło młyńskie i przynosić pożytek, albo obrócony na dom i zalać go i zniszczyć, tak i to wspaniałe bohaterstwo polskiego żołnierza i młodzieży, polskiej kobiety i dziecka, zamiast pomocy przyniosło nam tylko powiększenie narodowej klęski.

Zniszczono w Warszawie resztki siły narodu i to odbije się na wydarzeniach politycznych, które już rychło nastąpią.
Warszawa została zniszczona, spłonęła przeszłość i dusza Polski. Od człowieka, który przybył z Polski słyszałem: naród polski bez Warszawy już jest innym narodem, niż był, gdy Warszawa żyła. Jesteśmy po jej stracie narodowo, kulturalnie, duchowo ubożsi. Do Warszawy podczas okupacji spłynęły z całej Polski zabytki, pamiątki, amulety przeszłości, amulety narodu. Zginęły bezpowrotnie i tak jak nie można przywrócić życia człowiekowi, tak nie można wskrzesić tego, co z nimi zginęło.

Warszawa została zniszczona bardziej niż Berlin, niż inne miasta niemieckie, tak jak klęska Polski w tej wojnie, w której Polacy walczyli w obozie zwycięzców, jest większa od klęski Niemiec.

II

Kto wywołał, spowodował, sprowokował Powstanie Warszawskie?

Mój Boże! To takie proste. Każdy sędzia śledczy, gdy ma do czynienia z trupem, bada przede wszystkim, czy ktoś nie był zainteresowany w tej śmierci.
Warszawa była fortecą świadomości narodowej, miastem wielkim, jednomyślnym w obronie polskości. Nie było w nim różnicy zdań co do niepodległości Polski – inteligent i robotnik myśleli tak samo i to samo. Politycy sowieccy, chociażby z własnego rewolucyjnego doświadczenia wiedzieli, co to znaczy miasto wielkie, dumne, jednomyślne. Rosyjska policja polityczna nie mogłaby tak łatwo rządzić Polską, gdyby Warszawa żyła, gdyby nie była umarła. Warszawa była węzłem nerwów naszego narodu, rządzących jego siłą, odpornością, organizacją. Zniszczono ten węzeł nerwów, aby cały organizm sparaliżować.

Sowietom zależało na zniszczeniu Warszawy, a tak się pomyślnie dla nich składało, że dla tego zniszczenia nie trzeba było używać sowieckich armat ani pocisków. Od czegóż patriotyzm polski! Jest on wielki i wspaniały. Polacy to najbardziej patriotyczny naród w Europie. Ale patriotyzm polski ma właściwość bezrozumnego dynamitu. Wystarczy do niego przyłożyć zapałkę prowokacji, aby wybuchł.

Na kilka dni przed wybuchem powstania PAL, tzn. Polska Armia Ludowa, nieliczne zresztą zbiorowisko prosowieckich elementów, nadziana wywiadem sowieckim, rozlepiała na murach Warszawy afisze donoszące, że dowództwo Armii Krajowej stchórzyło, i wzywające do wybuchu powstania.

Prasa PPR i Armii Ludowej, organizacji komunistycznych w Warszawie, od kilku miesięcy wzywała Warszawę do powstania.
Wreszcie najbardziej oficjalne źródło, bo radiostacja imienia Kościuszki, narzędzie polityki sowieckiej w stosunku do Polski, wzywało do powstania jeszcze w wigilię jego wybuchu.
(…)

Zresztą najbardziej skuteczne popychanie Warszawy do samobójstwa nie odbywało się za pomocą słowa głoszonego publicznie, lecz innymi kanałami…

Co ciekawsze. W czasie sądu w Moskwie nad generałem Okulickim i towarzyszami, na rozprawie głównej oświadczył niefortunny delegat naszego rządu na kraj, wicepremier Jan Stanisław Jankowski:

[…] w połowie września 1944 roku, kiedy Armia Krajowa walczyła z Niemcami, posiedzenie Rady Jedności Narodowej było zwołane. Postanowiono wszcząć pertraktacje z Niemcami o poddanie się, bośmy nie mogli już walczyć, straty nasze były straszliwe. Nie mieliśmy wcale amunicji i żadnych widoków na jej uzyskanie.
Ale wtedy Armia Czerwona podjęła na nowo ofensywę. Miał miejsce rajd liberatorów, które zrzucały broń i amunicję dla nas.
Sowieckie samoloty zaczęły zrzucać nam amunicję i udało się nam dotrzymać do końca września…
Warszawa nie była jeszcze całkowicie spalona, trzeba było jeszcze trochę węgla podrzucić… Nic dziwnego, że wiadomość o treści narad w Jedności Narodowej dotarła natychmiast do sowieckiego dowództwa. Pewne stronnictwa polskie, biorące udział w Jedności Narodowej, były zaszpiclowane po same uszy.
Czy przynajmniej, gdy Warszawa zginęła w rozpaczliwym, a z wojskowego punktu widzenia wspaniałym boju – Sowiety uszanowały powstanie, czy oddały jej honory wojskowe?
Później tak. W pierwszych miesiącach jednak po powstaniu, w czasie ostatecznej rozgrywki władz sowieckich z Armią Krajową, powstanie było poniżane i wyszydzane.
Oto fragment tegoż sądu nad generałem Okulickim i towarzyszami:
„Prokurator Afanasjew (do Jankowskiego): Wspomina pan kapitulację po powstaniu warszawskim. Jakie były warunki tej kapitulacji?
Jankowski: Mówiłem już, że głównym warunkiem było, aby Armia Krajowa uznana była za armię regularną, żeby jej członkowie nie uznani byli za bandytów…
Przewodniczący Sądu Ulrych: Ale oddaliście broń Niemcom.
Jankowski: Oddaliśmy broń.
Przewodniczący Sądu: Aleście schowali broń przed Armią Czerwoną. Wyście oddali całą waszą broń Niemcom, ale gdy Armia Czerwona oswobodziła Polskę, wyście schowali swą broń przed Armią Czerwoną”.

Każda kapitulacja powoduje oddanie broni. Ileż broni zdobyli Niemcy w miastach sowieckich, gdy przeszli przez całą Rosję aż do Wołgi. Powyższa rozmowa dotyczyła kapitulacji dokonanej w warunkach, w której chyba nigdy żadne miasto nie kapitulowało, bo dokonanej po całkowitym zniszczeniu bronionego obiektu.

III

Władze angielskie były powiadomione o zamiarze wywołania powstania w Warszawie na tydzień przed jego wybuchem. Nie zgłosiły żadnego protestu. Czy mogło im bezpośrednio zależeć na zniszczeniu naszej stolicy? Oczywiście nie. Czy chciały oddać usługę Sowietom, aby się pozbyły kłopotu wynikającego z istnienia Warszawy oraz istnienia Armii Krajowej? Kto to może wiedzieć.
Później, gdyśmy natarczywie domagali się pomocy dla Warszawy, władze brytyjskie odpowiedziały nam, że nie były konsultowane co do wybuchu powstania. Była to niestety prawda i było to jedno z najcięższych przewinień rządu p. Mikołajczyka, ale były uprzedzone i mogły protestować. Rzecz inna, że skuteczna pomoc lotnicza anglo-amerykańska dla walczącej Warszawy była niemożliwa. Wyjaśnił mi to poważny polski generał lotnik, który sam latał w czasie powstania nad Warszawą.

Historycy powstania Warszawy wyjaśnią może w przyszłości rolę p. Retingera, który do Warszawy jeździł z Londynu latem 1944 roku i z niej wyjechał na kilka dni przed wybuchem powstania. Konferował tam ze wszystkimi naszymi politykami i wojskowymi decydującymi. Czyżby w tych rozmowach opuszczano temat wybuchu powstania Warszawy? Czy je odradzał?
Pan Retinger nie reprezentował oficjalnie nikogo. W Warszawie znalazł się, jako… osoba prywatna, jako… turysta. To, co radził, obciążało tylko jego własną odpowiedzialność, człowieka prywatnego i… Polaka. To bardzo wygodne.

IV 

Zachęty zachętami, ale ostatecznie nie byłoby powstania Warszawy, gdyby nasz rząd i nasze władze wojskowe w Londynie i w Warszawie nie chciały tego powstania.

W tej sprawie nie ma winnego, są tylko winni i współwinni. Pan Mikołajczyk wziął odpowiedzialność za powstanie na siebie, ale zrobił to za pomocą gestu, który kazał się domniemywać, że czyni to przez nadmiar szlachetności. A przecież odlatując do Moskwy 25 lipca 1944 roku[2] wiedział, że powstanie wybuchnie, że była wysłana odpowiednia depesza do kraju. Władze warszawskie mogły jednak powstanie zatrzymać, była mobilizacja, potem jej odwołanie, potem ponowna mobilizacja. Widać były jakieś wahania i czyjeś sprężyny zwyciężyły.

Jasne jest, że jeśli chciano tak gwałtownie przyśpieszyć okupację Warszawy przez Rosjan, co naprawdę wcale w ówczesnej koniunkturze potrzebne nie było, i chciano powstanie wywołać, to trzeba było się znieść przedtem najoficjalniej z Anglią, Ameryką i Rosją i operacje uzgodnić. Państwa anglosaskie zapytane oficjalnie zapewne odradzałyby wybuch powstania. Tym byłoby dla nas lepiej. Warszawa istniałaby dotychczas.

V

Istotna odpowiedzialność za powstanie siedzi gdzieś głęboko w kanałach infiltrujących do naszych władz i społeczeństwa fałszywe założenia. Nasi współodpowiedzialni kłócą się, kto jest więcej winien. Powinni wydać białą, a raczej czarną księgę korespondencji z Warszawą w tej sprawie i innych dokumentów, łącznie z minutami rozmów z p. Retingerem. Ale nie ma obawy, aby taka księga pojawiła się kiedyś. Zbyt dużo jest czynników zainteresowanych w tym, aby jej nie było.

Pomiędzy generałem Borem, dowódcą powstania, a marszałkiem Rydzem, wodzem w kampanii wrześniowej, różnica jest zasadnicza. Rydz miał w Polsce faktycznie władzę i wojskową, i polityczną, stąd za klęskę wrześniową ponosi odpowiedzialność całkowitą: i formalną, i materialną. Bór był tylko dowódcą wojskowym, słuchał politycznych rozkazów rządu, wojskowych – naczelnego wodza i prezydenta. Bór jest gorąco atakowany przez przyjezdnych z Warszawy, zarówno narodowców, których jego otoczenie prześladowało, jak lewicowców, których popierało. Ale jako wojskowy, wobec historii Bór będzie miał inną reputację niż Rydz, który miał 33 dywizje piechoty i całe państwo do dyspozycji, walczył tylko 17 dni i uciekł. Bór nie miał nic, miał konspirację tworzoną w fantastycznych warunkach, walczył 63 dni i poszedł razem z żołnierzami do niewoli, zrywając łańcuch naszych wodzów, którzy żołnierzy zostawiali, sami uciekali, jak Rydz z Polski, Sikorski z Francji. Pod dowództwem Rydza wojsko polskie dało mniej, niż świat od niego oczekiwał, pod dowództwem Bora Powstanie Warszawskie bije wszystkie rekordy wytrzymałości. Przez wiele setek lat, dopóki istnieć będzie naród polski, każdy Polak będzie przyznawał, że Powstanie Warszawskie było samobójczym szałem, i będzie miał do niego synowską tkliwość i miłość. Będzie z niego dumny.

W czasie gdy Bór był w niewoli, Niemcy proponowali mu współpracę. Niemcy wymordowali w Polsce kilka milionów ludzi, sponiewierali naszą godność narodową, a teraz, gdy sami znaleźli się na skraju przepaści, przypomnieli sobie o możliwości współpracy z nami. Bór odmówił z pogardą.

Stanisław Cat-Mackiewicz

Fragment pochodzi z książki “”Lata nadziei: 17 września 1939 – 5 lipca 1945”. opublikowanej nakładem wydawnictwa Universitas

[1] W rzeczywistości siły niemieckie skierowane do tłumienia powstania były znacznie słabsze, ich łączna liczebność w całym okresie walk w Warszawie mogła sięgać do 50 tys. żołnierzy.

[2] Mikołajczyk przybył do Moskwy 30 lipca 1944.

Wiara czy wspólny taniec? Co zostanie po ŚDM?

Do karnawałowego charakteru Światowych Dni Młodzieży można mieć różny stosunek – wszak wszechobecny dziś zachwyt nad nimi nie jest dogmatem wiary. Jednak po ŚDM w Krakowie nie sposób nie zauważyć – szczególnie zestawiając je z poprzednimi wydaniami tej imprezy – że polski Kościół jednak różni się od tego w innych miejscach świata.

Żenujące tańce biskupów, tysiące kapłanów udających, że koncelebrują, w rzeczywistości robiąc sobie selfie tabletami, dyskotekowe pląsy na mszach świętych, ubiór młodzieży bardziej przypominający strój plażowicza niż uczestnika nabożeństwa i wołający o pomstę do nieba brak szacunku do Najświętszego Sakramentu – tak właśnie wielu z nas widziało relacje z poprzednich Światowych Dni Młodzieży oraz z Mszy Świętych z udziałem ogromnej liczby osób, jak choćby ta na Filipinach, gdy Najświętsze Ciało Chrystusa podawano wiernym z plastikowych kubków, a potem wierni… sobie z rąk do rąk (sic!). Nic więc dziwnego, że niejeden wzdrygał się przed możliwością powtórzenia tych bezeceństw w Krakowie.

Nic takiego się jednak (może prócz kilku kapłanów w albach ze smartfonami w dłoni) nie stało. Co więcej, należy powiedzieć, że – mimo iż oczywiście wszystkie uroczystości centralne odbywały się w nowym rycie – wszystko odbyło się godnie, o wiele godniej niż choćby w Rio de Janerio czy w Madrycie. Kościół polski organizując Mszę otwierającą ŚDM, Mszę na Jasnej Górze, czy Mszę w Brzegach przypomniał światu (a przede wszystkim rzeszom młodych ludzi) o łacinie – uniwersalnym języku Kościoła! Pamiętając o różnych liturgicznych wynalazkach z poprzednich ŚDM – typu Msza Święta w kilku językach – jest to znaczny krok do przodu.

Podobnie było z muzyką. Możemy być przekonani, że fakt, iż nie skazano nas znów na oglądanie biskupów pląsających w rytm samby, zawdzięczamy temu, iż to właśnie Polacy organizowali tegoroczne uroczystości. Także koncert w Brzegach można różnie oceniać – różne są przecież gusta – ale trzeba zauważyć, że zaproszenie tam chociażby Adama Struga, świadczy o wyciągnięciu ręki do tej mniejszości, która pamięta, że Kościół to wspólnota nie tylko tych, którzy żyją dziś, ale i tych, którzy żyli przed wiekami. A „Bogurodzica” wykonana przed papieską Mszą z okazji 1050-lecia chrztu naszego kraju musiała zachwycić każdego Polaka na błoniach jasnogórskich i przed telewizorami.

Papież i media

Częścią ŚDM była też oczywiście papieska pielgrzymka do Polski. Zgodnie z oczekiwaniami została ona wykorzystana przez media do własnych rozgrywek. Słyszeliśmy więc niewyobrażalne historie o tym, że oto Kościół ma być dziś hiper-ekumeniczny i turbo-tolerancyjny, a każde słowa papieża były interpretowane na wszystkie możliwe sposoby. Rzadko jednak interpretacje te szły w parze z chrześcijańską teologią – liczni dziennikarze komentujący słowa papieża jak ognia unikali słowa Chrystus, skupiając się wyłącznie na wskazówkach papieża zachęcającego do podejmowania dzieł charytatywnych. Do złudzenia przypominało to relacje z wizyt Jana Pawła II, gdy nigdy nie słyszeliśmy powtórek z papieskich homilii o Zbawicielu, a do znudzenia pokazywano nam jego sympatyczną opowieść o kremówkach.

A papież? Franciszek zaskoczył lewackie media, które od pół roku błagały go w każdym wydaniu swych organów prasowych o zruganie polskich władz za ich stosunek do muzułmańskich imigrantów. Co prawda mówił o nich do polityków, ale podkreślił, że każdy kraj ma własne zasady i tradycje i może pomagać uchodźcom tak, jak uzna to za słuszne. Rzecznik papieża, ksiądz Federico Lombardi – odpowiadając na zaczepne pytania zachodnich dziennikarzy – przestrzegł przed surowym ocenianiem polskiej polityki wobec imigrantów. Zasugerował, że Watykan doskonale rozumie polską specyfikę i to, że nie ma u nas problemu z islamem, więc bez sensu byłoby go tworzyć. Mimo tego media postanowiły powtarzać to, co Franciszek mówił potem do młodych ludzi z całego świata – jakby to właśnie te słowa były skierowane do polskiej premier.

Jednak Ojciec Święty powiedział do polskich polityków coś zgoła innego i znacznie bardziej konkretnego – nakazał im zakazać aborcji. Skierował to do polskiego prezydenta, premier, marszałków Sejmu i Senatu, członków rządu i parlamentarzystów słowa, znacznie rzadziej cytowane przez główne media, dlatego przypomnimy je w tym miejscu: Polityka społeczna na rzecz rodziny, pierwszej i podstawowej komórki społeczeństwa, aby wspierać te najsłabsze i najuboższe, pomagając im w odpowiedzialnym przyjęciu życia, stanie się w ten sposób jeszcze bardziej skuteczna. Życie musi być zawsze przyjęte i chronione – zarówno przyjęte jak i chronione – od poczęcia aż do naturalnej śmierci, i wszyscy jesteśmy powołani, aby je szanować i troszczyć się o nie. Z drugiej strony do zadań państwa, Kościoła i społeczeństwa należy towarzyszenie i konkretna pomoc wszystkim, którzy znajdują się w sytuacji poważnej trudności, aby dziecko nigdy nie było postrzegane jako ciężar, lecz jako dar, a osoby najsłabsze i najuboższe nigdy nie były pozostawiane samym sobie.

Po tej wypowiedzi papieża już żaden „katolik-otwarty” zaczadzony ideologią „rozdziału Kościoła od państwa” nie będzie mógł powiedzieć, że zakaz aborcji dotyczy li tylko katolickich sumień, i nie można go penalizować, bo w kraju żyją też niewierzący. Papież o konieczności ochrony życia od poczęcia mówił bowiem właśnie do polityków, i to w kontekście „polityki społecznej”!

A co Franciszek mówił do biskupów? Z relacji przewodniczącego episkopatu wynika, że papież między innymi potępił ideologiczną kolonizację.

Czy słyszeli o tym Państwo w telewizji? No właśnie.

Droga Krzyżowa prześladowanych

Mimo, iż najwięcej mówiło się w tych dniach o „tańcu i radości”, nie zabrakło też wspomnienia prześladowanych Chrześcijan. Wstrząsająca relacja młodej Syryjki podczas czuwania modlitewnego w Brzegach pozostanie na długo w pamięci obecnych tam osób. Tak jak odpowiedź innej dziewczyny z tego kraju na pytanie dziennikarza TVN, próbującego wymusić na niej, by powiedziała, że Polacy powinni przyjąć wszystkich uchodźców – odparła mu, że Polacy powinni się za Syryjczyków przede wszystkim modlić.


Świadectw nie brakowało również w kościołach Krakowa – Kościół wreszcie odważył się mówić głośno o prześladowanych i o powodzie ich cierpienia. Do tej pory bowiem, w imię jakichś niezrozumiałych politycznych układów, rzadko mówiono o tym, że zabija się ich za wiarę w Chrystusa. Tym razem młodzi usłyszeli, że gdy oni tańczą na ulicach Krakowa, ich braciom w wierze ucina się głowy.

Kardynał Dziwisz otwierając ŚDM poświęcił uwagę kapłanowi zamordowanemu we Francji przez islamistów. Był to dobry, piękny i potrzebny gest. Szkoda, że postać Jacquesa Hamela nie pojawiała się w kolejnych przemówieniach ostatnich dni.

Kłamstwa o Polsce

Gdy papież wyjeżdżał z naszego kraju, ksiądz Lombardi powiedział, że Franciszek „doświadczył piękna polskiego Kościoła”. To kolejne słowa, które nie przebiją się do mediów głównego nurtu – wszak one skupiły się na tym, by Ojca Świętego przeciwstawiać polskim biskupom. Proces szkalowania polskiego Kościoła i Polski w ogóle w tych dniach przyspieszył – dziennikarze zza granicy posuwali się nawet do licznych kłamstw, by papieża przedstawić jako niezadowolonego ze spotkania z naszymi władzami.

A co tymczasem odkryli młodzi rodacy tych dziennikarzy? Ze zdumieniem zrozumieli, że ich świat – zdegenerowany Zachód – mógłby dziś wyglądać trochę inaczej. Wielu z nich ze zdumieniem pytało, jak to możliwe, że w Polsce bez problemów można modlić się na ulicy, nosić krzyżyk na piersi i przyznawać się do Chrystusa?!

Dziękujmy za to Bogu! Jak również i za to, że nikt w naszym kraju się nie wysadził – wszak i tego bardzo się obawialiśmy.

Bóg na pierwszym miejscu

Ostatnie dni z pewnością doprowadziły do furii niejednego ateistę. Słowa „Chrystus” i „wiara” padały jednak w telewizji tysiąckroć częściej, niż w innych okresach. Mimo tego, częściej padały słowa: „taniec”, „entuzjazm” i „kolorowo” – ale to akurat nie tylko wina mediów. Trzeba też zauważyć, że przez cały tydzień w polskich mediach nie mówiło się o niczym innym, jak tylko o modlących się ludziach. Miejmy nadzieję, że wyniknie z tego dobro. I że jednak to nie „wspólny taniec”, ale obiecana nam przez Jezusa Chrystusa perspektywa życia wiecznego będzie tym, czym Kościół będzie zachęcał ludzi do nawracania się i trwania w świętej wierze.

Ktokolwiek śledził Światowe Dni Młodzieży mógł być pod wrażeniem widoku 1,5 miliona ludzi adorujących Chrystusa ukrytego w Najświętszym Sakramencie. Daj Boże, by cześć dla Niego wśród katolików rosła – tak, by podczas następnych Światowych Dni Młodzieży, podczas adoracji klęczeli już jednak wszyscy pielgrzymi.

Krystian Kratiuk

 

 

Ostatnia reduta Powstania?

W polskiej historii powstania odgrywają szczególną rolę. Nie tyle może jako nauka, z której należy wyciągać wnioski na przyszłość, co raczej jako silne przeżycie emocjonalne. Adam Grzymała-Siedlecki wspomina, jak to jesienią 1918 roku przez Warszawę przeciągały jedna za drugą patriotyczne manifestacje. Przy jednaj takiej okazji spotkał znajomą, konspiratorkę, Sybiraczkę. Padli sobie w objęcia i Grzymała-Siedlecki powiada: widzi pani, wreszcie doczekaliśmy się niepodległości! – No tak, odpowiedziała jego rozmówczyni. – To wielkie szczęście, żeśmy doczekali, ale… – Jakie „ale” – zdumiał się Siedlecki. – Co za „ale”? – Ale już powstań nie będzie – z nutką melancholii w głosie wyjaśniła znajoma.

Tymczasem wszystkie polskie powstania zawierają jakąś mroczną zagadkę. Do wybuchu insurekcji kościuszkowskiej doszło do na skutek decyzji rosyjskiego posła i ministra nadzwyczajnego i pełnomocnego w Rzeczypospolitej Igelstroma, który zredukował o połowę etat wojsk polskich. Bardzo możliwe, że była to prowokacja obliczona na wywołanie powstania, w następstwie którego państwo polskie zostałoby zlikwidowane. Jeśli tak, to prowokacja udała się całkowicie; powstanie upadło, a państwo polskie przestało istnieć. Podobnie zagadkowe przesłanki towarzyszyły wybuchowi Powstania Listopadowego. Na podstawie postanowień Kongresu Wiedeńskiego, Królestwo Polskie było złączone z Imperium Rosyjskim jedynie unia personalną – ale miało własne wojsko, Sejm, walutę i szkolnictwo, a językiem urzędowym był język polski. Mikołaj I metodą faktów dokonanych stopniowo ograniczał te odrębności, co oczywiście wywoływało oburzenie w Królestwie, podsycane przez rozbudowane loże masońskie, powiązane z Wielkim Wschodem Francji, który ekscytował Polaków do wywołania powstania, by jego tłumienia związało wojska rosyjskie, które wskutek tego nie mogły interweniować w Belgii i Francji. O tym „eskcytowaniu” wspomina „Warszawianka”: „Słońcem lipca (tzn. rewolucji lipcowej we Francji, w następstwie której na tronie osadzony został Ludwik Filip – SM) podniecany woła do nas z górnych stron: powstań Polsko, skrusz kajdany, dziś twój triumf, albo zgon”. Nastąpił oczywiście „zgon”, to znaczy – likwidacja resztek autonomii Królestwa, które stało się integralną częścią Imperium Rosyjskiego – ale Belgia utrzymała niepodległość. Wreszcie Powstanie Styczniowe; żydowski finansista Leopold Kronenberg wyłożył milion rubli na zakup broni dla Powstania. Zakupiona w Anglii broń wpadła w ręce Rosjan za sprawą rosyjskiego agenta Tugenholda, który był sekretarzem płk Teofila Łapińskiego, organizującego ten przerzut. Nie to jednak jest najbardziej zagadkowe, tylko fakt, że po upadku Powstania, cesarz rosyjski odznaczył Leopolda Kronenberga Orderem św. Włodzimierza i nadal mu tytuł szlachecki, zaś Żydzi, których zrównał w prawach jeszcze margrabia Wielopolski, wykupywali za bezcen majątki skonfiskowane przez rząd za udział w Powstaniu. Konfiskaty objęły 4254 majątki ziemskie nie licząc zaścianków i mienia ludności miejskiej. Można powiedzieć, że na Powstaniu Styczniowym najbardziej skorzystali Żydzi, zwielokrotniając swój stan posiadania kosztem Polaków, no i oczywiście Rosja, która ostatecznie zlikwidowała wszelkie ślady autonomii Królestwa, ustanawiając w jego miejsce Kraj Prywiślański.

Jeśli chodzi o Powstanie Warszawskie, najbardziej zagadkowa wydaje się postać gen. Leopolda Okulickiego, który prawdopodobnie został zamordowany w Moskwie w roku 1946, a w 1944 roku był najbardziej aktywnym zwolennikiem wywołania w Warszawie powstania. A oto co na ten temat pisze w swoich „Dziennikach” pod datą 16 sierpnia 1944 roku Józef Goebbels: „Tymczasem rząd (brytyjski – przyp. SM) trzyma się niezmiennie i sztywno promoskiewskiego kursu. Zresztą w tym momencie nie pozostaje mu nic innego. Widać to teraz znowu przy okazji dyskusji na temat partyzanckiego powstania w Warszawie. Prasa angielska nazwała je już teraz «brudnym interesem». Najwyraźniej polscy emigranci w Londynie wezwali warszawskich partyzantów do oporu, ponieważ sądzili, że Stalin niezwłocznie wkroczy do Warszawy. Stalin jednak nie zrobił im tej uprzejmości. Wskutek tego warszawski ruch oporu został wystawiony na masowe działanie naszej broni; skutki można sobie wyobrazić. Ruch podziemny poniósł ogromne straty i można go uważać za całkowicie wyeliminowany. Nawet jeśli tu i ówdzie stawia się na ulicach Warszawy silny opór, to nie ma to już większego znaczenia. Tym samym polscy emigranci w Londynie utracili swoje jedyne oparcie w polskiej stolicy, a Stalin w najtańszy sposób skatynizował polską arystokrację i obóz narodowo-polski. I taki był chyba cel tego przedsięwzięcia.” Wprawdzie Goebbels jest dzisiaj uważany za „ojca kłamstwa”, ale co nam szkodzi zapoznać się również z jego opinią, zwłaszcza, że dzieło „katynizacji” polskiego elementu patriotycznego kontynuowali później agenci Stalina: Jakub Berman i inni Żydzi, których zatrudnił, by tresowali tubylców do komunizmu.

No i jaki mamy dzisiaj tego epilog? Oto grupa kombatantów – powstańców warszawskich – zbojkotowała uroczystości 30 lipca w Muzeum Powstania Warszawskiego, między innymi z uwagi na obecność na nich prezydenta Andrzeja Dudy, który zapowiedział wszczęcie procesu lustracyjnego pana generała Aleksandra Ścibora-Rylskiego, przez IPN podejrzewanego o agenturalną współprace z Urzędem Bezpieczeństwa. Sygnatariusze apelu do prezydenta Dudy twierdzą, że „to nie generał współpracował, tylko nieświadomie bezpieka współpracowała” i apelują, by położył kres „chamskiej działalności IPN”. Czyżby to była ostatnia reduta Powstania Warszawskiego?

Stanisław Michalkiewicz

 

Najnowsze komentarze
    Archiwa
    055220